niedziela, 9 lutego 2014

Darnell i Maddock czekaja kochani...

Świąteczny pocałunek
AkFa






Rozdział piąty

– Cięcie! Mamy to – zaanonsował zadowolony Brouyer.
Maddock miał wrażenie, że kolana zaraz ugną się pod nim z ulgi. Był przerażony, bo to było chyba czwarte podejście i jakoś nie czuł, żeby była wielka różnica tym razem w porównaniu do poprzednich, choć naprawdę się starał. Patrzył w oczy obcych mu ludzi, wyjawiając sekrety i problemy nieistniejącego „Jasona”, a mimo to na jakimś poziomie świadomości miał wrażenie, że ta scena odbywała się tysiące razy. Gdzieś, ktoś płakał, krzyczał, bluzgał i wyzywał. Była rozpacz tak żywa, że zamieniała się w fizyczny ból. Nadzieja i pragnienia niedające się zagłuszyć. Były kłótnie i złość. Dramatyczne, a niekiedy nawet drastyczne akty towarzyszyły tym najważniejszym dla wielu osób momentom.
Ludzie uzurpowali sobie prawdo do wydawania opinii, oceniania, nakazywania i zakazywania nie bacząc na ból często najbliższych im osób. Słowami i czynami zmieniając czyjeś życie w koszmar. Najgorsze jednak było, że w zastraszającej przewadze to rodzina, przyjaciele i współpracownicy wyjawiającego swoją orientację seksualną człowieka mieli się za poszkodowanych. Za ofiary obrzydliwego „stylu życia” który niby wybierały sobie osoby homoseksualne. Nie trudno było więc pojąć, co kierowało Sterlingiem, kiedy kład tak wielki nacisk na to, ażeby ukazać ludziom, co się dzieje w duszach nieszczęśników muszących walczyć o siebie i godne życie, odsłaniając się jednocześnie na ciosy, ocenę i krytykę w tym jakże ważnym momencie.
Statyści i jeszcze przed chwilą drwiący z „Jasona” pseudo przyjaciele podeszli do niego, aby z uśmiechami, pochwałami i komentarzami poklepać Maddocka po plecach i piersi. Dla nich najwyraźniej spisał się bardzo dobrze. Widział po ich minach, że byli zmęczeni, ale i zadowoleni, że przebrnęli przez najtrudniejsze momenty. Wielu z nich było profesjonalistami. Aktorami serialowymi i teatralnymi. Ci, którzy zgłosili się wolontaryjnie, a byli to w dużej mierze członkowie LGBT, mieli miesiące na przygotowanie się, nie tak jak Maddock. On przez większość czasu nie miał pojęcia, co robić, gdzie patrzeć i co mówić. Próby i nagrania wyglądały definitywnie inaczej niż to sobie wyobrażał. A z całą pewnością nijak nie przypominały gotowego produktu.
Łapiąc oddech Maddock podziękował jakiemuś asystentowi za wręczenie mu do ręki wielkiej butelki wody mineralnej. Był spragniony i było mu przeraźliwie gorąco. Lampy grzały na nich jak wielkie grzejniki. Czuł się nieswojo, bo pot spływał mu pod granatową koszulą, w którą wcisnęła go garderobiana. Przynajmniej mógł zachować swoje jeansy. Jakby to nie było absurdalne, to dawało mu to namiastkę komfortu.  
Dźwiękowcy, kamerzyści i coś jakby blisko setka innych osób – a przynajmniej tak wydawało się Maddock’owi – biegała dookoła bez składu i ładu, szykując się do kolejnego, barowego ujęcia.
Sama myśl o tym posyłała wariację nerwowej ekscytacji i zwyczajnej paniki przez jego ciało. To miała być kulminacja ich projektu, co na dłuższą metę oznaczało prawie koniec i powrót do rzeczywistości. Drżał jednak za każdym razem, kiedy o tym myślał. Tym bardziej, że im usilniej próbował, to sobie wyobrazić, tym więcej obaw rodziło się w jego głowie. Wszystko mogło pójść źle. Gorzej mógł zrobić z siebie idiotę. Już teraz nie potrafił zachować zimnej krwi, szczególnie kiedy chodziło o jego niereformowalnego partnera.
Próbując spamiętać wszystkie rady, których udzielił mu Darnell przed nagraniem, Maddock miał mętlik w głowie. Próbował jednak wszystkiego, aby zapanować nad rodzącą się jego piersi paniką. Posługując się każdą techniką relaksacyjną, jaką znał, spróbował się uspokoić. Przebrał się właściwie na autopilocie. Dał się uczesać i ucharakteryzować bez mrugnięcia okiem, nie odzywając się, tylko intensywnie myśląc o scenariuszu i swojej roli. Otaczający go ludzie być może zdawali sobie z tego sprawę, bo nikt go nie kłopotał, a może zwyczajnie wszyscy byli zbyt zajęci, żeby przejmować się jego lekkim załamaniem nerwowym.
Zanim się obejrzał już był w gwarnym barze, siedząc na wysokim stołku, ściskając w ręce szklaneczkę. Od momentu, kiedy kamera wystartowała był jak w transie. W głowie jak echo słyszał głos Darnella:
„Musimy pokazać, że nam na sobie zależy. Że się lubimy, znamy, jesteśmy blisko, że twój wielki sekret to był wstrząs, ale ostatecznie nic się nie zmienia między nami. Oczywiście nie od razu. Wiadomo, że nic nie jest proste. Chodzi jednak o emocje i pragnienia, o bezpieczeństwo, które czujemy przy sobie i wiarę w siebie nawzajem. Obojętnie, co robią inni, co myślą i jak cię traktują, Ty uświadamiasz sobie, że zależy ci tylko na mojej opinii i to cię boli najbardziej, bo odziera cię z poczucia bezpieczeństwa.”  Pod powiekami widział jak mężczyzna chodził niespokojnie wypluwając słowa jak z karabinu. W pewnym momencie Maddock nie był nawet pewien, do kogo Darnell się zwraca. Do siebie czy do niego, próbując go ukoić. Sam bowiem nie wyglądał na uspokojonego. Intensywnie myślał, chodząc wokół Maddocka, od czasu do czasu machając rękoma dla emfazy. Wielka zmarszczka przecinała jego czoło i tylko jeszcze się pogłębiała z każdym słowem. Ostatecznie, łapiąc go za kark i patrząc w oczy oświadczył, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko zapomni, że nie jest Maddock’iem, a „Jasonem” na ten krótki moment.
Łatwiej jednak było powiedzieć niż zrobić. Ledwie potrafił wydusić słowo „gej”, gdy autował się przed swoją nieprawdziwą rodziną i oszukanymi znajomymi. Obojętnie ile razy to mówił, nie stawało się ani odrobinę prostsze. Jego mózg zdawał się zawieszać za każdym razem i bezsensowne, bezzasadne obawy i obiekcje rodziły się w jego umyśle. A przecież nie miał nic przeciwko gejom. Szanował ich jak każdego innego człowieka. To tylko jego głupie, zakorzenione gdzieś głęboko w jego umyśle skojarzenia blokowały jego rozsądek i rozum. Nie był z siebie dumny. Właściwie wstydził się, że jest tak płytki i pusty. Nie zazdrościł im niemniej jednak pozycji, w jakiej już na starcie się znajdowali.
Nie musiał wcale udawać, że był nerwowy i przestraszony. Śmiechy i docinki nieprawdziwych znajomych, które znosił siedząc w zainscenizowanym barze, w którym uprzednio bawił się ze swoim niby–przyjacielem „Keith’em”, dźwięczały mu w głowie jak dzwon. Jak ktoś mógł to przeżyć i wyjść bez szwanku na duszy i umyśle? Jak drętwy wpatrywał się w swoją szklankę oszukanej whisky i nie musiał wcale symulować przygnębienia.
Kiedy w końcu jeden ze statystów niby przypadkiem go potrącił wylewając zwartość na blat, śmiejąc się przy tym szyderczo, Maddock poderwał spojrzenie. Nawet nie pamiętał czy powinien coś powiedzieć. A jeśli tak, to co to miało być? Przyjaciel „Jasona” nie pokazał się od momentu, kiedy ten bardzo niezdarnie przyznał się do swojej orientacji. Nie mógł, więc liczyć na wsparcie z jego strony, a jednocześnie nie chciał zrezygnować z życia, jakie do tej pory wiódł. Maddock jednak miał wrażenie, że życie „Jasona” takie, jakim je znał do tej pory, skończyło się nieodwołalnie.
– Chyba ten palant jest ci winien drinka – odezwał się cicho za plecami Maddocka „Jasona” Darnell „Keith”. Mężczyzna stojąc z rękami wspartymi na biodrach obciągniętych ciasnymi jeansami w lekkim rozkroku, mierzył złowrogim wzrokiem nadal dowcipkujących klientów baru. Widać było, że szykował się do walki. Mięśnie tańczyły pod jego cienką czarną podkoszulką napięte na samą myśl o czekającej go konfrontacji. „Keith” marszcząc brwi, szczerzył zęby prawie warcząc. Stał tam jak pan i władca na krawędzi świata dumnie wyzywając swoich przeciwników i nie unikając kontaktu wzrokowego z mężczyznami dręczącymi jego przyjaciela. Maddock był pod wrażeniem, jako „Jason” pokręcił jednak głową lekko.
– Nie warto – wymamrotał, próbując przeforsować słowa przez zaciśnięte z nerwów gardło. „Jason” nie śmiał marzyć, że jego przyjaciel wrócił. Kilka ostatnich dni nauczyło go, że może się okazać, że „Keith” chce go wysłać na terapię, do jakiegoś księdza albo wmówić mu, że nie jest żadnym gejem tylko się pomylił. Tak przecież postąpiła połowa otoczenia, w którym żył.
Zerkając niepewnie, obserwował swojego przyjaciela. „Keith” ze swoją dobrze zbudowaną, postawną sylwetką był imponujący. Nie fazowała go przewaga zebranych mężczyzn w barze. Zresztą mogłoby się wydawać, że to zawsze była ta sama ekipa. Nie wszyscy jednak wpatrywali się w nich jakby dawali darmowe widowisko. Wielu dyskretnie obracało głową, jak gdyby nie chcieli być świadkami awantury, która wisiała w powietrzu. Przekonał się już nie raz, że ludzie woleli udawać, że nic nie widzą, niż być wciągnięci w cudze problemy. Miał nadzieję, że on taki nie był, choć sam nie wiedział jakby się zachował gdyby role były odwrócone.
– W takim razie ja ci postawię drinka – odparł „Keith” siadając na barowym stołku tuż przy nim. Po sekundzie wahania i niepewności, zaledwie na ułamek sekundy spoglądając w oczy „Jasonowi”, przysunął się do niego epatując opiekuńczością. Widać znów był na misji. „Jason” czuł ulgę pomieszaną z jeszcze większą konfuzją. Co to oznaczało dla ich przyjaźni?
– Keith – wymamrotał „Jason”, ale to Maddock nie pamiętał tekstu. Uczył się, powtarzał do znudzenia, ale co tak naprawdę mówi jeden mężczyzna do drugiego, kiedy przez x lat ukrywało się o sobie prawdę? „Keith”, a może to Darnell obrócił się na taborecie w jego stronę i łapiąc go za kark, w dobrze już znany Maddock’owi sposób, przyciągnął do siebie.
– Przestań. Zajęło mi trochę czasu, aby wyciągnąć głowę z tyłka, ale teraz tutaj jestem. Nic się nie zmieniło. Zawszę będę obstawiał twoje tyły. –  Śmiejąc się drętwo z własnego nieszczęsnego formułowania, „Keith” potrząsnął swoim towarzyszem lekko, próbując niefrasobliwością pokryć gafę. Gafę, która najwyraźniej jego dużo bardziej niepokoiła niż „Jasona”. Może miał dobre intencje, ale kiepsko mu szło. Ile czasu teraz potrwa zanim wszystko między nimi wróci do normy? A każde słowo nie będzie miało podtekstu w sobie?
– Naprawdę, nic się nie zmieniło? – Tym razem Maddock naprawdę wczuł się w „Jasona”. Sam był ciekaw. Co byłoby najważniejsze dla człowieka, który postawił wszystko na szali, aby móc być sobą i aby móc wreszcie spróbować żyć tak jak tego pragnął? Brouyer i tak był wizjonerem, szybko umiał rozpoznać dobry materiał, była więc duża szansa, że nie ukatrupi Maddocka za zmiany w tekście. Patrząc w oczy swojego nowego przyjaciela, pochylił się w jego stronę. Zaskoczony „Keith” zesztywniał przy jego boku. – Nie rusza cię fakt, że będę spotykał się z mężczyznami, że być może będę ich przyprowadzał na nasze spotkania? Dotykał, może nawet całował w twojej obecności? Nie będziesz do końca życia zastanawiał się czy nie myślę o tym, aby cię przechylić przez oparcie kanapy i dobrać się do twojego tyłka?
– Jason… – Widząc wielkie oczy „Keitha”, „Jason” od razu wiedział, że dokładnie to przeszło jego przyjacielowi przez głowę. Nie żeby się dziwił. Każdy i to dosłownie każdy w pierwszej kolejności miał seksualne skojarzenia, gdy chodziło o homoseksualizm. Z biseksualizmem to było o wiele bardziej skomplikowane. Tego ludzie zdawali się w ogóle nie pojmować.
– Jak możesz uważać, że nic się nie zmieniło, kiedy to ja się zmieniłem? Już nie jestem wstanie udawać, że podobają mi się kobiety, które pokazujesz mi palcem. Nie mogę ukrywać zainteresowania przystojnymi mężczyznami. Czy to jest dla ciebie jasne?
Cisza zapadła między nimi wypierając gwar i muzykę. Ludzie zniknęli, kiedy „Jason” i „Keith” mierzyli się wzrokiem. Znajdowali się zbyt blisko siebie jak na komfort Maddocka. Zdecydowany jednak był nie wypaść z roli. Twarz jego partnera była skupiona i poważna, a niebieskie oczy bez trudu wytrzymywały wyzwanie „Jasona”, choć sam Maddock drżał w środku z obawy i niepewności. Co on do cholery najlepszego wyprawiał?
– Czy po za faktem, że mój tyłek może ci się ewentualne podobać, co oczywiście świadczy o twoim świetnym guście, coś jeszcze się zmieniło? Urosła ci druga głowa? Masz zamiar jeść niewinne dzieci na śniadanie? Molestować bezbronnych mężczyzn? A może rozbijać małżeństwa, podrywając bogobojnych, chcących, ale niemogących ci się oprzeć mężów? Czy twój charakter się zmienił? Straciłeś nagle poczucie humoru? Będąc gejem chyba nie oznacza, że przestałeś być nagle praworządny, porządny i dobry… – pytał cicho „Keith”, szukając jednocześnie odpowiedzi w samym sobie, bo Darnell z tym jego kpiącym uśmieszkiem przebijał się przez postać, którą miał grać.
– Ja po prostu widzę mężczyzn tak jak ty widzisz kobiety – skonkludował ostatecznie Maddock sam zdziwiony tak prostą i oczywistą prawdą. Nagle dotarło do niego, co przeraża większość z nich. – To właśnie przeraża niektórych mężczyzna najbardziej – powiedział patrząc w oczy Darnella. – Że zostaną potraktowani przez innych mężczyzn dokładnie tak jak oni traktują kobiety…
– To i myśl, że mogą mieć mniejszego! – palnął Darnell wypadając z roli. Widząc zdębiałą minę swojego partnera, trącił go ramieniem śmiejąc się. – Wyluzuj. Wszystko będzie dobrze. Jestem mądrym chłopakiem i mam kręgosłup. Nie straszne mi nowe przygody, w które możesz nas wpakować.
Maddock nie wiedział, co myśleć, nie umiał jednak stłumić uśmiechu, który wymusił z niego Darnell. Coraz częściej mu się to zdarzało. Ten facet po prostu zdzierał jego mury obronne wytrwałością i czarem. Nie, żeby przyznał się do tego bez bicia w tym dziesięcioleciu, jeśli w ogóle kiedykolwiek.
– Chcesz mi wmówić, że nie wybiłbyś mi zębów, gdybym spróbował cię pocałować? – zapytał „Jason”, natychmiast czując jak całą jego twarz zalewa rumieniec zażenowania. Teoria była prostsza niż praktyka. Nie wystarczyło wiedzieć, co miał zrobić. Musiał jeszcze zmusić swoje ciało do reakcji. W ustach mu zaschło, gdy tylko jego umysł zawędrował w te rejony, a na myśl o faktycznym pocałowaniu Darnella serce waliło mu o żebra jak spłoszone zwierzę i nie był w stanie wykrztusić dalej swojej kwestii. Miał też przytłaczającą pewność, że z tak bliska jego partner bez trudu widział jego zakłopotanie i niepewność, co tylko pogarszało całą sytuację. Raz jednak ruszając przed siebie, jak każdy dobry biegacz, był zdecydowany brnąć do końca.
Nieprawdziwy, a jednak bardzo realny „Keith” zlewając się z Darnell’em w jedną irytująco autorytatywną osobę, wyszczerzył zęby w uśmiechu. Przechylając lekko głowę na bok rzucił mu wyzywające spojrzenie. W oczach miał niebezpieczny błysk i Maddock czuł jak pot spływa mu po plecach.
Chwilę później bez odpowiedzi i bez ostrzeżenia pochylił się w stronę Maddocka i uchwycił jego lekko rozchylone usta w gorący pocałunek. Lekkie tchnienie oddechu ich dzieliło na ułamek sekundy, a potem zdumiewająco ciepłe i miękkie wargi mężczyzny złapały go w pułapkę, i zniewoliły na moment. Oczy same mu się zamknęły – automatycznie, jakby ze strachu, walcząc do końca z rzeczywistością – zanim jeszcze doszło do pierwszego kontaktu, a powieki jakby niespodziewanie ważyły tonę.
Nieoczekiwany dotyk wyrwał westchnienie z gardła sportowca. Nierealne i zdumiewające emocje targnęły jego duszą, zmieniając się w realny ucisk w piersi. Najpierw delikatnie, ale stanowczo Darnell uwięził go w pocałunku, swoimi wargami obejmując jego usta, a potem przywarł z całych sił, ssąc lekko. Pieszczota była subtelna i zdecydowanie przyjemniejsza niż Maddock śmiał sobie wyobrażać. Ich wargi pasowały do siebie idealnie. Pewne i zdeterminowane, złączone mocno ocierały się o siebie kusząc i zachęcając do zabawy. Usta Maddocka same musiały odwzajemniać pieszczotę, bo przecież on sam był zbyt zdumiony własną reakcją, ażeby choć drgnąć. Umysł aktywowany pożądaniem rejestrował każde muśnięcie. Chciał chyba wchłonąć i zapamiętać, każdy dotyk, który rozbudzał tysiące zakończeń nerwowych w jego ciele, odbierając mu opanowanie. Co on zresztą wiedział w tym momencie? Kolorowe wzory tańczyły pod jego ciasno zaciśniętymi powiekami. Dygotał od momentu, kiedy poczuł wielką dłoń Darnella na swoim karku. Tak znajomą i krzepiącą już dla niego, że aż go to przerażało. Skóra płonęła mu od tego niewinnego dotyku. Całe mrowienie właśnie stamtąd rozpływało się po jego skórze jak zimna fala. Nie mógł wziąć oddechu, bo seksowny, męski zapach jego przyjaciela wypełnił mu nos i głowę. Budził w nim głód.
Nieświadomie musnął językiem wargi Darnella. Chciał je tylko zwilżyć. Czuł nieprzepartą potrzebę, aby to uczynić, a zbyt słaby był, aby sobie odmówić. Usta jego partnera jednak rozchyliły się bez protestu i oporu, wciągając go głębiej w gorące, wilgotne wnętrze. Obaj westchnęli z ukontentowaniem, kiedy ich języki prześlizgnęły się po sobie. Ulga wypełniła ich ciała. Tylko, że Maddock prawie tego nie słyszał, bo cała krew buzowała mu uszach. On chciał tylko przycisnął się bliżej do silnego ciała władającego jego ustami mężczyzny i poddać się, choć na chwilę. Zanurzyć w przyjemności, którą czuł.
– Cięcie! – Krzyk Brouyera był jak kubeł zimnej wody wylany wprost na rozpaloną głowę Maddocka. Studio pełne ludzi i fałszywy bar wróciły nagle jakby przeniesione z innego wymiaru. Maddock nie zdawał sobie sprawy, że całe otoczenie dla niego zniknęło już jakiś czas temu. Zdezorientowany spojrzał na biorącego drżące oddechy Darnella. Mężczyzna wyglądał na wstrząśniętego, co sprawiło Maddock’owi absurdalnie wiele satysfakcji. Świadomość, że wywarł takie wrażenie na swoim partnerze pozwoliło mu się łatwiej pogodzić z tym, że jego własne ciało go zdradziło, a mózg nagle stwierdził, że otworzyło się przednim milion nowych możliwości, których nie brał nigdy wcześniej pod uwagę i z których nagle nie miał zamiaru zrezygnować. Nie miał czasu jednak na analizę pogoni myśli w swojej głowie, bo starszy mężczyzna był wyraźnie niezadowolony i nie omieszkał wszystkim to uświadomić. – To nie tak miało być! Jason całuje Keitha do cholery! Nie na odwrót. Ja pierdolę, co się tutaj dzieje? Czy nikt już nie pamięta co ma robić?
Zdumieni nagłym wybuchem, obaj z Darnell’em spojrzeli na podminowanego reżysera, szalejącego po studiu. Stojący przy nim podejrzanie zaczerwieniony Parker wpatrywał się w swoje buty z uporem godnym lepszej sprawy. Cała jego sylwetka wręcz krzyczała o dyskomforcie i napięciu. Maddock zamrugał niepewnie. Nawet nie był pewien, o co właściwie chodziło. Czuł jak cała twarz go pali, a jego na wpół wzwiedziony członek obscenicznie wypycha przód czarnych spodni. Dobrze, że siedział, bo konfrontacja z bratem swojego partnera była ostatnim czego pragnął, zwłaszcza w takim stanie.
– Robimy powtórkę! – zarządził reżyser, kiedy jednakże Parker wymamrotał coś do niego przez zaciśnięte zęby, facet wyglądał jakby był na dobrej drodze do dostania apopleksji na miejscu. – Za dziesięć minut – dodał opornie. Organizator jednak nie ugiął się, nadal cedząc jakieś polecenia i jednocześnie przyszpilając mężczyznę do podłogi lodowatym spojrzeniem, które także Darnell opanował do perfekcji, a którego odbiorcą Maddock był już kilkukrotnie. Nie dziwił się, że Brouyer wyglądał jakby miał za moment wyjść siebie. Bracia Kimrey potrafili zaleźć człowiekowi za skórę. – Macie wolne! – zaanonsował ostatecznie reżyser z miną maniakalnego mordercy. – Dogramy przesłanie po lunchu. Co ja przecież wiem? Jestem tylko jakimś tam reżyserem! Co tam scenariusz, co tam moje polecenia? Czy ja w ogóle wiem, o czym gadam? Ależ skąd! Mi tylko każą dokonać cudów! – Mężczyzna szturmem wypadł ze studia nie oglądając się na wściekłego Parkera. Zresztą ten chwilę później podążył jego śladem, starając się aż za bardzo, aby nie wyglądało na to, że zrejterował z placu boju. Sztywna sylwetka zdradzała go jednak przy każdym wolnym kroku, jaki zrobił.
Maddock w ułamku sekundy zrozumiał, że nie będzie powtórki ostatniego ujęcia. Cokolwiek Parker myślał i czuł na temat pocałunku swojego brata, było najwyraźniej dla niego zbyt trudne do przełknięcia.

***

Celowo odwracając się do Maddocka plecami, Darnell patrzył za swoim znikającym bratem. Szerokie plecy miał wyprostowane jak deska, a podbródek wysoko uniesiony. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, aby wszyscy z chodzili mu w pośpiechu z drogi, kiedy z wymuszoną nonszalancją opuszczał pomieszczenie. Nie mógłby być bardziej oczywisty nawet gdyby próbował. Przewracając mentalnie oczami, Darnell stłumił przekleństwo. Na serio nie potrzebował tego całego bałaganu. Najwyraźniej nie tylko na nim pocałunek wywarł wielkie wrażenie. Jego brat także wydawał się poruszony, choć trudno było powiedzieć, co myślał, bo z wystudiowaną obojętnością na twarzy unikał patrzenia w ich stronę, walcząc jednocześnie kłami i pazurami z reżyserem. Najwyraźniej wygrywało zażenowanie w tumulcie uczuciowym, wnosząc po tym jak nie potrafił spojrzeć mu w oczy.
Darnell sam potrzebował chwili, aby się ogarnąć. Chciał też mieć możliwość dyskretnego poprawienia erekcji, która wybijała mu dziurę w bokserkach, żeby wyjść i się pobawić z miłym panem, który był zniewalający i całował jak demon.
Rzec, że był zaskoczony jak wielką przyjemność sprawiło mu pocałowanie Maddocka, byłoby niedopowiedzeniem roku. Było oszałamiająco podniecające i naprawdę się tego nie spodziewał.
Przypuszczał, że to nie będzie jakieś traumatyczne doświadczenie i że nie zamknie się w sobie na całe życie, bo pocałował mężczyznę. Bóg mu świadkiem, że śniło mu się to wystarczająco często, aby zacząć się martwić – gdyby się przyjmował. Nie borykał się jednak zbyt głęboką analizą swojej osobowości, bo to nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. Dołowało go to co potrafił wygrzebać ze swojej głowy. Po co więc robić sobie krzywdę? Przecież skoro nic nie robił z faktem, że różne możliwości od czasu do czasu pobudzały jego umysł, to mógł spać spokojnie. Nikt przecież nie był w stanie wejrzeć mu w myśli i zobaczyć, co się działo w jego wyobraźni. Sam tam rzadko zaglądał.
Teraz jednak musiał stawić czoła Maddock’owi. A facet potrafił być jak pitbull z kością.
– Wow! – rzucił siląc się na lekki ton i przeklinając jednocześnie drapanie w nadal suchym gardle. Podniecenie sprawiało, że nie miał kropli śliny w ustach. Jak na zawołanie jego wzrok sam padł na błyszczące, wilgotne wargi Maddocka i praktycznie zapomniał, o czym mówił. Na języku wciąż miał jego smak. Wargi wciąż go mrowiły od przelotnego kontaktu, a wszystkie mięśnie brzucha miał napięte jak postronki z wysiłku, który wkładał w powstrzymywanie się przed rzuceniem się na niego po raz drugi. Jego towarzysz najwyraźniej rozumiał go bez słów, bo tylko mu przytaknął. Głowę miał lekko opuszczoną, więc Darnell tylko częściowo widział jego minę i bardzo go to irytowało. Chciał wiedzieć, o czym myśli jego partner. Co gorsza chciał zobaczyć jego reakcje na ich pocałunek. Spojrzeć mu w oczy i dojrzeć tę samą namiętność, która teraz trawiła jego wnętrze. Upewnić się, że i jemu tak namieszał w głowie. Sprawdzić czy podziałał jak porażenie prądem w jądra, które sam poczuł.
Był zdesperowany wystarczająco, żeby zapytać, ale obsługa studia przegoniła ich. Wołali do nich składając wiele gratulacji i wyrażając podziw dla ich wysiłku, i poświęcenia, Darnell jednak miał problem, aby skoncentrować się na tym co się działo wokół niego. Nadal tkwił w bańce, która zamknęła się wokół niego i Maddocka. Wolno, z wymuszonymi uśmiechami obaj jak na komendę ruszyli do wyjścia, machając wszystkim na pożegnanie. Nie czuł się na siłach, aby z kimkolwiek wymieniać grzecznościowe uwagi, a Maddock gotów był uciec przy pierwszej okazji. Z ulgą więc zamknął za nimi drzwi na pusty korytarz. W gruncie rzeczy był wściekły. Trudno było zaczynać poważną rozmowę w takich warunkach i miejscu, gdzie istniała duża szansa, że mogą mieć przerwane w każdej chwili.
Jakby wiedziony impulsem chwycił Maddocka za kark i zatrzymał zanim mężczyzna miał okazję odejść bez oglądania się za siebie, co najwyraźniej zamierzał zrobić. Czując dotyk jego partner stanął i wolno obrócił się w stronę Darnella. Młodszy mężczyzna wydawał się z jednej strony spłoszony, z drugiej jednak wysoko zadzierał podbródek, gdy z uporem patrzył mu w oczy.
– Zjedz ze mną lunch – powiedział cicho Darnell. Nie było sensu straszyć chłopaka. Do poważniejszych tematów mogli przejść powoli. Maddock jednak miał inne plany, bo pchnął go nagle na ścianę i przycisnął całym ciałem. Z zaskoczenia Darnell jęknął, nie bronił się jednak, zbyt ciekawy, aby zmusić się do oporu. Do udawania dla zachowania pozorów.
– Po co męczyć się przez cały posiłek? Rozstrzygnijmy to tu i teraz, i będziemy mieli z głowy – wymamrotał z determinacją Maddock, rzucając mu wyzwanie twardym spojrzeniem. Źrenice miał lekko rozszerzone, a oddech przyśpieszony. Ich twarze dzieliły centymetry, więc Darnell z każdym oddechem wchłaniał zapach jego wody po goleniu. Całe jego ciało absorbowało zaś ciepło muskularnego, szczupłego ciała biegacza.
– Co mamy rozstrzygnąć? – zapytał zdławionym głosem nie do końca pewien, czego się spodziewać. Maddock zaskakiwał go już nie raz i myśl o tym tylko przyśpieszała szaleńczy łomot jego serca. Ekscytacja budowała w jego kroczu przyjemne napięcie. Prawie drastycznie musiał trzymać się w karbach, aby nie wepchnąć swojego nadgorliwego penisa w biodro swojego przyjaciela.
– Czy było tak zajebiście jak nam się wydaje czy to tylko fuks. – Zamiast wdawać się bezsensowna dyskusję, Maddock ujął twarz Darnella w dłonie i wpił się w jego usta. Nic nie pozostało z ich poprzedniego subtelnego, pełnego wahania pocałunku. Maddock doskonale wiedział, czego chciał. A chciał zbadać każdy zakamarek ust Darnella i poczuć jeszcze raz dreszcz spływający wprost do jego jąder przy pierwszym kontakcie ich śliskich języków. Miękkie wargi rozchyliły się, więc parł do środka, aby znaleźć się jak najgłębiej. Czuł jak słabość ogarnia jego kolana, przyparł zatem z całych sił do Darnella, próbując znaleźć oparcie. Wszystko drżało w jego wnętrzu. Właściwie chyba dygotał na całym ciele.
Darnell jednak nie miał zamiaru tak zwyczajnie poddać się tym razem. Objął Maddocka i prawie zmiażdżył w silnym uścisku. Determinacja i pożądanie paliło każdy zakamarek jego ciała, i przelewało się przez niego wraz z krwią. Trzymając Maddocka za kark zawładną jego ustami, pieszcząc je i ssąc, walcząc o wejście do środka. Zdezorientowany na moment sportowiec zesztywniał nieznacznie, ale ostatecznie nie dał rady odmówić sobie przyjemności. Musiał ulec. Z westchnieniem pozwolił Darnell'owi wessać swój język do środka jego gorących, wilgotnych ust. Każdy dotyk i muśnięcie było naelektryzowane. Ich języki splotły się szukając jak najwięcej kontaktu. Jak szaleni tulili się i ocierali o siebie, walcząc o zaspokojenie pragnień, których intensywności wcześniej nie znali. Darnell nie pojmował jak wiele przyjemności i satysfakcji daje mu trzymanie w ramionach silnego, twardego ciała. Chciał go opatulić ramionami. Wkomponować w siebie i posiąść.
Otwierane z hukiem drzwi gdzieś za nimi wyrwały go jednak z seksualnego zamroczenia. Zły, zaskoczony i rozpalony po sam czubek głowy nie potrafił złapać równowagi, toteż oparł czoło na ramieniu zdyszanego, zesztywniałego ze zdumienia Maddocka. Przynajmniej mężczyzna go nie odepchnął, kiedy zaaferowany asystent Brouyera przebiegł koło nich nawet nie mrugając powieką na ich widok.
– „… organizatorzy już są powiadomieni. Sterling jest w drodze…”
Tylko tyle udało się wyłowić Darnell'owi z komentarza rzuconego do słuchawki, przez podekscytowanego mężczyznę, kiedy z żalem wyplątywał się z dość zaborczych objęć Maddocka. Jego podejrzliwość i ciekawość, zmora jego życia, uniosły głowę i zaczęły węszyć kłopoty. A to było dokładnie to, czego w tej chwili nie życzył sobie. Potrzebował Maddocka i musiał zgłębić te potrzeby, które mężczyzna najwyraźniej w nim zaspokajał nawet nie próbując. Chciał kontynuować, to co im tak bez skrupułów przerwano.
Maddock jednak jak zwykle miał inne plany. Przeczesując włosy i biorąc kilka oddechów dla uspokojenia, cofnął się zwiększając między nimi dystans. To było wręcz bolesne.
– Cóż, szybko i skutecznie rozwialiśmy pewne wątpliwości – rzucił jakby od niechcenia, ale oczywista wypukłość w jego spodniach mówiła prawdziwą historię, bez względu na to, że jego mina nie zdradzała nic. Darnell poczuł ulgę, filtrując od razu każde słowo, które miało paść z jego ust. Mógł łgać ile wlazło, on jednak widział wyraźnie oznaki podniecenia swojego partnera. Nie był ani obojętny, ani odporny. Był za to jak zwykle jeden krok przed Darnell’em. – Całujesz wystarczająco dobrze, żeby zwinąć facetowi bokserki do kostek, to nie ma dwóch zdań wątpliwości w tym temacie. – Ruszył korytarzem, rzucając oniemiałemu Darnell'owi spojrzenie przez ramię. – Idziesz czy nie? Chcę się dowiedzieć, o co chodzi z całym tym zamieszaniem.
Znaleźli się przy drzwiach studia numer dwa zanim Darnell tak właściwie zdecydował, co powinien odpowiedzieć na to niespodziewane oświadczenie. Czy to był komplement? A może jego nowy przyjaciel z niego drwił? Trudno było powiedzieć, choć jego durne serce zadecydowało, że obstawia tę korzystniejszą dla niego opcję. A przecież on nigdy nie przejmował się tym, co myślą o nim inni ludzie. No może po za jego bratem i bratanicą.
Parker jak na zawołanie wyrósł tuż przy nich i zanim zdołali przekroczyć próg dosłownie wepchnął się przed nich, praktycznie zamykając im drzwi przed nosem. Widząc jednak stanowczą minę Darnella z niezadowoleniem skinął im głową i ruszył do centrum awantury, zostawiając ich samych sobie. Najwyraźniej miał większe problemy niż zaspokajanie ciekawości brata.
Stojąc w niewielkim oddaleniu od planu zdjęciowego i grupki aktorów, wysoka szatynka z ciasno upiętymi włosami, odziana w drogi czerwony kostium z miną udzielnej królowej strofowała niepozornie wyglądającą blondynkę. Chłód wręcz bił od niej, gdy spoglądała z góry wzdłuż swojego niemal arystokratycznego szczupłego nosa na nią. Karminowe wargi wydymały się za każdym razem, kiedy fukała na spokojnie przyjmującą jej zażalenia kobietę.
Pracownica kampanii skromnie ubrana w białą koszulę i czarną spódniczkę stanowiła totalne przeciwieństwo swojej oponentki, przypominając anioła z kaskadą loków spływających jej po plecach. Niższa i jakby krucha, wydawała się niewzruszona, choć jej postura krzyczała o dyskomforcie. Mała słuchawka w uchu bez problemu identyfikowała ją, jako jedną z pomocnic, a mocno ściskany folder w dłoniach zdradzał jej napięcie.
– Ta mała to asystentka Rodneya Ann – wymamrotał Darnell do niepewnie rozglądającego się Maddocka. Wskazując głową sprawczynię zamieszania, dodał szeptem: – Ta druga to Prudence Fox. Przewodnicząca jakiejś organizacji feministycznej, właścicielka kilku prestiżowych restauracji. Z tego co wiem przybyła na plan, aby wspierać swoja przyjaciółkę, która jest jednocześnie szefową kuchni w jej przybytku… ooo… tę niewysoką Azjatkę podczas nagrywania – powiedział, wymownie kiwając głową w stronę niepewnie przestępujących z nogi na nogę aktorów – Sądząc po minie mojego brata można przypuszczać, że Fox znów chciała wykastrować jakiegoś mężczyznę.
– Nawet nie chcę wiedzieć skąd czerpiesz swoją wiedzę – odszepnął mu sportowiec z ciekawością dziecka śledząc całą scenę.
To studio nagraniowe niewiele różniło się od tego, w którym oni pracowali jeszcze moment wcześniej. Różnica była w składzie ekipy, jeszcze bardziej znerwicowanym reżyserze i fakcie, że wstępowały tutaj w większości kobiety. Inscenizacja była prosta i ktoś niewidzący połowy pomieszczenia mógłby przypuszczać, że znajdują się w dyskotece albo już przynajmniej na wielkim party. Trzy postacie wyróżniały się jednak z tłumu skompletowanego ze statystów. Dwie kobiety, z czego jedna musiała być bez dwóch zdań przyjaciółką robiącej zamieszanie damy, i wysoki mężczyzna stali niepewnie zerkając na klnącego, ciskającego się po pomieszczeniu reżysera i debatujące bardzo głośno Ann, i Prudence Fox. Wyraźnie nie wiedzieli, co się dzieje i co robić. Nie żeby Darnell był, choć trochę lepiej zorientowany.
Oczywiście Fox nie miała skrupułów, aby donośnie i dobitnie oznajmić swoje niezadowolenie.
– To jest po prostu nie do pomyślenia, co tutaj się dzieje! – wrzeszczała w twarz Ann. – To jakaś kpina. To co tutaj robicie to pogwałcenie wszystkich praw kobiet! Co to ma być? Jak nie rozumiem, dlaczego Mia Li zgodziła się pomóc wam w tym żałosnym projekcie! – Pod koniec swojej tyrady lekko była już zsiniała, więc Ann miała okazję odpowiedzieć z żelazną konsekwencją i spokojem.
– Proszę się uspokoić i nie robić zamieszania.
– Zamieszania? Ja dopiero zrobię zamieszanie. Prasa was pożre żywcem. Ten wasz szkolny projekcik pójdzie w kanał! – Prudence trzęsła się ze swojego słusznego oburzenia.
– Proszę ten temat poruszyć z panem Sterlingiem. Mogę panią umówić… – rzucając sarkastyczne spojrzenie feministce i wyraźnie walcząc z ironicznym uśmiechem, spojrzała w swój folder. – Za tydzień.
– Nie pogrywaj sobie ze mną sekretareczko, bo najwyraźniej nie wiesz z kim zadzierasz…
 – Och, ja doskonale zdaję sobie sprawę z kim mam do czynienia – odparła Ann stoicko, nie dając się sprowokować swojej przeciwniczce. – Mia Li zaangażowała się dobrowolnie w kampanię i po zapoznaniu z projektem, wyraziła chęć wystąpienia. Myślę, że dla niej i dla pani to istotne, aby uświadomić ludziom dyskryminację, błędne wyobrażenia o lesbijkach i brak poszanowania dla kobiet.
– Ty mi tutaj panienko nie wyjeżdżaj ze swoimi mądrościami na temat dyskryminacji. Jestem uosobieniem feminizmu i nie będziesz uczyła mnie co jest ważne i potrzebne kobietom! – Fox zapłonęła oburzeniem prawie rzucając się do gardła asystentki.
– Nie skorzystamy jednak z pani rad – Ann skontrowała nie bez odrobiny sarkazmu. – A teraz przepraszamy, ale nie możemy dopuścić do opóźnień. Proszę nie przeszkadzać przyjaciółce.
– Co ma niby uświadomić ludziom obmacywanie jej przez jakiegoś palanta i głupie uśmiechy idiotki jak ciele się w nią wpatrującej? – Och, Prudence najwyraźniej nie podzielała wizji reżysera i Sterlinga, który ułożył większość przesłań i scenariuszy do filmików.
– Dziękujemy, że podzieliła się pani z nami swoją cenną opinią, ale naprawdę poradzimy sobie sami – Rodney, z Parkerem tuż na jego piętach, wślizgnął się miedzy dyskutujące kobiety. Ann z ulgą cofnęła się, niezłomnie jednak trwając przy boku swojego szefa.
Darnell doskonale wiedział, w którym momencie Maddock dostrzegł jej krótszą zdeformowaną rękę częściowo schowaną w fałdach koronkowej bluzki. Wszyscy reagowali dość gwałtownie na ten widok i Maddock nie był wyjątkiem. W jego przypadku jednak to była instynktowna sympatia, bo zaczął ciskać piorunujące spojrzenia w stronę feministki. Wcale go nie dziwiło, że młodszy mężczyzna był uczuciowy i troskliwy, właściwie zawsze to podejrzewał.
– Nie mam zamiaru pozwolić, aby moja przyjaciółka była wykorzystywana w taki sposób! – Prudence nie zamierzała się ugiąć. Jej perfekcyjnie umalowane usta zacisnęły się w cienką linię, a idealnie wydepilowana brew podjechała do góry, kiedy z obrzydzeniem mierzyła mężczyzn przed nią stojących jak karaluchy, na które niechcący nadepnęła.
– Rozumiem, że ma pani szczególne postrzeganie świata i kobiecych potrzeb. – Oświadczył Rodney tonem tak wyważonym i stoickim, że wybuch Prudence nagle wydawał się być dziecinny i bardzo nie na miejscu. Stając z nią twarzą w twarz potraktował ją jak równego sobie przeciwnika, a nie kobietę. Z całą pewnością jej wewnętrzna sufrażystka powinna to docenić. – Niestety my jesteśmy realistami. Musimy i chcemy trafić z naszym przesłaniem do szerszego kręgu ludzi. Proszenie o pomoc nie uwłacza ani kobietom, ani mężczyznom i trzeba to wyraźnie podkreślić. Nasz przyjaciel – wskazał na aktora lekko poklepującego zdenerwowaną Mię Li po ramieniu – musiał odwzorować zachowania wielu mężczyzn, więc cały filmik może być intensywny. Obłapywanie, niewybredne propozycje czynione lesbijkom i przede wszystkim irracjonalne niedowierzanie kobietom, że ich orientacja seksualna, wcale nie wynika z braku wielkiego penisa i że mężczyzna nie jest wykładnikiem zaspokojenia ich potrzeb, to tylko czubek góry lodowej. Grunt to zaszczepić w ludzkich umysłach, że NIE zawsze oznacza NIE, a nie „może” czy „nie wiem”. Trzeba też nauczyć kobiety nie obawiać się prosić o pomoc w chwilach zagrożenia. To ma właśnie uświadomić to ujęcie. Napastowane kochanki mają prawo do obrony i mają prawo jej oczekiwać, bo ich związek nie jest powodem do rezygnacji z zwyczajnych ludzkich przyjemności i zabawy.
– Oczywiście, bo przecież o niczym innym nie marzycie wy szowinistyczne świnie niż tylko, żeby znów uzależnić od siebie kobiety! – Dysząc z wściekłości Prudence praktycznie trzęsła się na koniec spokojnego wykładu Rodneya. Wyglądało na to, że przez jej filtr przedostało się tylko to co aktualnie jej odpowiadało.
– I to jest właśnie to miejsce, gdzie się najwyraźniej nie rozumiemy – wtrącił Parker lodowatym tonem. Jego spojrzenie wystarczyło, aby zmrozić zapał kobiety do kolejnej tyrady. – My chcemy uświadomić ludziom, że nie ma lepszych i gorszych. Wszyscy jesteśmy równi. To dotyczy się też kobiet. Nie ma mężczyźni kontra kobiety, homo przeciwko hetero. Jest dyskryminacja i nienawiść przeciwko ludzkości.
– Piękne słówka nic nie kosztują – syknęła Prudence, robiąc krok w stronę brata Darnella. Musiał przyznać, że był pod wrażeniem. Była albo bardzo głupia, albo miała worek jaj, które wcześniej odebrała mężczyznom, którzy padli jej ofiarami. – Możecie wszystkim mydlić oczy, ale tak naprawdę chodzi wam o pokazanie, kto jest górą.
– Nie, chodzi nam o to, żeby ludzie, którzy się wiążą ze sobą, co może kiedyś dotyczyć i ciebie, nie musieli właśnie walczyć na każdym kroku. Aby byli bezpieczni bez względu na to, w jakim otoczeniu się znajdują. Kobiety nie mają być postrzegane, jako słabe ofiary, mają mieć pewność, że znajdą pomoc i wsparcie, jeśli tego sytuacja będzie wymagała. Możemy wszyscy rzucać wzniosłymi, aczkolwiek pustymi sloganami, ale to nie przybliży nam ani trochę rzeczywistości, w której żyją miliardy osób – deklaracja Rodneya była spokojna i wyważona, ale bez mrugnięcia okiem skinął głową ochroniarzowi, który wślizgnął się niepostrzeżenie do studia, dając mu znać, że jego interwencja może być potrzebna.
Ann z szerokim uśmiechem rzuconym swojemu pracodawcy wskazała czerwonej z furii Prudence wyjście.
– Proszę za mną, nagranie musi być kontynuowane – powiedziała odzyskując równowagę i pewność siebie.
– To jeszcze nie koniec! – Kobieta nie zamierzała tak zwyczajnie skapitulować. Wbijając pełne furii spojrzenie w organizatorów, wymierzyła w nich oskarżycielki palec o krwiście pomalowanym paznokciu. – Robicie sobie i kobietom więcej szkody niż pożytku. Tego tak nie można zostawić. Trzeba się przyjrzeć tym waszym szemranym pomysłom. Promujecie zachowania bandy szowinistycznych, mizoginicznych zboczeńców. Udajecie, że chcecie pomóc, ale tak naprawdę chcecie tylko sobie dobrze zrobić!
– To, że organizatorzy nie zamierzają traktować kobiet, jako gatunek nadrzędny nie oznacza, że traktują je gorzej! – wtrąciła gwałtownie oburzona Ann, aż zaciskając pięść na folderze ze złości. – To takie kobiety jak ty robią innym kobietom więcej szkody niż pożytku. Chcecie, aby świat kłaniał wam się w pas tylko dlatego, że jesteście kobietami. Cóż, w moim imieniu nie przemawiasz, więc wyjdź i nie przeszkadzaj, jeśli nie zamierzasz pomóc!
Rodney czując narastającą furię u swojej pracownicy, położył jej na ramieniu dłoń w uspokajającym geście, chłodno mierząc zacietrzewioną feministę, wyglądającą jakby się miała rzucić na niższą kobietę.
– Proszę się nie krępować. Jak już znajdzie pani jakieś uchybienia… – zaczął, ale Ann najwyraźniej jeszcze nie skończyła, dodając sarkastycznie.
– …to wsadź sobie te swoje uwagi w swój kościsty tyłek i udław się swoimi świętymi racjami, bo tutaj nie ma dla radykalizmu miejsca. – Przywołując ochroniarza jednym ruchem ręki, zmierzyła swoją przeciwniczkę pełnym niesmaku i odrazy spojrzeniem. – A teraz nie będziemy pani zatrzymywali… może mieć pani jakąś aborcję zaplanowaną w czasie lunchu i nie chciałabym, aby pomaganie innym i troska o ludzi stanęła pani na drodze…
W przeciągu kilku kolejnych sekund po drastycznym stwierdzeniu młodej asystentki i pełnym oburzenia wrzasku restauratorki, akcja w studio rozegrała się błyskawicznie.
Darnell wręcz mrugał z niedowierzaniem, jak na jego oczach tylko sprawnym działaniem Parkera i Rodneya o włos zażegnano konflikt zbrojny. Po pięciu minutach od wyprowadzenia robiącej zamieszanie Prudence wydawało się jakby wszystko w mgnieniu oka wróciło do normy. Napięcie jednak wręcz elektryzowało włoski na jego ciele. Maddock wyglądał jak jeleń złapany w światła reflektorów samochodu niemogący się ruszyć z miejsca. Wyraźnie wstrząsnęła nim cała ta konwersacja.
– Wow… to był cios poniżej pasa – wymamrotał do Darnella nadal patrząc na zdenerwowaną Ann wolno teraz popijającą herbatę, którą ktoś z obsługi jej wręczył na uspokojenie.
– Wiem… – przyznał Darnell już w myślach planując drogę ucieczki przed wyraźnie zmierzającym w ich kierunku bratem. – Nie znam szczegółów, ale słyszałem, że Ann ciężko przeżyła dwa poronienia, a kiedy starała się o in vitro, grupa feministek nie ukrywała, że ze względu na jej kalectwo powinna raczej przemyśleć sobie rozmnażanie. Myślę, że nie może tego tak zwyczajnie przełknąć, że one są nastawienia, iż usuwanie ciąż jest czymś normalnym jak wyciśnięcie pryszcza…
Po raz kolejny Maddock wpatrywał się w niego z ciekawością i zdumieniem, i Darnell nagle poczuł się nieswojo. Czemu tak paplał jak zakochana nastolatka ilekroć ten mężczyzna spojrzał na niego? Chyba było z nim coraz gorzej.
– Tym razem chyba chcę wiedzieć skąd czerpiesz swoją wiedzę – przyznał biegacz cicho, przysuwając się bliżej jakby chciał tam i w tym momencie usłyszeć wyjaśnienia.
Przewracając mentalnie oczami Darnell skrzywił się. Wpakował się i to nie na żarty. Parker go zabije.
– Chętnie udzielę wszelkich wyjaśnień podczas lunchu. Choć przyznam, że raczej wolałbym rozmawiać o czymś ciekawszym niż o przykrych przeżyciach mojego brata i trudnym życiu, jakie zgotowała mu jego była żona.
– Och…
– No och, dobrze to kwituje – przytaknął Darnell z rezygnacją patrząc ponad ramieniem Maddocka na swojego brata. – O wilku mowa…
Zaskoczony i jakby nagle wyrwany ze stuporu mężczyzna rozejrzał się dookoła. Widząc zdeterminowaną minę surowego organizatora podjął błyskawiczną decyzję.
– Pora na mnie… – Obracając się na pięcie ruszył do wyjścia nie oglądając się na Darnella.
– Hej, a co z naszym… lunchem? – zawołał za nim aktor, próbując przełknąć rozczarowanie, które poczuł na widok oddalających się pleców swojego partnera. To nie tak miało być. Chciał zgłębić atrakcję, którą czuł. Chciał zrozumieć co się z nim działo, a wyglądało na to, że to właśnie Maddock trzymał klucz do zagadki jaką stały się jego własne pragnienia. Dobijało go też, że przystojny sprinter zdawał się ciągle mu wymykać.
Miał zbyt wielki mętlik emocjonalny, aby stawić czoła bratu, nie wyglądało jednak, aby starszy mężczyzna dał mu jakąś inną opcję. 


cdn... ;)

12 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och wielbię Twoje opisy :D Zwłaszcza pocałunków, a te dwa dzisiejsze były wyjątkowo.. gorące i zmysłowe. Wspaniale, że Maddock przejął w pewnym momencie kontrolę. On wydaje mi się być taką cichą wodą, a to bardzo dobrze, bo lubię takie postacie. Ciekawe tylko jak długo będzie "uciekał" orzez Darnellem i przed ich wspólnym.. lunchem ;)
    Nie mogę się doczekać rozdziału 6!
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał. Rozdział świetny a pocałunek wręcz genialny. Cieszę się, że poruszasz w tym opowiadaniu tak wiele ważnych kwisti. Nie mogę się doczekać całego opowiadania. Sorry, że taki krótki komentarz ale dopiero wróciłam z pracy i naprawdę nie mam siły a oczy same mi się zamykają. Pamiętaj, że jesteś świetna i uwielbiam Cię :)
    Podziwiam, pozdrawiam i całuję :*
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, ale się porobiło. Maddock mnie tym pocałunkiem totalnie zaskoczył. Nie tym, filmowanym, ale tym drugim. Po prostu wow. Mam niestety pewien niedosyt. Darnell to się musi postarać, by sportowiec mu nie uciekał, cały czas, jak robi to teraz. Jedna uwaga. Jak piszesz np. Musnął,stanął to czasami zdarza Ci się zapomnieć na końcu Ł napisać,w jednym słowie zabrakło Ci tego. nie pamiętam, jakie to było słowo akurat. Wyłapałam to, bo jestem wyczulona na ten błąd. :) Wiem, wiem, jedno słowo czepiam się:D
    Genialna para czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. umrę, uschnę, zanim doczekam następnego rozdziału, bo chcę go już teraz! to było... wow! uwielbiam Twoje teksty, ale ten... jej! to opowiadanie zyskało u mnie miejsce pierwsze, które do tej pory zajmował "Wzięty przez zaskoczenie". nie mogę się doczekać dalszych części. Maddock mnie uwiódł, jest super, naprawdę dobrze wykreowałaś tę postać, jak ktoś wyżej napisał, taka cicha woda, ale brzegi jednak rwie xD
    powodzenia w dalszym pisaniu, niecierpliwie czekam na następną część!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na kolejna część :-D
    Dziękuje za ten rozdział<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech piekło pochłonie Panią i Pani teksty, ponieważ jest Pani piekielnie dobra, w tym co robi.Wszystkie teksty są tak realistyczne, że czasami po prostu nie mogę mogę uwierzyć, że tak naprawdę są tworem bogatej wyobraźni, wspaniałej kobiety. Ostrzegam, że ma Pani ukrytego wielbiciela. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się właściwie ostrzeżona ;) i bardzo zadowolona :D Dziękuję bardzo i pozdrawiam gorąco.
      AkFa

      Usuń
  8. Kochana Pani autorko !
    Twoje nowe opowiadania jest fantastyczne, bardzo podoba mi sie ze poruszasz w nim problem walki z nietolerancja. Swiat i postaci przez ciebie kreowane nigdy nie sa stereotypowe,, mdłe czy nijakie. Twoi "mezczyźni" sa kolorowi ja tecza, zwroty akcji zaskakujace i oczywiscie opisy pocalunkow tak gorace ze moj laptop doznal stopienia obwodow :D Poniewaz jestem twoja wierna fanka poszlam dalej i nabylam wydane e-booki i chce powiedziec ze sa cudowne kazda jedna ale mojemu serduszku najbardziej podobala sie " Ile jest prawdy w prawdzie" zawsze jak mam czas i nic do roboty wracam do niej :) Na koniec bardzo niesmialo chcialam zapytac czy w jakiejs niedlugiej przyszlosci mozna spodziewac sie kolejnej czesci " wzietego..." czy porzucasz to opowiadannie?
    Pozdrawiam goraco i rzycze duzo weny bo talent juz jest :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy można się spodziewać rozdziału? (;

    OdpowiedzUsuń
  10. Potrafisz tak opisać pocałunek, że oddechu brakuje. :D Normalnie człowiek chciałby tam być i gapić się na nich. :D Darnell i Maddock są genialni. Lubię ich. :DD
    Polubiłam też Ann. Nieźle dała popalić tej feministce, która tak naprawdę jest zakompleksionym, nienawidzącym facetów babsztylem. I niech wiedźma spada na drzewo. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezu, jezujezujezujezujezujezuuuu! Kobieto, uwielbiam cię!
    To, co się ze mną działo podczas czytania tego rozdziału jest po prostu nie do opisania. Śmiałam się i płakałam na przemian.
    Emocje, jakie stworzyło we mnie to opowiadanie są nieporównywalne z niczym, no dosłownie nie wiem, co napisać teraz.
    To jest genialne, cudowne, najwspanialsze opowiadanie na świecie. Wszystkie twoje dzieła mnie zachwycają, ale to jest po prostu dla mnie idealne i trafiło do mojego serca od samego początku. Jezu, serio brakuje mi słów. Nie mam pojęcia, jak wyrazić zachwyt nad twoją twórczością i coś czuję, że nie uda mi się go przedstawić w sposób, który bym chciała i by mnie zadowalał.
    A więc tak: czytając to, dusiłam się. Nie mogłam złapać oddechu, przez co musiałam co jakiś czas przerywać czytanie i tarzać się po łóżku, ale gdy to robiłam, czułam niedosyt i musiałam powracać do czytania, przez co czytałam na leżąco w bezdechu.
    Wiedz, że uwielbiam całą twoją twórczość, lecz w szczególności Darnella i Maddocka. Janiemogęvfbjwfkjernfkwnkfwnefnwo o Boziu... Jak ja to kocham, jezu, hahahaha!
    Taak, właśnie tak się tym zachwycam. Krzyczę, teraz całkowicie na głos krzyczę i śmieję się jak głupia.
    Pięknie opisane. Masz ogromny talent do opisania sytuacji. Cała scena w barze była cudowna i czułam napięcie, czekając na to, czego się spodziewałam (wtedy właśnie zaczęłam się dusić). Pocałunek idealny, no dosłownie to było 200% więcej tego, niż się spodziewałam.
    Ach, no cóż, wiem, jestem beznadziejna i nie umiem pokazać tego, co czuję.
    Wiedz jedynie, że uwielbiam cię i z niecierpliwością czekam na więcej.
    Pozdrawiam i życzę weny, Sue :)

    OdpowiedzUsuń

I co sądzisz?