Moje opowiadania M/M +18

   Zapraszam do przeczytania moich opowiadań o męsko-męskiej miłości, przyjaźni i seksie, bo wszystko to łączy się w życiu każdego człowieka. 

Są umieszczone jedne pod drugimi, aby było łatwiej czytać.
Życzę miłej zabawy :)  

Z miłą chęcią poznam też wasze opinie.





Budka z pocałunkami
Bez happy endu?
By AkFa
Wszelkie Prawa Zastrzeżone©AkFaAnglia2012
Została przeniesiona ze względu na kontynuację opowiadania. Zapraszam tych, którzy chcą poznać dalsze przygody Cory'ego i Connora.

                 



Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Opowiadanie jest darmowe, ale żadna część lub całość nie może być zmieniana, ani też wykorzystywana bez pisemnej zgody autorki.
Nie stój! Całuj!
By AkFa
AkFa©Anglia Luty2012


Powtarzanie sobie po raz setny tego samego nie zmieniało sytuacji nawet na jotę, ale niezmiennie jedno zdanie kołatało się po jego głowie. Wciąż i na okrągło.
„Co ja tutaj do cholery robię?”
Odpowiedź, która przychodziła mu na myśl, też była ciężka do zaakceptowania. Lucy, ta mała zołza znów go wrobiła. Nie pierwszy raz, to fakt, ale jego męskie ego usilnie nalegało, że zdecydowanie ostatni.
Jeszcze na dodatek w Walentynki! Przecież to była paranoja. Zabawa dla dzieciaków, którzy każdą burzę hormonalną mylili z miłością. I ten róż, róż, i potem nawet więcej różu. Choć nie… były jeszcze wszechobecne czerwone serduszka…
Z obrzydzeniem i skrzywioną miną, Jacob odgarnął kolejną masę snujących się, zasłaniających wszystko różowych balonów, plując i parskając z powodu konfetti przyklejającej się do jego twarzy z uporem, i ruszył w poszukiwaniu baru. Gdzieś tutaj do cholery musiał być, to bez dwóch zdań. Przecież gdzieś musieli chować się wszyscy ci nieszczęśnicy, którzy dali się tu przyciągnąć przez niewyżyte dziewczyny czy… zdeterminowane siostry…
Przedzieranie się przez lepiące się do siebie, namiętnie objęte pary, wcale nie poprawiało jego humoru. Jak mógł dać się przekonać, skoro sam nawet nie miał dziewczyny, nadal było dla niego zagadką. Choć może właściwie wiedział co przeważyło szalę tego szaleństwa.
Pięćset dolarów nagrody w jakimś durnym konkursie, który wymyśliła jego zwariowana, niemożliwa i zdeterminowana siostra. Nawet nie uprzedziła go co to za konkurs! A pomyślałby kto, że istnieje takie coś jak solidarność rodzinna. Każda jednak dodatkowa kasa była krokiem w kierunku spełnienia jego marzeń. Dla tego faktu, mógł się poświęcić…
Muzyka snuła się z każdego kąta. Słodka, powolna i opływająca ciała par na mini parkiecie. Sklejone niemal po granice niemożliwości oddychania, trąc o siebie i robiąc maślane oczy do siebie nawzajem, wydawali się nieobecni. Wyrzucili otaczający ich świat, bo nie był im potrzebny. Mieli siebie na wzajem. Zimny dreszcz spłynął po plecach Jacoba. Sama myśl, że kiedykolwiek mógłby tak się zachowywać, zmieniała jego żołądek w supeł. Nikt nie dałby rady przekonać go, że jakiekolwiek uczucie warte było robienia z siebie idioty w tłumie ludzi. A byli tu chyba wszyscy. Jak Lucy załatwiła salę na tę imprezę było jedną z tych zagadek, na które zdecydowanie lepiej było nie znać odpowiedzi.
Kto wymyśla Zabawę Walentynkową na dwa tygodnie przed samymi Walentynkami? No cóż, oczywiście wygląda na to, że jego siostra. Z ulgą przyjął wielką filiżankę ponczu, czy cholera wie co to było i odpowiedział kelnerce ciasnym uśmiechem na jej zalotny. Bez żenady obrzuciła jego ciało pochlebnym, zadowolonym spojrzeniem. Ostry makijaż, ciuchy po młodszej siostrze i czerwone szpony. Jeśli byłaby choć odrobinę bardziej oczywista to chyba aresztowałaby ją policja.
Nie, moja droga, trzy drinki za wcześnie – pomyślał drętwo, podejrzliwie zaglądając do filiżanki wypełnionej różową cieczą. – Jezu, serio? Niech to coś lepiej będzie dobre, bo jeśli zobaczy jeszcze jakikolwiek odcień różu to puści pawia. – Wziął ogromny łyk z głębokim pomrukiem zadowolenia. – Nie, właściwie to są serduszka. Jeśli zobaczy jeszcze jakieś serduszko…
– O, tutaj jesteś!
Jacob skrzywił się ukrywając ponurą minę za filiżanką, na dźwięk głosu jego absurdalnie zadowolonej z siebie siostry. Kiedy ona miała powód aby się cieszyć, inny mieli powody aby się obawiać.
– Boże, Lucy! Naprawdę, jeszcze więcej różu? – zapytał z niedowierzaniem, obrzucając jej szczupłą, wysoką sylwetkę obciągniętą minimum materiału, ale za to wściekle różowego, na dodatek pokrytego toną cekinów.
Kobieta zignorowała go szczerząc śnieżnobiałe ząbki w szerokim uśmiechu i rzucając mu się na szyję z chichotem.
– Masz szczęście że przyszedłeś! – Cmoknęła go głośno w policzek i z zadowoleniem sprawdziła, że jej nowa niepozostawiająca śladów pomadka na serio działa.
Jacob zdusił sarkastyczną odpowiedź cisnącą mu się na usta. Wdawanie się w słowne potyczki w tym momencie było mu niepotrzebne do szczęścia. A przyznać się do faktu, że i tak nie groziło mu że wygra, było zbyt bolesnym ciosem dla jego zagrożonej w tym serduszkowym raju, męskości.
– Nie ciesz się. Nie zabawię długo.
– Przestań! – Lucy zażądała poważnym tonem, jednocześnie obrzucając jego sylwetkę szybkim, szacującym spojrzeniem. Szczupły i wysoki, jak zwykle nie zrobił nic, aby podkreślić swoje atuty. Ciemne włosy rozczochrane, a policzki nieogolone. Choć w jego przypadku zawsze wyglądało jakby efekt był zamierzony i Lucy nieraz korciło, aby powiedzieć bratu, że wynik był całkiem przeciwny do tego na jaki miał nadzieję. Jasno niebieskie oczy tylko dodawały mu uroku zawadiaki, swoim chłodnym spojrzeniem.
A przecież dobrze wiedziała, że taki nie był. Był wspaniałym, troskliwym bratem i zawsze mogła na niego liczyć. Tak długo był sam, że już nauczył się nie mieć nikogo. Czas, aby to ona się nim zaopiekowała. – Nie mogłeś przynajmniej włożyć tej koszuli, którą ci kupiłam w prezencie? – zapytała z wyrzutem. Czarna prosta koszulka nie oddawała w pełni sprawiedliwości jego umięśnionej, choć smukłej sylwetce. Jacob rzucił jej wredne spojrzenie.
– Jak sama zauważyłaś, to prezent. Muszę go szanować.
– Jasne! Zwyczajnie nie chcesz, aby kobiety się na ciebie rzucały! – Palnęła go w ramię z mrugnięciem oka. Uważnie jednak obserwowała jego reakcję. Miała nadzieję, że jej plan zadziała. Wszystkie samotne koleżanki jej i koleżanki, koleżanek przyszły, aby na niego zapolować. Phi… nawet kilku kolegów…
– Tak. – Jacob skinął na kelnerką ręką po następną szklaneczkę. – Właśnie tego chcę. Aby zostawiono mnie w spokoju. Jakiekolwiek więc plany matrymonialne dla mnie miałaś, już możesz o nich zapomnieć. Nie chcę dziewczyny. A gdybym chciał, wierz mi, znalazłbym sobie sam. – Przyjął drinka z nieobecnym skinieniem głowy w stronę obsługującej go kobiety. Alkohol zaczynał go już ogrzewać od środka, ale nadal niewystarczająco, aby zwabić go w sidła harpii. Z westchnieniem spojrzał na smutną i rozczarowaną minę Lucy. – Nie chcę znaleźć sobie dziewczyny! – dodał stanowczo, aby nie pozostał nawet cień wątpliwości. Lucy wyszczerzyła zęby w krwiożerczym uśmiechu.
– To znajdź sobie chłopaka!
Jacob jedyne na co mógł się zdobyć, to tylko przewrócenie oczyma. To różowe coś zaczynało smakować coraz lepiej.
– Kochany, masz dwadzieścia osiem lat. Czas na ciebie. Nie robisz się coraz młodszy, a po za tym wiem, że byłeś ciekaw… – Lucy uwiesiła się na jego ramieniu, patrząc na niego przymilnie.
– Nie, tak ciekawy. – Nigdy nie powinien był ulec pokusie i wypytywać jej o jej homoseksualnych przyjaciół. Zawsze wiedział, że jego ciekawość zapędzi go w kłopoty. – Sprecyzuję konkretnej, aby nie było żadnych więcej wątpliwości. Nie jestem zainteresowany ŻADNYM związkiem! – Dokończył stanowczo, wypijając resztę alkoholu. Musiał być twardy, nieugięty i tego się trzymać!
Wyglądało jednak na to, że będzie potrzebował znacznie więcej alkoholu. Lucy chyba doszła do tego samego wniosku, bo sama machnęła na kelnerkę. Minutę później wręczała bratu kolejną szklaneczkę. Musiał się zrelaksować, inaczej nic nie wyjdzie z tego.
– To dlatego, że jeszcze nie spotkałeś właściwej osoby.  Chodź przywitać się z Mike’m. – Bez oglądania się za siebie, zaczęła ciągnąć niestawiającego oporu brata przez tłum znajomych. Po dwóch metrach, Jacob zaczął zastanawiać się czy nie dostanie klaustrofobii. Nawet już nie wiedział kto go poklepywał po ramieniu, tylu się przepchnęło obok nich. Poklepywanie po tyłku jednak poważnie go wkurzyło. Zerwałby się w mgnieniu oka gdyby nie żelazny uścisk jego siostry na jego nadgarstku. Strzyga miała chwyt, trzeba było jej przyznać.
W końcu lądując po drugiej stronie Sali, tuż przy stanowisku z małymi upominkami, czekoladkami i serduszkami, Lucy rzuciła się na wielkiego, postawnego mężczyznę i obcałowała po całej twarzy. Zawsze pierwszym skojarzeniem Jacoba, kiedy na niego patrzył było Hiszpański Konkwistador, choć technicznie rzecz biorąc jego korzenie były włoskie. Wielkolud z cierpliwością zniósł atak, a nawet przyciągnął dziewczynę do siebie i praktycznie skrył w ramionach. Jeśli ktoś chciałby plakatową kwintesencję Walentynek, wystarczyłoby że pstryknąłby im zdjęcie.
– Hmm…maleństwo. Bawisz się dobrze? – mruczenie Lucy dotarło nawet do Jacoba. W tym momencie w jej rzeczywistości istniał tylko jeden człowiek. Skupiła się więc tylko i wyłącznie na ukochanym, trąc swoim ciałem o mężczyznę jak kotka. Jacob pokręcił tylko głową z niedowierzaniem. Jego przyszły szwagier był normalnie pantoflarzem. Przy prawie metrze dziewięćdziesiąt, dawał się wodzić Lucy za nos, jak byk na kółeczku. Oczywiście rozsądniej było zachować swoją opinię dla siebie, co też Jacob czynił. Lubił wszystkie części swojego ciała, dokładnie tam gdzie naturalnie wyrosły.
– Hej. – Mężczyźni uścisnęli swoje dłonie, potrząsając lekko. Już dawno temu pogodzili się z myślą, że obaj zajmują miejsce w życiu Lucy i to się nie zmieni, wystosowali więc nawet pewnego rodzaju przyjaźń.
– Cześć. Do samego końca nie wierzyłem że się zjawisz. – Mike przyznał ze śmiechem, szczerząc zębiska. Grube czarne brwi uniosły się z kpiną. Jacob palnął go wolną ręką, odskakując jednak zaraz i zasłaniając się drinkiem.
– Jaaasne, to mówi ten co odkrył sposób na to, aby odmówić Lucy – zawołał złośliwie Jacob.  Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia i roześmiali się lekko.
– Co więc ostatnio dzieje się z tobą? Nie byłeś u nas wieczność. – Mike poklepał Lucy po pośladku i ucałował lekko w czoło. Kobieta zadowolona, że ktoś przypilnuje, aby Jacob nie zwiał, wykręciła się na chwilę, podążając do stanowiska DJ’a. Jacob miał niejasne przeczucie, że coś knuła.
– Nic się nie dzieje. Nuda. Praca i nic po za tym. Można powiedzieć, normalka. A ty?
– Och, nie dobrze bracie, nie dobrze. – Mike mlasnął z niezadowoleniem, przyglądając się mniejszemu mężczyźnie z smutkiem. Nie dziwne, że Lucy się o niego martwiła. Porwał dwie szklanki, tym razem drinka niebieskiego koloru i wręczył jedną Jacobowi. Facet powinien wyluzować. – Ja byłem odwiedzić rodziców. Zaplanowałem wakacje u nich. Przywiozłem brata. Koniecznie musisz go poznać. Może znajdziecie wspólny język, bo wierz mi człowieku, powinieneś się trochę rozerwać!
– Ha! Tylko jeszcze ty nie zaczynaj, błagam cię. Jestem perfekcyjnie zadowolony z mojego życia. – Jacob z miejsca się zastrzegł, odrywając oczy od masy bez wytchnienia falującej i przemieszczającej się tuż przed jego oczyma, aby spojrzeć na przyszłego szwagra ostrzegawczo. – Nie trzeba naprawiać czegoś co jest perfekcyjne!
– Nie jesteś samotny? Pracujesz coraz więcej. Nawet już nie spędzasz czasu ze siostrą – Mike zauważył z wyrzutem. Jego kochanie cierpiało z tego powodu, a on bardzo nie lubił kiedy Lucy cierpiała. Zawsze robił co w jego mocy, aby to zmienić.  Mała wycieczka w stronę poczucia winy, nie była poniżej jego godności. – Nie tęsknisz za nią? Bo muszę ci powiedzieć, że ona tęskni bardzo.
Jacob przetarł dłonią twarz, nagle zmęczony. Z westchnieniem znów spojrzał na swojego przystojnego towarzysza. Lucy miała szczęście. Miała miłość. Idealnego partnera. Już go nie potrzebowała.
– Mike, to nie chodzi o to, że nie tęsknię. – Wzruszył ramionami, prawie nonszalancko. – Mieszkacie razem. Ty biznesmen, ona modelka. Nie macie czasu, aby na dodatek niańczyć jednego sfrustrowanego inżyniera, nudnego jak flaki z olejem.
– A wiec przyznajesz, że jesteś sfrustrowany! – Lucy wyskoczyła zza jego pleców tak nagle, że niemal przyprawiła go biednego o zawał.
– Lucy!
– No co! Musisz wreszcie użyć trochę życia! Proszę cię, nie… błagam. Skorzystaj z okazji, rozejrzyj się. Może akurat ktoś wpadnie ci w oko. – Uniosła dłoń stopując wszelki protest cisnący się na usta Jacoba, zanim ten nawet zdołał skonstruować choćby jedno zdanie. – Nie mów, nie! Daj sobie szansę. W najgorszym wypadku, po prostu nic z tego nie wyjdzie.
– Ale… – głowa Jacoba zaczynała lekko falować. Idealnie w rytm otaczającego go tłumu.
– Obiecaj mi chociaż, że weźmiesz udział w konkursie – Lucy spojrzała na niego błagalnie, niemal brutalnie zaciskając palce na jego dłoni. Nie miał serca jej odmawiać, kiedy tak na niego patrzyła, swoimi kocio zielonymi oczyma. Najwyraźniej przechodziła kolejną fazę, bo jej kontakty zaczynały przybierać coraz bardziej niesamowite kolory. Mike stojąc za jej plecami, położył dłoń na jej ramieniu w cichym wsparciu. Nienawidził widzieć Lucy zmartwionej.
– Ok, ok – westchnął poddając się nieuniknionemu. Czemu nadal łudził się, że może z nią wygrać to nie miał pojęcia. Przecież zawsze było tak jak Lucy chciała.  – Wezmę udział w twoim szalonym konkursie, choć miło by było gdybyś mnie uprzedziła o co chodzi, a potem wracam do domu.
Piękna kobieta rozpromieniła się jak neon. Jej szeroki uśmiech wręcz przerażał Jacoba. Cokolwiek wykombinowała nie mogło to być nic dobrego.
– Super. Stój tu. Nie ruszaj się. Wypij drinka. Ja z Miki’em idę wszystko przygotować. – Mężczyzna wyglądał na równie zrezygnowanego, jak ona wyglądała na podekscytowaną. – Nie bierzemy udziału w nim, bo jesteśmy organizatorami, a na dodatek Mike będzie jurorem. – Lucy zachichotała, nic nie robiąc sobie z pochmurnej miny narzeczonego. Cmoknęła Jacoba w policzek i obróciła się na pięcie ciągnąc za sobą biedaka. – Acha i musisz poznać brata Mike’a, Fernando. – I poleciała.
Przez jakieś pięć cudownych minut Jacob zabawiał się myślą o tym, że odważnie odwraca się i wychodzi przez najbliższe drzwi, przez nikogo niezatrzymywany. Po pięciu minutach jednak, zmusił się, aby wrócić do rzeczywistości. Nie mógł złamać danego słowa i nie zamierzał. Pociągając kolejny długi łyk, rozejrzał się nawet po Sali. W końcu obiecał, tak? Może faktycznie, powinien wyluzować? Może przestałby się wówczas czuć tak staro. Tak… niepotrzebnie.
Wiele było par, szybko więc ich zdymisjonował. Singli za to było znacznie więcej, choć głównie wydawało się, że to były kobiety. Kilku markotnych samotników pełzało w tą i z powrotem, bez konkretnego celu, nieczęsto z miną świadczącą o tym, że chcieliby być gdziekolwiek tylko nie tu.
Sympatyzował z nimi całym sercem.
Dziewczęta, kobiety, całe śliczne, całe dostępne. Poważne i chichoczące, rzucały mu ciekawe spojrzenia. Zdawało się, że niewiele już czasu zostało, aż nazbierają odwagi, aby go zaczepić.
Szkoda tylko, że każdy włosek na jego ciele stawał mu dęba na samą myśl. Nie żeby był przeciwnikiem kobiet. Miał swoją dolę randek i jednonocnych eskapad, od kiedy zaczął interesować się seksem w delikatnym wieku, lat szesnastu. Obyło mu się jednak i ponad dziesięć lat później, podrywy straciły swój powab i urok.
Chryste, na serio się czuł jak staruszek!
Po raz kolejny z większą determinacją przyjrzał się kobietom naokoło niego. Hmmm… śliczna, blond i wygląda na to, że samotna…
Taaak, z jej wyglądem to tylko z jednego powodu mogła być sama w Walentynki. Pożeraczka męskich serc, nigdy nie dość szczęśliwa, dopóki nie przespaceruje się po dywanie z mężczyzn, leżących u jej stóp. Po co jej jeden, może mieć wszystkich…
Jacob wstrząsnął się mentalnie. Zdecydowanie był za trzeźwy. Dalszą lustrację potencjalnych kandydatek, na szczęście przerwał mu głos siostry płynący z każdego możliwego głośnika na Sali. Niczym z bezdennych czeluści. Wesoły, słodki niczym miód i radosny. Rezonował w każdym zakamarku jego mózgu.
I jeśli to nie było przerażające, to już nie wiedział co było.
Witajcie moi mili. Mam nadzieję, że się dobrze bawicie. Że wasi ukochani są przy waszym boku w ten szczególny dzień! – Lucy wyciągnęła dłoń w stronę Mika, a mężczyzna ujął ją delikatnie w swoje wielkie łapsko i z galanterią uniósł do ust, składając perfekcyjny pocałunek na niej. Lucy i cała masa zgromadzonych kobiet zachichotała uroczo, a większa część mężczyzn z Jacobem włącznie jęknęła z rezygnacją. Mike normalnie zawyżał standardy. – Nie martwcie się jednak nasi single i singielki. Kupidyn tylko czeka, aby trafić was strzałą miłości. Jeśli nie dziś, to nie wiem kiedy byłby lepszy moment, aby spotkać drugą połówkę. A ja zamierzam pomóc szczęściu! – Kobieta zaklaskała w dłonie z radością, rzucając Jacobowi triumfujące spojrzenie.
Mężczyzna miał coraz gorsze przeczucie, ale kolorowe drinki zaczynały je neutralizować. W końcu co najgorszego może się stać, na imprezie Walentynkowej? Phi! Pikuś.
Proszę wszystkie pary, aby się połączyły. Nie chcemy żadnych nieporozumień, prawda? – Lucy rzuciła z podejrzanie uradowaną miną. – Każdy kto jest sam, niech stanie po prawej stronie Sali, pary po lewej. Przyjaciele i znajomi, mają się rozdzielić. Inaczej nie ręczę za rezultaty… – zachichotała lekko, co tylko jeszcze bardziej wzbudziło podejrzenia Jacoba. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad nowym szatańskim pomysłem swojej siostry, bo sala zamieniła się w mrowisko. W krótce wokół niego znalazło się chyba z dziesięć kobiet i z trzech mężczyzn. Z czego, prawie wszystkich znał z widzenia, bo przyjaźnili się z jego zwariowaną siostrą. Miał nieodpartą potrzebę, aby się szybko wycofać. – Dobrze. Jak wiecie nagrodą w konkursie są dwa czeki, po pięćset dolarów, każdy. Warunek jest taki, że ci którzy go wygrają muszą wydać je razem, na dowolne rzeczy. – Głośny pomruk przemknął po Sali. Jacob mógł się założyć, że wiedział kto ufundował nagrodę. Mike miał zbyt miękkie serce, na serio.
Wolno i lekko, nie wzbudzając podejrzeń, Jacob zaczął się wycofywać. Było mu gorąco, szumiało mu w głowie i dziwnie podejrzanie, zaczynało mu być wszystko jedno, co wymyśliła jego siostra. A to nie mógł być dobry znak. Każdy normalny mężczyzna w tym momencie, wiałby gdzie pieprz rośnie. Fakt, że jeszcze nie był za drzwiami, był dowodem na to że się ululał.
Zasady są proste. Ten kto wytrzyma najdłużej i włoży w to najwięcej pasji, i wysiłku wygra. Nagrodą pocieszenia jest kolacja dla dwoje w dowolnym terminie. – Lucy zaklaskała w dłonie z szatańskim uśmiechem. – Przygotujcie się. Muzyczkę proszę. Światła przyciemnić… – Machnęła dłonią na DJ’a. – Na mój sygnał łapiecie kogo chcecie…lub jak popadnie… – dodała szczerząc się jak wariatka. –… i całujecie! Długo i namiętnie! Powodzenia. NIE STÓJ! CAŁUJ!
Jacob stał z rozdziawionymi ustami, nie wierząc własnym uszom. Co jeszcze bardziej go zszokowało, to fakt, że ludzie ją posłuchali. W mgnieniu oka zaczęli rzucać się na siebie, obejmować i dławić nawzajem językami. Tylko dlatego, że już wcześniej się wycofywał uniknął złapania przez trzy kobiety i przynajmniej jednego mężczyznę. Jak w transie oszołomiony, robił coraz to kolejne kroki wstecz.
Przecież to niedorzeczne… nie mógłby tak zwyczajnie…
Szybkim krokiem w bok uniknął kolejnych drapieżnych rąk wyciągniętych po niego. Jego żołądek praktycznie podjechał mu do gardła, chlupiąc nieprzyjemnie wypitymi drinkami.
Pora na niego! Z sercem w gardle obrócił się i z impetem wpadł na jakąś długowłosą osobę, prawie ją przewracając, pod wpływem impetu. Odruchem bezwarunkowym złapał chwiejącą się postać za łokieć i przyciągnął do siebie z całych sił. Zderzenie zachwiało nimi przez chwilę, ale Jacob nie miał czasu na zastanawianie się.
Jeśli miał polec, chciał paść na swoich warunkach. Nie miał zamiaru być zdobyczą, był zdobywcą.
Zanim jakakolwiek racjonalna myśl zdołała spenetrować jego otępiały mózg, jego usta przypiły się do aksamitnej miękkości ust jego zdobyczy, tłumiąc wszelki protest wydobywający się z nich. Z zaciśniętymi do bólu powiekami, włożył w pocałunek wszystko czym był. Krew dudniła w jego uszach tak, że nie było już słychać muzyki. Jego dłonie same trafiły w gęstwinę włosów i już tam zostały. Przytrzymując wijącą się w jego ramionach osobę skutecznie i bezkompromisowo. Wodząc językiem po zaciśniętych wargach, kusił i uwodził, aby wpuściły go do środka. Chciał poznać smak i kształt ukryty za tymi kuszącymi wargami. Cała reszta ciała pasowała bowiem do niego idealnie, wzrostem i budową. Chciał wierzyć przez jakąś niepoczytalną chwilę, że może trafił jednak cudem na tę jedną jedyną idealną połowę. Kiedy z zdławionym jękiem gorące usta rozchyliły się, Jacob niemal upadł, kiedy z szoku ugięły mu się kolana. Miał wrażenie, że podniecenie uderza do jego głowy w tempie pozbawiającym go tchu. Każdy jeden kiczowaty, przesłodzony film o miłości zmaterializował się w jego głowie. Drżał, płonął i chciał więcej…
Decyzja jednak nie należała tylko do niego samego, bo uświadomiły mu to ramiona kurczowo zaciśnięte na jego szyi, które już go nie odpychały, tylko przyciągały stanowczo i mocno. Sam smak zmiękczał mu kolana, sprawiając, że oboje się chwiali. Musiał się trochę opanować, jeśli nie chciał się zbłaźnić. Język, który jednak znalazł drogę do jego ust, odbierał mu resztki rozsądku i świadomości. Jeszcze nigdy nie przeżył takiego pocałunku. Niespodziewanego i narwanego. Niemal siniaczącego mu usta. Właściwie to jeszcze nigdy nie był tak całowany. Trudno było bowiem powiedzieć, w którym momencie stracił panowanie nad całą tą wyjątkową, szaloną sytuacją, ale uświadomił sobie, że jedyne co może, to odpowiadać na pocałunek burzący krew w jego żyłach. Był badany, lizany i ssany na tak wiele prowokujących sposobów, że jego członek z łkaniem wbijał się w zamek jego jeansów. Jak desperat gonił za sprytnym małym języczkiem, to prowokującym go, to uciekającym. Żaden alkohol świata nie uderzyłby mu do głowy równie mocno. Miał ochotę znaleźć pierwszą płaską, dostępną powierzchnię i przekonać się co jeszcze te zdrożne, namiętne usta potrafiły. Tym bardziej, że dłonie zaciskające się niemal z desperacją na jego ciele, zaczęły błądzić po jego plecach, zalewając jego ciało falą dreszczy.
– „Odpadasz, odpadacie, jeszcze, jeszcze, odpadacie, widziałem, odpadacie, jeszcze, super….
Jak przez mgłę grzmiący głos Mika, dotarł do Jacoba.
Tak, konkurs. Całkowicie o nim zapomniał. Ale co się dziwić kiedy właśnie się nauczył tylu niesamowitych rzeczy, które można zrobić językiem? Przyssał się wiec jeszcze mocniej. Niemiał zamiaru sobie przerywać i ciche pomrukiwanie, i jęki które wydobywał z uwodzonych przez niego ust, tylko go utrwalały w postanowieniu. Chciał więcej i chciał mocniej. Ale jak i gdzie? Nawet nie wiedział kto właśnie przygryzł jego wargę, ssąc ją lekko w nagrodę za cichy jęk, który wydarł się z jego gardła. Każde ugryzienie, każde liźnięcie niczym bezpośrednio połączone z jego jądrami, rezonowało przez całe jego ciało. Drżał. A jeszcze nigdy wcześniej nie drżał z powodu pocałunku. Każdy dotyk i muśnięcie go oszałamiało. Smak uzależniał, a zapach…
Och, zapach
Jacob z niedowierzaniem uświadomił sobie, że nie czuje delikatnych kobiecych perfum tak jak się podświadomie spodziewał, tylko coś znacznie intensywniejszego. Drażniącego i lekko cierpkiego, ale totalnie kuszącego go i podniecającego. Z trudem umiał przełknąć, pod wpływem zakradających się do jego głowy podejrzeń. Stanowczo wplótł dłoń w włosy na karku całowanej przez siebie osoby, a drugą ręką, obejmując w pasie przyciągnął ją z całej siły do siebie. Tylko nagłe napięcie mięśni pod jego palcami i sztywność była jedyną reakcją. Pocałunek jeśli już, to tylko się pogłębił i stał agresywniejszy. Miażdżyli swoje usta, oddychając z trudem przez nos.
Musiał otworzyć oczy, musiał…
…ale jak? Kiedy pływasz w ekstazie i podnieceniu? Kiedy masz ochotę oddychać drugą osobą? Wchłonąć ją?
– „…brawo, zbliżamy się do końca, jeszcze tylko kilka par… wy odpadacie… odpadacie…”
Odebrałoby mu oddech gdyby mógł oddychać, pod wpływem czarnych wpijających się w niego oczu. Zaledwie uchylił powieki, ale nie był już wstanie ich zamknąć pod sugestią zamglonego, ale intensywnego spojrzenia młodego mężczyzny, którego całował…. A może przez którego nadal był całowany?
Czy był zdziwiony, zszokowany, oburzony? Powinien odskoczyć i powiedzieć, że to była pomyłka?
…przecież by kłamał. Jedyne co był – to nieprzytomnie napalony i pazerny.
Chciał zamknąć oczy i udawać, że nie wie, ale nie mógł się zmusić. Przez kilka sekund trwających wieczność, obaj stali sztywno dysząc sobie wzajemnie w usta, nie odrywając ich jednak od siebie, jakby nie mogli znieść myśli o rozłące.
Jacob stał nieruchomo, obawiając się drgnąć choćby jednym mięśniem, starając się zmusić choć odrobinę krwi rezydującej w jego kroczu, aby wróciła do mózgu, a nieznajomy z wyzywającym spojrzeniem, prowokując go aby uciekł.
On nigdy nie uciekał, a już z całą pewnością, nie przed pocałunkiem jego życia. Chciał więcej, a nie przerywać. Wszystko zawsze miało swój pierwszy raz. Jego niezaspokojona ciekawość pchała go już wcześniej w różnego rodzaju tarapaty, nie powstrzymywało go to jednak przed zaspakajaniem jej. Teraz też sprawiła tylko to, że rozchylił swoje chętne usta jeszcze bardziej, chłonąc gorący, śliski język swojego partnera głębiej. Pieszcząc całą jego długość, delektując się bliskością i giętkością. Czarne oczy przymknęły się z rozkoszy, tracą momentalnie całą ostrość spojrzenia. Długie gęste rzęsy tylko jeszcze podkreślały ich piękno. Jacob nigdy wcześniej nie odczuwał tej chorobliwej potrzeby, aby kogoś poznać tak dogłębnie i kompletnie. Wpatrywać się tak długo, aż zapamiętałby każdy szczegół.
Te cudowne ruchliwe usta… prosiły się o atak. O wielbienie i cześć. Polizał wolno dolną pełną wargę z premedytacją, zmuszając nieznajomego do drżenia w jego ramionach. Pochylił się jeszcze bardziej ciągnąc delikatnie za jedwabną kurtynę gęstych włosów, aby jego głowa się odchyliła. Teraz te kuszące usta były na jego pastwie i miał zamiar to wykorzystać, pogłębiając jeszcze bardziej pocałunek.
Rozpalone ciało do tej pory lgnące do niego, zesztywniało przez moment z wahaniem i niepewnością. Kiedy jednak Jacob potarł językiem jego podniebienie, musiał ulec z ufnością poddając się większemu mężczyźnie. Wierząc, że jest bezpieczny w jego ramionach. Pożądanie jak elektryczny prąd przepłynął przez ich ciała, wprawiając ich w wibracje. Budząc głód, którego nie dało się tak zwyczajnie zaspokoić.
Uległość i ufność połączona z namiętnością jego partnera, najwyraźniej wyrabiała cuda z jego libido i ego. Czuł się panem świata.
– I mamy zwycięzców! – głos Mike’a huknął tuż przy uchu Jacoba, podrywając ich obu na miejscu. Zdezorientowani mężczyźni nieprzytomnie rozejrzeli się wokół. Kiedy pochmurna twarz Mike’a z błyskawicami w oczach zbliżyła się do nich, nieznajomy chciał odskoczyć jak oparzony. Jego przystojna twarz zalana czerwienią, praktycznie mieniła się pomimo ciemnej karnacji. Jacob jednak nie miał zamiaru tak łatwo wypuścić swojej zdobyczy z rąk. Niemal do bólu zacisnął palce na szczupłych biodrach, zanim nieznajomy dał radę się wymknąć. Potrzebował czasu, aby ogarnąć sytuację.
Ogłuszający dźwięk oklasków nie zamaskował groźnego pomruku wkurzonego wielkoluda, a nadal zasnuty mgiełką pożądania mózg Jacoba, nie pomagał mu w odnalezieniu się w całej sytuacji. Jego priorytetem jednak był człowiek, który przewrócił jego świat do góry nogami, a teraz próbował się mu wyślizgnąć z rąk.
Mężczyzna zażenowany skrył w końcu twarz w koszuli na szerokiej piersi Jacoba, kiedy stało się jasne, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę. To było idealne miejsce dla niego i Jacob był bardzo zadowolony z obrotu sytuacji. Szybko objął szczupłą postać i zabezpieczył, kryjąc w ramionach. Niestety świat chciał się koniecznie wedrzeć między nich. Z wkurzonym Mike’m włącznie.
– Widzę, że miałeś okazję poznać mojego małego braciszka Fernando. – Mike zauważył z przekąsem, chwytając ich obu za przedramiona i rozdzielając lekko. Uzyskał może pięć centymetrów i musiał się z tym pogodzić, jeśli nie chciał robić sceny. A Jacob nie był jeszcze gotów wypuścić Fernando z ramion. Byłaby więc scena.
Jacob jęknął mentalnie, wtórując jękowi Fernanda. Ludzie jak sępy przyglądali im się z uśmieszkami na ustach i konspiracyjnymi szeptami. Większość jednak wiwatowała na ich cześć i klaskała.
No tak, wygrali.
– Moi państwo, mamy zwycięzców! – Lucy podbiegła do nich, wymachując entuzjastycznie dwoma kopertami z przewrotnym uśmiechem. Tylko niebezpieczny błysk w jej oku, ostrzegał jej brata przed długim i skrupulatnym przesłuchaniem, kiedy tylko całe to szaleństwo się skończy i będzie mogła zdzierać skórę z jego pleców, bez świadków.
Mmm…nieeeee… jeśli tylko coś na to może poradzić.
– Proszę, panowie – zawołała, z impetem jednocześnie wciskając koperty w tylne kieszenie ich spodni. Obaj aż podskoczyli, wpadając na siebie, a ich nadal boleśnie obrzmiałe erekcje otarły się o siebie, odbierając im oddech. Jacob przelotnie zastanowił się czy to oznacza, że mogą z Fernando kontynuować, ale chichot zadowolonej z siebie Lucy sprawił, że na jego twarz wypłynął upokarzający rumieniec. Mike jednak najwyraźniej nie podzielał jej radości. Gdyby mógł uszkodzić Jacoba wzrokiem i upiekłoby mu się to, to ten pewnie leżałby teraz pozbawiony jąder, zwijając się na parkiecie.
Brawa i gratulacje, przeplatane złośliwymi uwagami zelżały i wydawało się, iż każdy powoli wraca do swojej wersji zabawy. Czyli kobiety zebrały się na środku Sali, bez żenady plotkując i wytykając palcami, a mężczyźni szturmem wzięli barek w posiadanie, kryjąc własne plotki za szklaneczkami. Tylko podekscytowanie i niezdrowy blask w oku, mówiły, że ich nonszalancja jest tylko pozorna.
Jacob z niechęcią i wbrew jakiemuś wewnętrznemu imperatywowi, zwolnił lekko uścisk na Fernando, kiedy nacisk dłoni Mike’a stał się bolesny na jego przedramieniu. Instynkt mu podpowiadał że jego zdobycz pryśnie jak tylko on mrugnie oczyma, a tego nie chciał. Mike jednak już wskoczył w rolę zabieraj– łapy– od– mojego–młodszego–braciszka, jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało.
– Gratuluję wygranej. Szkoda tylko, że w twoim małym rewanżu za zmuszenie cię przez Lucy do udziału w imprezie, ofiarą padł mój brat! – Mike syknął, ledwie cedząc słowa przez zęby. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Z kimś jego postury i wzrostu lepiej było nie zadzierać. Problem jednak był w tym, że Jacob nie miał zamiaru dać się zdeprymować. Jego w tej chwili interesowało oskarżycielskie spojrzenie i ciche sapnięcie przystojnego mężczyzny w jego ramionach. Mike musiał poczekać.
– Nie padłeś żadną ofiarą… chyba, że jedynie mojej namiętności – zapewnił z całego serca, nie potrafiąc jednak zetrzeć z ust aroganckiego uśmieszku samozadowolenia. Fernando choć niższy, wyglądał jednak jakby bez trudu mógł go zetrzeć z jego ust, za niego. Prawdą było jednak, że wcale się nie opierał, więc nawet jeśli nie był gejem… cóż…
– Jak to się stało? – Takt nigdy nie był najmocniejszą cechą Lucy, więc praktycznie wepchnęła się między nich.
– Cóż…– Gorący rumienieć wypłynął na gładkie policzki Fernando, z nieśmiałym uśmieszkiem błądzącym po jego ustach, przeczesał długie włosy starając się zyskać na czasie. Jego ciało śpiewało i to co cisnęło mu się na jego usta, raczej nie nadawało się do publicznej wiadomości. Szczególnie z jego wielkim bratem dyszącym z wściekłości nad jego głową. – Tak naprawdę to sam chciałbym wiedzieć… – przyznał wzruszając nieporadnie ramionami. Jego spojrzenie krążyło po całej Sali, omijając jednak Jacoba z daleka. Dzięki Lucy udało mu się wymknąć z objęć mężczyzny. Nawet jeśli to była ostatnia rzecz której chciał.
– Mam rozumieć, że Jacob potknął się i wylądował z językiem w twoim gardle? – Mike nie widział komizmu całej tej sytuacji. Szeroki uśmiech Lucy i zadowolona mina Jacoba, wkurzała go niepomiernie.
– Coś w tym stylu – mruknął wspomniany mężczyzna, uśmiechając się jeszcze szerzej.
On na misji samobójczej jest, czy co? Fernando zastanowił się złośliwie, ostrożnie obserwując czerwieniejącą w zastraszającym tempie twarz brata.
– Przynajmniej się poznali i z zakleszczenia ich ust wnosząc, polubili. – Lucy zauważyła radośnie. Jednakże jej poczucie humoru umknęło jej narzeczonemu. Wyglądał jakby chciał chwycić Fernando i schować za plecami. Jacob przewrócił oczyma mentalnie.
Przecież go nie rzuci na podłogę, zerwie ubranie i zacznie molestować… przynajmniej nie na Sali pełnej ludzi…
– Ja wiem, że ciebie to bawi, ale Jacob nie powinien zabawiać się uczuciami Nando. To skończy się źle! – Mike parsknął. Twarz Lucy nagle pokryła się lodem.
Ups… niedobrze. Musiała być naprawdę wkurzona… to wróżyło bardzo źle.
– Czy sugerujesz to, co wydaje mi się, że sugerujesz? – zapytała wspierając dłonie na biodrach i spoglądając na narzeczonego podejrzanie spokojnie.  Nawet Fernando zadrżał. Nie chciał jednak być przyczyną kłótni między nimi. Nie było to warte tego. Zwłaszcza, że miał zamiar tak szybko wynieść się stąd jak to tylko było fizycznie możliwe.
– Spokojnie. Wygrałem konkurs, miałem ubaw. Poznałem twojego brata – …blisko i personalnie… – Nie ma o co robić problemu – stwierdził z udaną radością i swobodą której nie czuł.
– Jak to nie ma?! – Mike wydawał się gotowy pomścić jego honor. A to była ostatnia rzecz jakiej pragnął Nando. Jego honor miał się świetnie i wyglądało na to, że niestety nic mu nie groziło.
– To była zwyczajny przypadek, pomyłka…
– Dokładnie – wtrącił ucieszony Jacob, nadal jeszcze oscylując między palącym pożądaniem, a lekkim rauszem. Był bardzo szczęśliwy i bardzo wyluzowany. – Myślałem, że jest laską… – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ciche sapnięcie trójki stojącej wokół niego świadczyło o tym, że to nie było najmądrzejsze co mógł powiedzieć, ale czuł się usprawiedliwiony. Wszystko o czym był zdolny myśleć, to jak dopaść słodkiego Nando, sam na sam. Mina mężczyzny jednak świadczyła o tym, że lepiej go nie dopuszczać do żadnej delikatnej części ciała w tym momencie.
– Nie znaczy to, że się nie cieszę, iż nie jest kobietą! – Zapewnił szybko starając się prześlizgnąć pod bokiem Mike’a, aby złapać wkurzonego Fernando. Jeśli tylko uda mu się go rozproszyć, z pewnością mu wybaczy…
– Daruj sobie – Fernando odrzucił włosy przez ramie i odwrócił się na pięcie. – Mike na serio nie masz się czym przejmować. Nie byłbym zainteresowany tym nadętym bufonem, nawet gdyby był ostatnim facetem na ziemi. To jest idealny przykład na to, że jak już seksowny to pusty…
– Hej…! – Jacob poczuł się w obowiązku oburzyć, zwłaszcza że jego siostra i Mike wybuchli śmiechem. Śliczny Nando jednak olał go i ruszył do wyjścia nie oglądając się za siebie.
– Zostaw go. Po co masz mu mieszać w głowie? Ciekawość możesz zaspokoić z kimkolwiek, bez budzenia płonnych nadziei…  – Mike złapał Jacoba za przedramię, kiedy ten chciał ruszyć za swoją zdobyczą. Praktycznie został przykuty w miejscu, żelaznym uściskiem. Starając się zapanować nad nagłą falą wściekłości, Jacob zwrócił się bez mrugnięcia okiem do swojego przyszłego szwagra, z zimnym spojrzeniem.
– Nie wyobrażam sobie jakim to cudem doszedłeś do wniosku, że możesz mi mówić co mam, a czego nie mam robić, ale wiedz, że nie mam zamiaru pytać o pozwolenie – warknął ostrzegawczo na zaskoczonego mężczyznę, nawet jego siostra spojrzała się na niego zszokowana. Nie zamierzał jednak dawać sobą pomiatać. Ulegać im z własnej woli to było jedno, dawać sobą manipulować to było całkiem coś innego. Był mężczyzną, nie małym chłopcem. – Tak długo jak twój brat jest pełnoletni, jest w stanie podejmować decyzje sam za siebie. – Bez czekania na odpowiedź wyszarpnął rękę i pognał za mężczyzną, który już zniknął mu z pola widzenia. 
Wołanie Lucy i przekleństwa Mike’a padło tym razem na głuche uszy. Miał coś do załatwienia i niech go licho jeśli podda się bez walki.

Fernando z wściekłością odebrał swoją skurzaną kurtkę i włożył na ramiona odrzucając długie włosy na plecy. To właśnie mu przyszło z zapuszczania ich. Został pomylony z kobietą! Niektórzy faceci powinni zacząć nosić okulary!
Czemu to zawsze jemu się przytrafia? Ci najseksowniejsi zawsze są takimi totalnymi palantami. Sam nie był brzydalem, ale starał się nie wykorzystywać swojego wyglądu. A już z całą pewnością nie zwalniał go z kulturalnego zachowania…
Nie to, co ten neandertalczyk! Jaka szkoda, że to właśnie on całował tak dewastująco dobrze. Chryste, a nawet nie jest gejem. Jego siostra to istny transparent reklamowy. To po prostu trzeba mieć jego pecha! Żeby oczywiście było jeszcze gorzej, musiało się okazać, że to był świętyidealnywspaniały brat jego przyszłej bratowej. Taak, jasne Los uwielbiał kopać leżącego. Nasłuchał się o tym bóstwie na dwóch nogach tyle, że nie wiedział czy się kłaniać mu w pas, czy zwyczajnie czcić ziemię po której stąpał. Na dokładkę wszystkiego jego własny brat musiał go upokorzyć. Na rany boskie, miał dwadzieścia cztery lata, nie czternaście. Jeśli miał ochotę obśliniać się z jakimś facetem, nie musiał się usprawiedliwiać! Zwłaszcza, że nie było żadną tajemnicą, iż jest gejem i sam osobiście postarał się, aby cała rodzina o tym wiedziała. Za każdym jednak razem, kiedy tylko umawiał się z jakimś większym od siebie mężczyzną, jego brat dostawał apopleksji.
Miał pecha… małe, słodkie pieszczoszki nie były w jego typie. Choć nie bolało zawiesić na nich oka.
Za to totalnie w jego typie był Jacob. Mógłby go z całą pewnością zaprosić na kolację ze śniadaniem.
Sama myśl o tym, że napalił się po raz kolejny na niewłaściwego faceta burzyła mu krew w żyłach. Nie zrobi sobie tego po raz kolejny, o nie. Nauczył się na własnych błędach, zbyt skutecznie…
– Czekaj! – Serce Nando niemal wyskoczyło mu z piersi, kiedy Jacob pojawił się nagle znikąd i złapał go za rękę. Bliskość ich ciał posyłała wyładowania elektrostatyczne po jego skórze. Miał ochotę rzucić się na faceta i trzeć o niego własnym ciałem.
Jesteś łatwym, słabym człowieczkiem….pokręcił mentalnie głową ze smutkiem, sam nad sobą.
Zbierając całą swoją silną wolę, Nando stanowczo zabrał rękę i zmierzył zaczepiającego go mężczyznę zimnym spojrzeniem,  choć wszystko czego pragnął to potrzeć policzkiem o jego zarost.
– Wybacz, ale śpieszę się.
– Daj mi pięć minut – Jacob znów złapał go i zaczął ciągnąć w zaciszny korytarz.
– Nie.
Jedno słowo starczyło, aby wbić większego mężczyznę w podłogę. Fernando sam był zszokowany, że podziałało. Zazwyczaj tacy macho robili tylko to czego sami chcieli. Pragnienia i uczucia innych były raczej mało istotne. Ostatnia rzecz jakiej jednak Nando pragnął, było rewidowanie swojej opinii o Jacobie.
– Wiem, że początek naszej znajomości był… – Twarz Jacoba pokryła się lekkim rumieńcem na samo wspomnienie, ale jasne oczy wyrażały zdeterminowanie i stanowczość. – Nie znaczy to, że nie możemy spróbować jeszcze raz…– Nando czuł każdą komórką swego ciała, że nie będzie łatwo się go pozbyć. – Mam nadzieję jednak, że dasz mi szansę…
– Nie rozumiem o co ci chodzi. Spotkaliśmy się, pocałowaliśmy przypadkiem… – ok, to nie zabrzmiało najlepiej. Teraz jego własna twarz pałała, a uporczywy wzwód na samo wspomnienie, nie pomagał. – Z całą pewnością będzie całe mnóstwo rodzinnych spotkań, na których się będziemy widywać.
– To nie był taki sobie zwyczajny pocałunek! – Jacob nie miał zamiaru owijać w bawełnę, a już z całą pewnością ryzykować nieporozumienia. Jeśli czegoś chciał, walczył o to, bo było naprawdę niewiele rzeczy w życiu, których pragnął na tym świecie.
– To była pomyłka i to na znacznie więcej sposobów niż przypuszczasz – parsknął Nando w odpowiedzi, wściekły na siebie, że tak bardzo go to bolało.
– Pomyłka – przyznał Jacob spokojnie. – Ale na moją korzyść.
– Przestań! – Ta rozmowa była po prostu bezcelowa. Kiedy jednak chciał zrobić krok aby odejść, odbił się o szeroką pierś, która nie wiadomo jak znalazła się nagle tuż przed jego twarzą. – Owwwww!
– Przepraszam. – Jacob cwany skurczybyk którym był do ostatniej kostki w ciele, wykorzystał okazję i przytulił Nando do siebie z całych sił. Znajome mu już uczucie podniecenia i radości przepłynęło przez jego ciało. Jeśli miał jakieś wątpliwości, całkowicie się rozwiały. Nigdy jeszcze nie czuł czegoś takiego. Nie mógł zwyczajnie o tym zapomnieć. – Pozwól, że pocałuję i zaraz będzie lepiej. – Spróbował urzeczywistnić obietnicę, ale mężczyzna odwrócił szybko twarz.
Z niezadowoleniem spojrzał na Jacoba i pchnął z całych sił w jego pierś.
– Proszę cię, panienki na serio na to lecą? – zapytał z kpiąco uniesioną czarną brwią. Jacob wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, wzruszając lekko ramionami.
– To nie istotne na co lecą panienki. Istotne jest to na co ty lecisz…
Fernando nie mógł uwierzyć, że Jacob na serio stara się go poderwać na takie żałosne teksty. Sam nie wiedział czy bardziej go wkurzały, czy rozczulały. Wielkie niebieskie oczyska spoglądały na niego błagalnie. Jezu, w co on się pakuje?
– Nawet nie wiesz czy lecę na facetów – stwierdził tak poważnie jak tylko mu się udało. Praktycznie musiał przygryźć wnętrze policzka, aby się nie roześmiać na widok zaskoczonej miny jego dręczyciela. Cholernik był przystojny to bez dwóch zdań i normalnie Fernando już lizałby go od stóp do głów w jakimś miłym pokoju. Niestety jednorazowe przygody, nijak nie wchodziły w rachubę, zwłaszcza z kimś kogo miał w perspektywie spotykać w najbliższej przyszłości i to pewnie częściej niż by chciał. A po za tym, jego brat pewnie by bluzgał cegłami.
Jacob nie miał zamiaru się zniechęcić. Jeśli gejdar istnieje, to jego nigdy wcześniej nieużywany, właśnie robił nadgodziny. Miał pewność, że Nando chciał tego pocałunku tak samo jak on.
– W tym momencie jestem bardziej niż przekonany, że nie zależy mi abyś leciał na facetów. – Z buńczucznym uśmiechem objął go w pasie i przycisnął do siebie z impetem. Powietrze utknęło im w piersiach. Czy to jednak był rozmach, czy uczucie ich ściśle przylegających do siebie szczupłych ciał, żaden nie śmiał zgadywać. Jacob z trudem nawet mógł sobie przypomnieć o czym mówił. – Jest tylko jeden mężczyzna na którego powinieneś lecieć. Ja!
Ok, może wybuch śmiechu nie był na miejscu, ale Fernando nie zdołał się powstrzymać. Jacob był szurnięty. Słodki, ale walnięty.  Na dodatek wydawało się, że w tym momencie urażony. W jego oczach widać było przebłysk bólu, który zniknął szybciej niż się pojawił i Nando w końcu sam nie był pewien czy cokolwiek widział, czy to tylko była zwodnicza gra świateł.
– Sorry, naprawdę sorry… to było… urocze – zawołał, starając się opanować. Złapał też Jacoba za nadgarstek, kiedy ten chciał odejść. Bez zastanowienia zarzucił wyższemu mężczyźnie ramię na szyję, trzymając mocno, nie gotów go puścić, dopóki sam nie był pewien co chciał zrobić.
– Jasne, to faktycznie polepsza sytuacje. – Jacob wymamrotał, krzywiąc się na myśl, że ktoś choćby w jednym zdaniu z nim, użył słowa „uroczy”.
– Kapuję, twardziel taki jak ty…
– Nie o to chodzi!
– Proszę cię, cała ta rozmowa zaczyna być śmieszna. Powinniśmy… – Fernando zdecydował, że niepotrzebnie pozwolił się zatrzymać. Całą siłą, swojej słabej–silnej woli zrobił krok w tył. Stojąc w ramionach Jacoba, nie był w stanie logicznie myśleć. Tylko niepotrzebnie pozwalał rozgorzeć iskierce, tej niedorzecznej nadziei, która nawet po latach rozczarowań, nadal gdzieś przetrwała na dnie jego serca.
Jedyne co powinien – to wiać.
– Masz rację, gadanie nie ma sensu… – Jacob stwierdził poważnie, z niebezpieczną iskrą w oku. – Zdaje się, iż z każdym słowem tylko mieszamy bardziej… – Zdecydowanie ujął Nando za biodra i przyciągnął do siebie. Uwielbiał jak idealnie pasowały do jego wielkich dłoni. Jednym płynnym ruchem wplótł jedną z dłoni w długie, jedwabiste włosy zaskoczonego Fernando i odchylił jego głowę do tyłu, delikatnie trzymając go za kark. – Koniec zbędnej gadaniny!
Scałował zaskoczenie i protest z ust Fernando, o ile to był w ogóle protest. Nie dane mu było się zastanowić. Znane mu bowiem uczucie ciepła i zawrotu głowy, pochłonęło każdy z jego zmysłów. Opanowało go uczucie spokoju. Nie musiał już się obawiać. Choć wcześniej nawet nie wiedział, że się obawiał… całym sobą wiedział, że nie mógł zgnieść go w ramionach, bo Nando obejmował go równie mocno. Całował równie głęboko i brał z jego ust tyle ile pragnął. A Jacob po raz pierwszy w życiu, był gotów dawać…
Nawet nie wiedział, że pragnie tego wszystkiego co Nando oferował, dopóki Nando mu tego nie dał. Chciał więcej tego ciepła, które promieniowało z jego opuchniętych, słodkich ust. Poznać sztuczki jego języka, teraz głęboko w jego gardle, zmieniającego mu kolana w wodę. Nie był pewien czy kiedykolwiek będzie w stanie ogarnąć sensacje płynące z ich ocierających się o siebie w gorączce ciał. Miał ochotę przyprzeć mniejszego mężczyznę do ściany i trzeć swoim przekrwionym do bólu członkiem o jego promieniujący niebezpiecznym gorącem. Rozebrać każdy skrawek materiału, który stał na przeszkodzie do poznania każdego milimetra tego twardego, umięśnionego ciała. Teraz wijącego się i ocierającego o niego we wszystkich właściwych miejscach.
I Boże, jak bardzo by to zrobił!…. Gdyby nie uporczywy szum rozmów na około niego. Dźwięk natarczywej muzyki i cienie mijających ich ludzi. Wdzierali się w jego własny prywatny raj…
Musiał się opanować. Nie chciał wywołać skandalu, składając Nando jakąś nieprzyzwoitą propozycję na środku restauracji. Nie żeby wielki wzwód jego przyszłego chłopaka, wbijający mu się w pachwinę, nie dawał mu nadziei, że byłaby co najmniej entuzjastycznie przyjęta. Obawiał się jednak, że nie posiadał wystarczająco wiele opanowania, aby faktycznie nie przydybać biedaka na środku korytarza.
Walcząc z tym czego domagało się jego ciało, dusza i serce, Jacob oderwał usta od niego, po trzeciej próbie. Naaaa… nie więcej niż sekundę, bo widok wspaniale opuchniętych, wilgotnych warg  Nando, niemal powalił go na kolana.
To będzie trudniejsze, niż mu się wydawało – pomyślał, znów wsysając jego dolną wargę do wnętrza swoich ust. Pieścił ją językiem i wargami, zanim nawet wziął oddech. Nando też oddychał płytko i szybko. Wyglądał jakby całkiem odpłynął. Oczy zaciśnięte mocno, zaróżowione policzki i pasma długich włosów okalające jego twarz. Jeśli ten widok nie był kwintesencją seksapilu, to Jacob nie wiedział co było.
– Musimy przestać… – To Fernando w końcu wyszeptał do wnętrza jego ust. Sam najwyraźniej jeszcze nie potrafił zrezygnować z rozkoszy jaką dawał im, ten duszą wstrząsający pocałunek.
– Dlaczego? – Jacob nie sądził aby był choć jeden naprawdę istotny powód, aby znajdować się dalej od tego mężczyzny, niż na odległość gorącego oddechu pieszczącego jego nadwrażliwe, w tym momencie, wargi.
– Mmmm… – cichy pomruk zwierał w sobie tyle sarkazmu, że Jacob się zachłysnął oddechem. Jeśli Nando nadal był w stanie to zrobić, to on najwyraźniej robił coś źle… – Nie wiem od czego zacząć… – mężczyzna dodał chłodno, ale mimo stwarzania pozorów, musiał wesprzeć się czołem na ramieniu Jacoba. Jego ciało całe drżało, jak z ogromnego wysiłku. – Może powinniśmy przestać, bo za chwilę któryś z nas wyląduje na kolanach, a drugi ze spodniami przy kostkach…? – Głęboki, rezonujący jęk podniecenia Jacoba, został pominięty milczeniem. – A chyba nie muszę ci przypominać, iż tu jest ze setka ludzi.
– Cóż…
– A może, powinniśmy przestać… – Nando spojrzał w oczy Jacoba, źrenicami rozszerzonymi z podniecenia. –… bo jesteś heterykiem, którego zwyczajna ciekawość, sprowadzi nas obu na manowce?
– Mylisz się! – Jacob podejrzewał, że to będzie największa przeszkoda jaką przyjdzie mu przeskoczyć, ale nie miał sił i pomysłu na zawiłe tłumaczenia. Niektóre rzeczy, nawet dla niego samego, nie były do końca jasne.
Z całych sił przygarnął Fernando do siebie i prawie siłą przytulił jego głowę do swojego ramienia. To na wszelki wypadek, gdyby nagle przyszło mu na myśl aby uciekać.
– Jestem inżynierem. Jeśli coś nie działa, szukam takiego rozwiązania, aby problem przestał istnieć. – Jacob ujął dłoń Nando, splótł z nim palce i uniósł do ust całując delikatnie długie palce i wyrywając cichy jęk z gardła mężczyzny, stojącego sztywno w jego ramionach. – A w moim życiu do tej chwili, nic nie działało. Nagle wszystko zaczęło mieć sens… Mój ścisły umysł domaga się ode mnie, aby wszystko sprawdzić samemu, przekonać się na własnej skórze, brać pod uwagę wszelkie możliwości. Nie sugerować się opinią innych. Całe życie umawiałem się z kobietami…
– I skoro nie wychodziło, doszedłeś do wniosku, że czas wypróbować alternatywę? – Nando zapytał cynicznie, zanim zdołał się powstrzymać. Musiał zignorować wszelkie drgnięcia jego serca. To mogło skończyć się  tylko źle… dla niego. Jacob znów wplótł dłoń w jego włosy i delikatnie zaczął masować mu skórę głowy, posyłając ciarki wzdłuż jego ciała.
Boże, i myśl tutaj rozsądnie… To było by barbarzyństwem, wymagać tego od jakiegokolwiek normalnego mężczyzny
– Jeśli powiem, że to chodzi tylko o ciebie, pewnie odgryziesz mi głowę. – To było ostrożne stwierdzenie, ale kącik ust Jacoba uniósł się w usilnie tłumionym uśmiechu. Prychnięcie było jego jedynym ostrzeżeniem przed uszczypnięciem w tyłek. – Prawda jednak jest taka, że naprawdę chodzi o ciebie. Wiem co sobie myślisz. Że zabawie się twoim kosztem. Że zabawię się tobą, zaspakajając moją ciekawość i dzikie żądze, i zostawię nie oglądając się za siebie. – Nando mógł tylko parsknąć. Kolejna wcale nieprzekonywująca próba uwolnienia się, oczywiście spełzła na niczym. Prawdą było, że był ciekaw co Jacob miał do powiedzenia.
– A może to ja zabawię się tobą? – zapytał złośliwie. Co miał do stracenia…? Oprócz szacunku do siebie, swojego serca i nadziei na przyszłość z kimś, kogo z łatwością by mógł obdarzyć uczuciami?
Jacob drgnął lekko, jakby z zaskoczenia. Najprawdopodobniej, nawet mu to nie przyszło do głowy.
Boże, niektórzy faceci są na serio zarozumiali
– Oczywiście. Tak może się zdarzyć – przyznał w końcu mężczyzna po chwili zastanowienia. Wyglądało na to, że poważnie podchodził do tematu, bo ujął twarz Nando w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. – Mogę jedynie zrobić co w mojej mocy, abyś nie chciał tego uczynić…
– Boże, nie wiem czy jesteś słodki, naiwny czy cwańszy niż dłuższy. – Nando pokręciłby głową nad własną głupotą, że dawał się tak tanio kupić, ale Jacob trzymał go mocno. Lekko całując znów, raz po raz. Jego oczy niemal płonęły wewnętrznym światłem. A może to jego naiwność i głęboko ukryty romantyzm, zamieniały przyciemnione lampki na korytarzu w coś wyjątkowego? Czy to było możliwe, że nadawał całej tej sytuacji czaru, który w ogóle nie istniał?
– Za dużo myślisz. – A to wydawało się niebezpieczne. Jeszcze na fakcie dojdzie do jakiś idiotycznych wniosków i mu zwieje… – Jestem skłonny udowodnić ci, że jestem poważny. – Wziął Nando za dłoń i pociągnął delikatnie w stronę drzwi na salę, gdzie nadal trwała impreza na całego. Zakochani, zdawali się być nieświadomi otaczającego ich świata i wydawali się nieporuszeni tym faktem w najmniejszym stopniu. Co tam dla nich emocjonalne turbulencje innych?
Jacob czułby się głupio, że kiedy pierwszy raz przekraczał te drzwi, patrzył na nich z niejaką pogardą, a teraz był zmuszony spojrzeć na nich w innym świetle, gdyby się przejmował…
Amorki, kupidynki, baloniki i serduszka teraz wręcz działały na jego korzyść. Miał zamiar bez skrupułów użyć romantyczną atmosferę, aby dostać to czego chciał… a mianowicie seksownego Fernando. Żaden sposób nie był niewłaściwy.
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty były dozwolone i jego słodki Nando właśnie się dowie, że wojna zakończona…
– Nie myśl sobie, że tak łatwo ci pójdzie! – Mężczyzna zastrzegł się szybko, kiedy stało się jasne, że Jacob ciągnie go na środek parkietu. Nie zamierzał poddać się bez walki, choć nie oznaczało to wcale, że miał zamiar opierać się …skutecznie.
– Nawet nie chcę, aby poszło mi łatwo. Wszystko co jest naprawdę coś warte, wymaga walki. – Jacob wziął go w ramiona i nie przejmując się szybką piosenką, która aktualnie leciała, zaczął tańczyć, słaniając się z boku na bok. To było akurat tyle, jeśli chodziło o jego zdolności taneczne. Nie zniechęcał się jednak, nawet jak Nando znów się zaczął śmiać. – Chcę cię skusić. Pokazać jak bardzo poważny jestem. Pocałowałem cię w obecności setki znajomych, bardziej oficjalne to już nie może się stać. Miałem nadzieję, że to był dobry początek…, ale bez mrugnięcia okiem, będę cię uwodził, randkował z tobą, całował i podrywał, aż ulegniesz…
– Och, Boże… – Nando potknął się, uwieszając na jego szyi. Jego głupie serce niemal podeszło mu do gardła. On na serio zamierzał to zrobić! – Zwariowałeś!
Jacob pochylił się lekko i spojrzał mu poważnie w oczy.
– Wierz mi… wiem! Nawet nie masz pojęcia, jaki jestem z tego powodu szczęśliwy. Mogłem przecież wyjść stąd samotny i nieszczęśliwy, nigdy nie mając szansy wygrać Walentynkowego konkursu!
Nando wyglądał jakby miał zamiar go zdzielić, ale Jacob wymiótł wszelkie myśli z jego głowy, jednym mózg lasującym pocałunkiem.
– Wygrałem pocałunek z najprzystojniejszym, najseksowniejszym mężczyzną na tej Sali. – Jacob oświadczył głośno, kiedy już rozdzielili się aby nabrać tchu, wcale nie przejmując się ilością spojrzeń ściąganych na siebie. – Jeśli szczęście mnie nie opuści… w przyszłe Walentynki mam zamiar wygrać serce… tego samego mężczyzny – dodał stanowczo.
Nando przez sekundę patrzył na niego jakby nie pojmował słów, które słyszał. Cała gama uczuć przemknęła po jego przystojnej twarzy, gdzie wesołość i złość dominowały niedowierzanie. W końcu po wieczności, przez którą Jacob nie mógł nawet oddechu wziąć,  Nando rzucił się mu na szyję i obcałował po twarzy.
Co miał w końcu do stracenia…? Po za sercem, które już do niego nie należało…
Z najlepszymi pozdrowieniami i goracymi życzeniami z okazji Walentynek
AkFa








"...po prostu przyjaciele..."

                                                          



©Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Copyright©AkFa2011England
Akfa.DreamLand@gmail.com
Powielanie, kopiowanie lub rozpowszechnianie bez pisemnej zgody autora jest surowo wzbronione i będzie traktowane jak przestępstwo. Praca również nie może być w żaden sposób zmieniana czy wykorzystywana bez umieszczenia informacji o autorce.
                                                                 DraemLandPress


1

– BJ?
– No?
– Powiesz mi coś?
– Co?
– Ale musisz mi tak na serio odpowiedzieć…– głos Tonego lekko zadrżał, ale odchrząknął dość gwałtownie i pokrył to kaszlnięciem. Jego przyjaciel rzucił mu trochę zirytowane spojrzenie.
– Gadaj po prostu Tony.
Mężczyzna zawahał się i wymusił uśmiech, lekko potrząsając głową.
– Niee, to już nie jest takie istotne.
BJ westchnął w duchu. On na serio nie miał na to dzisiaj siły. A Tony zachowywał się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. Normalnie mu to nie przeszkadzało, ale dziś był po prostu wykończony i nie miał sił na jego podchody.
– Tony jak już zacząłeś to gadaj, a nie…
– Nie, no spoko… to nic takiego. – Serce chciało niemal wyskoczyć mu z piersi. Kurczę nie mógł tego zrobić. Jeszcze nie dziśmoże jutro. Trochę później. Tyle czasu BJ nie wiedział i wszystko grało. Nie musi nagle się dowiedzieć… – Jak tam dzień w pracy? – Zdesperowany zmienił temat pospiesznie.
– Kurewski. Jak dopadnę tego Bennetta następnym razem, to mu chyba dokopię. Cały towar był źle przyjęty. – BJ zerwał się z kanapy, na której siedzieli i pomaszerował do lodówki. Jego ramiona napięte i sztywne. Praktycznie cała jego sylwetka promieniowała stresem. Bennett – to by wiele wyjaśniało. Facet miał normalnie życzenie śmierci, jeśli chodziło o pogrywanie z BJ’em. – Wyobraź sobie, że ten idiota nie pomylił się ani razu na korzyść. Jak Boga kocham. Cały tir towaru i on nawet jednej palety nie umieścił na właściwym miejscu. – BJ zirytowany siadł i podał butelkę piwa swojemu przyjacielowi. Mocno i długo pijąc z własnej. – Phi, nawet jednego kartonu, a co tu dopiero mówić o całej palecie. - Wzruszył ramionami zrezygnowany.
– Kurczę facet ma talent. Jakim cudem jeszcze go nie wywalili, to dla mnie zagadka. – Tony parsknął ironicznie.
– Mnie to mówisz? Jeszcze palantowi płacą tyle samo, co mnie. – Z irytacją BJ przeczesał dłonią i tak już pokosmane czarne włosy. Zawsze wyglądały jakby nie do końca było wiadomo, w którą stronę mają się zamiar tego dnia układać. Tony uwielbiał je. Jak i wszystko, co dotyczyło jego przyjaciela.
– Czemu nie zgłosisz tego? Za każdym razem to ty dostajesz po tyłku, jeśli coś jest nie tak w magazynie.
– Nie zgłoszę tego, bo za każdym razem ja mam przejebane. – Mężczyzna westchnął zmęczony i opadł na oparcie kanapy. Miał wszystkiego serdecznie dość.
Tony zwalczył chwilową, niepoczytalną potrzebę pogłaskanie wykończonego mężczyzny i zdusił brutalnie wszelkie emocje, jak zwykle zakradające się do jego serca.
BJ by ich z pewnością nie docenił.
– Pogadaj, więc z debilem.
– Ha! Żeby to coś dało to bym może i pogadał.– BJ spojrzał na niego z sarkastycznym uśmieszkiem na swoich wąskich ustach, a Tony z wysiłkiem oderwał od nich spojrzenie. Życie było mu jeszcze miłe. – Jak sam słusznie zauważyłeś ON jest debilem. Choćbym nie wiem, jak mu tłumaczył i jak wyjaśniał, to on nic nie pojmuje.
– A może on w kulki sobie z tobą leci? – Tony zapytał z zamyśleniem. Przyjaciel rzucił mu nic niepojmujące spojrzenie. – No wiesz.... Po co ma się wysilać skoro ty za każdym razem lecisz i naprawiasz jego błędy? Większość pracy wykonujesz za niego, bo to prościej niż sprzątać bajzel po nim.
BJ parsknął niewesołym śmiechem. Jego mądraliński przyjaciel jak zwykle się nie mylił.
– To by się zgadzało. Co tylko wkurza mnie, jeszcze bardziej. – Z wiązanką przekleństw pomaszerował po kolejne piwo. – Chcesz jedno?
Tony obrzucił swoją praktycznie nienapoczętą butelkę i lekko zarumieniony potrząsnął głową, że nie. Ta jedna z pewnością sprawiłaby, że zaszumiałoby mu w głowie. A to nigdy nie był dobry pomysł w towarzystwie BJ. Na rauszu z miejsca robił się Touchy–Feely[1]. Cudem jakimś, BJ do tej pory podciągał to pod jego ‘niezdolność do picia’.
– Nie, dzięki. Nie mam dziś jakoś ochoty. Ty się nie krępuj, jednak. Dziś piątek.
– A żebyś wiedział, że się nie będę krępował. – BJ uśmiechnął się od ucha do ucha po raz pierwszy tego dnia. Uważniej też, spojrzał na swojego dość mizernie wyglądającego przyjaciela.
Normalnie, to on wyglądał jakby Gwiazdka była cały rok. Przynajmniej przy nim. Dziś jednak głęboka zmarszczka przecinała jego blade i gładkie czoło. I BJ czuł, że powinien zapytać, co go ugryzło w tyłek. Nie był jednak pewien czy miał dziś dość cierpliwości, aby się użerać z jego dylematami. Normalnie to on nie był aż takim zimnym gnojkiem, dziś jednak miał naprawdę kijowy dzień. Może dylemat Tonego może poczekać do jutra?
– Moim zdaniem masz dwie opcje…
– Taak? – zapytał BJ, krzywiąc się, na dźwięk własnego oschłego głosu.
– Musisz przenieść się na inną zmianę pod jakimś osobistym pretekstem, bo jego raczej nie dasz rady wykopać. Nie bez zawiłych tłumaczeń, o co chodzi, w każdym bądź razie… – stwierdził Tony, pomijając milczeniem Bitchy humor przyjaciela. Sugerowanie mu pracy na popołudniową zmianę było ciężkie samo w sobie. Nie widywaliby się już prawie wcale. – Albo wziąć twój długo odkładany urlop i pozwolić, aby twój kolega namieszał tak skutecznie, że go wywalą.
– Ha ha, bardzo śmieszne. – BJ oburzył się, siadając nagle wyprostowany. – Jak to sobie wyobrażasz? Nienawidzę pracować na popołudnia. Cały dzień jest wtedy do dupy. Na nic nie mam czasu. Jeszcze z tobą na uczelni cały dzień, chyba bym tu zapieprzał po ścianach.
– To zrób sobie urlop. – Tony zwalczył uśmiech radości starający mu się wyrwać na wolność. Nie napalaj się idioto!
– Potrzebowałbym z dwa tygodnie, żeby mógł namieszać tak nieodwracalnie żeby go wywalili. – Mężczyzna zastanowił się nad całym pomysłem przez moment. – A i to nie wiadomo czy by zadziałało. Gdyby nie miał kozła ofiarnego to pewnie by się pilnował. Jest też duże prawdopodobieństwo, że daliby mu jakiegoś zastępcę do pomocy.
Tony musiał zgodzić się, że faktycznie szanse byłby marne, co wcale nie pomagało zwalczyć mu ogarniającego go rozczarowania. Tak też właśnie jego nadzieja na spędzenie, choćby części zbliżających się wakacji z BJ’em, przepełzła mu pod nosem, śmiejąc się szyderczo w jego twarz.
Musiał stąd wyjść zanim zacznie wylewać, zestresowanemu przyjacielowi, swoje żale i zrobi z siebie jeszcze większego idiotę niż zazwyczaj.
– To masz już tylko jedną opcję. Dokop szczurkowi i już. – Wstał z płaskim, wymuszonym uśmiechem i przeciągnął się.
Jezu… przy jego szczupłej, lecz długiej sylwetce, siedzenie poskładanym na kanapie zawsze groziło utratą czucia, w tej czy innej części ciała. BJ wydał jakiś nieartykułowany dźwięk i spojrzał na niego z dezaprobatą.
– Ty chłopie odżywiasz się czymśkolwiek innym niż tym, co serwują w waszej uczelnianej bibliotece? – Kiedy za szczupły przyjaciel wzruszył obojętnie ramionami, BJ miał ochotę go zdzielić. – Coś więcej niż kurz i wiedzę? Wiesz, jakieś prawdziwe jedzenie?
– Jestem biednym studentem. Oczywiście, że nie jem. – Tony zlekceważył ostrzegawcze spojrzenie przyjaciela i uśmiechnął się sztucznie.
Nie miał ochoty rozmawiać o tym jak stres i nerwy zżerają mu żołądek. Nieprzespane noce i długie godziny nauki, aby przygotować się do ostatnich testów i egzaminów w tym roku.
I BJ nieopuszczający jego myśli dzień i noc, bez względu na to gdzie by był i co by robił. Wystarczyło, że przymknął powieki i niższy, ale muskularniejszy mężczyzna stawał mu przed oczyma, wywołując najdziwniejsze uczucia i sensacje w całym ciele.
Tłumiąc jęk frustracji, Tony zastanawiał się gorączkowo nad sposobem, aby się wymknąć. To był między innymi jeden z powodów, dla których chciał i musiał, powiedzieć BJ’owi prawdę o sobie. Nie miał już dłużej sił, siedzieć z nim, spędzać czas i nie powiedzieć mu prawdy. Zabijało go to dzień po dniu. Coraz bardziej i bardziej. Jego uczucia dla drugiego mężczyzny, zaczynały powoli budować między nimi przepaść. Czy wiedział o tym BJ, czy nie. Myśl o utracie jego przyjaźni zaczynała być coraz mniej i mniej straszna, skoro i tak ich przyjaźń zaczynała się rozpadać…
– Dobra Tony, wyduś to z siebie…
– Co?– Mężczyzna niemal potknął się przerażony. Z szeroko rozwartymi oczyma spojrzał na BJ’a.
– Nie wiem, co! Masz mi powiedzieć, bo przecież widzę, że wyglądasz jakby ci coś w tyłek wpełzło i zdechło.
Tony czuł jak rumieniec zalewa jego policzki. Myślenie o ‘tyłku’ w obecności BJ, nigdy nie było dobrym pomysłem. Wyprostował się i uczynił jeszcze jedną, nikłą próbę zbagatelizowania problemu.
– Może jednak potrzeba mi tego piwa…– Wrócił na kanapę i najbardziej nonszalancko jak tylko był w stanie, sięgnął po butelkę. Wypijając niemal pół butelki na raz. BJ uniósł brwi z niedowierzaniem, na serio zaczynając się martwić o niego. Od czasu, kiedy w High School uratował jego kościsty tyłek przez skopaniem przez jakiś osiłków, Tony mówił mu absolutnie wszystko. Nie rzadko więcej niż BJ chciał usłyszeć. Nigdy nie miał żadnych tajemnic przed nim.
Chyba nie wpakował się w jakieś tarapaty? Zdenerwowany I lekko podirytowany, BJ ruszył po kolejną kolejkę piw, decydując, że alkohol rozluźni jego milczącego przyjaciela. A i pewnie on nie da rady wysłuchać tego na trzeźwo.
Przez chwilę powałęsał się po kuchni, pozwalając, aby Tony zrelaksował się i odprężył. Wrzucił paczkę chipsów do salaterki, chwycił garść krakersów i uznał, że to na tyle, jeśli chodzi o jego zdolności kulinarne. Po za tym, był mistrzem odgrzewania gotowych dań.
– Masz coś na przekąskę, bo picie na pusty żołądek załatwi nas w ułamku sekundy. – Postawił wszystko na małym stoliku służącym mu, jako składowisko wszystkiego, co jest ‘absolutnie’ niezbędne do siedzenia i spędzania nudnego popołudnia w domu. Czyli pilot i browarek. Mebel ni to ładny był, ni to szczerze mówiąc funkcjonalny, BJ jednak był niejako do niego przywiązany. Tony z kolei go nie znosił, bo ponoć kłócił się on z jego dobrym smakiem. Zwłaszcza, że znajdował się przy boku kanapy i ten, który usiadł dalej nie miał do niego łatwego dostępu. Gimnastykując się, aby do niego sięgnąć. Najczęściej padało na Tony'ego, który musiał to robić. Z jego kilometrowym zasięgiem ramion, nie powinno być problemu - BJ dokuczał mu wielokrotnie. Teraz jednak jego mina nie zachęcała do żartów i nawet nie wykonał ruchu, aby zając wygodniejsze miejsce.
Tłumiąc jęk frustracji, BJ klapnął na kanapie przy koledze, wziął krakersa i niemal wcisnął w jego usta. Tony odskoczył jak oparzony. Ocierając usta i nerwowo uciekając spojrzeniem, jego dłonie lekko drżały.
– Dobra, gadaj do cholery, bo mnie wkurzasz już nie na żarty. – Co w jego przekładzie znaczyło, że się martwił jak cholera.
Tony spojrzał na niego spod rzęs i potrząsnął głową.
Chciał, jak on kurczę bardzo chciał…, ale nie mógł zmusić ust do wytworzenia potrzebnego dźwięku. Krtań miał tak zaciśniętą, że z bólem przełykał. Z desperacją sięgnął po resztę piwa. Nie mądrze było pić, ale wiedział, że nie da inaczej rady wykrztusić ani słowa. BJ obserwował go uważnie, jakby w duszy oczekiwał, że ten nagle zrobi coś głupiego… I najgorsze, że wcale nie był daleki od prawdy.
Tony usiadł z powrotem i spojrzał w piwne oczy swojego przyjaciela. Otwarł usta i…
...i nic.
Spróbował jeszcze raz, … ale nie był w stanie wydusić ani słowa z siebie. BJ uśmiechnął się krzywo.
– Co? No dalej. Przecież to nie może być nic tak strasznego… – Zażartował, aby ulżyć i rozluźnić atmosferę. – Na to jesteś zbyt porządny i świętoszkowaty. Co mogłeś zrobić? Stuknąć jakąś panienkę i zafundować jej ciążę?
Tony obrzucił go urażonym spojrzeniem, parskając nieelegancko i to z miną jakby miał ochotę mu przyłożyć, co jeszcze nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Serce BJ'a lekko przyspieszyło. Nie dobrze. – Dobra, gdzie jest ciało i kiedy chcesz je zakopać?
– Bożę BJ! Czy ty nigdy nie możesz być poważny? – Tony znów zerwał się z kanapy. Nerwowo krążąc po pokoju, zaplatał i rozplatał palce swoich dłoni. Nie, nie da rady tego zrobić…Jest pieprzonym tchórzem.
– Może bym i był poważny gdybyś mi, choć mgliste pojęcie dał, o czym my właściwie rozmawiamy. – Nerwowe zachowanie Tonego zaczynało oddziaływać i na niego. – Napij się i spróbuj uspokoić. Jutro nie musisz być na uczelni. Nie musisz się nigdzie spieszyć. - Starał się przemawiać spokojnie i łagodnie, Tony jednak wyglądał na coraz bardziej wystraszonego i spiętego. - Siadaj! – warknął w końcu, kiedy Tony stał tylko z nieobecnym wyrazem twarzy, potrząsając lekko głową jakby sprzeczał się sam ze sobą mentalnie.
Mężczyzna drgnął, zarumienił się i siadł ostrożnie, tak daleko jak tylko kanapa na to pozwalała.
– Dobra. Pij! – Zakomenderował stanowczo BJ. Był dwa lata starszy i nieraz lubił podkreślać to swoim autorytatywnym zachowaniem. Kiedy Tony wypił lekko krztusząc się połowę kolejnej butelki piwa, BJ oparł się, założył ręce na piersi i spojrzał wyczekująco.
– O co chodzi?
– O… o mnie… – wymamrotał w końcu Tony, nie patrząc na siedzącego przy nim z niecierpliwą miną przyjaciela.
– Ooookej… i co w związku z tobą? – BJ zawahał się na chwilę, marszcząc brwi z powagą. – Nie jesteś chyba kurwa chory, czy jakieś podobne świństwo…?!
– Nie! – Tony parsknął ironicznie, zaskoczony tokiem rozumowania i troską w głosie przyjaciela. O ile to by było łatwiejsze, gdyby był po prostu chory. Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach, łokcie opierając o swoje kościste kolana. Nie miał sił patrzeć na niego. – … jesteśmy takimi na serio dobrymi przyjaciółmi, prawda?
– Eeee… nooo…– odparł BJ ostrożnie, nie bardzo wiedząc, do czego ma się to pytanie odnosić…
– Wiesz takimi, co mogą sobie powiedzieć wszystko…
– Noo…
– Prawdziwa przyjaźń polega na akceptacji drugiej osoby takiej, jaka jest…
– Dobra kumam, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy na serio dobrymi, ‘prawdziwymi’ przyjaciółmi. O co z tymi wszystkimi pytaniami chodzi? – BJ czuł, że i ciśnienie, i strach ściskają jego wnętrzności. Tony miał zamiar spuścić mu na kolana jakąś bombę i nie był już nagle taki pewien, czy chciał wiedzieć, o co chodziło.
Tony spojrzał na niego lekko błyszczącymi, szarymi oczyma. BJ mógł przysiąc, że wyglądał jakby miał zamiar się rozpłakać. Miał jednak jak jasna cholera nadzieję, że nie zrobi tego. Nie miał pojęcia, co w takiej sytuacji zrobić. Zawsze pogodny i wyluzowany Tony, był łatwy w obsłudze. Ten zestresowany, jakby wystraszony… już nie za bardzo…
– Co jeśli nie wszystko jest zawsze takie jak nam się wydaje? Co jeśli okazuje się, że ktoś… nie wiem? Nie ujawnia wszystkich swoich tajemnic? Czy prawdziwa przyjaźń ma miejsce dla wyrozumiałości? – spytał tak cicho, że BJ niemal musiał pochylić się w jego stronę, aby go w ogóle usłyszeć.
– Najprościej będzie, jeśli powiesz po prostu, o co ci chodzi i wtedy zadecydujemy, co dalej…– BJ wybrał najbardziej neutralną odpowiedź, jaką udało mu się wymyślić, albo przynajmniej tak mu się wydawało.
Tony jednak wyskoczył jak na sprężynie i ruszył do drzwi niemal uciekając.
– Sorry, nie mogę, po prostu nie mogę – wyjąkał nie obracając się. – Jak powiem to już będzie za późno na cokolwiek. Za późno, żeby wszystko naprawić…
Wybiegł z mieszkania BJ’a z hukiem, pozostawiając stojącego mężczyznę na środku saloniku z szczęką na wysokości kolan.

                                                                                 ***

       Anthony, który niemal nigdy nie klął, nie unosił się złością i przede wszystkim nigdy nie był niekulturalny, miał ochotę wrzeszczeć i bluzgać. Przyłożyć komuś. Obwinić za wszystko, co mu się przytrafiło. Ukarać kogoś.
Nie chciał być taki… Tchórz. Gej… Idiota…
Jak miał sprostać temu, co przytrafiało mu się nie z jego woli czy chęci? To było takie dziwne. Już od początku. Nawet nie pamiętał, kiedy sobie uświadomił, że jest… inny. Że chodził na podwójne randki z BJ’em, bo chciał go pilnować. Obserwować, a nie, bo miał ochotę ‘wyhaczyć jakąś laskę’. Trudne to było dla niego i nie do pojęcia. Zwłaszcza, że nie miał ochoty ‘taki’ być. Zazdrosny, kiedy jakaś dziewczyna dotykała go lub trzymała za rękę. Nienawidził siebie za to, że to on chciałby być na jej miejscu. Że pragnął dla siebie tych szerokich, seksownych uśmiechów.
BJ zawsze był jego przyjacielem. Zabawnym, ciężko pracującym. Niemogącym pójść na studia, bo jego sytuacja finansowa mu na to nie pozwalała. Rozgoryczonym z tego powodu, ale nie wydającym nigdy nawet słowa protestu czy skargi. Jego matka oczekiwała od niego, że będzie łożył na rodzinę, a nie ulegał jakimś fanaberią. Ich ojciec odszedł od nich i pozostawił samych sobie. Obowiązki i odpowiedzialność spadła więc na BJ’a jako najstarszego z trójki rodzeństwa. Podjął się więc pracy i łożył. Nie chciał jednak zrezygnować z niezależności i wynajął małe mieszkanko, nie ulegając presji swojej matki, aby nie marnował pieniędzy, które z całą pewnością na coś im się przydają.
Tony odwrócił się na brzuch i zacisnął powieki niemal do bólu. Maleńkie plamki pływające mu pod powiekami rozmazały łzy. Jego krtań znów znajdowała się z żelaznym uścisku, a serce biło z trudem.
Nie chciał i nie mógł, stracić go. Nie mógł i nie chciał, go oszukiwać… to by nie było fair w stosunku do żadnego z nich. To by było kłamstwo. Dość, że musiał ukrywać przed BJ’em te myśli… te fantazje, które od lat wypełniały jego głowę. Które spalały jego nieposłuszne, niereformowalne ciało.
Oczywiście, kiedy sobie wreszcie z bólem uświadomił, że jest gejem, szukał odpowiedzi na pytania, których nawet jeszcze wtedy nie znał. Internet to cudowny wynalazek i po przekopaniu się przez tonę chłamu znalazł, co szukał. Ulżyło mu, bo nie tylko on był ‘taki’. Załamało, że ludzie w dwudziestym pierwszym wieku nadal z tego powodu ginęli. Może właściwie ginęli z powodu głupoty i ciemnoty, na którą się ludzie, społeczeństwa całe – dobrowolnie się godzili. Sytuacja polepszała się, ale jeszcze chwila do czasu, kiedy geje mieliby godne warunki do życia była…mgliście odległa. Niemal nierealna do dojrzenia i do uwierzenia.
Jego serce rozdarte i obolałe, truchlało ze strachu na myśl o reakcji jego rodziny i przyjaciół. Nie mógł i nie chciał żyć, kłamiąc i oszukując. Zasługiwał na normalne życie, na szczęście i nie miał zamiaru dobrowolnie dać się tego pozbawić.
Obawa jednak przed odrzuceniem, zwłaszcza ze strony BJ’a czyniła go niemal bezsilnym i bezwładnym. Teraz też właśnie leżał, niemal szlochając w poduszkę, przeklinając swoje życie, los, tchórzostwo i to, że zrobił z siebie idiotę. Dzisiejsze przedstawienie w mieszkaniu BJ’a uświadomiło mu dobitnie, że nie był w stanie powiedzieć mu tego prosto w twarz. Pogardzał sobą za rozpatrywanie innego wyjścia. Jak o nim to świadczyło? Jakim był przyjacielem? Nie tylko ukrywał przed osobą, która mu ufała, coś tak istotnego… on pożądał go, w myślach robił… wszystko.
BJ by go zabił gdyby wiedział. Co prawda nie musiał o tym wiedzieć… ani o jego uczuciach, prawda? To był jego problem. Potrzebował po prostu czasu, aby jego głupie serce pojęło, że nie ma szans na odwzajemnienie uczuć ze strony BJ’a.
Jego głowa pulsowała bólem niemal nie do zniesienia. Zbierało mu się na wymioty i dwa piwa, które wypił wcześniej, podchodziły mu do gardła. Nie miał na nic sił. A płakać nie chciał. Nie mógł. Nie powinien. To by zdegradowało go całkowicie we własnych oczach.
Jak sekwencja obrazów, przed oczyma przemknęła mu każda chwila, którą z nim spędził. Jak zasypiał na jego ramieniu lub udzie, podczas filmów, które go nudziły niemożliwe, a które oglądał dla niego. Jak nieraz udawał, aby móc przytulić się do niego.
Raz pocałował chłopaka.
Potrzebował… chyba upewnić się, że to nie tylko o BJ’a chodziło. Że odczuwał pociąg do mężczyzn w ogóle. Właściwe chciał to sobie udowodnić na siłę. Po prostu myśl, że zakochał się w swoim jedynym, najlepszym przyjacielu… którego nie mógł nigdy mieć - wyrywała mu serce. Chciał łudzić się nadzieją, że kiedyś to minie… odejdzie. Że będzie miał szansę na prawdziwy związek. Potrzebował tej wiary. Inaczej chyba by się załamał.
Pocałunek był z jednej strony wspaniały i przyniósł mu ulgę, z drugiej jednak był katastrofą. Był gejem bez dwóch zdań i to było na swój sposób pocieszające…, ale uświadomił sobie, że pragnął tylko jego. Nic nie wskazywało na to, że to się zmieni… szybko.
Lata minęły i frustracja, strach, poczucie godności walczyło w nim o lepsze miejsce. Nie mógł już tego dłużej znieść. BJ musiał wiedzieć, przynajmniej połowę prawdy. Życie bez niego najprawdopodobniej będzie go zabijać na raty. Z tym, że teraz też nie ‘żył’ z nim… BJ nie ‘istniał’ w jego życiu tak naprawdę. Dzieliła ich ściana kłamstw. A to było niedopuszczalne.
Bez zastanowienia nad tym, co robi, Tony poderwał się z łóżka i chwycił swój telefon. Trzydzieści sekund później, dłońmi drżącymi niekontrolowanie nacisnął przycisk ‘Wyślij’.
Nie wiedział, że łzy spływały mu po twarzy opadając na podłogę między jego bosymi stopami. Nie wiedział dopóki jedna nie rozbiła się z pluskiem o ekranik telefonu, na którym widniała uśmiechnięta twarz jego ‘jedynego’ przyjaciela…

          
                                                                                   
2

   
          Benjamin Jack West stał i z niedowierzaniem patrzył na ekranik telefonu. Po raz, wydawało się setny, odczytał wiadomość. Nie, nic się nie zmieniło. Wiadomość brzmiała nadal tak samo.
„Jestem gejem, BJ… i kocham cię całym sercem.”
Serce BJ’a łomotało niemal z hukiem o jego żebra. Próbując się wyrwać na wolność. Głowa wirowała od wypitego piwa i myśli.
„…to nawet ma sens teraz… nie, wcale nie ma… to nierealne… nie prawda… jak?... czemu teraz…, po co on to robi?... bez sensu. On nie jest żadnym gejemśmiesznenie wyglądaczy przez ten cały czas perwersił ma mój temat?” Ta myśl dała mu lekką pauzę.
Mentalnie dając sobie kopa ruszył po kolejne piwo. Stojąc z nim w ręce jednak, nie dał rady się napić. Z trzaskiem postawił je na blacie i wsparł się o niego ciężko.
Co teraz? Uspokój się i przestań panikować! Idiota. Wywal z głowy ten chłam, bo tak na serio to ty gówno wiesz o gejach.
Ruszył z niejakim poczuciem ulgi do swojego komputera i minutę później zasypała go lawina wiadomości…, która oględnie mówiąc tylko bardziej namieszała mu w głowie.
ANONS, ANONS, PORNO, OSTRY SEX, ANONS, OSTRE CHŁOPAKI, ANONS, SPOTKAJMY SIĘ NA SZYBKI NUMEREK, SSĘ PROFESJONALNIE…ANONS. PAN SZUKA DYSKRETNEGO… PORNO, SEX ANALNY, ANONSE…
Wulgarne teksty, niedwuznaczne propozycje i bez emocjonalny seks ociekający z niemal każdej strony i portalu.
BJ klnąc pod nosem fantazyjnie zamknął przeglądarkę i miał ochotę walić głową w stolik.
Co teraz? Co teraz? Co do cholery teraz!?
W tym musi być coś więcej. To, to nie może być wszystko. Jego przyjaciel nie był... taki...
Tony, to był… Tony. Przyjaciel. Jego jasny punkt każdego ponurego, pieprzonego dnia. Kiedy uratował chudego szczyla przez skopaniem mu tyłka, nigdy sobie nie wyobrażał, że ten przylgnie do niego jak nalepka.
BJ parsknął pod nosem śmiechem na wspomnienie jego wyglądu, jako nastolatka. Ręce i nogi, i to nie zawsze współpracujące ze sobą. Non stop się potykał, wpadając na wszystko. W końcu BJ niemal odruchowo chodził tuż przy nim i go łapał.
Może to było celowo? Nie! Tak! Może…
Czy to ma znaczenie? Nigdy nie uderzał do niego. Nie robił nie przyzwoitych gestów czy aluzji. Wręcz był skromny, nieśmiały i lekko pruderyjny. Żarty BJ'a niemal go drażniły, onieśmielały. Jego zazwyczaj blada twarz pałała wszelkimi odcieniami czerwieni.
Jezu! Jak to wszystko się stało? Czemu? Co miał zrobić z jego …wyznaniem?
Przynajmniej to jakoś tłumaczyło jego dziwne zachowanie dzisiaj. Jego blednącą i czerwieniejącą się twarz. Drżące dłonie i ucieczkę.
Ze złością i nerwami wziął komórkę, i zadzwonił. Chciał odpowiedzi? Musiał zadać pytania…
Dokładnie jeden sygnał później Tony odebrał, ale nie odezwał się ani słowem. Serce BJ utkwiło mu w gardle. Odchrząkując wydał polecenie ochrypłym nagle, drętwym tonem.
– Masz pół godziny, aby się tutaj zjawić. Po tym czasie ja stawię się u ciebie…– rozłączył się nie czekając na odpowiedź.
Nie wiedział jeszcze, co powie mu ani nawet jak zareaguje na jego widok. Wiedział natomiast, że na gwałt potrzebuje kawy. Choć preferowałby whisky, albo trzy.

                                                                                  ***


       Nie pójdę, nie mogę, nie dam rady – Tony powtarzał jak mantrę w głowie. Nawet, kiedy próbował zmyć z twarzy ślady łez i rozpaczy. Nie dało to nic. – Jak żałośnie wygląda! Czy nie może pozbierać się i wziąć w garść?
BJ jak nic chce mu nakopać do tyłka i wcale go za to nie winił. Myśl jednak, że to może być koniec sprawiała, że żałował własnej głupoty jak jeszcze niczego w życiu. Powinien był trzymać język za zębami. Cieszyć się, tym co miał.
Teraz zostanie sam i to była jego własna wina.
Nie zdołał zapukać do drzwi, bo otwarły się same. BJ stał na progu z miną, która sprawiła, że jego serce wsiąkło w podłogę, a kolana zagroziły załamaniem się pod nim.
Przez boleśnie długą chwilę patrzyli na siebie jak para obcych sobie ludzi. Nie wiedząc, co powiedzieć ani jak zareagować.
BJ był wściekły. Na ślady łez na jego bladych policzkach, na strach czający się w jego oczach. Na gwałtowny, urywany oddech i na drżące dłonie. Jak mógł wyglądaćtak?
Co, bał się, że na niego naskoczy? Wybije mu zęby? Pobije go? Debil!
– Nie miałeś jaj, żeby mi powiedzieć prosto w twarz?– wycedził w końcu przez do bólu zaciśnięte zęby. Blada twarz Tonego, zbladła jeszcze bardziej na ułamek sekundy, po czym poczerwieniała drastycznie. Mężczyzna wbił wzrok w podłogę.
– A ty byś miał?– wyszeptał w końcu.
BJ zdecydował, że bezpieczniej będzie zignorować pytanie. Odpowiedz, jakiej by ‘mógł’ udzielić prawdopodobnie sprawiłaby, że już nigdy by nie potrafił sobie zaufać.
Mocno i dość obcesowo wciągnął niestawiającego oporu Tonego do mieszkania. Po czym puścił go tak gwałtownie jak chwycił. Tony wyglądał jakby go zdzielił prosto w twarz.
– O co w tym wszystkim chodzi? – Najlepszą taktyką są proste pytania z prostymi odpowiedziami.
– Nie mogłem dłużej tego ukrywać. – Tony nadal unikał spojrzenia na niego. Drżące dłonie wcisnął w tylne kieszenie jego spodni. Nawet nogi mu drżały.
– Do tej pory jakoś nie miałeś kłopotu – palnął BJ bez zastanowienia.
– Miałem, gdybym nie miał, to bym nie musiał ci powiedzieć.
– PO CO?
– Jak to, po co? – Tony zachłysnął się niemal z zaskoczenia. Z niedowierzaniem spojrzał na przyjaciela. BJ na serio czekał na wyjaśnienie. Jego twarz zimna, zamknięta, ostrożna. – Bo to istotne. Bo ma znaczenie dla mnie, że wiesz. Bo jestem, kim jestem. Bo nie móc o tym mówić boli. Udawać, że umawiam się na randki z kobietami, kiedy to… – przerwał gwałtownie. – Tak czy inaczej, ty masz możliwość mówić, co ci ślina na język przyniesie, ja muszę niejednokrotnie gryźć się, aby powstrzymać słowa chcące mi się wymknąć. Ciągle żyję na wdechu. Na każdym kroku muszę się pilnować. Ciągle zastanawiać, jak moje zachowanie odbiega od ‘normy’? Czy coś mnie zdradza? Czy jakiś gest? Głupi ruch... niewłaściwa reakcja nie będzie tym, co mnie zdradzi? Kiedy ty się oglądałeś za jakąś laską, ja się oglądałem za jej chłopakiem… – mina BJ’a skrzywiła się i Tony czuł jakby nóż w jego sercu wolniutko się przekręcał. Musiał to zignorować. Inaczej padłby na kolana i płacząc zacząłby go błagać o wybaczenie. O nieodtrącanie. O… Nie! Nie teraz. Może nigdy. – Właśnie dlatego musiałem ci powiedzieć. Żebyś wiedział.
– Czego po mnie oczekujesz? – BJ brzmiał spokojnie. Zimno i opanowanie. Tony nienawidził tego, że na ten jego ton strach go paraliżował. Że zapierał mu dech w piersiach.
W końcu nie zrobił nic złego!
Prostując się, spojrzał w cudowne oczy swojego przyjaciela.
– Niczego. Wszystkiego. Móc być sobą. Móc… – Zrobił nieświadomy krok w jego stroną, a BJ krok wstecz.
Obaj mieli zszokowane miny.
Nie było nawet można określić, który bardziej. Z niedowierzaniem patrzyli na siebie. Absolutnie skołowany BJ otwarł usta, aby coś powiedzieć. Przeprosić chyba…, ale Tony powstrzymał go ruchem dłoni. Prostując się jeszcze bardziej, nabrał głęboko powietrza zbierając się przed tym, co chciał powiedzieć.
– Nie może być już tak jak było. Muszę być sobą, bo inaczej jestem ‘nikim’. Nasza przyjaźń jest dla mnie najważniejsza. Ale dla prawdziwego mnie, a nie tej twarzy, którą tak długo próbowałem utrzymać. Wiesz co do ciebie czuję, tego też nie mogę zmienić. Nie mam na to wpływu. Chciałbym móc cię nie…– przerwał, kiedy BJ poruszył się niespokojnie i z zarumienioną twarzą obrócił do niego plecami. Tłumiąc chęć, aby pozwolić łzom spłynąć, Tony położył dłoń na jego torturującym go żołądku, życząc sobie żeby przestało boleć, choć na chwilę lub żeby go zabił. Bo nie miał sił cierpieć dłużej. Postanowił powiedzieć wszystko. Nie będzie już miał sił, aby przechodzić przez to wszystko jeszcze raz. – Chcę być szczery w stosunku do ciebie. Mieć z kim pogadać o wszystkim, co mnie gnębi. Nie bać się już dłużej. Wiedzieć, że mam, na kim polegać. Że zawsze będziesz po mojej stronie. Kogoś, kto nie będzie odskakiwał jakbym był trędowaty, kiedy tylko go dotknę…
– Ja wcale nie! – Zaprotestował BJ odwracając się do Tonego. Kiedy jednak ten zrobił w jego kierunku krok i wyciągnął dłoń BJ znów się cofnął odruchowo. Wystraszony, zaskoczony, zszokowany sobą.
Dobra zjebał to!
Ale nie specjalnie. Po prostu nie wiedział… co robić?
Tony przełknął kilka razy gwałtownie, kręcąc ze smutkiem głową. Jego szare oczy pociemniałe z rozpaczy.
– Nie ma sensu BJ. To po prostu nie ma sensu…- wyszeptał zrezygnowany.
– Gdzie idziesz? – BJ ocknął się z odrętwienia i zawołał zszokowany, kiedy Tony odwrócił się i dość chwiejnie ruszył do drzwi. – Nie wiem, co robić ok? Nie wiem. Nie może być jak poprzednio? Może ci się zdaje? Nie możesz mieć jakiejś przyjaciółki od tych spraw? – BJ wiedział już w momencie, kiedy słowa opuszczały jego usta, że to była najgłupsza, najokrutniejsza rzecz, jaką mógł powiedzieć czy zrobić. Miał ochotę walić głową w futrynę drzwi.
Tony potknął się jakby ktoś zdzielił go czymś ciężkim przez plecy. Po trzeciej próbie w końcu udało mu się otworzyć drzwi.
Wyszedł nie oglądając się za siebie.
Nie pamiętał drogi do domu. Nie pamiętał kolejnych trzech dni… Pragnął zapomnieć poprzednie kilka lat. Jego przyjaciel go zdradził. Zawiódł. Nie kochał…

                                                                                    3


       Pierwszy tydzień był jak… mgliste wspomnienie. BJ spędził godziny klnąc lub pijąc, lub w wariacji obu. Był tak wściekły.
Jego przyjaciel… zdradził go, zawiódł. Kochał…
…to nawet nie mieściło mu się w głowie. Było jak pojęcie abstrakcyjne.
Kłamał. Te wszystkie lata. Oszukiwał. Nie ufał mu, nie wierzył. Nie powiedział. Powinien był… powiedzieć, powinien być ‘normalny’!
BJ nie wiedział tak naprawdę o co najbardziej mu chodziło, ale był wściekły i rozgoryczony. To wcale nie powinno być problemem. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać i istnieć! Jego cholerny telefon milczał. Dlaczego milczał? Jak Tony mógł tak po prostu sobie wyjść i nie wrócić? Nie dzwonić? Powinien napisać, że już ok., że wszystko będzie po staremu. Albo nawet lepiej. Powinien wpaść jak zawsze i mogliby udawać, że nic się nie stało…
To było głupie i niedorzeczne. BJ czuł się jak największa świnia na świecie i winił za to Tonego. Gdyby nie on…

    

      Kolejny tydzień był nie do zniesienia. BJ już nawet nie udawał, że nie pije. Nie na umór, ale dość, aby mieć wymówkę i nie myśleć. Aby paść na łóżko ciężko i móc zasnąć. Snem, który nie dawał wytchnienia.
Tony olał go. Nie zadzwonił, nawet tego cholernego smsa nie napisał. A taki był wygadany, kiedy tu był. Tyle miał do powiedzenia. Teraz cisza… wszędzie tak upiorna cisza.
Nie ma go.
Nigdzie nie ma.
Nie marudzi mu i nie śmieje się. Nie doprowadza go do obłędu głupim gadaniem. Nie zanudza opowiadaniem o jego studiach. Nie wkurza się na durne filmy, które dla niego mimo wszystko oglądał. Nie Bitchył o paskudne jedzenie, które jadł.
Powinien się ogolić, ale raczej się napije…

                                                                                  ***

– Benjamin?
– Tak szefie? – BJ zerwał się. Kurde jak zwykle odpłynął gdzieś w myślach. Powinien bardziej uważać. Mężczyzna z lekko przyprószonymi siwizną włosami, około czterdziestki, spojrzał na niego niepewnie i nerwowo potarł dłonią kark.
Ocho, nic dobrego się z tego nie kroi.
– Myślę sobie, że… To znaczy masz dużo zaległego urlopu. Powinieneś zastanowić się czy nie przydałby ci się z tydzień wolnego – stwierdził w końcu spokojnie, ale stanowczo. Nie pozostawiając tak naprawdę pola do dyskusji.
Pięknie. Właśnie tego mu potrzeba. Wolnego czasu. Samotności. Więcej… jakby nie miał już aż w nadmiarze.
– Szefie…
– Wyglądasz jakbyś chlał jak tydzień długi. Nie goliłeś się i pół dnia stoisz gapiąc się w przestrzeń. To grozi wypadkiem. Wózki widłowe i pełne palety towaru, mogą być niebezpieczne – stwierdził mężczyzna spokojnie. BJ odetchnął z ulgą w duszy. Przynajmniej nie chcą go wywalić. – Każdy jest czasem przepracowany. Ty nie brałeś wolnego… nigdy.
BJ zastanowił się chwilę. Może faktycznie powinien? Tony będzie zadowolonyoch…
Zamknął oczy, przełykając nagłą gulę próbującą go zadławić i wycisnąć łzy z oczu.
– Wezmę dwa tygodnie…


                                                                                 ***

         Tony zwymiotował, choć tak naprawdę nie miał już czym. Otarł drżącą dłonią usta.
Dość!
Musi iść do lekarza, a potem do niego… Jego żołądek złożył oficjalny protest i to tak skuteczny, że z trudem zdążył do toalety. To zaczęło się zaraz po pierwszym tygodniu ich ‘rozłąki’. Przetrwał ostatni tydzień na uniwersytecie. Ten jednak był gorszy, niż cokolwiek przeżył w swoim życiu. Niemal nie opuszczał swojego pokoju. Nie jadł. Nie spał. Myślał…
Jego rodzice jak zwykle nie dostrzegli nic, niczym się nie zainteresowali. Jakie to miało znaczenie zresztą? Jeszcze rok i będzie musiał się wyprowadzić. Miał czas do ukończenia studiów, a potem wypad. Jemu to było nawet na rękę. W najdzikszych fantazjach marzył, że zamieszkałby z BJ’em. Troszczył się o idiotę. Bo on nawet wodę przypalał. BJ w końcu dostrzegłby, jakim fajnym chłopakiem jest i zakochałby się w nim…
Tony wybuchnął śmiechem. Koszmarnym, smutny, rozdzierającym mu duszę śmiechem. Nawet nie zadzwonił. Nie napisał marnego smsa. Zostawił go… samego. Już nic dla niego nie znaczył. Nigdy nic dla niego nie znaczył…

         Z niedowierzaniem stał pod zamkniętymi drzewami. Trzeci dzień z kolei. W końcu nazbierał dość odwagi, aby wziąć klucz z ukrycia i wejść do środka.
Kolana mu drżały, a żołądek był zaciśnięty w supeł. Leki pomagały, ale do poczucia się lepiej była długa droga. Żądnego stresu. Żadnych nerwów. Odpowiednie jedzenie. No przede wszystkim jeść…
BJ wyjechał, ale chyba nie dawno. Kurzu trochę. Bałagan w zlewie. Typowy on. Butelek, że z kosza i z pod zlewu się wysypywało. Tony otrząsnął się. Jego dłoń sama bez udziału jego woli wyjęła telefon. Dzwonił zanim jego skołatany umysł zarejestrował chłód ekranika na policzku.
Dźwięk starodawnego dzwonka telefonu rozległ się tuż za plecami Tonego, tak, że niemal wyskoczył ze skóry. BJ miał super telefon, ale dzwonek ustawił jak od tych starodawnych na korbkę. Takie poczucie humoru miał. Teraz leżał na ukochanym stoliczku BJ’a.
Nigdy, przenigdy się z nim nie rozstawał… przynajmniej do tej pory…
Tony stał z tępym wzrokiem wbitym w wibrujący i terkoczący o blat stolika przedmiot. Uwielbiał ten stolik. Im więcej wyzywał i narzekał, tym było większe prawdopodobieństwo, że BJ postara się usiąść bliżej niego, aby zirytować Tonego… i Tony będzie miał okazję pochylać się, i ocierać o niego za każdym razem, kiedy sięgał po jakąś przekąskę…
Nieraz nawet nie wiedział, co oglądał. Cała jego uwaga była poświęcona zapachowi BJ’a. Cieple jego twardego, muskularnego ciała. Oddechowi niemal muskającemu jego policzek, kiedy niby to sięgał po chipsy lub krakersy.
Ich usta znajdowały się o centymetry od siebie. Wystarczyłoby żeby się pochylił…
Długie noce spędził dotykając się i fantazjując o tym jak całuje go mocno i namiętnie. Głęboko pieszcząc jego usta i język. Zlizując każdą odrobinkę jego smaku. Najczęściej kończył intensywnym orgazmem, po którym czuł się jeszcze bardziej samotny i nieszczęśliwy. Zabijał jednak pustkę, pocieszając się tym, że przecież na drugi dzień znów go zobaczy. Karmiąc swoje mizerne serce ochłapami.
BJ myślał najczęściej, że on tak się wierci, aby zrobić mu na złość, bo nie lubił filmów, które on oglądał. Tony pozwalał, a wręcz utwierdzał go w owym przekonaniu… cóż teraz domyśli się prawdy.
Drżącą dłonią usunął nieodebranie połączenie z telefonu BJ’a. Tak będzie lepiej…


                                                                                   4

          Kolejne dwa tygodnie minęły jak najdłuższy, najgorszy okres w jego życiu.
BJ żałował, że wyjechał, że uciekł. Jak Tony wybrał najprostszą opcję. Obaj zawalili. Przekopał się przez chłam, który był w Internecie i spróbował dowiedzieć się coś więcej na temat ‘takich’ ludzi jak on. Po przedarciu przez pierwszy natłok informacji. Jedyne, co rozumiał to to, że nic nie rozumie. Wiadomości były sprzeczne lub absolutnie absurdalne. Opinie totalnie pomieszane i tak ekstremalne w większości przypadków, że nie wiedział czy wyć czy przywalić komuś. Do względnie jednolitej i powiedzmy zgodnej wersji doszedł czytając blogi i fora. Prowadzone przez najczęściej ciężko zranionych, wykorzystanych, skrzywdzonych ludzi z powodu tego, że ich zainteresowanie leżało gdzie indziej. Koniec końców BJ doszedł do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak ‘tacy’ ludzie. Jest tylko jeden gatunek, rodzaj czy jakość ludzi… IDIOCI. A on na ich czele stał.
Znalezienie Tonego zajęło mu więcej czasu niż by mógł podejrzewać. Posprzątał dom. Wrócił do pracy. Nie chciał iść do jego domu na początku, bo jego rodzice niechętnie patrzyli na ich przyjaźń. Snoby. W końcu nie miał wyboru. Musiał go zobaczyć.
No i zobaczył, niemal wpadł na niego, kiedy wysiadł z samochodu nieopodal domu Tonego. Ten podjechał z kimś i wysiadł. Młody chłopak wysiadł za nim i coś cicho mówił. Tony musiał się pochylić tak wielka była różnica w ich wzroście.
Był blady. Bledszy niż kiedykolwiek. Chudy niemal do przesady i jakby trochę zmarnowany. Chory może. Nie było śladu po wesołym, żywiołowym Tonym, którego BJ znał. Bez którego nie mógł wytrzymać…
…któremu ciśnienie właśnie się podniosło na widok tego jak szczyl położył dłoń na ramieniu Tonego i uśmiechał się jak kretyn.
Zanim zdołał się powstrzymać BJ wyciągnął telefon i wysłał wiadomość.
Z zapartym tchem obserwował minę Tonego, kiedy ten odsunął się od natarczywego idioty i wyjął telefon, aby odczytać smsa. Jego twarz zbladła, chwycił się gwałtownie za usta i za brzuch i mamrocząc coś pognał za róg budynku.
BJ był tuż za nim, mijając zszokowanego młodzika stojącego z rozdziawionymi ustami. Chciał mu warknąć żeby spadał do domu, ale nie miał czasu. Musiał zobaczyć, co z Tonym. Musiał się o niego zatroszczyć.
Mężczyzna zgięty w pół kaszlał i pluł, wsparty o ścianę budynku. BJ poczuł jakby za sekundę miał wylądować tuż koło niego. To wszystko jego wina… wiedział, że tak.
– Ty…– wychrypiał Tony ocierając usta dłonią i spoglądając pusto na swojego przyjaciela. Jego mina wyrażała niesmak. Wstyd. Złość.
– Tony…
– Anthony?
Smark prosił się bicia normalnie. Zanim jednak BJ zdołał się odezwać, Tony obdarzył tamtego wodnistym uśmiechem i podszedł, lekko popychając z powrotem przed dom.
– Eric sorry, ale muszę lecieć. Dzięki za podwiezienie. Naprawdę to było super z twojej strony, nie wiem jak ci się odwdzięczą. – Niemal siłą wsadził go do jego auta. Młody cały rozpływał się w uśmiechach, chichocząc lekko.
Jeezz… i jeszcze rumieniec… po prostu uroczo. Miał szczęście, że BJ nie dosłyszał jego odpowiedzi, inaczej sytuacja mogłaby się stać brzydka. Tony odparł coś wymijająco. Cofnął się i zatrzasnął drzwi za machającym mu na pożegnanie chłopakiem. BJ myślał, że go szlak trafi, kiedy Tony z uśmiechem mu odmachał.
Nic z tego uśmiechu nie pozostało, kiedy odwrócił się w stronę BJ’a. Przez sekundę wyglądał jakby miał zamiar odwrócić się na pięcie i wejść do budynku, bez słowa, bez spojrzenia przez ramię.


         Tony myślał, że zemdleje, kiedy przeczytał wiadomość. Na sekundę jego świat zawirował. Dobrze, że jego żołądek zbuntował się, bo inaczej prawdopodobnie padłby na miejscu gdzie stał, widząc na ekraniku twarz BJ’a.
Tekst: „Jestem człowiekiem Tony… i kocham cię, przyjacielu…?”
…zwyczajnie zerwał mu czubek głowy. Co to do cholery znaczy? Ten znak zapytania? Ta cała wiadomość?
Kiedy na dodatek dostrzegł kątem oka buty BJ’a w momencie, kiedy wypruwał sobie flaki, miał wrażenie, że jego serce skończy na kupie jego wymiocin.
Nie wierzył.
Eric jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozładował sytuacje i powstrzymał przed zrobieniem czegoś, czego niechybnie by żałował do końca życia. Na przykład rzucił na swojego przyjaciela i zacałował na śmierć. Odprawił chłopaka, którego lubił, nawet bardzo…, ale który nie był BJ’em i zebrał odwagę, której nie miał, aby na niego spojrzeć.
Nie, nie ma sił, nie może tego zrobić…Jeszcze raz przez to przechodzić…
– Nie Tony! – BJ złapał go za nadgarstek, który praktycznie zginał w szorstkim uścisku jego spracowanej dłoni. – Do mnie! - Zażądał szorstko, ochrypłym głosem.
Jeeez… jak zwykle. Nic z tego. Tony zaparł się stopami i potrząsnął głową. Nie mieli, o czym gadać.
  • Proszę Tony. Błagam… – BJ w końcu wyszeptał z prośbą w oczach. Jego dłoń drżała, tak że Tony czuł to na swoim nadal uwięzionym nadgarstku. Po jego twarzy przetaczała się burza emocji wprawiająca serce Tonego w obłąkańczy rytm. Nie widział go tak zdeterminowanego i tak zdesperowanego nigdy wcześniej. Jego serce wyrywało się do mężczyzny. Ten jednak go nie potrzebował.
– BJ nie ma, o czym rozmawiać…
– Tak po prostu? Nasza przyjaźń nic nie znaczy? Nic nie jest warte tyle wspólnych lat? – zapytał z wyrzutem. Nie wierzył, że Tony tak łatwo się poddał.
– Zasady się zmieniły. Ja cię kocham… jak mam udawać, że nie? Ty obawiasz się nawet do mnie zbliżyć. – Tony stwierdził cynicznie. – Nie mogę znieść myśli, że za każdym razem, co na ciebie spojrzę ty będziesz się zastanawiał, co mam na myśli. Z pewnością będę fantazjował o tobie, twoim ciele i o tym, co chciałbym ci zrobić. Co chciałbym abyś ty mi zrobił. – Celowo chciał zranić i zszokować BJ’a. Najlepiej mieć to całe cholerstwo z głowy. – Tak się składa, że prawdopodobnie miałbyś rację. Zastanawiałbyś się, co się kryje za każdym słowem, każdym gestem, każdym muśnięciem… A wyobrażasz sobie, nie pragnąć takich rzeczy będąc non stop przy ukochanej osobie?
– Tony, proszę…
– Nie! Kocham cię. Kapujesz? Normalnie, jak każdy facet kocha…
– Anthony! – Zimny głos matki Tonego wdarł się miedzy nich jak świst bata. Lodowaty pot spłynął mu nagle po plecach, a kolana ugięły się, wszystkie niewypowiedziane słowa utknęły mu boleśnie w gardle jak kolczasty drut. Dławienie, ból, strach wszystko naraz sprawiło, że niemal się zatoczył. BJ jak zawsze go złapał i podtrzymał. On zaś chciał paść na miejscu i płakać.
– Weź te ręce od niego perwersie. – Matka Tonego wysyczała przez zaciśnięte zęby, nerwowo się rozglądając. Jej perfekcyjna, piękna twarz była lodowatą maską obrzydzenia i wściekłości. BJ miał ochotę ją zbluzgać na miejscu. Mocniej też chwycił Tonego, niemal słaniającego się na nogach, przytrzymując stanowczo przy swoim boku.
– Tak się składa mamo, że w tym związku perwersem jestem ja. – Tony zebrał się w sobie i zwrócił w stronę matki. Z szokiem i obrzydzeniem patrzącą na nich. Niemal pusty śmiech go ogarnął na myśl, że podejrzewała BJ’a o to, że go spaczył.
– Nie mów bzdur! Do domu.
– Nie. – BJ wtrącił się i stanął między jego matka a nim marszcząc groźnie brwi. Nigdy się nie lubili. Teraz nastąpiło apogeum ich waśni.
– Nie wtrącaj się. To wszystko twoja wina.
– Nie mamo. Nie jego. Tak naprawdę to niczyja.
– Nie będę łożyć na twoje zboczenia. – Matka znów syknęła, jakby normalnie słowa nie dawały rady wydobyć się z jej ust. – Nie wychowałam cię na … ‘takiego’ mężczyznę…
Tony po prostu nie mógł. To było… było po prostu nie do zniesienia. Zamiast jednak płakać jak miał ochotę, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Raniacym. Graniczącym z histerią.
BJ klnąc jak szewc chwycił go za ramię i niemal siłą wsadził do swojego auta.
Zanim dotarli na miejsce Tony rozpłakał się, uspokoił i zasnął.

                                                                                 ***

– Tony, chodź. – BJ delikatnie potrząsnął szczupłym ramieniem przyjaciela. Mężczyzna zaspany nie zdołał zaprotestować, a już leżał w łóżku BJ’a niemal nakryty na głowę. Nigdy jeszcze nie zostawał na noc w jego mieszkaniu i BJ czuł jak z nerwów pocą mu się dłonie. Myślał, że się przewróci, kiedy zobaczył jak faktycznie chudy jest Tony, kiedy pomagał mu się rozebrać. Masakra. Musi to naprawić. Po prostu musi...
Ale co ma zrobić? Jak Tony słusznie zauważył, wszystko się między nimi zmieniło. Już jego głowa robiła nadgodziny, wolontaryjnie zasypując jego wyobraźnię obrazami. Co Tony o nim myślał? Jakie fantazje miał na myśli? Czy na serio? Czy wyobrażał sobie ich…razem? Jak to sobie wyobrażał? Jak go widział?
Jeezz… nie wiedział, co ze sobą zrobić, miał wrażenie że za chwile wypełznie z jego własnej mrowiącej go skóry. Tony wykończony zasnął tak szybko jak tylko przyłożył głowę do poduszki. Co napawało go nie jaką ulgą. Zyskał trochę czasu, a jednocześnie miał go przy sobie.
W końcu, zdenerwowany i lekko oszołomiony wypadkami, BJ sam położył się na kanapie. Poczeka i zobaczy.

                                                                                 ***

         Głowa Tonego pulsowała jak szalona. Czuł się jakby miał kaca Króla wszelkich kacy. A nie wypił nawet grama. Nakrętki nawet nie powąchał. Nie musiał otwierać oczu, aby wiedzieć, że jest w łóżku BJ’a. Ten zapach wypełniał jego zmysły latami. Nie pomyliłby go z niczym innym na świecie.
Z trudem wstał starając się ocenić jak się czuje. Tragicznie. Ledwie dał radę otworzyć oczy. Czuł jakby wypełniało je potłuczone szkło. Z ledwością dojrzał swoje odbicie w lustrze łazienki. Prysznic byłby cudowny, ale nie miał na niego sił. Załatwił najpotrzebniejsze sprawy. Dwukrotnie umył twarz i wypłukał usta płynem do płukania. To musi wystarczyć puki nie zorientuje się, na czym stoi. Wspomnienie rozmowy ze swoją matką poprzedniego dnia było jak koszmar na jawie. Nie mógł uwierzyć, że tak się stało. W końcu by im powiedział. Ale że nie mógł być z BJ’em nie widział powodu, aby się śpieszyć…
Zapach świeżo parzonej kawy wywabił go w końcu z sypialni, choć obawa niemal pewnie trzymała w miejscu.
BJ ogolony, trochę opalony w swoich ulubionych ‘domowych’ ciuchach stał wpatrzony w okno. To nowe u niego było. Ten facet zawsze w pięć minut wiedział, co ma myśleć. Nie potrzebował się zastanawiać. Teraz wyglądał jakby godzinami to robił. Tony postanowił nacieszyć oczy dopóki mu to dane było. Sprana szara podkoszulka szczelnie opinała jego szerokie, lekko muskularne ramiona. O włos był od metra osiemdziesiąt. Miał długie kudłate nogi. Tak samo brzuch w okolicy pępka. Nie raz przebierali się na siłowni czy basenie, więc Tony niczego nie musiał sobie wyobrażać. No, prawie niczego…
Jego włosy były tylko o ton jaśniejsze od czarnego. Coś jak kawa? Ciemne brwi, wyraźne i szerokie nadawały jego twarzy charakteru, i zdecydowania. BJ miał strasznie gęste rzęsy w ciemnym kolorze jak brwi i włosy. Cudownie okalały jego piwne oczy. Tony uwielbiał jego oczy. I nos. Prosty, zwykły nos. Ale jaki idealny. I usta szerokie, wąskie wargi, ale… jakie idealne… Wszystko uwielbiał.
To był właśnie problem.
Obrzucił ciało BJ’a ostatnim, tęsknym spojrzeniem. Stare klapki. Szare spodenki i sprana koszulka. Idealny. Piękny. Za każdym razem przyprawiał go o szybsze bicie serca. Pożądanie skręcające jego wnętrzności…Motylki w żołądku…, choć to mogła być akurat nerwica…
Tłumiąc westchnienie Tony uniósł spojrzenie na twarz BJ’a i stanął jak wryty. Fuck!
Jego przyjaciel obserwował go, obserwującego jego. Cała krew chyba uderzyła mu na twarz, przyprawiając go o zawrót głowy. Zanim się wyjąkał, aby podać jakieś usprawiedliwienie, BJ odwrócił się i sięgnął do szafki po ulubiony kubek Tonego.
– Kawy? – Jego głos wydawał się ochrypły. Jakby od zbyt długiego nieużywania.
– Tak, proszę? – Czy to tak będzie teraz wyglądało? Grzecznie, kulturalnie. Jakby nic się nie stało?
– Siadaj! – Zarządził BJ, kiedy Tony nadal stał jak idiota w drzwiach kuchni. Po czym naskoczył na niego niemal z pięściami, nie czekając na reakcję.
– Zwariowałeś? Co ty sobie do cholery myślałeś? Nic nie myślałeś! To właśnie jest problem! – wykrzyknął. – Mam ochotę ci dołożyć. Spójrz na siebie. Obraz nędzy i rozpaczy. Ja cię chyba zamorduje. I wczoraj! Co to nawet było? W ciąży kurwa jesteś?
Tony był tak zaskoczony wybuchem, że nawet nie wiedział, do którego pytania się ustosunkować najpierw. Stał z rozdziawionymi ustami nie mogąc wydobyć głosu.
– Jak to się stało, że wyglądasz jakbyś mógł wpaść do kratki ściekowej między szczebelkami wieka, przechodząc ulicę?
– Przesadzasz. – wydukał w końcu Tony. Miał już dość gnębienia go o jego spadek wagi.
– Przesadzam? – BJ niemal zerwał się. Pchnął Tonego na krzesło, kiedy ten nadal się nie ruszał, odwrócił się i wziął wyciągnął z szafki torebkę z wypiekami z pobliskiej piekarni. Żołądek Tonego zaburczał na cudowny zapach i zaprotestował na myśl o jedzeniu.
– Lekarz nie zaleca mi jeść słodyczy…– zaprotestował słabo.
– Bo to głupi lekarz. I powiedz mi wreszcie, co ci jest? – warknął BJ i minę miał jakby miał zamiar nakarmić go własnoręcznie gdyby zaszła taka potrzeba. Tony zacisnął usta i ujmując kubek w drżące ręce, ostatnio drżały zawsze, wbił wzrok w stół. – Nie denerwuj mnie Anthony!
BJ nigdy nie używał jego pełnego imienia. Najwyraźniej musiał być baaardzo wkurzony, a wkurzony BJ to totalny dupek.
– Nerwica żołądka. Nic wielkiego. Za dużo … nauki i stresu związanego z nauką. – No i złamane serce. Ale lekarstwa nie wynaleziono.
– Jasne. – Ton BJ’a dokładnie pokrywał się z tym, co myślał Tony. Szczęściem głośne bzyczenie komórki przerwało rozmowę zanim stała się dla Tonego nie do zniesienia. – Wyciszyłem ją, bo już zaczęła dzwonić wczoraj wieczorem. Nie chciałem żeby cię obudziła.
Lekki rumieniec zażenowania pokrywał jego policzki. Tony przeklął w duchu. Zatroskany BJ był słodki. A on głupi, że się tym podniecał. Czyli nic nowego.
Dwadzieścia nieodebranych połączeń od jego matki, ojca, siostry ojca i brata matki. Jeez… kampania ‘naprostować’ biednego Toniego ruszyła pełną parą.
– Musze iść do domu.
– Nie. – BJ zaprotestował stanowczo.
– A co proponujesz? Że zamieszkam z tobą? – Tony odstawił kubek na stole z hukiem, po czym poderwał się z krzesełka nie zwracając uwagi na zidiociały wyraz twarzy swojego ex–przyjaciela. Miał dość tego młyna. – Tak myślałem. Idę.
BJ nie miał zamiaru dać mu ponownie wyjść z jego życia jakby nigdy nic.
– Poczekaj, zawiozę cię!
– Nie. – Tony odparł spokojnym, śmiertelnie zrezygnowanym tonem. Nie miał sił na kłótnie.
– Nie masz auta, zapomniałeś?
To dało Tony‘emu lekką pauzę. Kurczę kasy ze sobą też nie miał. Mimo to powiedział.
– Wezwę taksówkę.
– Cholera Tony. – BJ główkował desperacko. – Weź moje auto. Będę spokojniejszy.
Tony patrzył długo na niego. Nie wiedział, co się stanie ani jak potoczy się kolejne kilka godzin. Wiedział jednak, że jeśli gdziekolwiek miałby przyjechać lizać rany to tu. Choćby ostatni raz.
– Mmmm… czy mam…?
– Tak! – BJ niemal wrzasnął. Z zażenowaniem uśmiechnął się, lekko szczerząc zęby. – To znaczy jak najbardziej masz tu przyjechać… albo zadzwonić jeślibyś chciał czegokolwiek… obojętnie czego… cokolwiek zechcesz tylko powiedz.
Spojrzenie, jakie posłał mu Tony wychodząc sprawiło, że rumieńce paliły go jeszcze długo po jego wyjściu.


                                                                                   5


          Trzaśnięcie drzwiami od samochodu dwie godziny później sprawiło że niemal biegiem rzucił się do drzwi. Tony właśnie stał odwrócony plecami, kiedy BJ dojrzał bałagan w samochodzie. Ubrania, książki, inne jego klamoty. Jeezz…, co się stało?
– Tony?
Mężczyzna odwrócił się, a BJ myślał, że padnie na miejscu. Szczęką i policzek zdobił mu wielki czerwony ślad. Łuk brwiowy wyglądał na opuchnięty, a lewe oko było ledwie widoczne. Spore rozcięcie krwawiło na jego dolnej wardze.
BJ właśnie w tym momencie postanowił, że kogoś zabije. Tony zostawił cały bajzel w aucie jak był i ruszył w jego kierunku. Jego spojrzenie było puste, ale oczy czerwone od wylanych łez.
– Co się do cholery stało?
– Wymiana poglądów.
– Że co?
– Barry był przekonania, że może sobie zabrać mój zegarek, a ja się z nim nie zgodziłem. – Tony oświadczył beznamiętnie i przepchnął się do środka. Krzywiąc, kiedy dotyk podrażnił jego obolałe żebra.
– Dałeś się skatować za zegarek?
Tony spojrzał na niego z taką wyższością, że BJ znów się zarumienił.
– To był Gwiazdkowy prezent od ciebie – stwierdził Tony z godnością.– To mój zegarek.
BJ powstrzymał się od komentarza, choć nie było mu łatwo. Mógł mu do cholery sto zegarków kupić!
Wziął skierował apatycznego mężczyznę do łazienki i posadził na zamkniętym sedesie.
– Trzeba coś z tym zrobić, bo krwawi jak nie wiem – stwierdził nerwowo, ale stał w miejscu niepewnie, zagubiony. Tony tylko patrzył na niego pusto.
– Nic mi nie będzie – stwierdził w końcu spokojnie Tony, tym swoim bez emocjonalnym tonem. BJ miał ochotę otrząsnąć się. Zmobilizowany w końcu, powędrował do kuchni i wziął co było pod ręką. Butelka zamrożonej wody. Skąd się tam wzięła pojęcia nie miał.
– Trzymaj. – Podał ją, nadal siedzącemu bez ruchu Toniemu, owiniętą w ręczniczek kuchenny. Nie doczekując się jednak żadnej reakcji od mężczyzny w końcu sam przyłożył ją delikatnie do jego policzka, a później spuchniętej brwi. To powinien zobaczyć lekarz. Może mieć wstrząs mózgu. – Jedziemy na izbę.
– Nie.
– Anthony…
– Benjamin… – przedrzeźnił go mężczyzna. Wziął prowizoryczny okład i przycisnął mocniej do obrzmienia. Aby stłumić jęk zagryzł zęby na wardze. Nowa fala krwi polała się tak mocno, że pokapała na koszulkę i jego spodnie.
– Cholera nie rób tak! – wykrzyknął BJ. Zestresowany mężczyzna nie wiedział, co robić. Był wściekły, był zrozpaczony. Wystraszony. Chciał sprawić aby Tony nie cierpiał. Jego dłonie trzęsły się niekontrolowanie. Wziął apteczkę i przekopał aż w końcu wszystko było na blacie. Znalazł sterylne gaziki i rozerwał jedno opakowanie. Jak najdelikatniej przyłożył do rany. Aby w ogóle widzieć najpierw pochylił się, a później przyklęknął między kolanami Tonego. Jego przyjaciel ani drgnął. W żaden zresztą sposób nie zareagował. Martwiło to BJ’a szalenie.
Smugi krwi na koszulce Tonego dołowały go i zbierało mu się na wymioty. Zdecydował, że nie może na to patrzeć. Po lekkiej szarpaninie zdjął zakrwawiony podkoszulek Tonemu i był wdzięczny jak nigdy w życiu, że klęczał, bo tym razem by padł na sto procent. Cały bok Tonego był pokryty siniakami. Ktoś go skopał. Dławiąc na siłę łzy BJ pogładził zmaltretowane ciało.
– Kto?
– Nie ma znaczenia…
– Błagam, powiedz mi. – BJ spojrzał w szaro–stalowe oczy najbliższego mu człowieka na ziemi. Tony odpowiedział własnym spojrzeniem. Pokręcił jednak głową ze smutkiem.
– Nie. Nie ma znaczenia. To już minęło.
– Ale…
– BJ nie ma żadnego, ‘ale’…– twardo przerwał mu Tony. Widząc jego zaskoczoną minę dodał spokojniej. – To już nie ma znaczenia. Już nie jestem ich rodziną. Nie mogą sobie na mnie ‘pozwolić’…
– Jeezzz! Pojebało ich? – BJ niemal usiadł na tyłku. Gorzkie przypomnienie o tym jak sam go potraktował było jak kop w twarz. Miał ochotę kogoś zabić, skrzywdzić. Jak Tony cierpiał.
– Do lekarza. Z tymi żebrami nie są żarty.
– Nie, nic mi nie jest.
– Błagam cię, zrobię co zechcesz, ale pozwól zabrać mi się na kontrolę.
Tony parsknął pod nosem i nawet na niego nie spojrzał.
– To może być coś poważnego. Nie bądź dziecko.
– Mogę iść się położyć? – Tony ponownie zignorował BJ’a i wstał chwiejnie. Niemal nie upadając na klęczącego u jego stóp mężczyznę. BJ zacisnął zęby do bólu i wstał oplatając szczupłe ciało mężczyzny własnym.
– Idziemy do lekarza. Potem kładziesz się do mojego łóżka. A jutro lub pojutrze wyjaśnimy sobie kilka spraw.
– Nie.
Tony odepchnął go, ale ból, który przeszył jego bok był porażający. Z trudem mógł złapać oddech. Zachwiał się, starając się zwalczyć łzy bólu i upokorzenia. BJ zaczekał aż fala minie i pomógł mu złapać równowagę.
– Dość tego! Idziemy.
Tony nie mając siły się sprzeczać, oddychać choćby, pozwolił się opatulić wielką koszulą BJ’a i zabrać do szpitala.

                                                                                 ***

– Mówiłem ci, że nic mi nie jest. – Tony chichotał.
Bardzo miły lekarz podał mu bardzo fajne prochy i odesłał szczęśliwego do domu. Za to na BJ’a patrzył jakby był co najmniej agresywnym mężem znęcającym się nad biedną żoną. Prześwitujące żebra nie pomogły sytuacji. Kiedy tylko BJ otwierał usta żeby udzielić jakiśkolwiek sprostowań dobry lekarz tylko ostrzej na niego spoglądał. W końcu BJ się poddał. Pozwalając myśleć lekarzowi cokolwiek sobie zechciał. Tony z kolei uznał całą sytuację za zabawną.
No, przynajmniej po tym jak leki zadziałały. Nie cierpiał i wyglądało na to że miał nawet coś ekstra.
– Miałeś szczęście. Mogło być znacznie gorzej. Ten palant mógł ci połamać żebra! – warknął BJ. Nadal, lista przedstawiona przez lekarza, potencjalnych obrażeń na wskutek takiego pobicia, odbijała się głośnym echem w jego głowie. Gdyby coś mu się stało… nie wyobrażał sobie, co by zrobił.
– Wyluzuj. Barry też dostał swoją porcję. – Tony znów się roześmiał, zapominając o jego pękniętej wardze. Syk niemal wystraszył ich oboje.
– Uważaj, mógłbyś? Chcesz, aby opatrunek się rozwalił? Będziesz znów krwawił. – BJ spojrzał się na delikatny opatrunek dolnej wargi Tonego. Mężczyzna parsknął.
– Och, nie ma nad czym ubolewać. Całować i tak mnie nie zamierzasz. Co za różnica czy w ogóle mam wargi?
Szczęka BJ’a opadła. Dobrze, że właśnie podjechali pod dom i czuł się zwolniony z potrzeby odpowiadania.
– Co masz zamiar ze mną zrobić BeeeJeeey? – Tony zaśpiewał, pozwalając się sfrustrowanemu mężczyźnie, zaprowadzić do środka.
– Położyć cię do łóżka.
– Ooo…lubię ideę – Tony objął szerokie barki BJ’a i spojrzał w oczy zalotnie mrugając do niego. BJ zarumienił się, ale nie odszedł ani nie powstrzymał Tonego przed przylgnięciem do niego. – Jestem cały za pójściem do łóżka. Wiesz jak dawno już chciałem znaleźć się w twoim łóżku? Za długo.
– Tony…
– Nie Toniuj mi tu. Sam do mnie przylazłeś. Ja chciałem dać ci możliwość uwolnienia się ode mnie. – Tony stwierdził stanowczo. – Ale ty nieee… wróciłeś i musiałeś znów pokazać mi się na oczy. Teraz masz przechlapane.
BJ podtrzymał trochę zataczającego się Tonego, jego długie, smukłe ciało oplotło się wokół BJ’a.
– Chodź się położyć.
– Nie da rady. Jest co, południe?
– Nie ma znaczenia, chodź.
– Nie! – Tony miał dość ludzi mówiących mu, co ma robić. Objął BJ’a z całych sił, a przynajmniej na ile pozwalały mu potłuczone żebra i niemal się na nim uwiesił. – Idziemy na kanapę pogadać, bo mam dość tej niepewności.
BJ obawiał się tej rozmowy jak ognia. Zwłaszcza z Tonym na lekkim odlocie. Może zaśnie? Kiedy usiedli Tony celowo przysunął się jak blisko się dało. BJ z trudem mógł przełknąć, a co tu dopiero skonstruować jakąś logiczną myśl. Jak miał sobie poradzić w tej sytuacji? Co robić?
– Wiem, o czym sobie tam tak kombinujesz w tej swojej kudłatej łepetynie. Z tym, że to już nie działa w ten sam sposób. Ja nie działam w ten sam sposób…
– Tony…
– Tony, co? Wyduś to z siebie.
Cisza. BJ nie miał pojęcia, co powiedzieć. Wiedział tylko, że nie chce, aby Tony zniknął z jego życia.
– Tak myślałem. – Tony stwierdził w końcu po odczekaniu stosownie długiej chwili. Na szczęście piguły go znieczulały... wewnątrz i na zewnątrz.
– Nie. To znaczy mam na myśli, że…
Tony spojrzał na niego wyczekująco. BJ miał ochotę wrzeszczeć z frustracji.
– OK. Zróbmy tak. Czego ty chcesz Tony?
Zaskoczony mężczyzna zmarszczył na chwilę brwi, po czym rozpromienił się jak Bożonarodzeniowe drzewko. Jak kiedyś…
– To bardzo proste. Ciebie chce. To chyba oczywiste? Kocham cię, na litość boską.
– Eee…
– A czego się spodziewałeś? Że będę udawać? Kłamać?
– Nie oczywiście, że nie. – BJ przyznał spokojnie. Nadal wstrząsała nim świadomość, że Tony go kocha, ale jakby już z innych powodów niż z początku. Być kochanym było dziwnie… nawet nie bardzo wiedział, co o tym myśleć. – Ale wytłumacz mi…
– Co? – Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Wytłumacz mi, co to znaczy, że mnie kochasz? Jak? Dlaczego?
Tony parsknął nie biorąc go na poważnie. BJ jednak był zdeterminowany pojąć, z jakim uczuciem borykał się Tony. Chodziło o ich przyszłość. O to, aby jakaś w ogóle była.
– Chcę pojąć różnicę, jaka ma nastąpić w naszej przyjaźni.
– Skarbie nie wiem czy to tak działa. Lubię cię, jako przyjaciela i nie wiem jak dam radę bez ciebie żyć, ale to już nie chodzi o przyjaźń. – Tony wsparł łokcie na kolanach i skrył twarz w dłoniach.
– Nie chce, aby nasza znajomość się skończyła. Ja też nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie w nim. – Szczerość chyba był jedyną szansą, aby Tony się otworzył. Po tym jak go potraktował nie miał co liczyć, że mu to pójdzie łatwo i prosto.
– Nie rozumiesz, że nie mogę zostać?
– Nie, nie rozumiem. Dlaczego nie? Przecież mnie …kochasz? – To nie było fajne zagranie. Nie, to było na serio podłe zagranie, ale Tony nigdzie nie odchodzi i koniec kropka!
– BO cię kocham ty młotku. Jak mam być przy tobie, ale cię nie mieć? Pytałeś, co to znaczy, że cię kocham. – Tony chciał się zerwać z kanapy, ale jego żebra miały inny pomysł. Z jękiem opadł z powrotem, a BJ obrzucił go morderczym spojrzeniem. Tony zignorował go. – Powiem ci, co to znaczy. To znaczy, że chcę ciebie dla siebie, przy sobie i w sobie. Że prawdopodobnie zamordowałbym każdą laskę, z którą byś się umawiał. Nie mógłbym tego znieść. Nie potrafię poradzić sobie z myślą, że kochałbyś się z nimi. Gdybyś się zakochał… chyba bym tego nie przeżył.
– Ale…ale…ale…
Tony zaczekał aż BJ pozbiera swoje zdewastowane poczucie rzeczywistości.
– Kotek pogódź się z tym.
– Co ty z tymi ‘skarbami’ i ‘kotkami’? Te prochy niezły numer na tobie wycięły. – BJ wymamrotał jednocześnie starając się skonstruować, choć jedno logiczne zdanie. Tony się śmiał. Tak czy inaczej, jakby się nad tym zastanowić, to BJ nie wyobrażał sobie pójść do łóżka z jakąś kobietą, jeśli Tony by o tym wiedział. I jak głupie to było?
– Mam zamiar nadrobić za te wszystkie lata, kiedy nie mogłem cię chrzcić słodkimi przezwiskami…słoneczko.
BJ tylko zmierzył go niedowierzającym spojrzeniem, z drwiną unosząc brew. Tony skulił się ze śmiechu. A śmiech nie łatwo mu przychodził, kiedy musiał to robić z zaciśniętymi ustami, aby rana się nie otwierała. W końcu zmęczony i osłabiony, położył na jego ramieniu głowę. A BJ spiął się jakby miał ze skóry wyskoczyć. Tony ani drgnął. Poczekał na reakcję BJ’a. Nie było żadnej, facet bał się nawet odetchnąć.
– Chcę się przytulać. Móc dotykać cię i żebyś nie dostawał za każdym razem zawału. Ty byś nie chciał? Gdyby tu siedziała jakaś laska zamiast mnie? Na dodatek, którą byś kochał? – Tony wyszeptał mu do ucha.
Z tym zawałem to on się wiele nie mylił.
– Co ty masz z tymi laskami dzisiaj? Nawet na randkę nie umawiałem się jak z … wieczność! – zawołał wreszcie, myśląc szybko. Niestety chaotycznie.
– Robiłem, co mogłem żeby cię zniechęcić…– Chichot Tonego, wpadał mu bezpośrednio do ucha. Gilgając jego szyję i posyłając alarm po zakończeniach nerwowych jego karku.
Słowa Tonego wiele by wyjaśniały. Nie było jednak nad czym się w tym momencie rozwodzić.
– Sam powiedz, co byś zrobił na moim miejscu? – Tony przysunął się jeszcze bardziej i niemal wtulił. Jego żebra protestowały. Jego twarz pulsowała. A dodatkowo zdawało się, że jego własne kości go cisły i bolały.
BJ w końcu chyba zajarzył, że Tony męczy się i z westchnieniem zrobił to co podpowiadał mu instynkt. Wolno i ostrożnie położył się na kanapie, ciągnąc Tonego na siebie i wciskając między jego ciało i oparcie. Dureń nie ważył chyba nic. Przynajmniej dla niego, pracującego wysiłkowo od lat. Tony oplótł go jak ośmiornica. Praktycznie wpełzł w niego. BJ miał młyn w głowie nie porównywalny do niczego innego w jego życiu.
– Tony nie możesz odejść…
– BJ nie mogę zostać…


                                                                                    6


           Zwalczając falę współczucia BJ wymusił uśmiech na użytek swojego przyjaciela. Podał mu kolejną porcje leków i czekał aż je połknie. Nie miał zamiaru niczego pozostawiać przypadkowi.
Po obrażeniach, których doznał, kiedy jego kuzyn go skopał, Tony przespał dwa dni. Z krótkimi przerwami, kiedy to BJ faszerował go jedzeniem i tabletkami, które lekarz mu przepisał. Nie było łatwo, bo nagle odkąd Tony przyznał się, że jest gejem, jakby sobie kurde upór zapuścił. Zmuszenie go, do czegokolwiek graniczyło z cudem.
A że BJ człowiekiem był, a nie cudotwórcą – cóż, musiał iść na kompromis. Przekupstwo raczej…, ale to zależy od punktu widzenia. Tak, więc Tony brał lekarstwa i jadł, a BJ… BJ spał przy jego boku.
Tony wyglądał jak wszystkie barwy tęczy, co nawet sam skomentował, jako zabawny zbieg okoliczności, na jednym z jego tabletkami indukowanych humorkach. Twarz jego wyglądała koszmarnie i BJ miał problem na niego patrzeć. Za każdym razem musiał tłumaczyć sobie, że to nie dobry pomysł, aby zwyczajnie zerwać się pojechać i wykończyć tego palanta. Tony absolutnie nie chciał gadać o tym, co się stało i jedyna informacja jaką uzyskał BJ, dotyczyła tego, że Tony jest bezdomny i bez pieniędzy na życie. O studiach nie wspominając. Tony nie chciał rozmawiać o tym… właściwie ‘stanowczo odmawiał’ jakiejkolwiek rozmowy by było bliższe prawdy.
W tej sytuacji BJ doszedł do wniosku, że musi dać mu czas, aby dojść do siebie. Wiadomo, że najprawdopodobniej nawet mgliście nie potrafił sobie wyobrazić, co tamten przeżywa.
Cichutko, wolniutko oderwał chude ramiona od siebie i spróbował wymknąć się z łóżka. Już latami wyuczonym odruchem, obudził się zanim budzik zadzwonił. Cieszył się, bo Tony prawdopodobnie wyskoczyłby ze skóry. Całkiem o tym nie pomyślał. Musiał jednak iść do pracy.
Położył tabletki Tonego na stoliku przy łóżku, szklankę wody. W kuchni nastawił nowy dzbanek kawy. Do lodówki przywiesił wielką kartkę.
„Lepiej żebyś coś zjadł! Nie chcesz znać konsekwencji…”.
Miał nadzieję, że Tony poradzi sobie sam przez kilka godzin. Cały weekend odpoczynku zdziałał cuda, ale mimo wszystko jego ciało nadal strasznie bolało. Dołożyć do tego fakt, że już wcześniej nie czuł się dobrze… cóż BJ się martwił. Modlił się żeby idiocie nie przyszedł do głowy jakiś głupi pomysł.

                                                                                 ***

          Tony jęknął, obrócił się plecami do lustra, spojrzał i jęknął nawet głośniej. Masakra. Nawet, jeśli już nie bolało jak cholera to wyglądało koszmarnie. Delikatnie przesunął palcem po brwi i po dolnej wardze. Kurczę jak to długo jeszcze potrwa? Wyglądał jakby stoczył walkę z bokserem wagi ciężkiej.
BJ nieraz się krzywił, kiedy myślał, że Tony nie widzi. Nie, dziwić – to mu się nie dziwił. Miło mu nie było, ale się nie dziwił. Rozczulanie się nad sobą też nie da mu nic dobrego. Owszem kusiło go, aby sobie jeszcze pozwolić na trochę jęczenia i marudzenia. Pozwolić sobie na to żeby BJ się nim opiekował i niańczył. Obawiał się tylko, że na koniec będzie go to bolało jak żadne cielesne rany nie zdołają – nigdy.
Wolno powędrował do kuchni, zapach kawy potrafił wyciągnąć go z każdej dziury. Kartka na lodówce niemal od razu rzuciła mu się w oczy. Ze sceptyzmem spojrzał na nią, po sekundzie miał jednak szeroki uśmiech na twarzy. BJ troszczył się o niego. Jakby nie specyficzny miał gust, jeśli chodzi o wybór jedzenia, to starał się jak umiał. Fakt, że asem nie był ani w kuchni, ani jeśli chodzi o gotowanie tym bardziej był rozczulający.
Każda ta cecha tylko bardziej determinowała Tonego, aby odejść. Nie mógł go dręczyć. Nie miał prawa. BJ był wspaniałym facetem. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że nie odwzajemniał jego uczuć. Żeby, choć ich przyjaźń miała szansę przetrwać, Tony musiał wprowadzić między nich dystans, inaczej się znienawidzą. On, bo będzie miał człowieka, którego kocha na wyciągnięcie dłoni, a jednak nieosiągalnego, a BJ, bo Tony nie da rady tak po prostu stać obok. Patrzeć na jego życie i nie brać w nim udziału.
Apetyt mu nie dopisywał, czuł jak na myśl o jedzeniu żołądek podchodzi mu do gardła, ale zjeść było prościej niż kłócić się z tym uparciuchem. Problem z tym, że nie miał w lodówce nic, co nie było zawałem na raty. Muszą iść na zakupy, bo to jest masakra. No i Tony potrzebował gazety. Trzeba było zacząć planować początek, reszty jego życia…


                                                                                ***


– Po co?
Oookej to już był trzecie, ‘po co’ jakie padło z ust BJ’a w przeciągu kilku minut.
– To logiczne i sam mi przyznasz rację. – Tony nie wytrzymał w końcu. Jak miał wytłumaczyć temu tłumokowi cokolwiek, kiedy ten zwyczajnie odmawiał logicznego spojrzenia na jego sytuację?
– Nie widzę nic logicznego w tym, że chcesz wyjechać, rzucić studia i poszukać jakiejś nędznie płatnej pracy.
– A co mam robić według ciebie? – Nie miał normalnie już sił.
– Jak to, co? Zostać i uczyć się, postarać o stypendium. Może jakąś dorywczą pracę znaleźć.
– I mieszkać gdzie?
– Tutaj. Nie rób problemu gdzie go nie ma. – BJ stwierdził stanowczo jak jeszcze nigdy. – Są naprawdę istotniejsze sprawy w życiu. Dobrze wiesz, że napakowałem trochę rozumu do głowy od tamtej katastrofalnej rozmowy i nie jestem już tym niedoinformowanym kretynem, co przedtem. Seksu obaj nie uprawiamy. Wiem, że tak nie pozostanie na zawsze, ale trzeba mieć jakieś priorytety.
– Problem z tym, że ja chce seksu. Z tobą. Kiedy ty już miałeś swoją szansę na to żeby się wyszaleć, ja szlochałem po kątach, bo to nie ja byłem w twoich ramionach.
– Tony…
– Nie. Nie mam zamiaru już niczego przed tobą ukrywać. Nie będziesz mnie tak na serio znał, jeśli nie będziesz wiedział, co myślę, jakie mam poglądy. Ja zdaję sobie sprawę, że o wiele łatwiej jest żyć, jeśli się udaje, że takie problemy nie istnieją. Niestety tak naprawdę są nie od łączną częścią naszego życia.
– Wiem, wbrew temu, co ci się może wydawać nie jestem idiotą! – BJ warknął zły jak osa. Tony zdawał się za wszelką cenę znaleźć pretekst, dla którego nie mogą mieszkać razem.
– Nie jesteś, BJ. – Tony jęknął z rozpaczą. Podszedł do niego i stanął niemal nos w nos. BJ nie odsunął się jak kiedyś, stanowczo i poważnie patrzył mu w oczy. Tony walczył całym sobą, aby go nie pocałować. Właśnie, dlatego nie mógł zostać. – Tak bardzo chcę cię pocałować, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. – Szeroko rozszerzone źrenice BJ’a były jego jedyną reakcją. On musiał zdać sobie sprawę z tego, co dzieje się w duszy Tonego, inaczej nigdy nie zrozumie. – Nie wiem jak długo dałbym radę ukrywać to. Jak długo dałbym radę opierać się pokusie, kiedy ty byś był tak blisko. Nawet gdybym spał na kanapie to w myślach, co noc leżałbym w twoim łóżku kochając się z tobą…
BJ zarumienił się gwałtownie. Każde słowo Tonego trafiało dokładnie w centrum jego fantazji. Myśli. Strachu.
– … nie wyobrażasz sobie, jaki to koszmar. Towarzyszył mi od lat. Nie wiesz jak winny czułem się po każdym orgazmie, kiedy ty grałeś główną rolę w mojej fantazji? Czułem jakbym naruszał twoją prywatność. Zwłaszcza, że w realnym życiu pewnie zabiłbyś mnie za samo zasugerowanie tego, do czego zmuszałem cię w moich fantazjach.
Tony miał ochotę zakończyć tą rozmowę. Była jak powolne wyrywanie jego duszy. BJ z lekko zmarszczonymi brwiami przyszpilał go wzrokiem. Widać było jak jego umysł robi nadgodziny, aby jakoś odnieść się do tego wszystkiego. – Nie chcę właśnie tego… żebyś się męczył, próbując pogodzić z tym, że twój przyjaciel masturbuje się myśląc o tobie. Że to twoje dłonie sobie na swoim ciele wyobrażam, że…
– Stop! Mam oględne pojęcie, co chcesz powiedzieć. – BJ uniósł dłoń, aby powstrzymać potok słów Tonego. Jego, graficznie nagle rozwinięta, wyobraźnia miała pożywkę na lata. Tony chciał odejść ze zrezygnowaną miną BJ jednak zatrzymał go stanowczo. Obejmując w pasie. – Stój!
– BJ…
– Poczekaj. Pozwól mi się teraz wypowiedzieć. – BJ nie miał zamiaru dać się spławić po raz kolejny. Rozumiał, że dla żadnego z nich ta rozmowa nie jest łatwa, ale unikanie jej nie mogło przynieść nic dobrego. Rozumiał, co Tony próbował zrobić. Potrafił nawet wydedukować, że robił to dla jego dobra. Nie był jednak pustakiem, sam mógł ocenić, co jest dla niego dobre. Pora, aby Tony sobie to też uświadomił.
Postukał palcem pierś Tonego i mężczyzna skrzywił się z bólu. Cholera!
– Sorry. Posłuchaj mnie jednak mój kochany przyjacielu. Rozumiem, o co ci chodzi. Nawet, dlaczego to robisz. Pojmuję, że nie zmieni się twoje zachowanie czy uczucia względem mnie. Obojętnie czy tego chcemy czy nie. Nie chcę żyć bez ciebie. Nie mam zamiaru żyć bez ciebie. Muszę, więc zaakceptować cię takim, jakim jesteś…
– Ale…
– Moment, do ‘ale’ dojdziemy za chwilę. Chodź…– Pociągnął go bez ceregieli na kanapę. Posadził go i sam usiadł. Blisko, ich boki niemal się stykały. – Dobra, po kolei. Po pierwsze nie wiele wiedziałem na temat gejów. Czy nawet mogę przyznać, że nigdy się nad tym tematem nie zastanawiałem. Oczywiście, że spotkałem się ze zjawiskiem, pewnie nawet się śmiałem z jakiś kretyńskich kawałów o gejach… tak czy inaczej wiedziałem, ale sama „idea” bycia gejem była mi obca. Nieznana. Nie brałem związku z mężczyzną pod uwagę… zwyczajnie, bo mi taki pomysł do głowy nie przyszedł. Nie dlatego że mężczyźni wydają mi się obrzydliwi czy brzydcy. Po przeczytaniu tego wszystkiego, co znalazłem w Internecie. Sam musiałem przyznać, że podświadomie oceniam wygląd mężczyzn. Ich sylwetki, ich ciała. Budowę, muskulaturę. Nawet, jakie ciuchy noszą. Ich zachowanie. W gruncie rzeczy nie mało miejsca zajmują w mojej świadomości. Taki Bennett to niemal nie opuszcza mojej głowy. – Tony musiał się uśmiechnąć. Co było pewnie zamierzeniem BJ’a – Po drugie… Jakby to mogło się wydawać dziwne i mało prawdopodobnie teraz wszystko, o czym mogę myśleć to ty…
Szczęka Tonego zawisła dość drastycznie i widać było, że z trudem przyswaja słowa BJ’a. Mężczyzna klapnął mu delikatnie w brodę.
– Nie napalaj się. Chce powiedzieć, że pobudzasz moją ciekawość. Znam cię już kilka lat. Wiem o tobie rzeczy, których nikt inny nie wie. Wierzę, że związek między mężczyznami opiera się na czymś więcej niż sam ‘sex’ w rozumieniu akt fizyczny, nie wiem ‘rąbanka’, bzykanie, pieprzenie etc., Może to nie jest oficjalnie znana, podtrzymywana czy nawet uznawana rzecz, ale myślę, że dużo więcej się w tym kryje. Dotyk, bliskość, wsparcie, przyjemność, pomoc, szacunek… Problem w tym, że generalnie nie szuka się zaspokojenia tego typu potrzeb u innego mężczyzny. Bo to nie jest ‘znane’, modne czy nawet oficjalnie ‘normalne’. W moim rozumowaniu tylko jeden problem może być tak na serio istotny…
– Aż się boję pytać… – Tony wymamrotał i opadł na oparcie. Nie będę sobie robił złudnych nadziei, żadnych złudnych nadziei… BJ parsknął śmiechem.
– Problem, jaki mam na myśli to atrakcyjność fizyczna. Nie pociąg fizyczny, ale atrakcyjność.
– A to nie to samo? – Tony spojrzał na niego jak na wariata, lekko nawet marszcząc brwi.
– Nie dla mnie. Zobacz. To fakt, że nigdy wcześniej nie napalałem się na ciebie w ten sposób, który tobie przychodzi naturalnie. – Tony parsknął niekulturalnie, ale zdołał się powstrzymać przed komentarzem. BJ wybrał go zignorować. – Nigdy wcześniej jednak nie poświęcałem tyle uwagi temu jak wyglądasz. Jak się poruszasz? Jak błyszczą ci oczy, kiedy masz zamiar zacząć mi dokuczać. Nie miałem pojęcia, jak fajnie jest leżeć z tobą na kanapie. Nigdy to mi wcześniej nie przyszło na myśl. Teraz ciągle mnie gnębi w najmniej nawet spodziewanych momentach. Myślę, że jesteś dla mnie atrakcyjny. Bo cię znam. Bo ci ufam. Bo chce być blisko.
Tony nie wdawał się być przekonany tokiem jego rozumowania. Może on to źle tłumaczył?
– Pomyśl. Jestem dorosłym mężczyzną. Wiem, co oznacza seks. Wiem, co oznacza związek. Nieraz widziałem jak chcesz mnie dotknąć, pogłaskać. Przytulić. W ostatniej chwili się wycofywałeś. A ja za każdym razem zadawałem sobie pytanie; dlaczego nie? Czemu miałbym ci odmówić komfortu? Bliskości. Fizycznie to mnie nie zaboli. Nie sprawi mi przykrości, bo przecież znam cię. Wiem, kim jesteś. Jaki jesteś. Dotyk to dotyk. Nie porażenie prądem. Nawet, jeśli mnie nie podnieci…
– Tego nie wiesz…
–…to nie sprawi mi również trudności. Jeśli chcesz i potrzebujesz się przytulać… cóż każdy potrzebuje. Czy ma odwagę się do tego przyznawać, czy nie, to inna kwestia.
– BJ…
– Wiem, że ci chodzi o coś więcej. Ale jak powiedziałem, musimy akceptować się nawzajem takimi, jakimi jesteśmy. Czyli to również dotyczy ciebie. Zaakceptuj mnie. Znajdźmy kompromis. Taki, z jakim obaj będziemy mogli żyć. Razem.
– A co jeśli przekroczę granice?
– To ci o tym powiem. Jeśli będziesz czegoś chciał, to też mi powiedz. Nie wiem czy wszystko uda mi się zrobić, ale nie oznacza to, że nie spróbuję…
– BJ nie wiem…, co powiedzieć. Zrobiłbyś to dla mnie? – Stalowe oczy lekko się zaszkliły i serce BJ’a załomotało.
– Tak w gruncie rzeczy to nic nie robię. Pozwalając ci się kochać i poszerzając własne horyzonty nie robię ‘tobie’ przysługi. Obaj będziemy czerpać z tego korzyść i radość. Po za tym jedno najważniejsze. Nie stracimy naszej przyjaźni…


                                                                                  7


         Tony testował jego granice. Nie ufność nie była wcale niczym zaskakującym dla BJ’a. Właściwie spodziewał się tego, ale taktyka Tonego była niesamowita. Wszystko by było cacy gdyby nie to, że Tony zaczął budzić coś więcej niż ‘tylko’ jego ciekawość. BJ miał nie lada dylemat. Nie chciał się ugiąć. Nie miał zamiaru dać Tonemu pretekstu do ucieczki. Dzielnie znosił jego wszystkie podchody. Tony jednak nadal zdeterminowanie wymyślał coś nowego i testował jego cierpliwość. Niemal na wdechu czekając, kiedy BJ w końcu wykopie go za drzwi i zatrzaśnie mu je na twarzy. Cóż, nie zdarzy się… Problem jednak był, jak uświadomić to Tonemu?
– Hej mam zajebistą wiadomość – zawołał od drzwi. Tony jak zwykle siedział w kuchni i gotował. Do końca wakacji nie miał nic do roboty. Czekał też na wiadomości z uniwersytetu i musiał coś w między czasie robić, bo inaczej zasuwałby po ścianach.
– O, jaką? Dali ci pozwolenie na zastrzelenie Bennetta?
– Nie, znacznie lepiej. – BJ wyszczerzył zębiska jak kretyn, w międzyczasie próbując podkraść jedzenie, które szykował Tony. Dostał i po łapach, i pocałunek w policzek. – Okazało się, że to całe zamieszanie, które robił to było, aby odwrócić uwagę od towarów, które wyprowadzał. Paradoksalnie mój urlop przyczynił się do tego, że ktoś zwrócił uwagę na to. Kiedy wróciłem chcieli się upewnić, co do tego czy mu nie pomagam. Ostatecznie dziś policja go aresztowała.
– To super. – Tony postawił talerze na stole i znów do niego podszedł. Czasem był jak szczeniak ciągle potrzebujący uwagi. BJ objął go mocno i przytulił. Oprócz kilku siniaków już nie wiele zostało śladów po jego pobiciu. Żeby tylko te wewnętrzne rany tak łatwo mogły się zagoić. Tony stał czasem i pozwalał się przytulać, najczęściej policzkiem wpierając o jego głowę. Nie raz jednak BJ czuł jakby czekał na coś. Cóż, czekać mógł… grunt, że nie naciskał.
– Może powinniśmy to uczcić? – zapytał w końcu lekko głaszcząc nadal za chude plecy Tonego.
– Jak?
– Nie wiem. Ja mam ochotę na coś dobrego do jedzenia. A to już rozwiązane, bo to, co przygotowałeś pachnie zajebiście. No i może wybierzemy się do jakiegoś pubu? Kilka piwek. Relaksik. Może jakiś spacer?
Tony odsunął się i mrugał oczyma jak idiota. W końcu po odchrząknięciu zapytał z obawą.
– Coś jak randka…?
– Coś jak ‘przyjacielska’ randka. – BJ mrugnął do niego okiem.
Chciał wyjść z Tonym żeby moc się przekonać jak to będzie. Nie byli nigdzie od czasu jego pobicia i Tony praktycznie nie opuszczał jego domu. BJ miał nie miłe podejrzenie, że Tony nie chce wychodzić. Nie chce spotkać znajomych, którzy już na pewno wiedzą. Nie chce stawiać czoła szarej rzeczywistości. Zamknął się jak w kokonie w ich domu i udawał, że zewnętrzny świat nie istnieje. W końcu znienawidziłby siebie za tchórzostwo. Nadal nie mógł sobie wybaczyć smsa, którym go powiadomił o tym, że jest gejem.
Tony wahał się i nie wiedział, co postanowić. Możliwość wyjścia z BJ’em była kusząca. Bardzo. Ale nie wiedział czy chce znaleźć się w tłumie ludzi.
– Dalej Chudy. Jemy i spadamy. Dziś piątek. Nie można spędzać piątku w domu.
– Nie nazywaj mnie Chudy. – Tony uszczypnął go w tyłek i odepchnął lekko.
– Ależ nie będę… tak szybko jak przestaniesz być Chudy…
Tony śmiał się, bo nie miał innego wyboru. BJ zawsze tak na niego działał. Nie mógł nie znaleźć czegoś zabawnego z każdej sytuacji.


         Pub był ich stary, ulubiony. Nie raz tam chodzili. Gwar ściszonych rozmów. Dym, cichy pogłos muzyki i sportu płynących z telewizorów zawieszonych w różnych częściach Sali. Środek był okrągłym, otoczonym blatami barem. Z każdej strony było można podejść. Miejsca dla klienteli były podzielone na sektory. Każda trochę inna, ale pasująca i skompletowana. Tworzyła jednolitą całość. Każdy mógł znaleźć kącik dla siebie. Czy to wysokie stołki tuż przy samym bufecie czy to stoliczki dla dwojga. Ciche przyciemnione boksy. Normalnie oświetlone stoliki bez telewizorów. Można było powiedzieć, że dla każdego coś dobrego. Tony lubił tu przychodzić. Wielu było tu stałych bywalców. Niektórych spotykali tylko tutaj. Niekiedy zabierali ze sobą ich wspólnych znajomych. Większość później wracała tutaj z własnej woli. To miejsce miało swój urok.
BJ pociągnął go w stronę boksów. Tony się cieszył, bo nie był w nastroju, aby znaleźć się w centrum ludzi i ich rozmów.
– Co dla ciebie?
– Piwo.
– Zaraz wracam. – BJ poleciał do baru, a Tony tylko patrzył za nim.
Z zapartym tchem obserwował najseksowniejszy tyłek, jaki chodził po ich mieście. Czarne proste jeansy jak druga skóra przylegały do idealnych krągłości. Mięsisty i sprężysty. Napinający się przy każdym jego kroku. BJ pochylił się nad barem i z uśmiechem zawołał barmankę. Jeansy opięły się jeszcze bardziej, a na dodatek koszulka rozciągnęła na szerokich ramionach. Barmanka podleciała do niego jak na skrzydłach.
Nie ciesz się małpo, on do mnie przyjdzie z tym piwem.
Kobieta roześmiała się na słowa BJ’a i szybko go obsłużyła. Tony siłą woli próbował zwalczyć falę zazdrości. Chyba nie do końca mu się udało, bo BJ zmarszczył brwi, kiedy do niego podszedł.
– Coś się stało?
– Nie. – No przecież się nie przyzna, prawda? To by było żałosne.
– Tony…– BJ warknął ostrzegawczo i postawił przed nimi piwa. Po chwili wahania usiadł przy jego boku. – No wykrztuś, o co ci chodzi. Przecież widzę, że chcesz.
– Chyba zgłupiałeś. Nic nie chcę. – Tony wziął piwo i pociągnął długi łyk. Wewnętrznie toczył walkę między irytacją na flirtującego BJ’a, a radością z tego, że usiadł tuż przy nim, a nie po drugiej stronie stołu.
BJ wzruszył obojętnie ramionami. Weźmie go na przeczekanie. Jak będzie udawał, że go to nie interesuje to Tony sam będzie chciał mu powiedzieć. Zawsze działało. Gdyby go naciskał tylko by się zaparł bardziej.
– Za wywalenie Bennetta z pracy! – Wzniósł toast.
– Za to chętnie wypiję. – Tony roześmiał się.
– Ty wiesz, jakie ja będę teraz miał łatwe życie? Masakra. Aż dosłownie nie mogę sobie wyobrazić tego spokoju. Czasu wolnego. Jeeeezzz… raj na ziemi.
Tony rżał ze śmiechu. BJ faktycznie miał ekstazę wymalowaną na twarzy.
– Zawsze możesz kogoś dostać do pomocy. Może być gorszy. – Wystękał w końcu, poprzez ataki śmiechu. BJ zachłysnął się i plując, i kaszląc, palnął go w ramię.
– Ty mnie już lepiej nie pocieszaj, ja cię proszę. Pozwól mi się nawalić z radości. – BJ pociągnął kolejny łyk z butelki. – Potem w racie „W” – nawalę się z rozpaczy.
– No tak, to ma sens.
– Oczywiście, że ma.
Przez parę minut pili i gadali o bzdetach. Tony zapomniał o swojej zazdrości, a BJ cieszył się, że jego przyjaciel się zrelaksował. W końcu trzeba było uzupełnić płyny. BJ spojrzał w kierunku baru i złapał spojrzenie barmanki. Gestem zamówił dwa kolejne piwa i miał nadzieję, że przypomni sobie o precelkach, o które ją prosił. Wmuszanie jedzenia w Tonego pod każdym pretekstem stało się już jego drugą naturą. Kobieta obdarzyła go seksownym uśmiechem i skinęła, że przyjęła zamówienie. Automatycznie też uśmiechnął się do niej. Okej…, o czym to oni…?
Tony znów miał miną jakby, co najmniej chciał komuś przyłożyć.
– Co?
– Nic.
– Do licha Tony nie bądź dzieciakiem. Co się stało? Mieliśmy być uczciwi i szczerzy względem siebie, tak?
Tony westchnął ciężko odwracając spojrzenie.
– Po prostu trzeba było zostawić mnie w domu, jeśli miałeś ochotę poflirtować z nią…
BJ zacisnął zęby ze złości. Policzył do dziesięciu, a potem jeszcze raz dla pewności. Inaczej najprawdopodobniej udusiłby tego idiotę gołymi rękami.
– Tony, skarbie. Nie flirtowałem. Piwo nam zamawiałem i precelki.
– Taa...
– Tony spójrz na mnie. – Mężczyzna dopiero po minucie zwrócił na niego spojrzenie, ale BJ cierpliwie czekał.  – Nie flirtowałem. Na serio. Nawet mnie pomyślałem o tym, ok?
– Tak, sorry nie mam prawa…
– Tony. Przestań. Nie ma problemu. Wszystko jest ok.
– OK.
BJ przełknął frustrację wraz z piwem i dość gwałtownie zastanawiał się jak przekonać Tonego, że nie grozi mu żadna konkurencja. Wziął chłodną dłoń Tonego i położył na swoim udzie. Przykrył swoją. Jego przyjaciel spojrzał na niego z pod rzęs, widać jednak było nawet w przytłumionym świetle, że się zarumienił. BJ wyszczerzył na niego zęby.
– Ty wiesz tak sobie to dopiero uświadomiłem, widząc twoje urocze rumieńce…
– Nie rumienię się!
–… że ty to tak właściwie dziewicą jesteś.
Tony poczerwieniał jeszcze bardziej i usiadł wyprostowany jak strzała. Nerwowo rozglądając się na prawo i lewo. Parskając w końcu na śmiejącego się BJ’a przez zęby.
– Może głośniej. Twoja ulubiona barmanka tylko nie usłyszała.
BJ nadal chichotał. Tony zabrał obrażony dłoń i strzelił focha.
– To nie jest tak, że ja coś mogę sam na ten problem poradzić. Mój ukochany nie jest zainteresowany moim ‘stanem dziewiczym’, a raczej zmienieniem go.
BJ tylko roześmiał się głośniej. Trochę złośliwie się uśmiechając.
– Niedobry ukochany… niedobry…
Tony jęknął z rozpaczą. BJ chyba dziś miał na serio słabą głowę. Drugie piwo i już mu odwala.
– Tony powiedz mi… nie byłeś nigdy ciekaw jak to jest… z kobietą?
– Nie.
– Ale tak stanowcze NIE i koniec?
– Tak, stanowcze nie. – Tony obrócił się do BJ’a i warknął. – Jak patrzyłem na dziewczyny, z którymi się umawiałeś to z miejsca wiedziałem, że żadnej z nich bym nawet palcem nie tknął.
– Byłeś zazdrosny…
– No oczywiście, że byłem zazdrosny! Jak miałem nie być?
– OK. Kapuje. – BJ pogłaskał go uspokajająco po kolanie. – Przykro mi z tego powodu.
Tony wzruszył ramionami. Co było, a nie jest
– Czyli nic… nawet trochę nie masz doświadczenia? – Najwyraźniej temat gnębił jego przyjaciela, bo nie mógł sobie odpuścić.
– Całowałem się.
– Coo!? – BJ szybko się zreflektował. – Z dziewczyną?
Tony rzucił mu wymowne spojrzenie i napił się piwa. Na trzeźwo się tego tematu nie da drążyć.
– Z–z chłopakiem? – BJ wiedział, słyszał, spodziewał się nawet, ale nie potrafił przyswoić.
– Nie no, wiesz z kosmitą. Oczywiście, że z chłopakiem. Trzy razy.
– Z trzema? Kiedy to było? – Nagle zazdrość Tonego nabrała dla niego innej perspektywy. Musiał szybko wziąć się w garść, zanim zrobi z siebie jeszcze większego idiotę.
– Z jednym, ale trzy razy…
– Po co, aż trzy razy? – palnął BJ bez zastanowienia.
Tony musiał się roześmiać, mina jego przyjaciela była kosmiczna.
– Pierwszy raz żeby sprawdzić. Drugi żeby się upewnić. A trzeci, żeby sprawdzić czy się właściwie upewniłem.
BJ zmarszczył brwi i spojrzał na uśmiechającego się Tonego nic nie rozumiejąc.
– A-ale jak? Co?
– Co? Czy jestem gejem i czy tylko na ciebie lecę? A jak? Bardzo prosto. – Tony pochylił się w stronę BJ’a tak, że dzieliły ich tylko cale. – Pochyliłem się w jego kierunku, on w moim. Nasze usta się spotkały. On wsunął mi język do środka, a ja go ssałem. Potem zmienialiśmy się parę razy. Na koniec ja się odchyliłem, on spojrzał mi w oczy i … obaj nie wiedzieliśmy, co zrobić dalej…
BJ jęknął i znów go palnął w ramię.
– Czemu ty mi to zawsze musisz robisz…?
– Co?
– Zaszczepiasz mi obrazy w głowie i nie ma rady żeby się ich pozbyć – mruknął z frustracją BJ, kilka chłodnych łyków piwa pomogło mu się trochę pozbierać. Tony tylko wzruszył ramionami nadal się nad nim pochylając i uważnie obserwując. BJ mógł się założyć jak cholera, że to był test jak te wszystkie inne. W tym momencie nawet przed samym sobą musiał przyznać, że nie wiedział jakby zareagował, gdyby Tony go pocałował. Starał się nie myśleć o takich rzeczach do czasu, gdy nie będzie wymagała tego sytuacja.
– Pytasz to odpowiadam. – Tony pociągnął łyk piwa z butelki, a BJ jakoś automatycznie spojrzał na jego usta. Mała blizna znaczyła perfekcyjny do tej pory łuk dolnej pełnej wargi. Tony stłumił uśmieszek. Nie oblizał się, choć miał usilną potrzebą. Jego usta niemal mrowiły pod intensywnym spojrzeniem jego przyjaciela. Wziął jeszcze jeden bardzo wolny łyczek. – Nie chcesz wiedzieć?
– Hmm? – BJ podskoczył wyrwany z zamyślenia. Mocno też się zarumienił. – Co wiedzieć?
– Jak było?
– Eee… chyba nie. To znaczy lepiej nie – wykrztusił zaskoczony BJ.
– I tak ci powiem…– Tony znów wyszczerzył się w uśmiechu.
– Tego się obawiałem…– zaprotestował BJ, ale nie drgnął, kiedy Tony pochylił się nad jego uchem.
– Zajebiście… Było–po–prostu–zajebiście.
Gorące usta musnęły krawędź ucha BJ’a i mężczyzna myślał, że serce wyskoczy mu tu na środku baru. Właśnie – nadal siedzieli w pubie.
– Eee… cieszę się? – wydukał w końcu lekko się prostując i spoglądając w poważną twarz Tonego. Jego przyjaciel nie spuszczał go z oka.
Tak na serio to się nie cieszył. Myśl o całującym Tonym… kogokolwiek, nie leżała mu zbyt dobrze. Prawa może do zazdrości nie miał, nadal go to jednak nie powstrzymywało.
Tony roześmiał się i poklepał sfrustrowanego przyjaciela po kolanie. Pozostawiając tam rękę.
– Po jeszcze jednym i spadamy?
– Tak, zdecydowanie. – BJ nie sprecyzował konkretnie, co miał na myśli, ale Tony już dość go nadręczył jak na jeden dzień.
Mniej więcej w połowie ich ostatniego piwa Tony zbladł i niemal boleśnie zacisnął palce na nodze BJ’a. Mężczyzna przerwał opowiadanie anegdotki z pracy i spojrzał na niego z obawą. Tony wskazał ruchem głowy na grupkę chłopaków. Znajomych Tonego z uniwersytetu. Rozmawiali nie opodal i wyraźnie patrzyli w jego kierunku. BJ spiął się wewnętrznie, a Tony wyglądał jakby miał ochotę wsiąknąć w siedzenie. BJ chwycił teraz już lodowate palce Tonego pod stołem i uścisnął lekko. Kiedy jeden z nich, Robert, oderwał się od grupki i ruszył w ich stronę. BJ wyszeptał przez zaciśnięte zęby.
– Tylko spokojnie…– nie bardzo było wiadomo, do którego z nich ta przesłanka miała się kierować. Nie odniosła też zamierzonego skutku.
Tony czuł jak serce wali mu w uszach. Ledwo mógł zrozumieć słowa wypowiadane przez Roberta.
– …eee…Cześć…. My … ja … chciałem powiedzieć, że … bardzo nam przykro z powodu tego, co się stało z twoimi rodzicami… – wyjąkał biedny blondyn nerwowo zerkając na swoich przyjaciół. Tamci jednak usilnie unikali spoglądania w ich kierunku. – Myślę, że to nie fair, że cię wyrzucili z domu, bo… no wiesz… nie mieli prawa… w końcu to mogła być ich wina…, że ci się tak przytrafiło…
BJ czuł jak krew uderza mu do głowy. Gdyby nie fakt, że siedzieli w pubie i że kretyn widocznie się starał, ale mu kiepsko wychodziło… to by go chyba zabił.
– Robert. To nie choroba. Nie jest zaraźliwa i to nie skaza genetyczna – wycedził w końcu przez zęby. Powinni jakieś wykłady robić, bo głupota wartkim strumieniem się szerzyła.
– Nie, nie no my wiemy, że nie…– zapewnił Robert czerwieniąc się gwałtownie. Pewnie gdyby wierzył inaczej to by nigdy nie podszedł. – My wiemy, że to nie ‘ich’ wina. Nic nie mogą poradzić, że nie do końca są ‘normalni’.
Tony poderwał się z boksu i z pałającymi oczyma spojrzał na kolegę.
– A co jest normalne? Fundnąć jakiejś naiwniaczce dziecko i nie płacić alimentów? A może gwałcenie opornych kobiet pod pretekstem obowiązków małżeńskich jest normalne? Niczego nie wiecie na mój temat, na „nasz” temat, ale nie powstrzymuje was to przed ocenianiem i wystawianiem opinii, które nijak się nie mają do rzeczywistości. – BJ wstał i przyciągnął do swojego boku drżącego przyjaciela, obojętnie spoglądając na skołowana minę ich kolegi.
– Robert doceniamy, że starasz się wyjść naprzeciw. Proszę cię jednak. Poczytaj w Internecie. Znajdź informacje i namów znajomych, aby poczytali zamiast wyciągać wnioski lub sugerować się jakimiś zabobonnymi wierzeniami.
– Sorry, my na serio nic złego nie…
– Wiem – zapewnił go BJ. Tony tylko odwrócił głowę i oparł o jego ramię. Tłumiąc sekundowe zażenowanie, BJ skoncentrował się na tym, co naprawdę było istotne. – Problem z tym, że ludzie bzdury gadają. A inni słuchają. Warto czasem użyć głowy.
– Wiemy. Sorry Tony. – Robert wydawał się być na serio skruszony. – Nie przyszło nam na myśl, aby zweryfikować wiadomości i informacje jakie niosą się, a niczym nie są poparte, tylko które zwyczajnie obiły nam się o uszy. Przykro mi z tego powodu…
Tony wymusił uśmiech i spojrzał na kolegę. Wolno też odstąpił od BJ’a.
– Nie ma problemu. Jestem przewrażliwiony. A po za tym wkurza mnie, że ludzie nie używają głowy, choć wszyscy się mają za takich inteligentnych. Jestem gejem, nie znaczy to, że naskoczę na każdego faceta, który minie mnie na ulicy. My też mamy jakiś gust. A właściwie to raczej nie zadowalamy się byle, kim. – Tony mrugnął na BJ’a. Robert spłonił się uroczo i szybko pożegnał. BJ też się spłonił, ale wziął go za mankiet i wyprowadził z pubu.
Pędząc za zamyślonym mężczyzną, Tony w końcu złapał go za ramię.
– Hej, jesteś na mnie zły?
BJ spojrzał na niego jak na wariata, zaskoczony.
– Nie! Skąd ten pomysł?
– Nie wiem. – Tony wzruszył ramionami i ruszył do domu. – Wyglądałeś na podminowanego.
– Myślałem o głupocie ludzkiej. O tym jak są płytcy. Jak naiwni. Większość jest zwyczajnie ślepa. A ci, co są dość inteligentni, aby rozgarnąć ten mrok są obojętni i na nich jestem wkurzony najbardziej.
Tony z czułym uśmiechem szturchnął go ramieniem o ramię.
– Niektórzy mają dobre chęci…
– Wiesz, co się mówi o ‘dobrych chęciach’…– parsknął ironicznie BJ, trącając Tonego też. Z tym, że mężczyzna niemal padł. Śmiejąc się BJ złapał go w ostatniej chwili. Nadąsany Tony wepchnął ich do domu.
– Ja mam chęci…i to sporo.
– Mogę się założyć, że masz…– wymamrotał BJ.
– I wymagania …
– O, na pewno, że tak…
– Nie każdy mężczyzna byłby w stanie je zaspokoić… – Tony mruknął mu do ucha prowokująco. Dreszcz spłynął po grzebiecie BJ’a.
– Tony czy ty mnie podpuszczasz? – BJ zapytał śmiejącego się Tonego, próbując jednocześnie zrejterować. Tony jednak pchnął go na kanapę. Po czym niemal rzucił się na niego całym ciałem. Zderzenie wypchnęło im całe powietrze z płuc. Śmiejąc się BJ chciał go zepchnąć.
– Ja bym się tak na twoim miejscu nie kręcił…– mruknął Tony w szyję BJ’a. – Tylko mnie ‘ekscytujesz’ bardziej.
BJ zamarł. Tony wybuchnął kolejną salwą śmiechu. Cóż, BJ pomyślał, albo przeżywał jakieś dziwne załamanie nerwowe po przeżyciach w pubie… albo się upił… Gorąca i twarda ‘ekscytacja’ wbijała mu się w brzuch. Tony jeszcze wepchnął go mocnej. BJ normalnie bał się głębiej odetchnąć.
– Nie bądź taki przerażony kotku. – Tony podniósł głowę i spojrzał złośliwie na BJ’a – Masz swojego, takiego samego, całe swoje życie.
– No… nie całkiem takiego samego…
– Możemy porównać… – Tony poruszył brwiami.
– Nie dzięki. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła…– BJ przełknął głośno ślinę. Tony testował go już na różne sposoby. To na bank jakiś nowy. Tony przesunął się i przycisnął do niego jeszcze szczelniej. Ciało BJ’a zdawało się aprobować.
– Robisz to celowo.
– No oczywiście, że robię to celowo. –Tony mruknął z niedowierzaniem. Potarł nosem o lekko zarośnięty policzek przyjaciela. Uwielbiał ten chrzęst i lekkie pieczenie. Miał taką straszną ochotę go pocałować. Delikatnie przycisnął kącik ust do chropowatej skóry. Sama świadomość, że był tak blisko niego niemal upajała jego zmysły. Jego członek pulsował niezaspokojoną rządzą. Nieświadomie zaczął poruszać biodrami, jednocześnie przyciskając mocniej usta do szczęki BJ’a. Mężczyzna nawet nie drgnął. Nie oddychał nawet.
– Powiedz mi, jeśli mam przestać. – Tony wyszeptał całując małą ścieżkę w stronę jego ucha. Oddech BJ’a utknął na sekundę. Wielkie dłonie złapały szczupłe biodra i unieruchomiły skutecznie.
– Powiem, …jeśli będziesz miał przestać…
Tony uniósł ręce do góry i objął szerokie ramiona BJ’a. Spojrzał nie wiedząc, na co sobie może pozwolić, a na co nie. BJ obserwował go równie uważnie. Najwyraźniej on też nie wiedział, na co może mu pozwolić…
– Mogę cię podręczyć? – Tony zapytał w końcu lekko zarumieniony. BJ parsknął śmiechem.
– Jak to miło z twojej strony, że pytasz.
– Wiesz kultura osobista i tak dalej…
– Ach, tak… rozumiem.
Tony uśmiechnął się i uniósł, siadając na biodrach BJ’a. Wolno zdjął mu koszulkę. Nie odrywając od jego twarzy wzroku, położył dłonie płasko na jego piersi.
– To w porządku? – zapytał z wahaniem, spoglądając na to arcydzieło i sunąc delikatnie palcami po każdym mięśniu. Wgłębieniu i wypukłości. Zamiast odpowiedzi z ust BJ’a wymknął się cichy jęk. Tony z fascynacją potarł małe sutki, które zareagowały natychmiast. Stwardniały i wpychały się w palce Tonego. Cały tors BJ’a pokryła gęsia skórka. Musiał też zagryźć usta, aby nie jęknąć ponownie.
Twarz Tonego wyrażała całą gamę emocji. Pragnienie, nieśmiałość i głód. BJ westchnął i przyciągnął go do siebie, kładąc na swojej nagiej piersi. Nie mógł znieść intensywności jego dotyku, jego spojrzenia. A już przede wszystkim jego pragnienia. Tony z niepokojem spojrzał na jego twarz.
– OK?
– Oczywiście. – BJ uśmiechnął się, aby go uspokoić. Czuł jak bardzo wali serce Tonego. Nie chciał, aby tak waliło. A przynajmniej nie z powodu strachu. – Czy już zaspokoiłeś swoja potrzebę dręczenia? – zapytał z uśmiechem. Dziwnie miał nadzieję, że nie.
Tony rozpromienił się i zmrużył oczy w zastanowieniu. W końcu potrząsnął głową, że nie.
– Zamknij oczy. I nie podglądaj.
BJ uniósł brwi w zaskoczeniu na sekundę, ale zrobił jak mu kazano. Tony zamarł. Kurczę tak bardzo chciał… wszystkiego. Nie wiedział, co robić. Czy na serio mógł… leciutko? Tak niewinnie…? W końcu doszedł do wniosku, że musi. Może być jego jedyna szansa.
Pochylił się i musnął jego usta własnymi. To zaledwie potarcie było. BJ nie poruszył się ani w żaden widoczny sposób nie zareagował. Tony z kolei był tak podniecony, że z trudem mógł myśleć. Potarł znów ustami o najdelikatniejsze, najcudowniejsze wargi na ziemi. Przy kolejnym razie zatrzymał się na ułamek sekundy. A później na sekundę. BJ oddychał szybko przez nos. Nie powstrzymywał go jednak. Tony znów przycisnął swój boleśnie napięty członek do jego uda. Potrzebował ulgi w jakiejkolwiek formie mógł ją znaleźć. Błaganie jednak BJ, aby pozwolił mu po ujeżdżać jego nogę było zbyt upokarzające. Choć zrobiłby to w mgnieniu oka, gdyby miał pewność, że BJ mu pozwoli. Każda forma kontaktu doprowadzająca go do orgazmu była dobra w tym momencie.
– Kotku? –Tony wymamrotał wykorzystując poruszenie jego warg, jako pieszczotę. Miał nadzieję, że BJ odpowie. Mężczyzna nie był jednak w cienię bity. Po prostu odmruknął.
– Hm?
– Zrobisz coś dla mnie? – Jakiś mikron dzielił ich wargi, kiedy Tony mamrotał słowa. Mężczyzna uniósł brwi pytająco, nie otwierając oczu. Tony miał ochotę skakać z radości. Ale to by wymagało oderwania się od jego ciała. A o tym mowy nie było. To był teraz ryzykowny ruch, ale niech go licho, jeśli mógł się oprzeć pokusie.
– Kochanie…
– Mmmm…?
– Błagam. –Tony wymamrotał samemu zamykając oczy. Jego ramiona drżały z wysiłku. Jego żołądek zaciskał się boleśnie. Serce po prostu wyrywało mu się na wolność. Przysunął jeszcze o ułamek milimetra swoje usta do jego. – Poliż swoje wargi…
BJ znieruchomiał jeszcze bardziej. Tony miał wrażenie, że zaraz umrze. Każda sekunda była jak wieczność, a na dodatek jego serce wyznaczało rytm. Kiedy wreszcie miał zamiar się poddać i przeprosić. Poczuł delikatnie liźnięcie. Z zaskoczenia otwarł oczy. Po to tylko, aby się okazało, że piwne źrenice obserwują go z taką intensywnością, że Tony przez chwilę miał ochotę zamknąć oczy z powrotem. Chciał też pocałować BJ’a jak jeszcze nigdy, przyssać się, musnąć, liznąć...zrobić cokolwiek... ale ostatecznie nie zrobił nic. Skupił się na opanowaniu jego rozpłomienionych zmysłów.
BJ wpatrywał się w twarz Tonego uważnie. Wiedział, w którym momencie zaczął przegrywać walkę ze sobą. A jeszcze nie był gotów. Szybkim ruchem obrócił ich i Tony znalazł się pod jego ciałem. Zdecydowanie wsunął kolano między nogi, młodszego mężczyzny i docisnął udo do jego obrzmiałego ciała. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musiał cierpieć katusze.
Tylko, dlatego że go pragnął…
– BJ?
– Ciii…teraz ty zamknij oczy.
– Och…– jęk wyrwał się z gardła Tonego wprost w usta BJ’a. Mężczyzna równie delikatnie i wolno, ale bardziej zdecydowanie potarł jego usta.  Tony nawet nie zwalczał już własnych reakcji. Dociskał rytmicznie swój płonący członek do uda BJ’a. – Proszę… błagam…
– O co Tony? – BJ muskał raz za razem jego wargi torturując ich obu.
– O…o..o… o cokolwiek.
– Hmm…– kolejne muśnięcie było jeszcze bardziej stanowcze. W końcu Tony rozchylił usta, w głębi duszy starając się sobie nie robić nadziei, na prawdziwy pocałunek.
BJ miał wrażenie, że jego własne serce oszalało. Waliło w jego głowie, tak że z trudem mógł myśleć. Chciał go pocałować. Dręczenie ich obu było jednak… podniecające.
Delikatnie chwycił wypukłą wargę i ścisnął między własnymi. Tony jęknął, prężąc się. Jak by zareagował na prawdziwy pocałunek? BJ spróbował skoncentrować się na tym, co robi, ale coraz bardziej napalał się. Jeszcze parę minut i nie będzie w stanie ukryć własnego podniecenia. Nie był pewien czy chciał, aby Tony wiedział o tym… już…
Znów przyszczypnął jego delikatne wargi. Lekko i wolniutko pieszcząc je własnymi. To było bardziej podniecające niż jakikolwiek inny pocałunek, który przeżył. Tony praktycznie wił się pod jego ciałem i BJ doskonale wiedział, czego on pragnął. Na osiągnięcie satysfakcji było całe mnóstwo sposobów…
– Chodź! – Poderwał się szybkim ruchem, a zaskoczony Tony patrzył na niego niemal nieobecnym wzrokiem. Zaróżowione policzki, urywany oddech i gwałtownie lizane usta. BJ czuł jak jego krew gęstnieje. Chwycił drżącą rękę Tonego i pociągnął go do sypialni. Tony wyglądał jakby miał, co najmniej dostać zawału. Pewnie wyobrażał sobie wszystko od najgorszego do najbardziej podniecającego scenariusza. BJ chwycił go i przytulił mocno.
– Idziemy się położyć do łóżka. Nie mówię, że będziemy uprawiać dziki, namiętny, wyuzdany seks…, ale spać też jeszcze nie musimy…– Tony wyglądał jakby miał się wywrócić. To jego twarz rozbłyskała nadzieją, to znów pochmurniała nieufnością. – Chodź. Nie zobaczysz, co się stanie jak tak będziesz stał na środku mojego salonu. A ja będę w łóżku …sam…
Nawet nie zdołał dokończyć zdania, a Tony już pchał go do sypialni, BJ roześmiał się.
Jeeezz… to będzie …ciekawe.
Pięć minut później obaj byli naszykowani do łóżka. Tony przebrany w podkoszulek i w bokserkach, w których spał, po szyje nakryty kołdrą. Wyglądał jak dziewica w noc poślubną. BJ skrył nerwowy chichot pod kaszlem i sam wślizgnął się pod kołdrę. Sypiał w starych spodenkach i nie miał zamiaru zmieniać przyzwyczajeń. Jego przyjaciel odkleił spojrzenie od jego nagiej piersi i nieśmiało spojrzał mu w oczy. W duszy BJ musiał przyznać, choćby przed samym sobą, że rozpalone spojrzenia Tonego mu pochlebiały.
– Tony, możesz się przytulić. – Rozkładając ramiona BJ zaprosił stremowanego chłopaka. Ten w ułamku sekundy był naklejony na nim. – Jesteś okropny.
– Ja? – Niemal pisnął Tony.– Czemu?
– Bo tak to robisz, co w twojej mocy, aby dobrać się do moich spodni, a tak to zachowujesz się jak nieśmiała dziewica. Którą zresztą jesteś… – BJ roześmiał się lekko pociągając za jego koszulkę. Tony chwycił brzeg i naciągnął niemal do kolan.
– Zostaw – wymamrotał chowając zapłonioną twarz w jego nagiej piersi. – Jestem chudy i nadal kolorowy. Nie musisz na to patrzeć.
BJ bez zastanowienia wymierzył mu klapsa. Siarczystego.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś chudy i kolorowy…jeszcze. – Szybkim sprawnym ruchem zerwał mu koszulkę przez głowę. – Jak napakuje na ciebie trochę mięsa, to będę musiał baseballem oganiać facetów i kobiety od ciebie.
– A-ale ty nie masz baseballu, kotku…– wymamrotał zauroczony Tony. Kontakt ich nagich ciał po prostu robił mu spięcie w obwodach. Aby móc myśleć potrzebowałby, choć kropli krwi w mózgu, a jego była zajęta w innym miejscu w tej chwili.
– Kupię… Dwa – mruknął BJ niezmiernie z siebie zadowolony. Cudownie zarumieniony Tony wpatrywał się w niego jak w obrazek. Cieszył się, że sprawił mu kilkoma słowami taką przyjemność. Zwłaszcza, że to była prawda. Przytulił lekko drżącego Tonego niemal naciągając na swoje ciało. Tony obsypał pocałunkami chyba każdy dostępny skrawek jego ramienia i szyi. BJ nie miał sił, aby się opierać. Ani jemu, ani sobie samemu. Tony był zbyt słodki i kuszący dla jego własnego dobra. W końcu chwytając za jego krótkie włosy oderwał wędrujące gorące usta od swojego obojczyka. Chyba każde zakończenie nerwowe w jego ciele było pobudzone tymi wrażliwymi, ruchliwymi wargami. Tony zamglonym spojrzeniem, spojrzał na niego z wyrzutem, jakby chciał zapytać, jak śmie mu przerywać. BJ uśmiechnął się.
– Kotku…– Tony w końcu zwerbalizował swój protest.
– Piesku…– przedrzeźnił go BJ z uśmiechem. Zastanawiał się na jak długo starczy mu woli, aby nie wycałować tych cudownych opuchniętych, lśniących ust…
– BJ!
– Tony!
– Nie mógłbyś wymyślić jakiegoś pieszczotliwego przezwiska dla mnie? – Tony nadąsał się wywijając swoją różowiutką wargę w dół. BJ nie mógł się powstrzymać i musiał złapać ją swoimi. Tony zapłonął w jego ramionach. Z całych sił przywarł do niego. Każdy milimetr ich skóry tarł o siebie. Jego usta niemal pożerały jego wargi. Gorący język próbował sforsować drogę do środka ust BJ’a. Ten jednak uciekł w bok. Tony jęknął i zaczął przepraszać. Opierając czoło o policzek BJ. Obaj oddychali szybko i z trudem.
– Nie chciałem, nie wiedziałem… przepraszam.
– Nie. Ciii…– BJ złapał jego szczupłą twarz w dłonie i zmusił do spojrzenia w oczy. – Wszystko dobrze, dobrze… obiecuję. Nie denerwuj się…
– Ale…
– Nie ma żadnego, ale… Po prostu chcę dawkować…
– Co? – Tony zdawał się zbyt zagubiony, aby pojąć słowa BJ’a zwłaszcza, że nadal ocierał się swoim wzwodem o udo mężczyzny.
– Wszystko… przyjemność…
– Och…– kolejne słowa zostały stłumione gorącymi wargami BJ’a. Tony odpłynął. Nie przeżył nic bardziej erotycznego niż niewinny pocałunek jego ukochanego. Ich wargi jak w leniwym tańcu muskały się, ocierały. Więziły wzajemnie. Coraz mocnej i szybciej. Coraz intensywniej. Każda komórka ciała Tonego była jak zapalona pochodnia. Wymykająca się z pod kontroli. Miał wrażenie, że niedługo wpełznie do jego wnętrza. Chciał pogłębić pocałunek, ale się bał. Potrzebował jednak jak oddechu poczuć jego smak na języku. Szybko, więc przesunął usta na szyję BJ’a i polizał miejsce gdzie szaleńczy puls, współgrał z obłąkańczym tętnem jego krwi. Echem odbijającym się w jego rytmicznie drgającym penisie. Jego za obcisłe bokserki podrażniały delikatną przekrwioną skórę. Miał ochotę zerwać z siebie przemoczony materiał, bo wielkie krople niemal regularnie spływały z jego przekrwionego, łkającego czubeczka, wsiąkając w niego i ocierając, doprowadzając go szaleństwa graniczącego z bólem. Gdyby dotknął nagim członkiem uda BJ’a prawdopodobnie natychmiast by wystrzelił, ale nie był wstanie myśleć o niczym innym. Musiał przestać zanim całkiem się zbłaźni. Albo zrobi coś głupiego. Dysząc i drżąc spróbował się odkleić od rozpalonego ciała BJ’a, obaj byli mokrzy od potu. BJ złapał go i przytulił z zmartwieniem spoglądając w jego twarz.
– Co się stało, baby?
Tony wybałuszył na niego oczy. A BJ nie mógł pojąć, o co chodzi. Na serio zaczynał się martwić. Tony rzucił się na niego, objął mocno za szyję i zaczął obcałowywać po całej twarzy śmiejąc się. BJ postanowił zaczekać, aż ten atak szczenięcej miłości minie. Cokolwiek zrobił, aby uszczęśliwić tak bardzo swojego mężczyznę… musi zdecydowanie to powtórzyć.
Swojego mężczyznę…– to brzmiało absurdalnie wspaniale. BJ ucałował wiercącego się Tonego na nim i objął z całych sił w pasie. Członek jego przyjaciela ociekał na jego brzuch gdyż czubek wystawał ponad gumką. BJ z niedowierzanie obrócił ich i zajrzał na dół pod kołdrę. Nocna lampka dawał idealne światło.
– Jeezzz… czy ty gdzieś nie jesteś długi? – Wyrwało mu się zanim mógł się powstrzymać. Tony pisnął i w panice spróbował pociągnąć na siebie kołdrę. BJ stłumił śmiech i powstrzymał go bez trudu dociskając jego nadgarstki jedną ręka ponad jego głową.
– BJ! – Tony zaprotestował, umierając z zażenowania.
– CO?– Mężczyzna udał naiwnego i odrzucił kołdrę jeszcze dalej. Bez skrępowania ukazując jego własny imponujący wzwód wypychający przód jego miękkich spodenek. Był tak twardy, że gwoździe by mógł wbijać w kolejową szynę. Tony nie miał, czym się stresować. A może miał…?
– Kotku…
– Tak, baby?
Tony znów się rozpromieniał, że aż po oczach dawał, blaskiem jego bielutkiego uśmiechu. Aha. To wiadomo, o co chodzi. BJ chichocząc pocałował go delikatnie, nadal więżąc w delikatnym, ale mocnym uścisku. Tony lgnął do niego i jęczał cichutko. W końcu odwrócił się, aby złapać oddech.
– BJ dręczysz mnie… może byś mnie uwolnił? Ja…ja musze… iść… ja…och… – Tony nie sądził, że mu, choć z dwie komórki sprawnie działające w mózgu zostały, żeby się o siebie ocierać. BJ zmiótł czubek jego głowy i wszelkie zawory bezpieczeństwa.
– Co musisz, baby? Gdzie iść? – BJ pocałował jego szczękę, potem jego szyję. Nerwowo podrygujące Jabłko Adama. – Jeśli cię puszczę… nie będę już mógł cię tak dręczyć…
Tony potrzebował chwili, aby przetworzyć dźwięki na konkretne informacje.
– Ccczyli j–jak?
– Może tak? – mruknął BJ liżąc jego szyję, skrobiąc zębami delikatną skórę. – A może tak…?– Polizał sutek Tonego. Wolno ssąc wypukłe, stwardniało ciało. Mężczyzna niemal wyskoczył z łóżka. – A może tak…? – BJ przejechał czubkiem palca po jego torsie od obojczyka poprzez obite żebra aż do pępka.
Tony jak zaczarowany parzył za szorstkim palcem sunącym po jego ciele. Jego skołatany umysł jeszcze nie rejestrował dotyku, tylko sam obraz. BJ zaś obserwował go.
Czarne źrenice miał tak bardzo rozszerzone, że niewiele pozostało koloru na obwódce. Chaotycznie opadająca pierś i niemal niekontrolowane, ruchy bioder.
Jak kiedykolwiek mógł myśleć, że go nie kocha? - Dumał w duszy BJ. Jak wielkim można być idiotom? Najwyraźniej patentowanym. Tony szamotał się pod jego delikatną pieszczotą. To nie było dość.
Więc jego ukochany musiał dostać więcej…
Bez ceremonialnie zsunął jego bokserki, a protestujące usta uciszył językiem. Te ich poprzednie pocałunki były dziecięcą igraszką. Prawdziwy pocałunek był jak tajfun w porównaniu do podmuchu wiatru. BJ myślał, że chyba odleci. Gorąca wilgoć, która otoczyła jego zmysły była wszystkim, co kojarzyło mu się z szczęściem, podnieceniem, pragnieniem i miłością. To było jak znaleźć się w centrum własnego raju. Gorączkowo ssąc i pieszcząc język Tonego, zdejmował własne spodenki. Potrzebował kontaktu cielesnego i to natychmiast! Pół sekundy później znalazł się na rozpalonym ciele jego przyjaciela, ciasno opleciony jego nogami i wędrującymi rękami. Jego jedyną obawą było, nie zrobić jego wciąż zdrowiejącemu ciału, krzywdy. Przytrzymał większość ciężaru ciała na przedramionach. Jednocześnie dociskając jego domagające się uwagi krocze do płonącego członka i jąder Tonego. Obaj jęknęli. Tony jednak nie chciał zwolnić jego ust choćby po to, aby złapać oddech. BJ uśmiechnął się zadowolony. Jeśli to od niego będzie zależało? To spędzą każdą minutę całując się. To znaczy każdą, którą nie poświecą na kochanie się…
– Och, BJ… kochany… och… ja …mmm…– Tony wyprężył się znów, próbując znaleźć lepsze tarcie. Wystarczające, aby posłać go po za krawędź. Jego ciało było jak przeładowane. Niemal miał ochotę płakać z bólu, który nie był bólem.
– Szy… baby. Ja się tobą zajmę. – BJ omal czuł w własnym ciele wibracje przepływające przez ciało jego kochanka. Mógł się domyślić, że Tony przeżywa to o wiele intensywnej niż on, który wiedział, czego się spodziewać. Rozplótł miażdżące go niemal, w pasie nogi i chwytając pod kolana rozsunął jego uda jak najszerzej się dało. Swoje kolana podciągnął pod nich i rozsunął tak, że znajdowały się pod wysoko uniesionymi udami Tonego. Ich przekrwione członki stykały się teraz na całej długości, trąc się o siebie i ociekając intensywnie.
Przyjemności, jaką to posyłało do wnętrza ich ciał, niemal nie dało się wytrzymać. Tony jęczał poruszając się chaotycznie, a BJ dociskał ich ciała razem. Płomienie lizały wnętrze ich ud. Kiedy nawet to nie pomogło, wziął w dłoń ich spragnione penisy i ścisnął, pieszcząc na całej długości. Posyłając Tonego praktycznie natychmiast w intensywny orgazm. Sam widok jego twarzy, zaparł mu dech w piersi. Pierwsze strzały gorącej wilgoci na jego piersi spowodowały, że samemu eksplodował na wskutek ekstazy, jaką poczuł z powodu orgazmu swojego przyjaciela. Głowa mu detonowała wszelkimi kolorami. Tony płakał i śmiał się na przemian. BJ miał ochotę wpełznąć do wnętrza jego ciała. I w tym właśnie momencie uświadomił sobie, że niczego bardziej nie pragnie niż połączyć ich ciała razem…, niż właśnie znaleźć się w nim, często.
Choć może nie natychmiast…
Kiedy po minucie czy dwóch, Tony się nie uspokoił, BJ obrócił ich na bok i przycisnął do piersi szlochającego mężczyznę.
– Baby?
– Kocham, kiedy nazywasz mnie ‘baby’ – wyszeptał Tony zawstydzony, ale nieziemsko szczęśliwy. BJ otarł mu policzki i pocałował mocno, i głęboko. Pieszcząc każdy zakamarek jego ust. Jego mężczyzna wprost rozpływał się w jego ramionach.
I jak potężne uczucie to było?
Mieć taką władze nad kimś? Jak wielka odpowiedzialność? BJ pocałował go nawet mocnej. Sycąc się tym i uzależniając. Tony nawet nie zaprotestował tylko otwarł się na niego bardziej.
– A ja kocham ciebie, baby…– wyszeptał w skroń przytulonego do niego, oddychającego już spokojnie przyjaciela.
Tony zesztywniał lekko na sekundę, po czym delikatnie zaczął wcierać w płaski brzuch BJ’a ich zmieszane perłowe krople. Usatysfakcjonowany, że BJ go nie powstrzymał przytulił się, całując go w pierś i ułożył do snu wzdychając.
Nie uwierzył mu, ale to nic… miał mnóstwo czasu, aby mu udowodnić. Całe ich życie.


                                                                                   8

         BJ leżał z zamkniętymi oczyma, tak nieruchomo jak tylko zdołał. Nie zmieniając rytmu oddechu ani nie napinając mięśni. Nie chciał spłoszyć zaledwie oddychającego za jego plecami Tonego. Jego przyjaciel najwyraźniej walczył z sobą, próbując zadecydować czy przejdzie numer z jego ocierającą się o BJ’a erekcją, czy nie. Trzeba było przyznać, że starał się zwalczyć pokusę. Drżącymi dłońmi obejmował BJ’a w pasie, a policzek miał oparty o jego bark. Co rusz tłumił cichy jęk dociskając usta do jego skóry to znów lekko dociskając swoją erekcję do nagiego pośladka BJ’a. Musiał być biedak rozdarty. A już z pewnością staczał wewnętrzną walkę na całego. Szala skłaniała się żeby ulec pokusie i ulżyć obolałemu narządowi.
BJ w wspaniałym nastroju postanowił wspomóc niepewnego ukochanego i lekko poruszył się. Sprawiając, że członek Tonego wślizgnął się między jego pośladki. Szczęściem jęk Tonego zagłuszył jego własny. Teraz to już ciekawość go wręcz zżerała, co młodszy mężczyzna zrobi?
Tony znieruchomiał i wstrzymał oddech, wystraszony. Jego serce niemal obijało się o plecy BJ’a. Długą chwilę czekał bez tchu żeby sprawdzić czy BJ się obudził. Ten z trudem mógł powstrzymać śmiech. Obaj więc leżeli jak mumie. Każdy z innych powodów. W końcu Tony zrelaksował się i wolno przesunął dłonią po torsie BJ’a.
Nic, żadnego drgnięcia.
Ośmielił się lekko i przesunął kciukiem po napiętym sutku BJ’a. Mężczyzna musiał zacisnąć zęby żeby nie jęknąć. Będą musieli wyeksplorować szerzej ten partykularny sposób doprowadzania go do obłędu. Nie chciałby pozbawiać Tonego, choć jednego sposobu na podniecanie go do granic możliwości. Tony znów pocałował go lekko w ramię i jakby nigdy nic wtulił mocniej w jego plecy. Jednocześnie wciskając swój członek głębiej między jego pośladki. BJ zacisnął powieki i starał się nie ruszyć ani nie reagować. Choć prawdą było, że miał nieodpartą potrzebę, aby wcisnąć tyłek w promieniujące gorącem, krocze jego Tonego.
Fokus chłopie. To nie o ciebie chodzi. Jego baby eksperymentuje z seksem, trzeba mu pozwolić.
Tony zaczął wolniutko i delikatnie pocierać o zaczynające się rozgrzewać ciało BJ’a. Pot zrosił ich skórę i temperatura zaczęła wzrastać.
Uczucie, jakie wzbudzało w nim samo pocieranie o jedno z jego najintymniejszych miejsc, było nie do opisania. BJ myślał, że wiele w życiu przeżył. Cóż mylił się i to bardzo. Nie przeżył do tej pory nic tak istotnego jak ta chwila. Jak moment, w którym uświadomił sobie, że kocha Anthonego. Delikatna, szczupła dłoń pomknęła jak piórko po jego żebrach, następnie po boku. Trochę łaskotało i BJ napiął się instynktownie. Tony znów znieruchomiał. Leżeli chwilę. Palące pragnienie Tonego sprawiło jednak, że jego ostrożność straciła trochę na ostrości. O wiele szybciej niż poprzednio poruszył biodrami. Ledwie – zaledwie, ale to i tak niemal sprawiło, że westchnienie umknęło z ust BJ’a.
 Jeszcze raz, dlaczego on się bawi w te podchody? Ach, tak… głodne usta Tonego przylgnęły do jego karku. Czubeczek języka nieśmiało rysował esy–floresy na jego wrażliwej skórze. Nigdy by nie podejrzewał, że to tak erogenne miejsce? Gęsia skórka spłynęła po jego torsie i plecach. Niemal boleśnie napięte sutki teraz już stały w pełnej atencji.
BJ miał ochotę je przyszczypnąć… musi poprosić później o to Tonego. Może zębami? Jęknął w duszy z narastającej frustracji. Jego własny wzwód domagał się własnej porcji zabawy. Jeszcze chwilkę…
Wędrująca dłoń Tonego znalazła drogę na jego biodro. Tam zatrzymała się na chwilę. Tony odchylił się lekko i najwyraźniej patrzył na jego pośladki. Zimne powietrze było jak szok dla jego nadwrażliwego, rozgrzanego ciała.



Tony podniecony i lekko dyszący, poruszył biodrami na próbę. Z fascynacją patrzył jak jego członek ociera się o cudowne krągłe pośladki jego ukochanego. Pasowali idealnie. Czego by on nie dał żeby móc… och…
Drżącą dłonią przejechał po pośladku BJ’a. Później trochę śmielej. W końcu ujął swój członek w dłoń i czubkiem zaczął pocierać o nagrzaną skórę. W dół i w górę, z dręczącą powolnością. Nieomal nie krzyczał z rozkoszy. Zamiast tego zagryzł usta do krwi. Tak długo czekał, tak długo pragnął. Jego umysł pracował już w tylko jednym kierunku. Nic się nie liczyło, tylko zapach podnieconego ciała BJ’a i jego bliskość.  Pomalutku wsunął się głębiej między idealne półkule i wyobraził sobie jakby to było… potrzeć jego ociekającym czubkiem o różową dziurkę tam skrytą… och… samo to niemal pchnęło go na wyżyny podniecenia. Nie, jeszcze nie…
BJ jakby czytając w jego myślach uniósł zgiętą w kolanie nogę i oparł o udo Tonego, dając mu szeroki i łatwy dostęp do każdego przepysznego zakamarka swojego ciała. Tony myślał, że umrze. Ze strachu i z podniecenia jednocześnie. BJ jednak nie zrobił nic żeby go powstrzymać. Wręcz poruszył swoim tyłeczkiem ocierając się o przekrwiony organ Tonego i wyszarpując mu jęk z piersi.
Jeśli BJ nie spał, najwyraźniej miał ochotę na zabawę… Tony zbyt długo i dobrze go znał, aby nie wiedzieć.
Z torturującą ich obu powolnością ponownie przesunął po jego szczelince. Starając się natrafić na jego maleńki, wrażliwy otworek. Myślał, że chyba nie wytrzyma tego napięcia. Po czwartej wycieszcie między tymi boskimi pośladkami zjechał członkiem aż do wewnętrznej strony jąder BJ’a.
Mężczyzna przestał udawać, że śpi. Jęczał lekko i poruszał biodrami starając się robić koliste ruchy. Obaj chcieli jak najwięcej tarcia. Tony jednak miał zamiar podręczyć BJ'a za igranie z nim. Z ogłupiająca powolnością namierzył czubkiem wejście do ciała BJ’a i przycisnął lekko. Obaj niemal nie wrzasnęli.
– Jeeezz…
– Mhm… nie bój się…
– Nn–nie boję idioto – wystękał w końcu BJ, sapiąc. Chaotycznie poruszając biodrami chyba nie wiedział czy przysunąć się bardziej czy uciekać. – Tylko…to, ach…oo…takie …przyjemne…
– Mhm… ja nie…, my… ja…oooch…– Tony nie dawał rady skoordynować myślenia z przyjemnością, która ogarnęła każdy jego zmysł. Jego usta były pełne smaku BJ’a, jego nos wypełniał ich zmieszany zapach seksu i podniecenia. Jego uszy wychwytywały najlżejsze westchnienie, najmniejszy jęk jego kochanka. Nie wiedział gdzie kończy się jego pragnienie, a zaczyna BJ’a. Znów ocierali się o siebie nienasyceni.
BJ odwrócił głowę, chwycił Tonego za kark i przyciągnął do siebie, aby pocałować. Nie zdołałby wytrzymać choćby jeszcze sekundy bez jego smaku. Niemal westchnienie ulgi wyrwało się Tonemu. Ich języki splotły się nierozerwalnie. Długimi ramionami Tony oplótł pierś BJ’a i przytulił z całych sił.
– Tak bardzo cię kocham. Tak bardzo cię pragnę…
– Baby…och…tak…proszę.
– Jesteś mój, tylko mój! – Tony wsunął rękę pod kark BJ’a i drugą przycisnął go do swojego szczupłego ciała. BJ znów pocałował go z pasją, która odebrała im dech.
– Kochanie muszę… tak blisko…– pchnął biodra wciskając mocnej członek między pośladki BJ’a. – Mogę na ciebie?
– Och…Jeezz…tak! Baby…– BJ opuścił udo i wypchnął biodra do tyłu. Tony eksplodował zamierając na chwilę. Gorąca wilgoć prawie sparzyła plecy i pośladki BJ’a, wolno spływając pomiędzy nie. Tony drgnął kilka razy ocierając się o BJ’a, a parę sekund później zaczął drżeć niekontrolowanie, dysząc. BJ chciał się obrócić i objąć go, ale jak poprzedniej nocy Tony delikatnie, ale stanowczo zaczął wcierać lśniące krople w ciało BJ’a. To samo w sobie było podniecające. BJ pozwolił mu na jego mały rytuał. W końcu nie mógł dłużej ignorować własnej dokuczliwej erekcji.
– Hej, baby. – Odwrócił się i pociągnął zarumienionego mężczyznę w ramiona. Po długim pocałunku, Tony odszepnął nieśmiało.
– Hej, kotku.
BJ parsknął śmiechem.
– Masz zamiar dziś być nieśmiały?
– Wcale nie!– Oburzył się Tony, ale ukrył twarz w jego ramieniu.
– To dobrze. Musiałbym cię przekonywać, że to nie potrzebne, a mam ważniejszy problem w tej chwili…
Tony zerknął na niego z niepokojem. BJ roześmiany wziął jego dłoń i skierował na południe. Stalowo–srebrzyste oczy Tonego z okrąglały zabawnie.
– Przepraszam… nie wiedziałem… ja… ooch…mmm…– oblizał szybko usta, spojrzał w dół, a później oblizał wargi jeszcze raz nerwowo uciekając spojrzeniem. Szczupłe, długie palce delikatnie zacisnęły się na twardym jak stal członku jego przyjaciela. BJ westchnął i nieświadomie poruszył biodrami.
– Nie musisz… wiesz… Tylko ja…pragnę cię. Och! – BJ zadrżał na całym ciele. Tony schylił się i polizał jego sutek. Wolno wsysając do wnętrza gorących ust spragnione ciało. To nie potrwa długo–pomyślał rozgorączkowany BJ.
– Mogę?
– Hm?
BJ nie bardzo był w stanie określił, o co pytał Tony.
Jego umysł znajdował się, na obecny moment, w zaciśniętej dłoni jego przyjaciela. Długimi posuwistymi ruchami, pieszczącymi i gładzącymi każdy jego najczulszy punkt. Może nie dorównywał Tonemu w departamencie długości, ale był zdecydowanie grubszy i Tony chyba chciał doprowadzić go do utraty przytomności, intensywnymi pieszczotami.
– Pytałem czy mogę, no wiesz… – Tony spojrzał wymownie w dół. Jego policzki pałały intensywną czerwienią. BJ myślał, że połknie język z zaskoczenia.  Mocno i chciwie pocałował Tonego, niemal wsiąkając w niego. Po niekończących się minutach wziął twarz Tonego w dłonie i spojrzał w oczy poważnie. Tony sapał lekko.
– Wiesz, że jestem zdrowy i ja wiem, że ty też. Nie musimy używać żadnych zabezpieczeń, bo ufam, że teraz już nie będzie miejsca dla nikogo innego w naszym życiu. –Tony gwałtownie przytakiwał mu. – Możesz wszystko kochanie. Jestem cały twój.
– Och… ooo…kocham cię! – Tony rzucił się i zaczął całować każdy skrawek ciała BJ’a. Lizał i ssał drogę w dół. Nie pomijając żadnego z erogennych miejsc na ciele BJ’a. Mężczyzna nawet nie wiedział, że niektóre ma. Najwyraźniej obaj mieli, jeszcze wiele do nauczenia się…
Głuchy jęk wyrwał się z ust BJ’a, kiedy gorący, mokry i sprytny język zaczął lizać całą długość jego członka. Każda myśl, każda wątpliwość zmieniła się w czyste pragnienie. Tony wyczuł jego desperację i wolno wessał czubek do wnętrza swoich żarliwych ust. Tak na próbę, tylko odrobinkę… leciutko… malutko…
Tylko to, szybko było nie dość. To wręcz było za mało. Jak wygłodniały człowiek rzucił się na napięty członek BJ’a i doprowadził go do szaleństwa. Językiem, ustami i dłońmi. Miał ochotę go połknąć. Nie mógł wyssać dość smaku ani jedwabistej przyjemności. Był uzależniony i bardzo, bardzo szczęśliwy z tego powodu. BJ najwyraźniej też, bo złapał go za włosy i wystrzelił, kiedy obaj się tego najmniej spodziewali… Lekko dławiąc się Tony próbował nadążyć z przełykaniem. Nie miał zamiaru dobrowolnie oddać ani jednej kropelki. BJ wił się pod jego atakującymi ustami. Dopiero, kiedy Tony uznał, że BJ jest wystarczająco zadbany i czysty, wpełznął na zarumienionego, lekko nieprzytomnego przyjaciela.
– Hej… ok?
– OK? … Jeezzz baby to było znacznie bardziej niż okej. To było…– BJ spojrzał w ukochane oczy i rozpromienił się.– Było po prostu cudowanie.
Szczęśliwy Tony skrył twarz w jego karku i objął z całych sił.
– Tak bardzo cię kocham…
– Ja też, baby!
Tony poderwał głowę, aby spojrzeć na poważnie brzmiącego mężczyznę.
– Naprawdę kochanie. – BJ pogłaskał jego policzek z czułością. – Nic się nie martw. Udowodnię ci to.
Nie wierząc, ale i tak ciesząc się nieprzytomnie Tony obcałował go z całą pasją i miłością, jaką czuł dla mężczyzny.


                                                                                 ***

– BJ?
– Hm? – Mężczyzna wziął mydło i lekko namydlał smukłą linie pleców Tonego. On na serio musi przytyć. Dało się policzyć wszystkie żebra. I BJ czuł się jakoś winny z tego powodu. Tony odchrząknął wyrywając go z zamyślenia.
– Cczy…my? Teraz… no wiesz…
– Jesteśmy razem, tak? – Śliskie dłonie przesunęły się na dość gwałtownie unoszącą się i opadającą pierś Tonego. Serce niemal kołatało o wnętrze jego dłoni. BJ pocałował kark Tonego i pociągnął na swoją pierś. Tony skinął głową patrząc w dół. Woda z prysznica opływała ich ciała jak lśniąca kurtyna. – Tak kochanie. Jesteśmy razem. Parą czy jakkolwiek chcesz, aby to się nazywało.
Mały uśmiech wypłynął na bladą twarz Tonego, ale jego oczy nadal były niespokojne, kiedy spojrzał na BJ’a przez ramię. Był jakieś pięć czy sześć centymetrów wyższy.
– Tak po prostu? Jesteś pewien? To nie jest… po prostu ciekawość?
– Baby, to jest całe mnóstwo niezaspokojonej jeszcze ciekawości. – Tym razem to BJ wsunął swoją dumnie stojącą erekcję między pośladki Tonego. Mężczyzna zadrżał i lekko wypchnął biodra do tyłu. BJ pocałował jego ramię gładząc jego nagie ciało, łagodnie. – Jak długo musiałeś się zastanawiać nad tym czy mnie kochasz?
– Wcale. Kiedy już zrozumiałem, o co chodzi z tym całym zamieszaniem z moimi uczuciami, to wiedziałem, że cię kocham.
– To, dlaczego nie wierzysz, że ja też wiem, co czuję? Czy podejrzewasz, że chcę cię oszukać? Czy to można udać? – BJ znów poruszył biodrami prowokująco. Tony z jękiem odchylił głowę na jego ramię.
– Nie. Ale…
– Ty i to twoje, ale… co chcesz jeszcze wiedzieć?
– Czy to będzie tajemnica? – wypalił Tony. Musiał, bo jego wszelkie myśli zaczynały koncentrować się tylko na jednym. Jak sprawić, aby BJ go kochał. Namiętnie i mocno.
– Nie mam zamiaru ukrywać tego, że cię kocham. Ani że z tobą jestem Tony. – Twardo stwierdził BJ. – Za jakiego mężczyznę mnie masz? Myślałem, że masz o mnie lepsze zdanie.
– Mam! Przyrzekam… tylko…
– Boisz się. Wiem kochanie. – Delikatnie pocałował policzek młodszego mężczyzny, objął najmocniej jak potrafił i przytulił do swojej piersi, starając się go ochronić, otoczyć opieką i troską. – Ale ja się nie boję.
– Jak to możliwe? Nie przejmujesz się, co powiedzą ludzie? Twoja matka i rodzeństwo?
BJ zastanowił się. Nie chciał, aby Tony pomyślał, że nie traktuje jego pytań poważnie. Zastanawiał się nad reakcją swojej rodziny. Nie wiedział, jaka będzie. I jakoś to nawet nie miało dla niego znaczenia. Przecież nie mógł zmienić tego, że kochał Tonego. Ani tego, że tak chciał ułożyć sobie życie. Nie zmieniłby tego nawet gdyby mógł. Nie mieć jego byłoby największą i najdotkliwszą stratą w jego życiu. Tony był dla niego tym wszystkim, czym nie mogli być wszyscy jego znajomi, przyjaciele i rodzina. Tony był niezastąpiony.
– Nie Tony. Nie przejmuję się, co powiedzą inni. Tylko ty masz znaczenie. Tylko twoja opinia na mój temat jest ważna.
Widać było jak bardzo Tony się ucieszył. Wyraził to najgorętszym pocałunkiem, jaki BJ przeżył w życiu.
– A co jeśli… jeśli to miedzy nami się nie uda? Lub stwierdzisz, że to jednak nie to?
– To dotyczy nas obu. Ty też możesz uznać, że nie chcesz już ze mną być. Możesz nawet zakochać się w kimś innym. Jesteśmy stosunkowo młodzi. Tysiąc rzeczy może się stać. Powstrzymuje cię to przed kochaniem mnie lub przed pragnieniem bycia ze mną?
– Nie! Absolutnie nie. –Tony z rozpaczą spojrzał na BJ’a. Za wszelką cenę pragnął, aby mężczyzna mu uwierzył. BJ uśmiechnął się do niego uspokajająco.
– Masz, więc już odpowiedź na swoje pytania. Czy jeszcze coś cię gnębi, baby?– zapytał pieszczotliwie. Tony rozpromieniał się i uwodzicielsko poruszył biodrami, przypominając BJ’owi i jego dość naglącej potrzebie.
– Tylko jedno mnie gnębi… potrzeba żebyś znalazł się tak głęboko we mnie, że nie znalazłbyś drogi powrotu – wysapał, kiedy BJ złapał go za włosy i mocno odchylił głowę do tyłu, eksponując jego długą szyję na deszcz letniej wody i gorących pocałunków. – O ile chcesz, oczywiście… możesz…ee…och…ooo!
BJ ugryzł go lekko w wrażliwe zagłębienie między jego obojczykiem i ramieniem. Tony czuł jak kolana mu się uginają. Tylko silne ramiona go podtrzymywały.
– Myśl o tym stała się moją obsesją.– Przyznał BJ chwytając w garść pulsujący członek Tonego, dumnie pikującego w sufit łazienki. Powolnym ruchem torturując go i podniecając. – Musimy jednak mieć naprawdę dobry lubrykant, baby. Nigdy w życiu bym cię nie skrzywdził…
– Och… kochanie. Proszę… potrzebuję cię…desperacko.
BJ zachichotał, ale zacisnął dłoń trochę mocniej. Kciukiem przejeżdżając po czubku raz po raz. Tony trząsł się i wciskał swój ciasny tyłeczek w krocze BJ’a
– Nie czynisz mojego rycerstwa ani trochę łatwiejszym, baby.
– Pieprzyć rycerstwo…! I pieprzyć Tonego! Natychmiast! – Tony dąsał się i jęczał. Wpychając członek w dłoń BJ rytmicznie. BJ zachichotał. Wcale by się nie zdziwił gdyby Tony okazał się niezłym spitfirem w łóżku.
Zrobił to, co Tony rano. Polecił oprzeć Tonemu dłonie na kafelkach i pochylić się lekko do przodu. Ujmując swoją pulsującą erekcję w dłoń poszczuł Tonego lekkim dotykiem. Jego przyjaciel jęknął, klnąc cicho pod nosem. BJ bardziej zdecydowanie docisnął czubeczek i przesunął nim po perfekcyjnym rowku. Obaj jęknęli. Gorąca lawa zebrała się w brzuchu BJ’a, nie był pewien jak długo jeszcze może ich obu dręczyć. Tony poruszył się próbując nadziać się na niego.
– Tsk, tsk, tsk…nie ładnie baby. Trochę cierpliwości.
– BJ…
– Wiem, ale to by bolało jak jasna cholera. Jeszcze raz tak zrobisz i przestanę się bawić.– BJ złagodził ostre słowa pocałunkiem. – Powiedziałem, że nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy i nie zrobię. Przeczytałem na ten temat sporo. Wiem, co robię. Zaufaj mi.
Tony rzucił mu niedowierzające spojrzenie, a BJ wyszczerzył zęby bardzo dumny z siebie. W końcu Tony pochylił się nawet bardziej i oparł czoło o kafelki na ścianie.
BJ rozejrzał się po łazience w poszukiwaniu czegoś, co by mogło zadziałać, jako nawilżacz. W brew pozorom woda się nie nadawała. Musiał się upewnić, że Tony odczuje jak najmniej dyskomfortu przy jego pierwszym razie. Na szafce stał balsam i choć to było marne zastępstwo mogło się nadać puki, co. Przesunął czubkiem jeszcze raz po delikatnym ciele i za karę nacisnął na maleńkie wejście. Długi dreszcz przepłynął przez ciało Tonego.
– To na serio jest bardzo przyjemne – wymamrotał, starając się zwalczyć pokusę i nie nacisnąć mocnej.
– Mhm…poczekaj. Będzie lepiej.
Szybko wyskoczył z pod prysznica po balsam. Chłodny powiew ostudził jego rozpalone zmysły. I dobrze, bo potrzebował jak najwięcej opanowania.
Tony czekał i nawet nie drgnął z miejsca. Zadowolony BJ pocałował jego kark, ramię i przygryzł płatek ucha.
– Dręczysz mnie…– zaprotestował Tony żałośnie, obrócił głowę i porwał BJ’a w namiętny pocałunek.
Starając się jak najdelikatniej, BJ pomasował nawilżonym czubkiem palca małe wejście. Tony wił się i jęczał. Jego głowa znów opadła na ścianę, a stopy rozwarły się szerzej. Przedstawiając perfekcyjny widok głodnym oczom BJ’a. Nigdy by nie przypuszczał, ale tak do końca nie był chyba zaskoczony. Mocniej potarł pomarszczoną skórkę. Tony nie stawiał oporu, wręcz zapraszał go do swego ciała. Nie bał się i nie napinał. Niczego przecież nie pragnął bardziej…
Palcami, a nawet czubeczkiem penisa BJ wpychał milimetr po milimetrze balsam do wnętrza Tonego. Jego głowa huczała jakby woda prysznica spływała po wnętrzu jego czaszki na nie po ich parujących ciałach. Tak bardzo już chciał być, wewnątrz… ale jeden palec to za mało. Musiał rozciągnąć go mocniej. Kiedy Tony zniecierpliwiony zaprotestował, BJ wsunął drugi palec do środka, delikatnie pieszcząc jedwabiste ścianki. Miał ochotę wyć z podniecenia i frustracji. Tony właśnie robił dokładnie to.
– Jeśli się kotku nie pośpieszysz to oszaleję… kochanie!
– Już, już prawie – mamrotał BJ zaciskając powieki do bólu. Dość szybkim ruchem, wsunął trzeci palec w nic niepodejrzewającego Tonego. Jego przyjaciel zesztywniał i spiął się. – Hej, hej, hej… nie, nie napinaj się. Oddychaj i odpręż się.
– Próbuję! – Tony wycedził przez zaciśnięte zęby. Wziął głęboki wdech przez nos i wypuścił ustami, powtórzył z większym sukcesem. To nawet nie był ból. Nie taki prawdziwy. To było po prostu uczucie …inwazji. I Tony musiał zadecydować czy do niej dopuści, czy nie. Dłoń BJ’a zaciśnięta na jego penisie przeważyła szale. Odruchowo wpychając jego nadal drastycznie twardy członek w nieziemsko przyjemną sensację. Całkiem zapomniał o tkwiących w nim palcach. Ten moment BJ wykorzystał, aby okręcić palce i przycisnąć jego prostatę. Nogi Tonego ugięły się, kiedy z krzykiem opadł na ścianę. BJ złapał go w pasie i mocno do siebie przytulił.
– Ok? – wychrypiał BJ.
– Tak. Bardzo, bardzo ok. – Tony pocałował go i wepchnął język do jego gardła. – A teraz masz minutę na to, aby znaleźć się we mnie. – Oświadczył gryząc dolną wargę BJ’a. Nie dostrzegł zdziwionej miny przyjaciela tylko dlatego, że pochylił się jeszcze bardziej do przodu i wsparł policzkiem o zimne kafelki.
Zaraz zwariuje, wybuchnie, oszaleje. Czy BJ tego nie rozumie…?
– Dobrze kochanie, ale jeśli będzie bardzo bolało to masz mi powiedzieć. Słyszysz?
– Tak kochanie, ale wiem, że nie będzie bolało.
BJ chciałby mieć aż tyle wiary w siebie, co najwyraźniej miał w niego jego ukochany. Biorąc wielką ilość balsamu wolno wmasował w go w pośladki Tonego, starając się zrelaksować ich oboje. Później wziął i wepchnął trochę do środka. Z tym nigdy nie było można przesadzić. Sporą też ilość wtarł w swój szaleńczo pulsujący członek. Zimno przyjął niemal z wdzięcznością.
– Gotów baby?
– Od lat…
Nawet nie wiedział jak to się stało, a już byli złączeni. Bez pośpiechu i delikatnie, ale wszystko, o czym BJ był w stanie myśleć to miłość i rozkosz zalewająca jego ciało, dusze i umysł. Nie mógł pojąć jak bez tego żył? Jak bez niego żył?
Mizernie…
Teraz jednak aksamit jak pięść zaciskała się na jego członku i drżał z pragnienia, aby posiąść Tonego z całą siłą uczuć targających jego wnętrzem. Nie mógł jednak ryzykować, że zrobi mu krzywdę. Wolno na próbę poruszył się, a Tony wyszedł mu naprzeciw. Rytm był w nich. Potrzeba prowadziła ich ciała. Nie mieli jak jej kontrolować. Może nie potrzebowali?
Tony krzyczał bezsensowne słowa, a BJ zatopił się w każdym pchnięciu, w każdej odpowiedzi ciała Tonego. Był jak odbiornik, wiedział, kiedy mocniej, kiedy lżej. Kiedy szybciej. W końcu Tony zaciskając pięści na zimnej ścianie, płakał jego imię.
– BJ! Kochanie…
Mężczyzna objął go, choć i jego kolana same się uginały. Złapał szaleńczo pulsujący członek Tonego w dłoń i połączył pieszczotę wewnątrz i na zewnątrz w jedną ogłupiająca rozkosz.
Tony nie przetrwał. Orgazm wstrząsnął jego ciałem jak marionetką. Silne, długie strzały sięgnęły ściany i poddały się spływającej wodzie. Zaciśnięte mięśnie, na płonącej męskości BJ’a pchnęły go natychmiast w własny orgazm.
Sprawiając, że świat na chwilę zniknął i pozostał tylko Tony...

Miesiąc później

         Tony gnał biegiem do drzwi wyjściowych uczelni, ignorując ludzi. Ich spojrzenia, szepty i uśmieszki. Za to nerwowo patrząc na zegarek. Kurczę…
Stał tam gdzie zawsze. Piękny jak zawsze… włosy zawsze rozkosmane. Ciemne okularki kryjące jego oczy. Ramiona zaplecione na muskularnej piersi, plecy oparte o bok samochodu. Długie nogi opięte grzesznie ciasnymi jeansami, skrzyżowane w kostkach.  Z powagą słuchał dziewczyn, paplących i chichoczących. Mizdrzących się do niego.
Tony musiał nacieszyć oczy…
Blondyna bezczelnie zaczęła głaskać jego pierś i Tony nie mógł już wytrzymać, ruszył w ich kierunku. BJ zsunął okulary i rozstawione nogi, kiedy dostrzegł, że Tony się zbliża. Blondyna zapomniana… z nadąsaną miną spojrzała nienawistnie na przybyłego chłopaka.
Tony wszedł miedzy jego rozsunięte kolana. Nie odrywał wzroku od piwnych oczu.
– Co? Tony The Gej? Co to znaczy? Kim jesteście dla siebie? – Dziewczyna niemal wepchnęła się miedzy nich, ale BJ odsunął ją stanowczo. Chwycił dłoń Tonego i ucałował wnętrze zanim odpowiedział;
– Po prostu przyjaciółmi…– drugą ręką wziął za kark przyciągnął, niestawiającego oporu Tonego i wpił się w jego usta. Obaj zapomnieli o całym świecie. A przynajmniej próbowali zignorować niewybredne komentarze dziewczyn. W końcu Tony oderwał się od atłasowej pokusy i spojrzał w ukochane, zamglone teraz oczy.
–…najlepszymi…– wymamrotał całując ponownie BJ’a.
Przecież, nie było tak na prawdę powodu, aby sobie odmawiać…

                                                                               ;)

                                                                           AkFa


Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do mojej strony: www.myspaceintheworld.wordpress.com




"Mój CHŁOPAK nie jest gejem" seria czeka - Zapraszam



Kopiowanie, powielanie i rozpowszechnienie, całości lub fragmentów tego ebooka bez pisemnej zgody autorki jest surowo wzbronione i będzie traktowane jak przestępstwo. Treść nie może być w żaden sposób zmieniana czy używana bez uprzedniego porozumienia z autorką. Całość czy fragmenty nie mogą być wykorzystywane bez podania źródła i autora.



36 komentarzy:

  1. Właśnie przeczytałam "...po prostu przyjaciele..." i jestem niesamowicie, niesamowicie zakochana w tym opowiadaniu! Geeez, nie pamiętam kiedy ostatni raz czytałam coś z takimi wypiekami na twarzy. Gdy BJ pozwalał Tony'emy na eksperymenty wtedy po powrocie z baru myślałam, że zapomnę oddychać. Kobieto, to było obłędne! Niesamowite... Ale zaraz, zaraz - po kolei. Ufff... Geez, podnieciłam się i to bardzo ^^ Okay: początek cudny - wahanie Tony'ego - rewelacyjnie przedstawione, to jak BJ próbował go spić by coś z niego wydobyć - opisane doskonale! Później to ich splątanie - jestem olśniona! Ogólnie opisy przeżyć były wręcz perfekcyjne! Takie prawdziwe, nie nagięte, świetnie odzwierciedlone. Cała ta akcja gdy BJ szukał Tony'ego i gdy chłopak wszystko z siebie wyrzucił, pobicie, mieszkanie u BJ, spanie z nim.... - wyśmienite! Prawdziwe, głębokie, jestem pełna podziwu wobec Twojego kunsztu pisarskiego. Wszystkie sceny erotyczne zostały opisane tak intymnie, tak ciepło, że jak po prostu czułam pulsowanie! Każda najmniejsza czynność - ja to po prostu widziałam, słyszałam: ten odgłos który wydaje potarty zarost, czułam pieczenie na policzku, gdy Tony się o niego ocierał. A gdy na nim usiadł i dotykał jego sutków? Odpłynęłam! A scena z pocałunkiem? Kochanie, po prostu ja tam byłam! Ja to czułam, widziałam. Później to w sypialni - ekstaza, czysta ekstaza! Każde słowo było idealnie na swoim miejscu, aż brakuje mi wyrazów by opisać co teraz się dzieje w mojej wyobraźni. Zakochałam się w tych bohaterach. A zakończenie? Ochhhh, zachwycające, idealne, obłędne, po prostu majstersztyk! Zaraz sięgnę po kolejne opowiadanie, ale musiałam opisać buzujące we mnie emocje, musiałam. Whoa!

    OdpowiedzUsuń
  2. WoW!
    Dziękuję bardzo serdecznie!
    To jedno z najentuzjastyczniejszych i najwspanialszych komentarzy jakie otrzymałam :)
    Przyznam, że bardzo mi miło i szczerze się cieszę, że opowiadanie ci się podobało. Mam tylko nadzieję, że i reszta trafi ci do gustu i znajdzie miejsce w twoim sercu!
    Z niecieprliwością czekam na kolejne opinie i komentarze.
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej:) Właśnie skończyłam czytać twoje opowiadania i jestem nimi po prostu zachwycona. Ale zacznijmy od początku:)
    "Nie stój!Całuj"
    Bardzo zabawne i urocze opowiadanie. Miałam niezły ubaw z bohatera i jego uległości względem siostry.Świetnie przedstawiłaś ich relacje. Tak mówiąc między nami bała bym się takiej siostrzyczki i sama na pewno też bym jej niczego nie odmówiła:D Bawiło mnie strasznie "przerażenie" Jacoba odnośnie walentynek.Konkurs wymyślony przez Lucy był strzałem w dziesiątkę. Biedny Jacob starał się uciec ale przeznaczenie chciało czegoś innego i na dodatek okazało się braciszkiem szwagra:) Pocałunek opisałaś tak realistycznie że aż sama go poczułam :) Po pocałunku Jacob zachował się jak palant ale był na tyle mądry aby to naprawić. Koniec zostawił mi lekki niedosyt ale czasami tak lubię bo dzięki temu moja wyobraźnia troszkę popracuje :)
    "Po prostu przyjaciele"
    Zakochałam się w tym opowiadaniu. Jest przecudowne, zabawne, pełne uczucia i delikatności. Na początku strasznie było mi szkoda Tony'ego. Biedactwo tyle lat cierpiał w milczeniu. Ucieszyło mnie to że w końcu postanowił wyznać przyjacielowi prawdę.To jego niezdecydowanie było czasami zabawne, ale było też czuć jego zagubienie i strach przed wyznaniem prawdy o sobie. Spodobało mi się zachowanie BJ po smsie. Fakt na początku przeżył szok, ale nie skreślił przyjaciela tylko starał się czegoś dowiedzieć.Ta ich rozłąka była ciężka dla nich ale z drugiej strony pozwoliła BJ zastanowić się nad sobą i przyjacielem i relacją jaka miała ich dalej łączyć. Wkurzyło mnie na maxa zachowanie rodziców Tony'ego. Jak można być tak ograniczonym. No i jeszcze choroba Tony'ego. BJ rewelacyjnie się nim zajął. Podchody Tony'ego bawiły mnie i jednocześnie rozczulały. Jego testowanie jak daleko może się posunąć sprawiły obu przyjemność, która była pełna uczucia które budziło się w BJ a rozkwitało jeszcze bardziej u Tony'go. Zakończenie jak zawsze strasznie mi się podobało. Uwielbiam szczęśliwe zakończenia a to było słodkie i z humorem :)
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety musiałam podzielić komentarz;) c.d.
    "Mój chłopak nie jest gejem"
    Kolejne opowiadanie w którym się zakochałam. Bryan jest słodkim i uroczym chłopakiem.Początek opowiadania jest smutny, ale pomimo tego czuje się że to szybko minie w szczególności jak Bryan dociera do domu i spotyka swoją skrytą miłość Kyla. Rozchwianie Bryana było bardzo realistyczne, że nawet Kyal zaczął się troszkę gubić w plątaninie wyjaśnień. Pomimo tego i tak próbował uspokoić brata przyjaciela. Bryan jak dla mnie pomimo nieśmiałości jest sprytnym chłopakiem. Uśmiech pojawiał się na mojej twarzy jak pomimo tego rozchwiania potrafił wziąć to czego pragnął. Kyal nie wiedział w co się pakuje przytulając go. Ja wiem, że nieśmiałość i niewiara w siebie powodowała że Bryan nie potrafił się zbliżyć, wyznać swoich uczuć, ale cieszę się że to przykre wydarzenie które się stało w szkole doprowadziło do tego że otworzył się przed Kylem, a w sumie on go do tego zmusił. Ich pierwszy pocałunek na pewno był szokiem dla Kyle ale i tak brnął on dalej w to gdyż poczuł że coś zaczyna się w nim budzić do brata Matta ;) Aż mi się zrobiło gorąco jak czytałam pobudkę Kyle. Bryan zaszalał na całego xDD Sposób w jaki Bryan wyznał wszystko ubawił mnie. Był tak nieśmiały a jednak potrafił wywalczyć to czego pragnął. Cieszy mnie to że jego wyznanie i jego zachowanie sprawiło iż Kyle otworzył się na niego. Jak go zaprosił na randkę to uśmiech nie schodził mi z twarzy. A sytuacja z rodzicami Kyle i Bryana .......śmiałam się strasznie na tym, a w szczególności na reakcję rodziny Bryana i jak matka powiedziała "Płacicie chłopcy!W żywej gotówce" Fajnie przedstawiłaś sytuacje w szkole po tym jak chłopaki się ujawnili. Wiadomo było że nie wszyscy będą zadowoleni, ale na szczęście nie doszło do jakiś wielkich dramatów. Bal był uroczy a pojawienie się przyjaciela Kyle niespodziewane i dające do myślenia. Wiadomo było że po balu dojdzie między chłopakami do czegoś więcej i się nie zawiodłam. To było gorące i pełne uczuć które aż parowały ze wszystkich stron. Podobało mi się <3 I jak zwykle zakończenie świetne . Ta myśl Kyle odnośnie tego jak usłyszał jak się przedstawia jego przyjaciel Mattowi......aż mam ochotę poczytać jak to się rozwinie xDDD Może planujesz dopisać jeszcze jeden rozdział ale o Donatello i braciszku Bryana ;) ?
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo za komentarz, jestem zachwycona, że tak bardzo ci się podobało :) Mam nadzieję, że po przeczytaniu moich książek również nie będziesz zawiedziona i napiszesz recenzję tutaj lub na Wydaje.pl, bo bardzo mnie inspiruje sprawianie przyjemności moim czytelnikom.

    Oczywiście, że Donatello i Matt doczekają się swojej historii. Zostałam już w tej sprawie odpowiednio przyciśnięta ;P

    W chwili obecnej pracuję jednak nad nowym ebookiem "Po moim trupie", który ukaże się niedługo, a w między czasie powstaje "Zagubiony pamiętnik" i "Wzięty przez zaskoczenie" ;P

    Pozdrawiam cieplutko i dziękuję jeszcze raz

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystko i jestem urzeczona. Wszystkie historie są po prostu tak wciągające, że jak zacznie się czytać to nie można się od nich oderwać. Wywołują tony przeróżnych emocji od radości, przez smutek, kiedy cierpi się z jakaś postacią po podniecenie. Czuję to co czują oni. Twoje postacie żyją, są obok. I to mi się podoba.
    "Po prostu przyjaciele" i "Mój chłopak nie jest gejem" potrafiły wywołać u mnie łzy, śmiech, westchnienia w odpowiednich chwilach. Kocham takie opowieści. Kocham to, że czytając czuję, nie tylko przesuwam wzrokiem po tekście. :D
    W ogóle ostatnia scena w "Po prostu przyjaciele" stała się jedną z moich ulubionych. A to jak Tony powoli badał grunt i w ten sposób przyzwyczajał swego przyjaciela do czegoś więcej, było piękne. Ale ta jego rodzina... Co za idioci. To nie rodzina. :(
    W "Mój chłopak..." szkoda tylko, że nie opisałaś, jak Bryan był w Kaylu. Podoba mi się jak opisujesz pocałunki, seks. Wyczuwa się w tym wszystkim ogień. I cieszę się, że nie opisujesz wszystko ze szczegółami, tymi anatomicznymi też, tak jakie to jest. Nie ma się czego wstydzić tylko wszystko nazywać po imieniu. :D A jak komuś to by przeszkadzało, to niech nie czyta i żałuje, że nie potrafi się temu poddać.
    "Pełnym imieniem przedstawiał się tylko kobietom… które zamierzał uwieść!
    Upsss…" Ja chce ciąg dalszy. Błagam, jak mówiłaś napisz go kiedyś, najlepiej jak najszybciej. Chcę Matta, jak topi się w ramionach Reda. :D
    Życzę dużo weny, czasu i masy pomysłów. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo i cieszę się, że opowiadania ci się podobały. Mam nadzieję, że na kolejne też się skusisz. Postaram się pośpieszyć z Redem i Mattem :D
      Pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
    2. "I cieszę się, że nie opisujesz wszystko ze szczegółami" poplątało mi się, bo w tym zdaniu nie powinno być "nie". Podoba mi się, że opisujesz wszystko ze szczegółami. :D
      Aż mnie natknęłaś, żeby dalej pisać, bo ostatnio mam totalna zawiechę.

      Usuń
  7. To super! Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać dzieło tego natchnienia ;) Już się nie mogę doczekać! Wierzę, że opowiadanie będzie wspaniałe!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po prostu najlepsze, najgenialniejsze opowiadanie, jakie spotkałam. Zdarzają się literówki, lecz przy dobrej treści błędów nie widać. Trwaj tak dalej. (:

    A okładki sama robisz, składasz w programie? Skąd bierzesz pomysły na nie? I ogólnie super pomysł z nimi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      cieszę się, że opowiadania ci się podobały! Zapraszam jak najczęściej.

      Okładki są moich pomysłów, ale wykonanie w zależności od tego czy są do użytku komercyjnego (moje ebooki) czy niekomercyjnego (moje opowiadania) :)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  9. Opowiadania są cudowne, bardzo mi się podobały, tak samo jak pozostałe e-booki;). Już nie mogę doczekać się historii Matta i Donatello ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super.
      Już mam pewne plany dla tych panów więc wszystko możliwe, że już niedługo się pojawią :D

      Usuń
  10. Przeczytałam ,,Nie Stój! Całuj!" i przyznaję, że jesteś odpowiedzią na moje wczorajsze jęki.Dyskutowałyśmy z koleżanką o tym, że większość opowiadań na blogach jest przerażająco smutna. Nic tylko walić głową o ścianę. Zwłaszcza jak masz doła. Dawno nie czytałam czegoś tak lekkiego, zabawnego i dobrze napisanego. Masz skłonność do bardzo zaskakujących sformułowań np.,,mózg lasujący pocałunek, dławiąc nawzajem językami, chlupocząc wypitymi drinkami," itp. Nie muszę chyba dodawać, że rozbawiają mnie do łez.Idę czytać dalej.
    Gdybyś jednak zdecydowała się przeczytać jakieś moje opowiadanie, to przestrzegam przed walniętym poczuciem humoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, ja taki humor uwielbiam najbardziej ;) zresztą w ogóle nie lubię podążać już przetartymi ścieżkami i wytyczać swoje własne. Stąd też moje czasem dziwne i niespotykane (jeszcze ;) ) wyrażenia :D
      No i trochę jest temu winny mój angielski. W tym języku są niewyczerpane możliwości, których brak w naszym pięknych choć niekoniecznie nadążającym za resztą świata języku.

      A na twoim blogu byłam już i przeczytałam jeden rozdział z twojego świetnego skądinąd opowiadania. Uwieliam twoje poczucie humoru. "Puszyste jądra" po prostu uwielbiam :D

      Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że koleżanki też się skuszą na odwiedziny

      Usuń
    2. * wolę wytyczać swoje własne = co by nie było wątpliwości ;)

      Usuń
  11. Jestem pod wrażeniem ;) Boskie opowiadania! :) WENY!!! :) bĘDZIE CIĄG DALSZY OPOWIADAJĄCY O Redzie i Macie???? *,,*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, to będzie. :D

      Usuń
    2. Tak moje panie będzie i dziś właśnie pisałam całą noc właśnie o Redzie i Matt'cie :D Czy do jutra uda mi się skończyć czy nie, jeszcze nie mogę powiedzieć na sto procent, ale postaram się.
      Pozdrawiam
      AkFa

      Usuń
  12. Witaj,

    Wreszcie zabrałam się za ponowne przeczytanie Twoich opowiadań.

    …po prostu przyjaciele… zacznę od tego, że opowiadanie jest świetne. Sytuacja dla obu chłopaków jest trudna. Biedny Tony, który okazuje się być gejem, i to jeszcze zakochanym w swoim najlepszym kumplu. Sytuacja z rodzicami Tonego też jest nie do pozazdroszczenia. I BJ nie dość, że problemy w pracy, to jeszcze spada na niego ciężar jakim jest nowo poznana orientacja przyjaciela,który jest w nim zakochany. To jak Tony próbuje powiedzieć o sobie BJ, miota się, nie jest pewny czy go tamten zaakceptuje,czy nadal pozostaną przyjaciółmi;z drugiej strony BJ, który może wolałby prawdę od razu prosto w oczy, zaczyna denerwować się kręceniem Tonego, strach czy może nie jest chory. Emocje jakie nimi targają, bardzo zgrabnie opisana sytuacja, powoli dawkowane napięcie. Ucieczka i sms. Rodzinkę Tony ma naprawdę walniętą, i do tego został pobity. W sumie to na dobre wyszło,pojechał z BJ do lekarza dostał "głupiego jasia" to i język mu się rozwiązał, zamieszkali razem , BJ taki troskliwy i jestem zaskoczona, że pozwolił Tonemu "eksperymentować" na sobie.
    Ważne, że doprowadziło to doszczęśliwego zakończenia. A co do "scenek łóżkowych", naprawdę opisałaś je ładnie, delikatnie, z wyczuciem ( nie są wulgarne).
    Podsumowując, bardzo mi się podobało.

    Nie stój! Całuj! Czyta się lekko i przyjemnie. Lucy kochana siostra, chce aby brat był
    szczęśliwy. Jacob najpierw się wzbrania, a później... trafia go strzała amora. Mike
    chroniący swojego "młodszego braciszka" Fernando, który tak naprawdę chroniony
    być nie chce. Po trosze humoru i romantyzmu -idealnie:)

    MÓJ CHŁOPAK NIE JEST GEJEM Histeria Bryana - genialna huśtawka nastrojów
    (napisane dokładnie tak jak to dzieje się wprawdziwym życiu), Kyle choć próbuje,
    nie może nic z tego zrozumieć, mnie też w pewnym momencie zakołował. Bryan pomimo niskiej samooceny jest dość odważny w stosunku do Kyle'a( sytuacja łóżkowa z śpiącym Kyle'm - właściwie inny chłopak na jego miejscu przywaliłby Bryanowi po prostu w zęby). A Kyle,cóż całuśny chłopak się zrobił :) I jaki troskliwy.Miło, że obie rodziny chłopców zaakceptowały ich. Słodko i uroczo.

    „Mój chłopak nie jest gejem… nadal…” Całe szczęście, że ominęła chłopaków bójka. A z Marty to faktycznie "super" przyjaciółka była. Całe opowiadanie jest fantastyczne. Podoba mi się, że "scenki łóżkowe" tak jak pisałam już wcześniej nie są wulgarne, wszystko dzieje się delikatnie i powoli. Byłam bardzo ciekawa czy będzie kontynuacja, a jeśli już tak to kiedy.
    "– Witaj, mam na imię Donatello. – Mocno ujął dłoń Matta w swoją, oplatając ją swoimi długimi palcami.
    Kyle z mlaśnięciem oderwał się od ust Bryana i z niedowierzaniem spojrzał na Reda. O ile było mu wiadome, a Red sam mu to kiedyś powiedział.
    Pełnym imieniem przedstawiał się tylko kobietom… które zamierzał uwieść!
    Upsss… " Zwłaszcza po tym fragmencie i rozmowie Matta z Kylem.
    I się doczekałam :)

    Mój chłopak jest gejem. Bryan i Kyle zawiedli Matta nie uwzględniając go w swoich planach, a zamieszkując z Redem. Jest też zazdrosny o Kyla jako o przyjaciela.Też bym się pewnie zdenerwowała i było by mi przykro gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Kurcze aż dziwne, że nikt nie wpadł na pomysł aby zapytać czy chce z nimi zamieszkać. No ale tak się często dzieje w życiu. Matt nie chce dopuścić do siebie myśli, że podoba mu się Donattello. Brat gej, przyjaciel gej ale jemu nie wypada. No i oczywiście kochana mama, i kolejny zakład. Na szczęście się wszystko dobrze skończyło.

    PS.Czekam z niecierpliwością na "Budkę z pocałunkami" i "Zrządzeniem losu". Kolejne fantastyczne opowiadania.


    Pozdrawiam :) I życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      strasznie się cieszę, że opowiadania ci się spodobały i niezmiernie ci jestem wdzięczna za komentarz. Uwielbiam go :) Mam nadzieję, że wszystkie moje kolejne prace spodobają ci się równie bardzo!
      Będę starała się i ciężko pracowała ;)

      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję serdecznie

      Usuń
  13. Witaj,

    Wreszcie zabrałam się za ponowne przeczytanie Twoich opowiadań.

    …po prostu przyjaciele… zacznę od tego, że opowiadanie jest świetne. Sytuacja dla obu chłopaków jest trudna. Biedny Tony, który okazuje się być gejem, i to jeszcze zakochanym w swoim najlepszym kumplu. Sytuacja z rodzicami Tonego też jest nie do pozazdroszczenia. I BJ nie dość, że problemy w pracy, to jeszcze spada na niego ciężar jakim jest nowo poznana orientacja przyjaciela,który jest w nim zakochany. To jak Tony próbuje powiedzieć o sobie BJ, miota się, nie jest pewny czy go tamten zaakceptuje,czy nadal pozostaną przyjaciółmi;z drugiej strony BJ, który może wolałby prawdę od razu prosto w oczy, zaczyna denerwować się kręceniem Tonego, strach czy może nie jest chory. Emocje jakie nimi targają, bardzo zgrabnie opisana sytuacja, powoli dawkowane napięcie. Ucieczka i sms. Rodzinkę Tony ma naprawdę walniętą, i do tego został pobity. W sumie to na dobre wyszło,pojechał z BJ do lekarza dostał "głupiego jasia" to i język mu się rozwiązał, zamieszkali razem , BJ taki troskliwy i jestem zaskoczona, że pozwolił Tonemu "eksperymentować" na sobie.
    Ważne, że doprowadziło to doszczęśliwego zakończenia. A co do "scenek łóżkowych", naprawdę opisałaś je ładnie, delikatnie, z wyczuciem ( nie są wulgarne).
    Podsumowując, bardzo mi się podobało.

    Nie stój! Całuj! Czyta się lekko i przyjemnie. Lucy kochana siostra, chce aby brat był
    szczęśliwy. Jacob najpierw się wzbrania, a później... trafia go strzała amora. Mike
    chroniący swojego "młodszego braciszka" Fernando, który tak naprawdę chroniony
    być nie chce. Po trosze humoru i romantyzmu -idealnie:)

    MÓJ CHŁOPAK NIE JEST GEJEM Histeria Bryana - genialna huśtawka nastrojów
    (napisane dokładnie tak jak to dzieje się wprawdziwym życiu), Kyle choć próbuje,
    nie może nic z tego zrozumieć, mnie też w pewnym momencie zakołował. Bryan pomimo niskiej samooceny jest dość odważny w stosunku do Kyle'a( sytuacja łóżkowa z śpiącym Kyle'm - właściwie inny chłopak na jego miejscu przywaliłby Bryanowi po prostu w zęby). A Kyle,cóż całuśny chłopak się zrobił :) I jaki troskliwy.Miło, że obie rodziny chłopców zaakceptowały ich. Słodko i uroczo.

    „Mój chłopak nie jest gejem… nadal…” Całe szczęście, że ominęła chłopaków bójka. A z Marty to faktycznie "super" przyjaciółka była. Całe opowiadanie jest fantastyczne. Podoba mi się, że "scenki łóżkowe" tak jak pisałam już wcześniej nie są wulgarne, wszystko dzieje się delikatnie i powoli. Byłam bardzo ciekawa czy będzie kontynuacja, a jeśli już tak to kiedy.
    "– Witaj, mam na imię Donatello. – Mocno ujął dłoń Matta w swoją, oplatając ją swoimi długimi palcami.
    Kyle z mlaśnięciem oderwał się od ust Bryana i z niedowierzaniem spojrzał na Reda. O ile było mu wiadome, a Red sam mu to kiedyś powiedział.
    Pełnym imieniem przedstawiał się tylko kobietom… które zamierzał uwieść!
    Upsss… " Zwłaszcza po tym fragmencie i rozmowie Matta z Kylem.
    I się doczekałam :)

    Mój chłopak jest gejem. Bryan i Kyle zawiedli Matta nie uwzględniając go w swoich planach, a zamieszkując z Redem. Jest też zazdrosny o Kyla jako o przyjaciela.Też bym się pewnie zdenerwowała i było by mi przykro gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Kurcze aż dziwne, że nikt nie wpadł na pomysł aby zapytać czy chce z nimi zamieszkać. No ale tak się często dzieje w życiu. Matt nie chce dopuścić do siebie myśli, że podoba mu się Donattello. Brat gej, przyjaciel gej ale jemu nie wypada. No i oczywiście kochana mama, i kolejny zakład. Na szczęście się wszystko dobrze skończyło.

    PS.Czekam z niecierpliwością na "Budkę z pocałunkami" i "Zrządzeniem losu". Kolejne fantastyczne opowiadania.


    Pozdrawiam :) I życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam czytać takie długie i szczegółowe komentarze. Przyznam się, że czytam je po kilka razy czasem ;P Dziękuję ci bardzo za niego i za to, że doceniłaś moje prace w taki sposób. Właśnie dlatego kocham pisać i każda taka wspaniała opinia dodaje mi weny i przyjemności do pisania.
    "Budka" będzie niedługo obiecuję!

    Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz
    AkFa

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam wszystko... Wow! Każde z tych opowiadań ma w sobie coś tak nadzwyczajnego, że aż nie umiem tego opisać. Masz talent jednym słowem opisując Z-A-J-E-B-I-S-T-Y. Niedosyt jedynie pozostawia po sobie 'Mój chłopak nie jest gejem'. Ta końcówka z Redem i Mattem.. Hm no ciekawe :D. Życzę powodzenia w realizowaniu kolejnych pomysłów z opowiadaniami i wydawaniem książek. Mam nadzieję, że osiągniesz jeszcze więksy sukces jako pisarka i jeszcze kilka pokoleń będzie wspominać o pracach twojego autorstwa! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że moje opowiadania przypadły ci do gustu. Mam nadzieję, że skusisz się na kolejne w miarę powstawania. Dziękuję za życzenia powodzenia, z całą pewnością się przydają!

      Moje opowiadania żyją trochę własnym życiem i żadne tak naprawdę nie jest definitywnie zakończone więc wszystko jeszcze może się zdarzyć...
      :)

      Usuń
    2. Oczywiście będę tu w miarę możliwości regularnie zaglądać i wyczekiwać kolejnych opowiadań. ;) Nie przegapiłabym tego zwarzając na to jak bardzo podoba mi się twój sposób pisania ;D

      Usuń
  16. Bardzo nam się ta strona spodobała.:))

    OdpowiedzUsuń
  17. będzie dalsza część tego opowiadania? Super jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobało. Jeśli pytasz o ostatnie opowiadanie, to ostatnia część Mój chłopak jest gejem jest umieszczony w postach. Przeniosę go tutaj w wolnym momencie :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  18. Świetnie się to czyta, jeden z lepszych blogów w tej tematyce na jakie miałam okazje trafić. Chętnie zajrzę tutaj jeszcze nie raz :)
    Wybacz odrobinę prywaty, ale serdecznie zapraszam w wolnej chwili do odwiedzenia mojego bloga, jest nowy, liczą się dla mnie każde, nawet najmniejsze opinie :)
    http://thisplaceweliveitisnotwherewebelong.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej :)
    przeczytałam wszystkie zamieszczone pod tym linkiem opowiadania i muszę przyznać, że są ekstra :D
    Ale.. czy doczekamy się kontynuacji historii bohaterów z - Mój chłopak nie jest gejem?
    Proosiiimy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      całkiem zapomniałam, że nie dodałam ostatniej części Mój chłopak... jest zamieszczony na blogu, ale całkiem wyleciało mi z głowy dodać je tutaj. Dlatego też postanowiłam zrobić małe przemeblowanie i cała seria jest dodana na nowej podstronie u góry. Zapraszam do czytania i komentowania!
      Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Uwielbiam to. :D
      Pozdrawiam cieplutko♥

      Usuń
  20. o matko :D ,,....po prostu przyjaciele...'' pomimo tego, że mają kilka błędów, przeczytałam dwa razy pod rząd. Urzekło mnie i sprawiło, że poczułam się jak zakochana nastolatka... nie wiem sama już czy wole Tonego czy Bj'a. :P Pomimo problemów z coming outem Tonego to opowiadanie jest naprawde lekkie i przyjemne. Do tej pory bolą mnie usta od uśmiechania się podczas czytania tego tekstu :) Marzy mi się żeby tego typu opowiadań dotyczących miłości gejowskiej było więcej w polskiej twórczości... dużo humoru i seksu... mam nadzieję, ze po przeczytaniu kolejnych twoich tekstów będe tak samo podjarana jak jestem teraz :P

    OdpowiedzUsuń
  21. Czudowne opowiadania :) Uwielbiam do nich powracac. <3 <3 <3
    Czy moglabys dodac tutaj rowniez opowiadanie walentynkowe? Ladnie prosze :D

    OdpowiedzUsuń
  22. wszyscy pisza takie długie combo-komenty, aż wstyd dodawać coś od siebie, ale w końcu obiecałam. jak wszystko zawrę w jednym komentarzu to chyba się nie obrazisz?
    strasznie podobała mi się relacja BJ'a i Tony'ego z "...po prostu przyjaciele...". BJ nie odrzucił go jako geja, a potem wspaniale opisałaś jak pozwalał mu na coraz więcej. końcówka była genialna, oficjalnie nie przyznali, że są razem, ale wszyscy wiedzą o co chodzi.
    "nie stój. całuj!" ma fajną fabułę, jest niespotykane, ale stanowczo za krótkie! chciałabym się dowiedzieć jak potoczą się dalsze losy bohaterów, w końcu braciszek Fernando nie był zachwycony przyszłym-niedoszłym szwagrem...
    "budka z pocałunkami" zaczyna się niespodziewanie, Connor jako zimny drań jest po prostu seksowny.
    "wzięty przez zaskoczenie" jest po prostu gorące... te sesje, podobieństwo historii bohaterów książki do której pozuja z nimi samymi. i sam Blake... ;3
    jedyne chyba, które nie ujęło mego serca to "Mój chłopak nie jest gejem". jak dla mnie zdecydowanie zbyt cukierkowe. trochę dziwny początek, dłuuuga, zawiła rozmowa bohaterów na początku, że nie wiadomo o co właściwie chodzi, potem okazuje się, że obie rodziny od dawna wiedzą o ich orientacji i oczywiście ich akceptują, bohaterowie idą razem na bal i wszędzie tęcza i serduszka. ja rozumiem, że to w końcu romans pomiędzy nastolatkami, ale brakuje mi namiętności i trochę przeciwności losu.
    ufff, udało się ;D

    OdpowiedzUsuń
  23. Witam Wszystkich. Niedawno odkryłam Twoją stronę i już wiem że zostanę Twoją wielką fanką. Bo to co piszesz Uwielbiam. Moją Pierwszą wielką miłością są Fantazje Luany, które pochłonęłam. Dziękuję za talent,wysiłek i czas jaki poświęcasz w napisanie każdego wyrazu. Pozdrawiam Olumira

    OdpowiedzUsuń

I co sądzisz?