sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział drugi

Bo jesteście kochani, i bo lubię was dręczyć :D


Drugi rozdział 
Świątecznego pocałunku 
dla was...





Rozdział drugi


Akcja była wielka i wszechstronna, zatem projekt przewidywał różne klipy filmowe, zdjęcia, wywiady, reklamy i plakaty. Mocne, bezpośrednie hasła i slogany. Chciano położyć szczególny nacisk na edukację, wpleść w całość fakty medyczne, bo wiedza na temat HIV i AIDS nawet w dobie Internetu była zatrważająco uboga u większości ludzi. Potrzeba też było przybliżyć wszystkim problem dręczenia wśród nastolatków i zastraszającej ilość samobójstw wśród młodzieży. Problemów i zadań było zastraszająco wiele, Rodney jednak zdawał się znaleźć rozwiązanie dla wszystkiego. Nie dziwne, że potrzebował tak wielu chętnych, aby wsparli go w tej wojnie.
Każdy z uczestników miał z góry przeznaczone zadanie i partnera z którym – przy pomocy wyznaczonych wolontariuszy – miał je realizować. Część filmowców i fotografów światowej sławy nie tylko zadeklarowało pracę za darmo, ale i czynny udział w projekcie. To samo dotyczyło się muzyków, stylistów, choreografów, scenarzystów i grona ludzi, co do których przeznaczenia i zawodów Maddock nawet nie był pewien. Wielkie studio filmowe asygnowało swoje pomieszczenia i sprzęt do użytku. Zestawienie prywatnych firm i przedsiębiorstw w ten czy inny sposób deklarujących pomoc było dające do myślenia. Nieśmiałe macki wątpliwości wpełzły do umysłu biegacza. Coś to przecież musiało znaczyć. Czyżby wystarczył odpowiedni bodziec?
Lista wspierających wydrukowana na kilku ostatnich stronach programu była imponująca i w niemałej mierze zaskakująca. Może wreszcie do wielu ludzi dotarło, że należało coś zrobić.
Zadanie było wielkie, ale i cel był szczytny. Półśrodki zdecydowanie nie dawały rezultatu do tej pory. Trzeba było zmienić postrzeganie środowiska LGBTQIA*[1] i Gender na całym świecie, co oznaczało, że musieli dotrzeć do wszystkich. Ukazać prawdę. Dobitnie dowieść jak błędnie ludzie myślą o homoseksualizmie, biseksualizmie czy transseksualizmie. Co każdy zrobi potem z tą wiedzą nie leżało już w rękach organizatorów, ale każdego indywidualnego człowieka, i może Boga, jeśli ktoś w niego wierzył.
Maddock miał wiele wątpliwości i pytań, nie bardzo jednak wiedział, kogo miał zapytać ani jak sformułować swoje obawy. Jego scenariusz wydawał się wyglądać prosto. Miał zagrać we filmiku. Później po kilku sesjach zdjęciowych, miał udzielić wywiadu i wraz ze swoim wylosowanym partnerem – a jak jego bilecik głosił, był to Darnell Kimrey, aktor, o którym nigdy wcześniej nie słyszał – siedząc pod wielką choinką wyznać, że choć żaden nie jest gejem, to wzięli udział w akcji, ponieważ…
No właśnie i to wielkie „ponieważ” było ciężkim orzechem do zgryzienia dla Maddocka. Miał szczerze i otwarcie wyjaśnić, co go skłoniło do uczestnictwa w akcji, udawania geja, do – hipotetycznego – całowania innego mężczyzny, do wystąpienia z szeregu i przywołania ludzi do porządku. Co samo w sobie powinno być proste. Powinno, a nie było, w sytuacji, kiedy sam nie do końca był pewien własnych motywów.
Jak miał ubrać w słowa coś, co wyżerało mu duszę? Jak posortować mętlik w głowie i skonfliktowane uczucia? Z całą pewnością nie chciał wyjawiać osobistych, prywatnych spraw na forum, dla wszystkich do oceniania. Nie miał ochoty pozwolić innym na zaglądanie sobie w głowę. Ujawnienie tego, co naprawdę myślał odzierało go z warstwy ochronnej, którą nie wiedział, kiedy wyhodował. Wiedział tylko, że czuł się bezbronny taki przezroczysty.
Organizatorzy jednak nie mieli zamiaru iść na łatwiznę. Nie zamierzali podpowiadać, pomagać czy sugerować właściwych odpowiedzi. Chcieli, aby każdy z osobna miał czas przemyśleć swoje własne nastawienie i pobudki, by zweryfikowali swoje odczucia w tym temacie. Łatwo było mówić to, co było właściwe, poprawne politycznie. Wyuczone regułki bez trudu spływały ludziom z ust. Kiedy jednak miały wypłynąć prosto z serca, gdy miały reflektować czyjeś prawdziwe emocje, sytuacja nagle stawała się skomplikowana. Wiele niespodzianek mogło spotkać człowieka w momencie, w którym musiał się otworzyć. Udawać było łatwo, przekonać jednak samego siebie, co jest właściwe, było z goła czymś dokumentnie innym. Tak jak de facto zrozumienie, co było tym godziwym zachowaniem, które mieli reprezentować. Nie dla wszystkich to było oczywiste.
Całkowicie skołowany i przybity Maddock ruszył w kierunku, rozmawiającego na środku sali Rodneya Sterlinga. Pot ściekał mu po plecach pod koszulą, choć drżał z zimna pomimo marynarki.
Po pierwsze wypadało się przywitać z osobą odpowiadającą za ten cały bałagan, a po drugie, jeśli już miał brać udział w tym szaleństwie, najlepiej było złapać byka za rogi od razu, a nie czaić się po kątach. Był sportowcem, rywalizacja i determinacja płynęły w jego żyłach.
Przedarcie się jednak przez tłumek go otaczający wydawało się być proste tylko w teorii. Wyglądało na to, że nie on jeden miał zastrzeżenia i obiekcje. Ożywiona rozmowa grupki zgormadzonej w centrum płynęła dość wartko i więcej osób zaczynało dołączać niż odchodzić uspokojonych. Ostatecznie wolno, ale z determinacją prąc, Maddock przepchnął się do przodu. W zasadzie w ostatnim momencie został wepchnięty na wysokiego, muskularnego bruneta stojącego tuż obok organizatorów, ale nie mniej jednak ostatecznie znalazł się w przy Rodneyu. U którego boku niewzruszenie jak opoka, stał współtwórca kampanii Parker Kimrey.
Prostując się niezdarnie i mamrocząc jakieś nieskładne przeprosiny dla osoby, na którą wpadł, Maddock spróbował opanować wewnętrzne roztrzęsienie. Ścisk był jednak taki, że chcąc nie chcąc nadal był przyciśnięty do nieznajomego jak plaster do rany.
– Bardzo przepraszam… ja tylko… przepraszam – mamrotał zły i speszony. Wielkie, twarde ciało mężczyzny zdawało się ani drgnąć pomimo faktu, że Maddock kilka razy odbił się od niego próbując się cofnąć. Popychany jednakże z tyłu przez rozkojarzony tłum, nie miał szans nawet drgnąć. – Proszę mi wybaczyć, ten ścisk… – wydusił kolejny raz siląc się na grzeczność. – Ja tylko… proszę wybaczyć… – Zdezorientowany, miał obawę spojrzeć w twarz mężczyzny, na którego niemal wchodził. Nie zdarzyło mu się jeszcze znaleźć w tak dwuznacznej sytuacji. Nie wiedział, co robić szczególnie, że czuł spojrzenie faceta na sobie niczym laser. Wręcz czuł jego rozbawienie przez skórę. Równie dobrze mógł sobie darować, bo jak zdołał się do tej pory zorientować na sali rozbrzmiewały różne języki świata i na dobrą sprawę mężczyzna mógł go wcale nie rozumieć. – Och, do cholery z tym wszystkim… – zaklął poddając się.
Nieznajomy, jeśli nawet rozumiał, co się do niego mówiło, to nie zareagował w żaden sposób, wbił tylko w niego swoje chłodne, niebieskie oczy i skinąwszy mu głową, trochę się odsunął. Jego potężniejsza sylwetka i oczywista siła dawały mu przewagę, której nie miał Maddock i sama świadomość tego doprowadzała sportowca do szewskiej pasji. Na dodatek te kilka centymetrów wzrostu, które ich dzieliło na niekorzyść Maddocka sprawiało, że bez trudu miał możliwość dostrzec kpiący uśmiech na ustach drugiego mężczyzny. Co z miejsca zburzyło mu krew jeszcze bardziej, zwłaszcza, że i tak był już nieźle podminowany. Odwracając się w stronę organizatorów postanowił zignorować nieznanego uczestnika i załatwić to, po co się tam przepchnął. Na serio to nie był odpowiedni moment, aby dać sobie nadepnąć na odcisk przez jakiegoś obcego typa, którego najwyraźniej bawiła cała ta sytuacja.
– Przepraszam was moi drodzy. Zrozumcie, że nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć wam teraz na wszystkie pytania. W waszych folderach macie numery telefonów, aby skontaktować się z naszymi pomocnikami i współtwórcami naszego projektu w razie, jakichkolwiek wątpliwości. – Ciche, ale stanowcze słowa Rodneya bez trudu dotarły do wszystkich. Unosząc ręce w uspokajającym geście spróbował oderwać się od napierającej na niego grupy. – Wszystko pójdzie sprawnie i szybko, kiedy już zapoznacie się z rozkładem zajęć i przydzielonymi wam partnerami. Raz wylosowane nazwisko przez jednego z uczestników znika z puli, więc kto pierwszy ten lepszy. System rejestruje już wykorzystane nazwiska i wylosowana osoba już tylko dostaje scenariusz i nazwisko osoby, która ją wylosowała. To naprawdę działa bardzo prosto. – Szeroki uśmiech wypłynął na jego lekko pooraną zmarszczkami twarz. Z bliska były wyraźnie widoczne, choć mężczyzna nie mógł mieć więcej niż czterdzieści parę lat. Nie ujmowało mu to w żaden sposób, a wręcz czyniło bardziej przystojnym i interesującym. – Zmiany, jeśli naprawdę okażą się niezbędne będą dokonywane w miarę postępu prac. Ten miesiąc będzie bardzo pracowity i wielu z was będzie musiało tu wracać kilkakrotnie, bo przecież nikt nie oczekuje, że wszystko rzucicie na cały miesiąc i będziecie do naszej dyspozycji.
– Proszę państwa. To naprawdę wszystko jest wyjaśnione w waszych grafikach – wtrącił twardo i dużo bardziej chłodno Parker Kimrey. Trochę niższy, ale dużo potężniej zbudowany niż swój towarzysz roztaczał wokół nich aurę opanowania i zdecydowania. Kładąc dłoń na łokciu Rodneya powstrzymał go przed odpowiedzią na pośpiesznie rzucane pytania. – Na wszystko będzie czas. Proszę się rozgościć w hotelu. Zjeść, odpocząć. Przejrzeć swoje plany, a kto jeszcze nie ma wylosowanego partnera proszę to jak najszybciej zrobić. Nasi pomocnicy są do waszej dyspozycji. Bardzo łatwo ich rozpoznacie – wskazał swoją pomarańczowo–zieloną plakietkę. – Każdy z naszych pracowników ma odpowiedni identyfikator i zdolność udzielenia wam wszelkiej pomocy, której możecie wymagać. Jeśli nie będą umieli pomóc, będą wiedzieli, do kogo państwa skierować. – Ostatecznie i stanowczo zdymisjonował wszystkich.
Lekko zdenerwowani mężczyźni i ciekawsko zerkające na nich kobiety mimo wszystko musieli się poddać, widząc, że już nic więcej nie wskórają. Ostatecznie nawet nie do końca wiedzieli, o co pytać, nie znając swoich zadań. Kręcąc głowami i szepcząc między sobą gorączkowo, zaczęli rozchodzić się po sali. Dopiero teraz Maddock dostrzegł, że podobnych grup utworzyło się znacznie więcej. Każda otaczała mężczyznę lub kobietę z zielono–pomarańczowej koszulce z napisem na plecach „tłumacz” i narysowanymi małymi flagami. Niska blondynka miała ich imponującą ilość, ale nie zdołał dojrzeć ilu językami władała. Wyglądało jednak na to, że wszystko było pod kontrolą. To się nazywa planowanie do przodu. Był pod wrażeniem.
Rodney cicho rozmawiając z Parkerem, zaczęli zmierzać do bocznego wyjścia, z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. Maddock jednak był zdeterminowany i nie zamierzał się poddać. Choćby dlatego, że kilka minut wcześniej przyglądając się Parkerowi dostrzegł, że jego nazwisko jest dokładnie takie samo jak nazwisko jego tajemniczego partnera. To nie mógł być przypadek, nie przy jego zdumiewającym szczęściu do pakowania się we wszelkiego typu tarapaty.
– Przepraszam – zawołał przyśpieszając kroku, aby dogonić mężczyzn. Nawet nie dostrzegł, że ktoś podąża jego śladem. Miał zbyt wiele na głowie, aby zwracać na kogokolwiek uwagę. – Mogę zamienić słówko panie Kimrey? – zapytał bez mrugnięcia okiem na zniecierpliwione spojrzenie, które rzucił mu wołany organizator przez ramię. – Ja tylko zajmę sekundę.
– Słucham? – zapytał w końcu Parker po kuksańcu od przyjaźnie uśmiechającego się Rodneya.
– Witam – zaczął Maddock biorąc głęboki wdech. Był zadowolony, że jego dłoń drżała naprawdę nieznacznie, kiedy wyciągnął ją na powitanie do swoich rozmówców. – Nazywam się…
– Wiemy, kim pan jest panie Sheffield… złoty medalista ostatnich mistrzostw halowych na sto metrów w sprincie, brąz w sztafecie cztery razy czterysta metrów. Proszę mi wierzyć, jestem fanem, to prawdziwa przyjemność móc pana gościć. Zwłaszcza, że zdecydował się pan wspomóc swoim udziałem nasz szczytny cel. – Przerwał mu Rodney, dość entuzjastycznie potrząsając wyciągniętą ręką.
Oczywiście, że wiedział, jakże mogłoby być inaczej. Ponownie spinając się wewnętrznie Maddock skinął mu lekko głową.
– Cóż, trudno odmówić panu siły perswazji. To było zaproszenie nie do odrzucenia… – Maddock właściwie nie do końca był pewien czy udało mu się ukryć nutkę wyrzutu w głosie, choć wiedział, że powinien był. Ostatecznie wszyscy znaleźli się tutaj w słusznej sprawie. Jak było z tym polemizować i nie wyjść na totalnego dupka? Rodney i Parker musieli również zdawać sobie z tego sprawę, bo żaden nawet nie ukrywał wypływających im na usta uśmiechów. – Rozumiem, że wszystkiego dowiem się z czasem, ale jedno jednak mnie trapi. Pańskie nazwisko – zwrócił się bezpośrednio do niższego z mężczyzn, nie mając siły na owijanie w bawełnę i cackanie się.
Parker spojrzał na niego, z zaciekawieniem wysoko unosząc brwi.
– A cóż w nim takiego interesującego? – zapytał ostrożnie, nie całkiem pewien czy chce znać odpowiedź. Był dobrze znany w gronie bankowców, inwestorów i przedsiębiorców, a jego głośny i brzydki rozwód odbił się echem we wszystkich kręgach społecznych. Nawet nie chciał wspominać tego czasu.
Wzdychając głęboko i dość nerwowo przeczesując palcami swoje ciemnoblond włosy Maddock, odparł na tyle spokojnie na ile to było możliwe w danej sytuacji:
– Otóż takie samo nazwisko nosi osoba, którą wylosowałem. – Wyciągnął dłoń z kartonikiem w stronę zaskoczonego mężczyzny. Dwoje komicznie rozszerzonych oczu lepiło w niego wzrok. Ciut rozbawiony Maddock dodał cicho: – Miałem nadzieję, że może mi pan wskazać, któż to może być…
– Cóż… – zaczął Parker ostrożnie, rzucając nerwowe spojrzenie ponad ramieniem Maddocka. – Darnell Kimrey…
– To byłbym ja – odparł głęboki, niski głos tuż nad uchem niczego niespodziewającego się sportowca.
Zaskoczony i wystraszony w pierwszym momencie Maddock, praktycznie wyskoczył na pół metra w górę. Stres całego dnia skumulował się w nim w tym jednym momencie do takiego stopnia, że zdenerwowany i rozdygotany teraz wręcz trząsł się od środka. Gdyby nie pasek, zimny pot spływałby mu po tyłku. Zły, odwrócił się na pięcie jednocześnie wpadając na, nie całkiem już nieznajomego z ich poprzedniej kolizji. Ten sam leniwy, trochę kpiący uśmiech czający się w kącikach, niezaprzeczalnie przystojnego Darnella Kimreya, był jak cios w splot słoneczny i doprowadził krew Maddocka do wrzenia, choć za nic na świecie nie umiałby usprawiedliwić swojej tak intensywnej reakcji.
– Ty! – rzucił oskarżycielsko, niezdolny zapanować nad miksem emocjonalnym rozpierającym go od środka. Potrzebował ofiary i ta właśnie mu się napatoczyła w postaci aroganckiego aktora.
– Ja! – Przytaknął mężczyzna z kpiarskim uśmiechem. Zanim jednak Maddock miał możliwość zareagowania w jakikolwiek sposób, ten zwrócił się do swojego brata wyraźnie drwiąc z niego. – Wychodzi na to, że twój idealny system losowania ma wady.
– To nie możliwe! – zaprotestował lekko pogubiony w całej sytuacji Parker. Obserwacja reakcji obu mężczyzn na siebie wciągnęła go na tyle, że w pierwszej chwili nie pojmował, co jego brat mógł mieć na myśli. Ten jednak wyśmiał go.
– Dlaczego w takim razie, ja i on w tym samym czasie wylosowaliśmy kogoś innego?
Cała trójka jak na zawołanie spojrzała na kolejny tekturowy bilecik pojawiający się, jak z rękawa magika, w dłoni Darnella. Mężczyzna jednak nie miał zamiaru tak zwyczajnie skrócić ich męki i zasłonił kciukiem nazwisko na nim widniejące.
– To jest nie możliwe – wymamrotał ponownie Parker pozostając w wyraźnym stanie szoku. Nawet Rodney skrobał się po głowie nie do końca znajdując logiczne wyjaśnienie dla tej nieoczekiwanej okoliczności.
– A może jest możliwe, bo losowaliśmy dokładnie w tym samym czasie? – Zastanowił się na głos Maddock właściwie nie do końca wiedząc, o czym mówił. Wiadomo było, że dane wprowadzane do komputera mogły napotkać różne przeszkody, a biorąc pod uwagę młody wiek, ach–jakże–entuzjastycznych asystentów obsługujących poszczególne stoiska, wszystko mogło się zdarzyć.
– Istnieje taka możliwość, a przynajmniej to jedno z ewentualnych wyjaśnień – wymamrotał z zastanowieniem Rodney już kalkulując w głowie. Parker z kolei wyglądał jakby miał przewrócić się na miejscu, uginając się pod ciężarem wszystkich potencjalnych komplikacji mogących wypłynąć z większej ilości takich błędów. Przez chwilę Maddock mu nawet współczuł. Nie trwało to jednak dość długo, żeby musiał się przejmować tym, iż już całkiem tracił rozum. Tym bardziej, że organizator otrząsnął się praktycznie natychmiast, prostując jak strzała.
– Muszę to naprawić! – oświadczył, ponownie obracając się na pięcie, aby podążyć tam gdzie gnał go kolejny obowiązek. Darnell widocznie jednak miał inne plany, bo uśmiechając się dość arogancko zapytał:
– Nie chcesz wiedzieć, kogo wylosowałem? – Ton jego głosu wystarczył, aby wbić Parkera w ziemię. Prawie obawiając się, mężczyzna spojrzał twardo na brata przez ramię, pozwalając swojemu milczeniu być bardziej wymownemu niż setce słów, które cisnęły mu się na usta. Darnell mimo wszystko nie miał zamiaru dać się zbyć tak lekko, tym bardziej, że w jego głowie już formował się pomysł, za który dałby wiele, aby wprowadzić go w życie. – Chyba trzeba znaleźć dla tej osoby zastępstwo…
– Po prostu wróci do puli… – Parker oczywiście od razu miał rozwiązanie. Maddock jednak miał wrażenie, że jego partner miał całkiem inny pomysł, bo ewidentnie zbyt dobrze się bawił wnosząc po jego minie i ironicznie uniesionych brwiach.
– Jesteś tego pewien? – Nie próbując nawet ukryć uśmiechu, Darnell kpił w żywe oczy z Parkera. Zanim jednak gwałtownie czerwieniejący na twarzy mężczyzna miał możliwość wybuchnąć, Rodney zganił spojrzeniem przemądrzałego, młodszego brata, ucinając dalszą słowną przepychankę. Nie chcąc najwyraźniej podpaść pierwszemu po Bogu w całym tym przedsięwzięciu, z niemałą satysfakcją, Darnell pokazał swoim towarzyszom nazwisko na białym kartoniku.
Rodney Sterling.
Cisza, jaka zapadła na chwilę była wręcz nierealna i Maddock właściwie na siłę musiał stłumić chęć rozejrzenia się dookoła, aby upewnić się, że nie zostali nagle jakimś cudem sami na ogromnej sali. Szybko jednak parsknięcia, protesty i zaprzeczenia posypały się od dwóch protestujących działaczy i niesamowita atmosfera prysła jak bańka mydlana.
– To niemożliwe…
– Jakaś pomyłka!
– Błąd…
– Trzeba to wyjaśnić!
Parę sekund zajęło Maddock’owi połapanie się w całej tej nerwowej paplaninie. Nie do końca łapał gdzie w tym wszystkim był zawarty żart, ale wyglądało na to, że przynajmniej Darnell bawił się dobrze.
– Nie mam pojęcia, co się stało, ale Rodney nie może brać udziału w akcji… – oznajmił stanowczym i już dużo bardziej opanowanym tonem Parker. Przytakując samemu sobie przy okazji głową, jakby chciał się upewnić, że ma absolutną rację. Przecież nie było żadnej innej opcji.
– A to dlaczego? – Darnell oczywiście nie zamierzał się poddać, a i sam Maddock nagle zaczął być bardzo ciekawy odpowiedzi.
Po raz kolejny zapadła niezręczna cisza, kiedy Rodney i Parker wbili spojrzenie w niesfornego partnera Maddocka. Ich miny nie były pochlebne.
– Jestem organizatorem, po łokcie zarobionym i trzymającym to wszystko w garści. Chyba nie sądzisz, że moje uczestnictwo w tej sytuacji wyjdzie komukolwiek na dobre? – odparł w końcu Rodney tonem tak pełnym cierpliwości, że Maddock musiał się skrzywić. Darnell równie dobrze mógłby być pięciolatkiem, sądząc po sposobie, w jaki się do niego zwracał.
Rozglądając się przesadnie dookoła, aktor zrobił niewinną minę rozszerzając oczy zabawnie.
– Z tego, co widzę masz tłumy pomocników, współtwórców i pomysłodawców. Człowiek nie może mrugnąć, ażeby się nie potknąć o któregoś. Nie podejrzewam, że wszystko runie, jeśli weźmiesz udział w sesji zdjęciowej czy filmiku.
– To bez sensu – zaprotestował Rodney potrząsając głową. Zmarszczki wokół jego ust tylko się pogłębiły, kiedy zagryzł wargi, jakby próbował się powstrzymać przed tym, co mogło wymknąć mu się niezamierzenie. Jego stanowisko dawno temu nauczyło go, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
– Ależ to ma wielki sens. Kto jak nie ty powinien wspierać swoją twarzą całą akcję?
– Darnell przestań. – Cicho zgonił brata Parker. Wydawał się być zażenowany całą tą jakże niekomfortową sytuacją. – Nie masz pojęcia ile mamy pracy. – Dopuszczenie do siebie wizji występującego Rodneya z Darnell’em, to było dla niego za dużo najwyraźniej.
– Nie mniej jednak wszyscy poświęcamy się dla wyższego dobra, prawda? – Kontra była natychmiastowa. Wyglądało na to, że bracia mieli wiele doświadczenia w takich dyskusjach i choć Maddock nie znał ich, po samych ich minach miał pewność, że żaden nie zamierza szybko ustąpić. Jak na razie w jego opinii Darnell miał wiele racji. Wszyscy w taki czy inny sposób znaleźli się tutaj pod presją. Jak nie własnego sumienia i honoru, to przyjaciół, środowiska czy agenta. – Myślę, że to by dobrze wpłynęło na morale uczestników, gdy sami organizatorzy czynnie zaangażowali się w udział.
– Nie ma na to czasu. Trzeba by wiele zmienić, dopasować, przearanżować. Musielibyśmy wymyślić nowy plan dla Rodneya… – Niechętnie, ale Parker wydawał się rozważać tę niespodziewaną opcję, cały czas w głowie szukając dobrej wymówki. Zamyślona mina jego współtowarzysza też nie pomagała mu się uspokoić i z niepokojem cały czas zerkał na stojącego przy nim mężczyznę.
– Może jednak… – Wolno i niechętnie Mr Sterling przyjął do wiadomości, że nowe zadanie zostanie wepchnięte w jego bardzo już napięty grafik. Źle by wyglądało, gdyby zaczął się uchylać od tak ważnego obowiązku. Ostatecznie sam naciskał na innych, nie miał prawa od siebie wymagać mniej.
– Zwariowałeś! – zaprotestował Parker spontanicznie i dość emocjonalnie, zanim jego przyjaciel miał możliwość dokończyć myśl. Jego reakcja była właściwie automatyczna, a rozum dopiero próbował pojąć, dlaczego mężczyzna w ogóle rozważał na poważnie taką możliwość. Zdumiony patrzył, wobec tego na niego, nie wierząc własnym uszom. Opanowując się resztką sił, zaatakował swojego brata, w duszy winiąc go za całe zamieszanie. –  Niepotrzebnie robisz zamieszanie. Ty masz partnera. Maddock Sheffield wylosował plan dla was i twoje nazwisko. Po prostu dostosuj się do grafiku i wszystko będzie dobrze. Rodney ma milion obowiązków i nawet z moją pomocą, i reszty wspierających nadal jesteśmy zapracowani po kokardki. Raz w życiu mógłbyś dać spokój!
– Właśnie bracie. – Darnell w ogóle nieprzejęty krytyką uśmiechnął się szeroko. Błysk w jego oczach posyłał ciarki niepokoju po plecach zebranych. – Z twoją pomocą Rodney da sobie radę ze wszystkim. Wiem, że zaplanowaliście całość perfekcyjnie wręcz ze szwajcarską precyzją. Przewidzieliście każdą opcję… upsss… prawie każdą. Poradzicie sobie i z niespodzianką. Ja mam partnera z planem… – Dość obcesowo przyciągnął Maddocka do swojego boku, łapiąc go za rękaw. Zaskoczony sportowiec nie miał czasu nawet zaprotestować. – A w twoje kompetentne ręce oddaję mój plan i Rodneya. – Śmiejąc się cicho przycisnął karteczkę do piersi brata poklepując go przy tym przyjacielsko. Sekundę później wielki fioletowy folder również był przyciśnięty do klatki piersiowej oburzonego, prychającego Parkera. – Wszyscy musimy walczyć o wolność, równość i sprawiedliwość… – zaintonował z emfazą, jednocześnie zbierając się do odejścia. Zamierzał mieć ostatnie słowo, o co nie było trudno, zwłaszcza, że jego towarzysze gapili się na niego z lekko rozdziawionymi ustami. Nawet Maddock dał sobą sterować, niezdolny do jakiejś racjonalnej reakcji. Zwyczajnie w najśmielszych snach nie zdołałby wymyślić takiego scenariusza.
– Darnell nie masz pojęcia, co robisz – wycedził wściekły, zarumieniony Parker. Nie pomogło również przenikliwe, trochę pytające spojrzenie, jakie rzucił mu nagle Rodney. W rzeczywistości trudno było wyczytać cokolwiek z jego miny, ale i tak Parker czuł się nagle jak przyszpilony owad pod mikroskopem. Doprawdy wyzwanie od przyjaciela było ostatnią kroplą przelewającą kielich goryczy. Miał ochotę udusić tego aroganckiego dupka swojego brata.  Głośny gwizd zagłuszył dalszy ciąg jego wypowiedzi. Zresztą wszystko wyparowało z głowy Parkera, kiedy oniemiały spojrzał na gwiżdżącego Darnella.
W uszach Maddocka zadzwoniło. Podminowany i lekko wystraszony nagłym dźwiękiem wbił łokieć w brzuch większego mężczyzny i odskoczył na metr, praktycznie bojąc się, co ten dureń znów wymyślił. Nie chciał być kojarzony z tym durniem, a już z całą pewnością nie zamierzał dać się wplątać w pokręcone pomysły aktora.
– Mili państwo – Darnell Kimrey wyraźnie czuł się w swoim żywiole, gdy wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Zanim Parker zdołał go powtrzymać, oświadczył głośno i radośnie. – Pogratulujcie naszym organizatorom i inicjatorom tego wspaniałego projektu, Rodneyowi Sterlingowi i Parkerowi Kimrey’owi, gdyż zdecydowali się na osobisty udział w projekcie. Czy to nie wspaniały gest?
Brawa zagłuszyły przekleństwa Parkera i wymuszony śmiech Rodneya. Uratowały też Darnella przed długą i bolesną śmiercią.
 W tym jednym momencie Maddock był właściwie na sto procent pewien, że preferował trzymać się od swojego partnera z daleka, tak długo jak to będzie fizycznie możliwe.
– Och, nie rób takiej miny bracie – Darnell poklepał ponowie Parkera po piersi, śmiejąc mu się w nos. – Są rzeczy ważne i ważniejsze. Priorytety, bracie. Trzeba mieć priorytety.

***

Chichocząc cicho pod nosem Darnell wymknął się z sali, nie czekając aż piekło rozpęta się na dobre. Zostawił nawet własnego partnera na pastwę losu. Czuł satysfakcję z tego, że mógł przytrzeć nosa swojemu idealnemu, niewzruszonemu bratu. Kochał go i podziwiał, nic jednak nie zmieniało faktu, że uwielbiał rywalizację, która od lat między nimi się toczyła. Czyniło ich to normalnymi, przeciętnymi braćmi, takimi jak w większości rodzin. Dla siebie nie byli popularnym aktorem i nadzianym, ustosunkowanym dyrektorem jednego z największych banków w kraju. Byli sztywniakiem i upierdliwym młodszym bratem. I o to mu chodziło. Choć oczywiście w życiu by się do tego nie przyznał głośno. Ich miłość była gorzko–słodka.
Zresztą, mina Parkera z przed pięciu minut była bezcenna. Nie potrafił się zmusić do nawet cienia wyrzutów sumienia. Wszak wszyscy mieli się poświęcić w imię wyższego dobra, prawda? Dlaczego tylko on miał z siebie robić idiotę?
Bez zastanowienia rozejrzał się za najkrótszą drogą do baru. Małe grupki i pojedyncze osoby bez przerwy przemierzały wielki hol hotelu. Mógł się założyć, że większość to byli uczestnicy akcji. Najwyraźniej nie tylko on miał jeden odczuwał nieprzemożną potrzebę przepłukania gardła. Rozumiał ich aż za dobrze. Kilka drinków musiało pomóc na jego nadal lekko przysmażone nerwy. Sam nie wiedział, czemu się tak stresował. Grał już różne role. Tym razem po prostu zagra wyrozumiałego, wspierającego i troszczącego się o innych samarytanina, rozumiejącego cierpienie mniejszości. Pestka.
Lepiej jednak było się zabezpieczyć. Dżin z tonikiem zdecydowanie nie mógł mu w tej sytuacji zaszkodzić.
Obracając się na pięcie Darnell z impetem wpadł na klnącego, wściekłego Maddocka Sheffielda, stojącego tuż za jego plecami. Facet chyba musiał go śledzić, bo gdzie by się nie obejrzał tam było go pełno.
– Jezu, znowu ty – parsknął pod nosem z irytacją. Zdecydowanie jeszcze nie był gotów na stawienie czoła swojemu partnerowi. Tym bardziej, że przystojny młody sportowiec niejako z wyższością patrzył na niego, choć to Darnell był dobre sześć centymetrów wyższy. Sfrustrowany mężczyzna swoje schludnie przycięte ciemne włosy w tym momencie miał już wyraźnie potargane i na policzkach pokazywał mu się pierwszy lekki zarost. Jasne oczy cięły jak lasery, a pełne różowe usta zmieniły się w cienką linię idealnie odzwierciedlającą jego niezadowolenie.
– Chyba powinniśmy pogadać – zauważył mężczyzna tak kostycznym tonem, że Darnell nie zdołał zapanować nad grymasem.
Pięknie, trafiła mu się maruda. Mogli sobie podać rękę z Parkerem. Ten wieczór zaczynał być coraz lepszy.
– Ja zmierzam do baru, możesz się przyłączyć i gadać, aż mi uszy nie odpadną, o ile nie będzie ci przeszkadzało, że ja będę zajęty piciem. – Nie czekając na odpowiedź aktor ruszył do wejścia na salę restauracyjną. Biorąc pod uwagę tłum już tam walący przez dwuskrzydłowe drzwi, wręcz żałował, że nie namyślił się wcześniej. Ludzie na serio wyzbywali się wszelkiej kultury, kiedy ktoś stał między nimi, a ich wybraną trucizną.
Mamrocząc niepochlebne inwektywy pod nosem, wystarczająco jednak głośno, aby Darnell usłyszał, Maddock niemrawo podążył za nim.
Darnell skrył uśmiech. Może będzie miał więcej ubawu niż na początku podejrzewał. Mały sportowiec wydawał się być trudnym przeciwnikiem, a już z całą pewnością nie lubił się naginać do cudzej woli. Jaka szkoda, że go to w ogóle nie wzruszało. 
– Gadaj! – zażądał Darnell, nawet nie patrząc na swojego towarzysza, za to dość entuzjastycznie przywołując do siebie atrakcyjną barmankę. Postawił na swój najbardziej czarujący uśmiech i jak zwykle bez pudła zadziałało, bo kobieta z uroczym rumieńcem podeszła do nich, pomijając kilku klientów po drodze. – Dżin z tonikiem, podwójny – zamówił głośno. Rzucając szybkie spojrzenie w stronę swojego towarzysza, zapytał z kurtuazją: – Coś dla ciebie?
Zaciskając usta na chwilę, Maddock wyglądał jakby miał zamiar wychłostać aroganckiego aktora słownie, zadziwiająco szybko jednak nad sobą zapanował.
– Poproszę wodę mineralna z cytryną. – Na kpiące spojrzenie, jakie rzucił mu Darnell dodał cierpko: – Nie piję alkoholu…
– Oczywiście, że nie – przytaknął ironicznie aktor. – Twoje ciało z całą pewnością jest świątynią… – Drocząc się, mężczyzna całkiem nieświadomie przysunął aprobującym wzorkiem po smukłej, wysportowanej sylwetce biegacza. Nie trudno było dojrzeć gładkie, twarde niczym postronki mięśnie ud pod ciasnymi skórzanymi spodniami. Czarna sportowa marynarka również idealnie podkreślała długi, idealnie zdefiniowany tors. Nikt nie mógłby się dopatrzyć choćby grama zbędnego tłuszczu na ciele sportowca. Suma Sumarom nie dziwne było, że mężczyzna dbał o swoje kompaktowe, idealne ciało. Każdy powinien cenić taki dar.
Otrząsając się ze swoich przemyśleń, Darnell oderwał spojrzenie od kształtnej klatki piersiowej ukrytej pod srebrnoszarą koszulą i uniósł głowę tylko po to, aby się przekonać, że jego towarzysz przygląda mu się pytająco z wysoko uniesioną ciemną brwią. Najwyraźniej był zaskoczony skrupulatną lustracją Darnella, bo szare oczy wręcz go prześwietlały. Cóż miał powiedzieć? Sam był w zdumiony, udając więc nonszalancję wzruszył ramionami, nie do końca pewien czy Maddock dał się nabrać. Sam siebie nie nabrał. Walcząc z rumieńcami, jak plaga prześladującymi go tego dnia, szybko odwrócił się do nadal czekającej barmanki. Siląc się na szeroki uśmiech zażądał:
– Dżin dla mnie i woda dla pana… – Zbierając się w sobie i z całych sił próbując nie myśleć, dlaczego przed chwilą otwarcie podziwiał ciało innego mężczyzny, Darnell postanowił pozbyć się swojego partnera. Przynajmniej na jakiś czas. Nie długi. Wystarczający, aby się upić. Potem już wszystko będzie zdecydowanie łatwiejsze. – Czy nasza rozmowa jest tak ważna, że musi się odbyć już teraz? – zapytał drętwo, nic nie robiąc sobie z ostrzegawczo zwężających się oczu Maddocka. – Może zwyczajnie chcesz mnie lepiej poznać? Zdarza mi się to cały czas. Sława i tak dalej… – Tak, oczywiście, robienie z siebie jeszcze większego palanta niż do tej pory zdecydowanie mu pomoże. Wyglądało jednak na to, że Darnell był samospełniającą się przepowiednią. Otwierał usta i już działo się dokładnie to, czego obawiał się w swoich najgorszych przypuszczeniach.
– Bynajmniej –  padła cicha, cierpka odpowiedź. Maddock nie był pod najmniejszym wrażeniem. Nie, wnosząc po jego zdegustowanej minie. – Oddałeś swój grafik, więc czy chcesz czy nie, musisz użyć tego samego scenariusza, który wylosowałem ja. Chcę się tylko upewnić, że będziesz przygotowany.
Śmiejąc się Darnell potrząsnął głową nad powodami, którymi najwyraźniej stresował się jego nowy przyjaciel.
– Bez obaw. Będę zwarty i gotowy. Jak zawsze zresztą – oświadczył buńczucznie, w głębi duszy postanawiając sobie, że zrobi co w jego mocy, aby jeszcze wywrzeć wrażenie na swoim partnerze. Nie żeby miał coś do udowodnienia. Zwyczajnie uwielbiał być doceniany. Nienawidził też, kiedy ludzie z góry zakładali, że wiedzą o nim wszystko i że go znają wystarczająco dobrze, aby wyrabiać sobie o nim zdanie.
Jednym haustem pochłonął zawartość swojej szklaneczki i natychmiast zasygnalizował barmance, żeby pośpieszyła z kolejną.
– Może, oczywiście odrywając się od swojego fascynującego zajęcia na kilka minut, mógłbyś załatwić sobie swój program? – Zauważył sucho Maddock instynktownie zaciskając dłoń na szklance wody. Wyraźnie niezadowolony z tego, że Darnell go ignorował, próbował zachować spokój i opanowanie. Bardzo szlachetnie, ale nadal Darnell'owi było bardzo wszystko jedno z tego powodu. Dodatkowo bawiło go poniekąd, że jego towarzysz za wszelką cenę chciał zachować między nimi przyzwoitą odległość, ale kilkadziesiąt osób, stłoczonych wokół nich i próbując się dostać do baru, znów ich spychało razem.
Szczerząc zęby w zbyt szerokim uśmiechu Darnell wyciągnął Maddock’owi z ręki niebieski folder i od niechcenia go kartkując drugą ręką wyjął komórkę. Sekundę później już łączył się z pierwszym numerem, jaki widniał na górze strony.
– Witam, moje nazwisko Darnell Kimrey, chciałbym prosić o dostarczenie do mojego pokoju… mmm… 219, kopi grafiku moich zajęć na najbliższe dni. Mój partner to Maddock Sheffield, tak… tak podejrzewałem, że to nie będzie żaden problem… dziękuję. – Dwie minuty później uradowany jak pięciolatek wręczył marszczącemu brwi Maddock’owi jego prospekt, lekko uderzając nim przy tym mężczyznę w pierś. Zanim tamten zdołał jakkolwiek zareagować, Darnell znów pochłonął swojego drinka. Miał dobre tempo. Może zdąży się znieczulić zanim jego zdegustowany przyjaciel zmusi go do przeczytania scenariusza, który mają odegrać.  – Widzisz? Problem załatwiony. Czy coś jeszcze cię kłopocze? Nie, to przepraszam, ale chciałbym dać szansę temu wspaniałemu dżinowi sponiewierać mnie…
– Rozumiem – wymamrotał Maddock wyraźnie zrażony tak obcesowym traktowaniem. Darnell miał jednak problem z wykrzesaniem, choćby odrobiny entuzjazmu czy sympatii. Mózg mu stawał na samą myśl, co go czekało podczas najbliższych dni. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę był tam i miał zamiar wziąć udział w tym szaleństwie. Wkurzało go, że jego towarzysz wydawał się to znosić o wiele lepiej. Dezaprobujące, chłodne spojrzenie przyszpilające go do barowego stołka, też nie pomagało. Zrobił więc to, co wychodziło mu najlepiej. Zignorował problem. Nie zdziwił się więc, kiedy mężczyzna obracając się na pięcie odszedł rzucając przez ramię beznamiętne: – Dobranoc.
Z westchnieniem ulgi Darnell pochłonął kolejnego drinka. Czuł się jakby zyskał trochę cennego czasu zanim będzie musiał zacząć myśleć o tym co go czekało.

Wspierając się ramieniem o ścianę i sunąc wolno opustoszałym, oszczędnie oświetlonym korytarzem, Darnell dotarł do swojego pokoju grubo po drugiej w nocy. Wcale się nie zdziwił, że zajęło mu to kilka godzin. W końcu przydarzało mu się to wystarczająco często, aby już się nie dziwił. Szkoda, że na tym etapie upojenia alkoholowego już nie umiał wmówić sobie, że to jego aktorskie życie tego od niego wymagało. Image, który musiał utrzymać. Był zdegustowany sobą i mdliło go niemiłosiernie. W głowie mu szumiało, a w kieszeni palił go numer telefonu ponętnej barmanki. Wiedział jednak, że Paker oskórowałby go żywcem, gdyby wylądował z nią w łóżku. Bezemocjonalny seks z nieznajomymi był na życiowej liście Parkera wielkim NIE–NIE. Zawsze też niezawodnie wiedział, gdy młodszemu, mniej doskonałemu bratu zdarzyło się zbłądzić.  
Z drugiej strony Darnell też już od kilku lat nie bardzo potrafił wykrzesać z siebie wystarczająco dużo energii, aby wdawać się w przygody na jedną noc. Chyba robił się za stary. To wymykanie się rano, te dziwne krepujące próby pozbycia się nieznajomej z łóżka, zaczynało wymagać zbyt wiele wysiłku i kreatywności, na którą nie chciało mu się zdobywać. Seks, który miał być bez zobowiązań, po wszystkim okazywał się, wymianą usług. Bo przecież, dlaczego nie miałby zrobić użytku ze swoich znajomości w branży filmowej? Zazwyczaj za tym podążały repertorium wymówek i litania pretensji, kiedy odmawiał. To wszystko był frustrujące i odstręczające. Miał zwyczajnie dość. Tym bardziej nie rozumiał, dlaczego flirtował i dlaczego w ogóle wziął podsuniętą mu serwetkę z numerem. Stare przyzwyczajenia najwyraźniej umierają wolno.
Wzdychając ciężko zsunął marynarkę wcale nie kłopocząc się tym, że upadła na podłogę. Nienawidził bycia wbijanym na siłę w garnitury. Parker – przy entuzjastycznej pomocy jego agentki Ann – jednakże zwyczajnie ubraliby go własnoręcznie, gdyby godnie nie zaprezentował się na spotkaniu. Spodnie i skarpetki podążyły za odkopniętymi butami. Zdjęcie krawatu to była prawdziwie zaciekła walka. Przy rozpinaniu koszuli czuł się tak zmęczony, że ledwie mógł powłóczyć nogami. Automatycznie włączające się światło raziło go w oczy, nie miał jednak dość energii, aby włączyć lampkę na nocnej szafce i zgasić górną lampę. Dobre pięć minut, walcząc z jedwabnymi, czarnymi bokserkami, debatował czy właściwie wziąć prysznic czy olać go i zwyczajnie zwalić się na wielkie, zapraszająco wyglądające łóżko. Ostatecznie mlaskając z obrzydzeniem, Darnell zmusił się do umycia zębów i szybkiego prysznica. Wiedział, że inaczej rano czułby się jakby coś go wywlekło ze śmietnika. Miał nie małe doświadczenie w tej kwestii.
Przeciągając się wolno, spróbował zrelaksować swoje napięte mięśnie i rozciągnąć jakby zbyt ciasną skórę. Zawsze tak się czuł w stresowych sytuacjach. Morze dżinu nie mogło tego zmienić. Nie żeby nie próbował mimo wszystko. Trochę zataczając się wpełzł do kabiny i wspierając się plecami o chłodne kafelki, pozwolił strumieniom opływać jego ciało. Letnia woda pomogła mu otrzeźwieć trochę. Co prawda nigdy nie upijał się do nieprzytomności, dość krępujące wspomnienia były aż za dobrą nauczką, ale i tak zazwyczaj połapywał się, że miał o jeden kieliszek za dużo jak już go wypił.
W chwili, w której zorientował się, że jego mózg zaczynał wykazywać pierwsze oznaki pracy, wyskoczył z pod natrysku z mocnym postanowieniem, że nie będzie się nad sobą rozczulał tylko grzecznie pójdzie spać.
Pobieżnie się wycierając, nago powędrował do lodówki umieszczonej przy barku w swoim pokoju. Miał nadzieję, że znajdzie tam wodę mineralną, bo doskonale wiedział, że rano w ustach będzie miał Saharę. Mijając stolik na środku pokoju jego wzrok padł na znajomo wyglądający wielki folder porządnie położony na blacie. Twarz Maddocka Sheffielda stanęła mu z miejsca przed oczyma. To bystre, przeszywające spojrzenie i pełne usta zaciśnięte w ciasną kreskę. Jednym spojrzeniem sportowiec odzierał go z warstwy kłamstw i złudzeń, które co dzień na siebie nakładał.
Długi, cierpiętniczy jęk wyrwał mu się z gardła, co nie pomogło na nagle formujący się u podstawy jego czaski ból głowy. Miał nadzieję umknąć rzeczywistości, ta jednak atakowała go znienacka w najmniej spodziewanym momencie.
Bez względu na to jednak jak długo i soczyście by bluzgał, nic nie zmieniało faktu, że musiał stawić czoła temu, co go czekało. Równie dobrze mógł to zrobić wcześniej niż później. Uczenie się skryptów przychodziło mu łatwo i niejednokrotnie robił to ledwo widząc na przekrwione oczy z dudniącym bólem głowy.
Wracając do łóżka wziął złowieszczy pakunek pod pachę i wślizgując się pod chłodną kołdrę położył go przy sobie. Po długich minutach kontemplowania niebieskiej okładki w absolutnej ciszy, Darnell zebrał się w sobie, aby przełączyć górne światło na nocną lampkę i z determinacją ujął klaser w dłonie.
Pięć minut później tylko jedno słowo cisnęło mu się na usta.
– Cholera…


[1] Lesbijki, Geje, Biseksualiści, Transseksualiści, Queer, Intersexualiści, Aseksualiści

27 komentarzy:

  1. Kocham Cie! ! Wiedz, ze placze ze szczescia na widok nowego rozdzialu :33
    Cudo i oczywiscie czekam na wiecej :*
    ~Psychedelic smiles

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh! Dziękuję bardzo serdecznie i ściskam mocno. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Witam, to jest mój pierwszy komentarz. Jesteś wielkaaaaa. Dziękuje że, piszesz tak wspaniałe opowiadania ukazujące miłość tak piękną i niepowtarzalną jaka może się zdarzyć tylko między mężczyznami. Życzę ci dużo wenyyy, żebyśmy mogli ją zobaczyć w formie twoich opowiadań.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Mam wrażenie że i to opowiadanie podbije serca fanów twoich opowiadań. Pozdrawiam serdecznie. Twoja nowa wilka fanka :0)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam kochana i niezmiernie się cieszę, że jesteś! Wiedz, że z niecierpliwością będę czekała na twoje komentarze. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej :)

      Usuń
  3. Bardzo sie ciesze, ze zaczelas publikowac to opowiadanie. Porusza ono bardzo wazne i przede wszystkim naglace tematy, ktore w dalszym ciagu sa pomijane lub z premedytacja nie zauwazane, ignorowane. Jestem szczesliwa mogac czytac jak bardzo wspierasz takie akcje i jaki masz do tego stosunek, bo niewatpliwie zawarlas tutaj wiele swoich osobistych przemyslen. Na te pore to opowiadanie juz zdobylo moje serce, chociaz czuje, ze wlasciwa akcja jeszcze sie nie rozgrywa.
    Z niecierpliwoscia wyczekuje dalszego ciagu.
    Pozdrawiam goraco i przesylam usciski i gratulacje :3
    ~Desire

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie zawsze piszę to co myślę, choć nie zawsze zdradzam wszystko co myślę :) Pozdrawiam i cieszę sie, że czytasz moje opowiadania :)

      Usuń
  4. Jeju tak się cieszę, że tak szybko wstawiłaś drugi rozdział :) Dziękuję Ci za to z całego serduszka :* Już je uwielbiam. Najbardziej mnie ciekawi czemu Parker tak się zezłościł i zaczerwienił, gdy Darnell zmusił go do uczestnictwa w tej akcji a szczególnie, że ma być w parze z Rodneyem :) Już kocham naszych bohaterów. Darnell jest taki zadziorny a Maddock choć w środku obawia się kilku rzeczy, to nie daje tego po sobie poznać i twardo stawia się Darnellowi :) I jeszcze przerwałaś w takim momencie :( Ciekawość mnie roznosi co takiego Darnell przeczytał w tym programie :) Mam wielką nadzieję, że rozdział pojawi się jakoś niedługo :) Ale nie śpiesz się kochana. My poczekamy ( jak zawsze) :)
    Podziwiam, pozdrawiam i całuję :*
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jedyna zwróciłaś uwagę na Parkera i jego reakcje :D Wszystko z czasem może sie wyjaśnić... lub nie... :P Pozdrawiam kochana :*

      Usuń
  5. Super iż piszesz dalej, super rozdział, pełen czarnego(?) humoru, trochę sarkazmu i innych rzeczy....
    Postacie są wspaniałe i bardzo mie ciekawi jak pokarzesz ich osobowości i cechy, jak rozwiniesz akcję teżjestem bardzo ciekaw i z niecierpliwościa czekam na ciąg dalszy :D

    Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę to nigdy się nie poddaję, bez względu na to ile czasu zajmuje mi czasem osiągnięcie sukcesu. Mam nadzieję tylko, że sprostam twoim oczekiwaniom. Zapraszam i pozdrawiam

      Usuń
  6. Jesteś wielka! :D Dwa rozdziały wrzucone w przeciągu dwóch dni. Tyle dobroci :D
    Ja też jestem baaaardzo ciekawa, co tam Darnell wyczytał w planie zajęć na najbliższe tygodnie. No cóż, komentarz "cholera" może znaczyć bardzo wiele :D Ale na pewno będzie ciekawie, nie obejdzie się bez spin na linii Darnell - Maddock. Obu chłopaków już lubię, ale to Darnell jak na razie jest wyrazistszy: zabawny, nieco arogancki, kpiarz, trochę chowa się za maską popularnego aktora.
    To opowiadanie na pewno krótkie nie będzie, już to czuję :) Yeah!
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, krótkie nie jest, co między innymi sprawiło, że tak długo zajmuje mi napisanie go. Nie mniej mam nadzieję, że będzie ci się podobało :D Pozdrawiam

      Usuń
  7. Nie lubie brata Darnella, strasznie mnie drażni., zamieszanie super Ci wyszło. Spięcia między Darnellem i Maddockiem będą i pewnie będą epickie. Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię, kiedy moje opowiadania wywołują silne emocje w ludziach :) Mam nadzieję, że nadal będziesz tak zaangażowana w opko, że będziesz miała sympatie i antypatie. :P

      Usuń
  8. Okej. Kiedy III część ? :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczyna się robić ciekawie. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. kiedy część trzecia???. Mam pytanie cieszyła bym się bardzo jakbyś miała chęć i czas na nie odpowiedzieć. Przeczytałam ostatnio twoje ebooki, i jeszcze bardziej zaczynam uwielbiać twoje prace. Po prostu zaczynam je kochaććć. Ebooki wręcz pochłonęłam w jeden dzień. Czy w najbliższym czasie jest możliwość kupienia następnego twojego ebooka. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny. Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam dostawać takie miłe komentarze. Dziękuję i cieszę się niezmiernie, że lubisz moje prace, tak że znalazły miejsce w twoim domu. Na razie nie mam sprecyzowanej daty publikacji kolejnego ebooka, ale Wzięty przez zaskoczenie pojawia się na blogu, więc zapraszam do czytania i zaglądania.

      Usuń
  10. Fantastyczne!!! Jejku...przeczytalam oba rozdziały i choć oczy mi się kleją muszę dodać komentarz. Kurcze, kończyć w takim momencie? Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rodział bo muszę się dowiedzieć co też Darell wyczytał w swoim planie. Pozdrawiam gorąco, Asia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana za komentarz i za czytanie moich opowiadań. :)

      Usuń
  11. Przepraszam, że akurat przy tym cudownym rozdziale to wstawię, ale muszę się z kimś tym podzielić. Oto jeden z wielu dowodów na ludzką nietolerancję(wiem, że to za mało powiedziane, ponieważ to jest po prostu czysta nienawiść): http://marucha.wordpress.com/2010/03/17/ale-co-ci-wlasciwie-przeszkadzaja-ci-geje/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gniewam się. Myślę czasem, że właśnie trzeba uświadamiać ludziom głębię nienawiści jaka panuje na świecie. Pozdrawiam

      Usuń
  12. Cudowny rozdzial i bardzo Ci za niego dziekuje :)
    Uwielbiam juz naszych obu nowych boahaterow. Sa swietni i tacy temperamentni <3<3<3<3
    Teraz niecierpliwie czekam na kontynuacje tego swietnego opowiadania :D
    ~Fluffery

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moi bohaterowie przypadli ci do serca :D Pozdrawiam AkFa

      Usuń
  13. Poruszasz bardzo ważny temat w swoim nowym tekście. Nigdzie nie spotkałam się z tym. Ludzie owszem opisują związki M/M, K/K, ale często omijają tak ważne rzeczy jakie ty tutaj poruszyłaś. Mam nadzieję, że ten tekst przemówi wielu ludziom do rozsądku o ile ci niezdecydowani czy żyjący w nienawiści zdecydują się go przeczytać. Jest to też potrzebny każdemu z nas. wiele osób mówi o tolerancji. Tylko gdzie ta tolerancja się podziewa gdy np. zamiast męskiego geja, widzą tego, który jest bardziej kobiecy i zaczynają go wyzywać, bo ten już nie pasuje. Tolerujemy zawsze to co nam pasuje, a coś innego odrzucamy. To opowiadanie mam wrażenie, że pokaże, że wszyscy są równi. A przemówienie Rodneya wywarło na mnie ogromne wrażenie. Pisz, Kochana i przesyłam całe tony wena. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci kochana z całego serca. Pozdrawiam cieplutko i ściskam mocno. Jesteś jedną z osób, które mają duży wpływ na mój sukces i moją twórczość.

      Usuń
  14. Jestem zachwycona Twoim nowym opowiadaniem. Sprawy jakie porusza sa calkowicie naglace, ale niestety w duzej czesci ignorowane. To smutne, ze duza czesc mniejszosci seksualnych nadal boi sie sprzeciwic heterykom i walczyc o swoje prawa. Ciesze sie, ze wlasnie Ty droga Autorko podjelas ten watek i jestem przekonana, ze swietnie go poprowadzisz, wplatajac w to rowniez watek milosny.
    Zycze powodzenia w pisaniu i przesylam duzo wena na dzien dobry :)
    Pozdrawiam goraco^^
    ~RainbowCloud

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że sprostam twoim oczekiwaniom. Dziękuję za wspaniały komentarz. Pozdrawiam AkFa

      Usuń

I co sądzisz?