Tak jak to powiedziała pięknie Luana w swoim komentarzu,
dałam życie dwóm nowym postaciom.
Ale w sumie, to oni przyszli do mnie, napadli mnie, kiedy nie uważałam, obezwładnili i zmusili do pisania. Kiedy się zjawili byli już gotowi, piękni i niesamowici, ja tylko oddaję hołd ich prawu do istnienia. Nie żebym tak naprawdę miała wybór. Nawet jeśli nie piszę i nie chcę/nie mogę/nie daję rady, to i tak są obecni w moich myślach, i z doświadczenia wiem, że nie odejdą.
Jeszcze nie wiem, czy wydam tę historię jako ebook, czy jako darmowe opowiadanie, nie do końca wiem jaka będzie okładka, ale i tak chcę wam przedstawić moich panów, bo od teraz będą nam towarzyszyć już zawsze.
Kiedy myślę o Radku, tak go sobie wyobrażam -
Devon za to w moich myślach wygląda właśnie tak -
Myśl o nich obu, razem, normalnie posyła mi ciarki po kręgosłupie. Nie pamiętam, kiedy tak się emocjonowałam nową historią.
Mam nadzieję, że i wam przypadną do gustu, po moim małym przedstawieniu.
Telefon od serca
♥
(...)
" Spędzanie przerw w biurach było zabronione… no może
nie całkiem zabronione, ale z całą pewnością niewskazane. W nocy jednak, kiedy
budynek praktycznie straszył pustką, kto miał mu zwrócić uwagę, gdy na chwilę
przysiadł na którymś z krzeseł?
Wiedział, że jeśli niczego nie będzie dotykał i nie
wyciągnie telefonu, to nikt mu nic nie będzie mógł zarzucić. Zresztą nie
interesowały go sprawy firmy.
On był tylko panem przynieś-wynieś-pozamiataj.
Biura nie były wielkie. Właściwie jak większość
pomieszczeń w angielskich budynkach. Były za to zapełnione zazwyczaj po brzegi.
Tak wiec Mr Christopher Murrey miał biurko narożnikowe, dwa monitory na nim, stos
dokumentów, wygodny fotel – na którym rozgościł się Radek na chwilę – i stół stojący
w rogu z czterema czerwonymi krzesłami. Każde inne. Na jednej ze ścian znalazła
miejsce nawet niewielka szafka na dokumenty. A to wszystko na przestrzeni może
sześciu metrów kwadratowych.
Wpasowanie wszystkiego w jedno miejsce, można to było
uznać za talent.
Odkurzanie tam było gehenną.
Rozciągając swoja dość długą sylwetkę na małym meblu,
Radek przeciągnął się i odchylając oparcie, ułożył się wygodnie na chwilę relaksu.
Nawet nie był głodny. Wolał odpocząć. Każda chwila była cenna.
Przez moment rozglądał się po pomieszczeniu walcząc z
opadającymi powiekami. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby zasnąć. Nie tylko
było to surowo zabronione, ale też sprawiało, że czuł się jak kupka
nieszczęścia zawsze po tym jak się obudził. Drzemka nie była warta zachodu.
Przeraźliwy, w ciszy nocy, dźwięk telefonu ożywającego
na biurku, sprawił, że praktycznie wyskoczył ze skóry, a już przynajmniej z
fotela.
Przez okamgnienie serce z zaskoczenia waliło mu tak
głośno i mocno, że bał się czy mu nie wyskoczy gardłem. Nie znosił tego
uczucia. W sekundę zimny pot oblał mu cały kark i drżącą ręką przetarł wilgotną
skórę.
– Cholera – wymamrotał, oskarżycielsko spoglądając na
dzwoniący aparat. Urządzenie jednak zadawało się kpić sobie z niego dzwoniąc
jeszcze przez moment.
Biorąc głęboki oddech, Radek ponownie odchylił się na
fotelu próbując zapanować nad sobą. Prawie roześmiał się z własnej głupoty i z
tego, że tak się wystraszył. Miał ochotę sprzedać kopniaka Markowi za wszystkie
jego żarty na temat filmów, w których sprzątacze w opuszczonych budynkach ginęli,
jako pierwsi.
Prawie się zrelaksował, gdy jego serce nagle ponownie
stanęło mu w piersi.
Sekretarka kliknęła głośno i wrzeszczący mężczyzna zaczął
litanię wyzwisk i pretensji tak kreatyną, że praktycznie się posikał. Cała krew
uderzyła mu do głowy, gdy poderwał się na równe nogi i zaczął rozglądać do o koła
w pierwszej chwili, spodziewając się, że jakiś maniak wyskoczy na niego z kąta.
W końcu przez szum w uszach zaczął docierać do niego
głos bardzo wkurzonego mężczyzny, klnącego po angielsku.
„Chris! Odbierz! Odbierz do
cholery! Chris przysięgam, że ci dokopię ty zakłamany, oszukańczy draniu. Wiedziałem.
Wiedziałem od początku ty świnio! Wiem, że mnie zdradzasz. Miałeś być w pracy.
Inwentaryzacja! Zaginęła paczka – moja dupa. Jasne, ty załgany padalcu.
Zdradziecki, puszczalski gnojku! Jak długo to trwa? Kiedy miałeś zamiar mi
powiedzieć? Co? A może chciałeś mnie pieprzyć i nadal udawać heteryka? Czerpać
wszystko, co najlepsze z obu światów, ty niewyżyty, skończony palancie. Z kim się puszczasz, ty zapluty kłamco?! Uduszę
cię, urwę ci jaja i wsadzę w tyłek tak głęboko, że będziesz pluł spermą do
końca życia! Nieee, to by było dla ciebie za dobre, ty lubisz jej smak! Tylko
co by powiedzieli twoi cenni przyjaciele, na to, że nie masz w ogóle odruchu
dławienia, a ssiesz fiuta jak odkurzacz!?(...)”
Mrugając tępo i stojąc z rozdziawioną gębą Radek mógł
jedynie wpatrywać się w telefon, nie bardzo mogąc nadążyć za rozmówcą. Szok to
było łagodne określenie na własną reakcję. Był prawie pewien, że oczy
wychodziły mu z orbit.
Mężczyzna na drugim końcu, ostatecznie wydawał się
zmęczony swoim rantem o niewierności, zdradzie i zakłamanych gejach. Jego głos
wręcz zaczął drżeć pod koniec wywodu o tym, co zrobi panu Murrayowi. Od samego
słuchania jądra Radka chciały wpełznąć mu do środka i schować się za wątrobą. Nie
starczało mu wyobraźni, aby sobie wyobrazić, choć dziesiątą część gróźb,
którymi ciskał nieznajomy. Nie był nawet pewien znaczenia niektórych słów. Podziw
mieszał się w nim z obawą.
– „Przysięgam,
że pożałujesz, jeśli jeszcze kiedykolwiek pokażesz mi się na oczy. Mam dość.
Nie jesteś tego wart. Gdybym mógł wykończyłbym cię…” Jęk żałosny i długi
towarzyszył temu stwierdzeniu.”… ale
pewnie będzie tak, że to ty wykończysz mnie.”
Mężczyzna zaczął mamrotać z rezygnacją, cała złość nagle go opuściła
i Radek właściwie musiał się pochylić nad biurkiem, żeby rozumieć resztę. „Moje życie… jakie to ma zresztą znaczenie..?”
– Chlipnięcie. ”Jak mogłeś mi to
zrobić? Jesteś po prostu zimnym potworem. Wykorzystałeś mnie! Jak wielu innych
jeszcze wyeksploatujesz i wyrzucisz jak wczorajszy śmieć?” Teraz to
desperacja zaczynała przebijać z głosu nieznajomego. „Powinienem coś zrobić. Powstrzymać cię. Muszę… Inaczej to nie ma
sensu, poświęcę się, żeby nikt inny nie cierpiał. Jestem zmuszony…”
Wszystkie najczarniejsze scenariusze znane ludzkości
przemknęły przez głowę Radka jak błyskawica, porażając go całkowicie. Nawet nie
wiedział, kiedy miał słuchawkę w dłoni. Po prostu usłyszał swój drżący głos,
gdy krzyczał do słuchawki.
– Proszę nie robić nic szalonego!
– Co? –
Mężczyzna praktycznie zadławił się z zaskoczenia, że ktoś jednak odpowiedział
na jego wybuchowy telefon.
– Ja, ja… eee… proszę nie robić nic głupiego –
powtórzył wolniej, z trudem przełykając ślinę w suchych nagle ustach. Co go
napadło, żeby się wtrącić nie miał pojęcia, ale siła wyższa pchnęła go do tego
szaleńczego gestu. To i głos matki, strofujący go, że zawsze trzeba pomagać
ludziom w potrzebie. Zwłaszcza desperatom. – Ja wiem, że teraz jest pan
wzburzony, ale powinien pan ochłonąć zanim zrobi coś nieodwracalnego. Ten drań
nie jest tego wart!
Facet mógł mieć przecież myśli samobójcze albo coś. Chyba
by sobie nie darował – też dzięki zasłudze swojej mamy – gdyby tamtemu coś się
stało, a on by nawet nie spróbował zareagować.
– Kto mówi?
– Mężczyzna zapytał podejrzliwie. Po małej pauzie cała złość wróciła do niego z
siłą huraganu, kiedy praktycznie rzucił się do gardła Radka przez telefon. – Jeśli jesteś nowym lowelasem Chrisa i
właśnie siedzisz mu na kolanach ujeżdżając jego nic niewartego kutasa, to
skopie wam dupę obu! Mam nadzieję, że ten drań nie robi sobie ze mnie żartów,
posuwając cię na swoim biurku, kiedy ja czekam na niego w domu!
– Nie! Nie! To nie tak! Jestem tutaj sam. – Bardziej
instynktownie, niż świadomie zaprzeczył Radek, praktycznie siadając z
zaskoczenia. Zatkało go. Zwyczajnie brakło mu słów. Tego się nie spodziewał.
– Nie kłam mi,
mała dziwko! – Nieznajomy najwyraźniej był nastawiony na kopanie tyłków i
zadawanie pytań później, bo szczere zaprzeczenie w ogóle go nie przekonało.
Ciśnienie Radka podskoczyło mu tak nagle, że zobaczył
mroczki przed oczyma. Pomoc to jedno, dać sobie ubliżać i to w obcym języku, to
już była całkiem inna para butów.
– Wypraszam sobie!
– A co? Mam ci w
nagrodę loda zrobić, bo się puszczasz z moim facetem?
– Ja tu pracuję! – wyzgrzytał, wkurzony nie na żarty
Radek. – Nie mam nic wspólnego z… jak mu tam… – automatycznie zerknął na
tabliczkę z nazwiskiem nad biurkiem – Murrayem. Chciałem pomóc.
– Och, ja się
domyślam, że chciałeś tylko pomóc
– sarkazm mężczyzny był tak ciężki, że wręcz zabawny.
– To pomyłka. Nie jestem nawet gejem! – Dlaczego
poczuł się głupio zaprzeczając, Radek nie miał pojęcia, ale już było za późno
na cofnięcie swoich słow. Mężczyzna wkurzył się jeszcze bardziej.
– Och, to dobre.
Nic nowego jednak. Przecież żaden z was nie jest! Wy tylko lubicie obciąganie i
stymulację prostaty, ale generalnie to chcecie się rozmnażać i prowadzić
NORMALNE życie!
– W życiu żadnego faceta nie dotknąłem! – Więcej nie
wiadomo skąd się biorących usprawiedliwień, ale na tym etapie Radek przyznał
się bez bicia, że nie miał żadnej kontroli nad tą niespodziewaną rozmową.
– Ten drań
wystarczy, że tylko pstryknie palcami a kobiety i mężczyźni gną się dla niego w
pasie… za łatwo to mu przychodzi. Ludzie są idiotami, bo łykają jego czar bez
mrugnięcia okiem.
– Nie tknąłbym tego faceta nawet
metrowym kijem – rzucił Radek z całą stanowczością, w końcu widywał go, kiedy
pracował i mógł to stwierdzić z absolutną pewnością. To był nadęty palant,
który nigdy nie odsuwał się, kiedy Radek sprzątał wokół niego. – Nawet gdyby
był ostatnim człowiekiem na ziemi!
Jego rozmówca najwyraźniej go nie słuchał, tylko
nakręcał się coraz bardziej.
– Jak mogłem być taki głupi? Jak!?
Mam ochotę go wykończyć, choćby po to, aby ukryć własne zażenowanie swoją
naiwnością!
– Skoro mniej znaczy niż pył na pańskich butach, to czy
warto sobie narobić kłopotów przez takiego typa? Facet, który zdradza i
oszukuje chyba nie zasługuje na… żadną formę uczyć czy afektacji? – zapytał
Radek ostrożnie, próbując wbić facetowi trochę sensu do głowy. Nie chciał mieć
na swoich rękach żadnego morderstwa, a mężczyzna wydawał się wystarczająco
przejęty, żeby zrobić coś szalonego. Fakt, że udzielał konsultacji gejowi jakoś
nie zarejestrował się jego mózgu w tym momencie.
Krzykacz zawahał się lekko.
– Kim jesteś,
jeszcze raz? – zapytał spokojniej, jakby bardziej był skłonny wysłuchać
odpowiedzi, choć Radek nie ufał mu ani za grosz. To mogła być cisza przed
burzą.
– Nikim, po prostu pracuję tutaj. – Chyba nie musiał
specyfikować, co robił? W teorii przecież nie skłamał. A nie czuł się w
obowiązku usprawiedliwiać nieznajomemu, możliwe, że nie całkiem zrównoważonemu
emocjonalnie, mężczyźnie.
– Hmm… ale nie
jesteś anglikiem? Ten twój akcent…
Znów to samo.
– Jestem Polakiem.
– Aaaa, to by
wiele wyjaśniało… – Kiedy Radek nie skomentował tego raczej lakonicznego
stwierdzenia, w końcu trzeba było uważać, bo ludzie różnie reagowali na
emigrantów, mężczyzna dodał szybko. – Masz
fajny sposób wysławiania się. Muszę to przyznać nawet, jeśli jestem wkurzony
tak, że mam ochotę wyrwać Chrisowi jądra przez gardło!
– Eee, dziękuję… chyba.
Na krótką chwilę zapadła między nimi krępująca cisza.
Nieznajomy wyraźnie próbował się uspokoić biorąc kilka głębokich oddechów i
Radek po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, kim mógł być. Czy był jednym z
pracowników w tej samej firmie? Biurowe romanse – podejrzewał, że nawet
męsko-męskie – nie mogły się skończyć dobrze. Nie, żeby on osobiście miał
jakiekolwiek doświadczenie.
Zresztą, co on tam mógł wiedzieć? Patrząc na
Christophera Murraya w życiu by nie zgadł, że jest gejem. Gładki, przyczesany
schludnie, w okularkach, typowy biurowy dron. Mężczyzna jak miliony innych, ani
wyjątkowo przystojny, ani wysportowany, średniego wzrostu. Jakiś milion
stereotypów śmigał mu po głowie, kiedy myślał o gejach, ale za puls na swoją
korzyść poczytywał fakt, że przynajmniej zdawał sobie z nich sprawę, w
przeciwieństwie do milionów innych Polaków.
W końcu jego rozmówca odchrząknął zażenowany.
– Przepraszam.
Poniosło mnie – zawahał się na chwilę, jakby rozważając jak daleko
pociągnąć usprawiedliwienia, najwyraźniej jednak potrzebował wyżalić się, bo
przełykając głośno ślinę, kontynuował cicho. – Gdyby odebrał, chciałem mu dać kolejną szansę… wyobrażasz to sobie?
Radek nie wyobrażał sobie w danym momencie niczego i
jego mózg wręcz odmówił mu podsunięcia jakiejś stosownej odpowiedzi. W końcu
odchrząknął, próbując zyskać na czasie. Nieznajomemu musiało to wystarczyć, bo
kontynuował z rozżaleniem i zamyśleniem.
– Wmawiałem
sobie, że jeśli faktycznie jest w pracy, tak jak mi to wpierał, to zasługuje na
wotum ufności. Nie mogę uwierzyć, jakim głupcem byłem…
– Eeee…
– Wiem, wiem!
– Padło szybkie zapewnienie ze słuchawki. – Nie
musisz mi mówić. Nawet sam siebie nie podejrzewałem, że jestem takim
desperatem! Ale to przez tego łajdaka. Łeb mu rozwalę!
– Myślałem, że ustaliliśmy już, że nie jest tego wart…
– Radek raczej czuł się w obowiązku przypomnieć o tym, choć wcale się nie
łudził, że faktycznie to coś da.
– Boże, nawet
sobie nie wyobrażasz…ughrr… Gładkie słówka, zapewnienia, obietnice. Powinienem
przejrzeć go, bo nic, co brzmi tak dobrze, w tych czasach nie może być niczym
więcej niż tylko łgarstwem i krętactwem. Chciał mi się dobrać do spodni i zrobił
wszystko, co było konieczne, aby mu się to udało.
– To bardzo radykalne przekonanie.
– Protest cisnął mu się na usta praktycznie nieświadomie. Nie chciałby, aby
kiedyś jego własne dobre intencje, każde słowo wręcz, były badane pod
mikroskopem, tylko po to, aby być potem odrzucone, jako judzenie i kłamstwo.
Sam też nie chciał podejrzewać każdego i analizować ludzkich motywów. Co za
życie by go czekało?
– Życie nauczyło mnie właśnie
tego. Przekonałem się na własnej skórze. Ciągle i wciąż okazuje się to samo.
Jak mam wierzyć w coś innego? – Pytanie chyba było retoryczne, bo mężczyzna westchnął
ciężko, starając się zwalczyć irytację i wyprzeć zranioną nutę ze swojego głosu. – Nie
powinienem ci jednak zawracać tym głowy! – Jakby nagle się ocknął i z
zażenowaniem zaczął przepraszać. – Najpierw
krzyczę na ciebie i ci ubliżam, nawet nie znając twojego imienia, a zaraz potem
wylewam swoje żale. To po prostu niedopuszczalne. – Najwyraźniej bardzo się
przejął swoją gafą towarzyską i Radek stłumił potrzebę przewrócenia oczami.
– Żaden problem – oświadczył stanowczo. Mieszkając w
Anglii od kilku miesięcy, nauczył się, że nie obowiązuje tam inna odpowiedź.
Frustracja i desperacja wręcz biła ze słuchawki, i
przykuwała go tym samym do urządzenia, przyciskanego w tym momencie do ucha.
– Teraz czuję
się jeszcze podlej. Wychodzi na to, że jestem nie tylko naiwnym, użalającym się
nad sobą idiotą, ale i jakimś nieokrzesanym dzikusem!
Radek naprawdę był dumny z siebie, że nie parsknął
śmiechem. Biedak, pewnie wówczas by się załamał.
– Proszę się tak nie przejmować. Każdemu może się
zdarzyć – zażartował, aby rozluźnić atmosferę.
Jego rozmówca parsknął ironicznie, nie kryjąc wcale,
co o tym myślał.
– A tobie często
się to zdarza?
Tym razem to
Radek parsknął.
– Jeszcze nie, ale przecież wszystko przede mną.
Po krótkiej pauzie nieznajomy odparł cicho.
– Niee, mam
nadzieję, że cię to nie spotka. – Po jeszcze momencie wahania zapytał
ledwie słyszalnie. – Jak masz na imię?
Wiem, że zazwyczaj to samobójstwo wypowiadać obcojęzyczne imiona, tak są
skomplikowane, ale chyba zaryzykuję…
Radek roześmiał się lekko. Cóż było w tym złego, aby
zdradził swoje imię? Przecież raczej nie było prawdopodobne, że się spotkają.
– Mam na imię Radosław – powiedział z nutką wyzwania w
głosie, a słysząc sapnięcie w słuchawce, musiał się roześmiać. – Wszyscy jednak
nazywają mnie Radek.
– Cóż… nie żebym
był zaskoczony. Mówisz, Rej-deek? – zapytał, wypowiadając jego imię z
zabawnym akcentem. Przynajmniej się starał.
– Prawie.
– Kurczę. Rou-dek,
Ri-dek, Re-tek, może Riddick? Powiedz, że Riddick, proszę. Jak w tym filmie,
gdzie grał ten seksi aktor Van Diesel. – Mężczyzna otwarcie i z
przyjemnością zamruczał zadowolony. – Przynajmniej
coś przyjemnego by mnie spotkało, gdybym miał okazje poznać kogoś tak
niesamowitego.
Nie do końca wiedząc czy czuć się zażenowany, obrażony
czy rozbawiony, Radek roześmiał się. W końcu próby jego rozmówcy były
pocieszne.
– Przykro mi cię rozczarowywać, ale nie Riddick i nie
jestem nawet w przybliżeniu podobny do niego czy tak przystojny. – Zażenowany
swoim własnym zaskakującym komentarzem, odchrząknął szybko i zmienił temat.
– A jak ty masz na imię?
– Nic
ekscytującego. Po prostu Devon.
– Ha, i kto tu mówi o trudnej wymowie!
– Próbuj. To po
prostu DEV-en.
– Dev-en… –
spróbował Radek wolno i z zamyśleniem, podświadomie wyobrażając sobie osobę, do
której należało takie… melodyjne imię.
Mężczyzna odchrząknął nagle, jakby zaschło mu w
gardle. Atmosfera niewidzialnie zmieniła się i powietrze zgęstniało jakoś.
– Ekhm… poszło
ci znacznie lepiej niż mnie… – mrucząc Devon, próbował brzmieć jak
najbardziej normalnie, ale pewne napięcie przemknęło do Radka, zaskakując go.
Śmiejąc się Radek walczył z rumieńcem zalewającym mu
policzki.
– Dziękuję. Myślę jednak, że to zasługa tego, iż uczę
się angielskiego, a ty raczej nie znasz polskiego.
– Teraz jestem
zażenowany – przyznał Devon, ale uśmiech przebijał się w jego głosie. – Szczerze mówić chyba brak mi zdolności do
języków. Właściwie to podziwiam cię, że tak dobrze mówisz. Lepiej niż niektórzy
moi rodowici znajomi. Niektórzy bywają… dość niedbali w wymowie, ale nazywają
to akcentem – rzucił ironicznie.
Radek był pod wrażeniem szczerości nieznajomego.
– Cóż, nie powiem, żeby było łatwo, ale radzę sobie. Angielski
uwielbiam i nie pamiętam, od kiedy mnie fascynował. Zawsze chciałem go umieć. Wszyscy
są tutaj bardzo wyrozumiali i pomocni – powiedział bez zastanowienia, ale
przeklął w duchu swoją głupotę. Niechciał rozmawiać o pracy. Po co rozwiewać
złudzenia na swój temat? Przecież nie będzie sprzątaczem całe życie. To tylko
droga do celu.
– W takim razie
jestem dumny ze swojego kraju – rzucił Devon żartobliwie. – Ale mam wyrzuty sumienia, bo właśnie
uświadomiłeś mi, że w sumie jesteś w pracy… o pierwszej w nocy! Boże! Nie
powinienem ci zawracać głowy swoimi żałosnymi problemami. Pewnie chciałbyś już
iść do domu.
Rozczarowanie zakradło się do umysłu Radka na samą
myśl o tym, że rozmowa w każdej chwili może się skończyć. Nawet nie był w
stanie ogarnąć, dlaczego. Przecież, co go interesowały problemy jakiegoś
faceta?
– Nie martw się tym. I tak muszę tu jeszcze
posiedzieć, więc nigdzie mi się nie śpieszy – wydusił w końcu, nie bardzo chcąc
wyjść na zbyt chętnego do rozmowy.
– Serio? –
Devon wydawał się bardziej ucieszony niż można by było podejrzewać.
– Powiedzmy, że mam jeszcze kilka rzeczy do…
uporządkowania.
– Och, to
dobrze. Eee… nie dobrze, że musisz pracować w weekend, nie to miałem na myśli,
ale dobrze, że się nie śpieszysz. – Trochę się plącząc Devon próbował
brzmieć nonszalancko, ale ulga wyraźnie przebijała w jego głosie. W końcu
poddał się. Najwyraźniej anonimowość dodawała mu odwagi. – A tam. Przyznam szczerze, że rozmowa z tobą zapobiega popadnięciu
przeze mnie w depresję. Znam siebie. Siedziałbym teraz zastanawiając się, co ze
mną jest nie tak? Czemu nic nie wychodzi z żadnego mojego związku? Gdzie
popełniam błąd?
– Nie jestem pewien czy jestem w stanie pomóc… –
zaczął Radek lekko przerażony.
– Spokojnie. Nie
oczekuję nawet, że będziesz odpowiadał na moje durne pytania – zapewnił go
szybko i z całego serca Devon, najwyraźniej zażenowany. – Czasem po prostu słuchanie własnych wątpliwości na głos, pomaga
posortować mi ich istotność.
– Wiem, co masz na myśli. Mnie zdarza się to cały
czas. Po za tym, nie żebym nie chciał pomóc, wysłuchać czy doradzić. Po prostu
w tym temacie jestem ignorantem, no i moje doświadczenia nie są wcale lepsze,
nawet jeśli ograniczają się do pola damsko-męskiego. I można by rzec, że
zdecydowanie ubogie.
– W takim razie
to będzie bardzo ciekawa konwersacja… – Devon rzucił nagle z chrapliwą nutką w głosie,
stawiając wszystkie dzwonki alarmowe w ciele Radka na baczność. – Aż mam ochotę poigrać z twoim umysłem i
skusić cię do nieprzyzwoitych wyznań. Może nawet podsunąć ci nowe obrazy, które
nie pozwolą ci w nocy spać…
– Ogh… – jęknął Radek zszokowany. Sugestywny ton
Devona nie pozostawiał złudzeń. – Dlaczego? – wydukał w końcu.
– Bo ekscytacja,
tajemnica i podniecenie czynią trudy życia wartymi wysiłku – odparł
prosto Devon. Biorąc głęboki wdech, zapytał szczerze. – Masz ochotę na „rozmowę od serca” z nieznajomym? "
(...)
Nie zapomnijcie o kolejnej części przygód Harryego i Blake'a, które czekają na was na blogu!
Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego weekendu.
Te 'małe' zdradzieckie bestie, które nazwałaś Radek i Devon zakradły się do mojego serca i je okupują
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część. :)
O MATKO! Kolejne niesamowite opowiadanie spod Twojej klawiatury. Nie mogę się doczekać dalszych części, naprawdę. Chciałabym już, teraz, natychmiast! Chyba muszę iść ochłonąć, bo z tego wszystkiego aż mam wypieki na twarzy! :)
OdpowiedzUsuńPotrafią zdobyć serce, duszę, ciało. Mocno trzymam kciuki za powstanie Telefonu od serca. :*
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co powiedzieć...Ostatnie zdanie Davona powaliło mnie na kolana!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że wydasz to w formie darmowego opowiadania ;)
I weny! Duuuuuuuuuuuuuuuużo weeeeeeeeeeennnnnnnnyyyyyyyyyyyy!
Blake i Harry nie powinni zostać jakoś pominięci, traktuj swe dzieci jednakowo <3
To opowiadanie już mi się podoba i to bardzo. Chciałabym aby było publikowane na blogu za free. Bo pewnie nie będę miała możliwości by kupić ebooka i wgl... Wolę tutaj ^_^ No ale to Twój wybór.
OdpowiedzUsuńJa już chcę ciąg dalszy! Więc czekam z niecierpliwościąna to opowiadanie (liczę że tutaj je będziesz publikować regularnie xD) oraz na Wziętego przez zaskoczenie ;D
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Już uwielbiam to opowiadanie! <3 Pisz, pisz :) dużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Samotny gej :)
Oj tak, już obaj trafili w mój gust i nie mogę się doczekać dalszego ciągu :) Jedno do czego mogę się przyczepić to imię Radek, którego szczerze nie lubię ;) Ale to już nie Twój, AkFo. problem, lecz mój :D
OdpowiedzUsuńPisz zatem i liczę na rozwinięcie obietnicy zawartej w ostatnich słowach Devona.
Alys
Jak z nim skończę, będziesz uwielbiać Radka v. Riddicka :P
UsuńKiedy bedzie next? To jest genialne! Juz sie doczekac nie moge!
OdpowiedzUsuń