Wróciłam moi kochani z Polski i choć szumnie nazywałam te dwa tygodnie "urlopem" jestem tak wykończona, że potrzebowałabym urlopu od urlopu, ale życie...
W niedziele powrót, prawie 20 godz w aucie, a w nocy do pracy, ach...
szkoda gadać.
Ale ślub szwagierki za to był bajeczny!
Kocham to jak bardzo domagacie się moich opowiadań! To prawdziwa inspiracja i klnę na czym świat stoi, że nie mogę jak kiedyś siedzieć całą noc i dla was pisać. Nic jednak nie da się zrobić. Żeby podsycić wasze zainteresowanie i podrażnić was troszeczkę, dodaję dziś część piątego rozdziału.
Jestem ciekawa co na to powiecie :D
Nie poprawiane, nie betowane i z całą pewnością zbyt krótkie jak na wasz gust, ale jest!
Zapraszam ♥
Rozdział
piąty
Harry nie pojmował, dlaczego jego dłoń drżała, kiedy wybierał numer
telefony Blake'a. Jego żołądek też wyrabiał dziś jakieś dziwne rzeczy. Nie
pamiętał już, kiedy ostatnim razem go tak mdliło. Może to ta zimna lasagne od
wczoraj?
Taak, jasneee…
Przecież obiecał sobie, że siebie nie będzie oszukiwał. Rozczarowanie sobą miało,
więc gorzki posmak.
– Halo? – zachrypłe powitanie, zaskoczyło Harry'ego tak, że prawie upuścił
komórkę. Kurczę.
– Eee… mmm… Blake? Tu Harry – odparł szybko, zły na siebie za piskliwą
nutę, która wkradła się do jego głosu. – Harry Swan – dodał niepewnie. Przecież
wcale nie było takie pewne, że mężczyzna poświęcił mu choćby myśl, a co dopiero
go pamiętał.
– Nawet nie chcę zgadywać, skąd masz mój numer…
Tak, to by jasno określało ton ich rozmowy. Harry zebrał się w sobie, aby
załatwić to, po co dzwonił. Zwłaszcza, że chciał sobie samemu udowodnić, że nie
będzie zawsze zachowywał się przy tym człowieku jak napalony nastolatek,
niepotrafiący się wydukać.
– Chciałbym porozmawiać. Czy jest szansa, że masz wolną godzinę żeby wypić
piwo i zamienić kilka słów?
– Jestem zajęty.
– Rozumiem, ale to nie zajmie długo. – Harry nie zamierzał się poddać,
lepiej, aby Blake to szybko pojął. – Sądzę, że to istotne dla ciebie i twojej
przyjaciółki. Chcę pomóc. – O właśnie, spokojnie i na luzie. Harry przewrócił
mentalnie oczyma. Przynajmniej był dumny z siebie, że nie błagał.
– Nie potrzebuję twojej pomocy, razem z Ev potrafimy załatwiać własne
problemy – odparł Blake zimno, najwyraźniej dogłębnie urażony samą sugestią.
Nie mogąc się opanować, Harry parsknął ironicznie.
– Tak długo jak mój nagi tyłek będzie świecił na tych okładkach, to również
jest mój problem – zauważył sucho. – Chcesz czy nie, jestem w to wszystko
zaangażowany. Gdybym był wrażliwszy, twój brak chęci współpracy, odebrałbym
bardziej osobiście – rzucił sarkastycznie, wkurzony coraz bardziej. – Jest jak
jest, więc jedyna opcja, jaką masz, to zaakceptować fakt, że cała ta konfliktowa
sytuacja między tobą i Evette dotyczy mnie tak samo jak i ciebie.
Cisza, która zapadła w słuchawce, nie wróżyła nic dobrego i zachwiała tą
odrobiną wymuszonej pewności siebie, jaką Harry posiadał. Zły sam na siebie,
zebrał się, aby powiedzieć mu przez telefon, co o nim myślał, nie zdołał jednak
otworzyć ust, bo gburowaty mężczyzna warknął do słuchawki.
– Dobra. Szczerze mówiąc mam coś do załatwienia, ale ostatecznie możesz mi
towarzyszyć. – Blake nie miał zamiaru ulec łatwo, ani stwarzać jakichkolwiek
dwuznacznych sytuacji. Jego głowa cały poprzedni dzień robiła nadgodziny
wymyślając niestworzone historie, scenariusze i opcje. Miał zamiar trzymać obie
stopy na ziemi, pewnie i stanowczo. Czas było wrócić do rzeczywistości i Harry
będzie miał okazję przekonać się naocznie, co jest jego rzeczywistością. –
Załóż stare ubranie i spotkaj się ze mną pod studiem Evette. Zabiorę cię
stamtąd za pół godziny. – Zakończył rozmowę zanim Harry miał okazję udzielić
jakiejkolwiek odpowiedzi.
Przez dobrą minutę Harry patrzył na słuchawkę mrugając z zaskoczenia z
głupawą miną na twarzy. Jakkolwiek spodziewał się, że ta rozmowa przebiegnie,
to akurat nie przyszło mu na myśl. Dodatkowo musiał wreszcie przyjąć do
wiadomości, że przekonanie Blake'a do czegokolwiek będzie praktycznie
niemożliwe. Był to tylko kolejny powód, aby w pewien sposób podziwiać faceta.
Z głębokim westchnieniem rzucił telefon na stolik i ruszył do sypialni
założyć coś bardziej pasującego do polecenia Blake'a. W domu zazwyczaj nie
borykał się z zakładaniem czegoś więcej niż stary podkoszulek i sportowe
spodenki, były jednakże tak znoszone, że nie nadawały się na wyjście. Właściwie
nie pasowały też w otoczeniu eleganckich, drogich mebli i puszystych dywanów w
jego ogromnym mieszkaniu, ale odczuwał niemal perwersyjną rozkosz ze swojego
niewielkiego buntu. Łamanie konwenansów zawsze sprawiało mu bezsensowną radość
i wywoływało wściekłość u jego rodziców. Człowiek powinien przecież doceniać
małe przyjemności. A jeśli czegoś się w życiu nauczył, to tego, że nie dało się
zadowolić wszystkich ludzi na raz. Za to wkurzyć można ich było praktycznie bez
wysiłku.
Z cichym westchnieniem wszedł do wnętrza swojej garderoby, zniesmaczony
widokiem równiutko pouwieszanych na wieszakach ubrań. Większości z nich nigdy
nie miał na sobie. I niech dopomoże mu Bóg w walce z matką, ale nie zamierzał
ich wkładać. Jego własnoręcznie zakupione jeansy i bluzy zapełniały dwie
skromne półki i był absolutnie usatysfakcjonowany taką ilością. Szuflada
skarpet i bielizny, kilka par adidasów i dwa paski uzupełniały jego garderobę.
Całą resztę bez mrugnięcia okiem mógł oddać dla potrzebujących. Choć szczerze mówiąc
brakowało mu imaginacji, aby wyobrazić sobie jakiegoś biedaka bez grosza na
chleb w garniturze od Armaniego.
Szybko chwycił ubrania, starając się przewidzieć reakcję Blake'a. Cokolwiek
zaplanował dla nich jego nowy znajomy, Harry miał przeczucie, że będzie
potrzebował tak wiele ochronnych warstw jak to tylko będzie możliwe.
Z niesmakiem spojrzał na siebie w lustrze. Ubrania zazwyczaj kryły jego
szczupłe, ale muskularne ciało i tego właśnie chciał. Cienka koszulka wisiała
na nim, zmienił więc ją szybko na jeszcze większą, ale grubszą szarą bluzę z
kapturem. Jeansy sprane i wytarte, były jego ulubionymi, toteż znosił je prawie
na śmierć. To było ubranie dające mu komfort psychiczny. Jego zbroja. Przy
przystojnym Blake’u będzie jej potrzebował na bank. Szybkim ruchem ręki przeczesał
swoje rozczochrane włosy. Tak jak się domyślał po sekundzie wyglądały tak samo
jak moment wcześniej, pokręcił więc głową nad swoimi niereformowalnymi
falującymi bez składu i ładu włosami, z którymi niewiele dało się zrobić, zwłaszcza,
kiedy padało. Sprzyjało to czasem planowi Harry'ego, aby nie ściągać na siebie
uwagi, ale dziś czuł się jak niedbała fleja. Kopiąc się mentalnie i klnąc pod
nosem, Harry wybrał okulary z fotochromem na wyjście i włożył je, odwracając
się szybko plecami do lustra, aby nie patrzeć na swoją zwykłą, nieszczególną
twarz. Nie było co oglądać. Czemu Evetta chciała go na modela, nie wiedział.
Chyba tylko, dlatego że to nie twarz jej była na tych okładkach potrzebna.
Zdenerwowany i lekko roztrzęsiony w środku, szybko zgarnął do kieszeni
klucze, portfel i komórkę. Do studia Evetty miał jakieś pięć minut, nie
był jednak pewien czy Blake zdawał sobie z tego sprawę. To dzięki temu, że
mijał jej studio praktycznie codziennie w drodze do mieszkania, miał okazję
dostrzec ogłoszenie na szybie praktycznie natychmiast po tym jak je wywiesiła.
Pod wpływem impulsu wszedł do środka, nawet nie wiedząc po co. Dziesięć minut
później skrupulatnie obejrzany, zlustrowany i przepytany, godził się na nową
przygodę w swoim życiu. Evette zwyczajnie nie dało się odmówić, zwłaszcza kiedy
patrzyła na człowieka jakby widziała i wiedziała rzeczy niedostępne zwyczajnym
śmiertelnikom. Te jej wielkie niebieskie oczy wydawały się wszystkowidzące. Gdyby
Harry nie grał dla przeciwnej drużyny, z całą pewnością nie zrezygnowałby z
szansy lepszego poznania jej. Niestety sprawy stały tak jak stały i nic się nie
dało na to poradzić. Piękny, seksowany Blake bujał jego łódkę i pienił fale.
Drętwe poczucie humoru Harry'ego przynajmniej pomogło mu rozluźnić supeł w
żołądku, kiedy czekał przy krawężniku. Biały poobijany pickup podjechał i Blake
z kamienną twarzą skinął na niego, aby wsiadał.
– Cześć – padło, zanim jeszcze Harry zamknął drzwi. Przynajmniej nie dało
się zarzucić Blake’owi braku kulturalny.
– Och, cześć… – Harry zapiął pas i spojrzał na swojego współtowarzysza.
Mężczyzna siedział wyprostowany i sztywny, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi.
Wyraźnie zarysowana szczęka pracowała lekko, kiedy nieświadomie zagryzał zęby,
najwyraźniej walcząc z irytacją. Harry jęknął w duszy odrywając od niego
spojrzenie. Nie chciał być przyłapany na ślinieniu się. Z drugiej strony był
absolutnie bezpieczny, bo Blake w ogóle nie spojrzał w jego kierunku. Z
konfidencją i łatwością, wrzucił bieg i wmieszał się w uliczny ruch, płynnie
mijając kolejne uliczki. Jego kamienna, zamknięta twarz nie zdradzała nic i
Harry podupadł na duchu.
Stara sprana praktycznie do stopnia, w którym już nie było można
zidentyfikować czerwono–czarnej kratki koszula, opinająca mięśnie pracujące
przy każdym jego oszczędnym ruchu, sugerowała, że albo jedzie z pracy albo do
pracy. Zwłaszcza, że ubiór uzupełniały robocze wytarte jeansy i wysokie
czarne, skórzane buty.
– Dziękuję, że zgodziłeś się porozmawiać ze mną – zaczął w końcu
konwersację Harry, kiedy stało się jasne, że Blake nie kwapił się do rozmowy.
– Jaki wybór tak naprawdę mam? – zapytał ironicznie mężczyzna, podjeżdżając
pod wielki dom, w bogatej dzielnicy. W około którego wyglądało jakby miała
miejsce jakaś niewielka katastrofa. – Chodź. Mogę równie dobrze robić coś pożytecznego,
kiedy ty będziesz gadał…
Wyskoczył z samochodu nie czekając jak zwykle na odpowiedź. Zapach
Harry'ego wprawiał go w nerwowe drżenie, kiedy praktycznie czuł jego woń na
języku. Męski, piżmowy i intrygujący. Blake spiął się jeszcze bardziej,
wyrzucając sobie swoją słabości i pochopną decyzję o spotkaniu z Harrym. Potrzebował
wprowadzić jak najwięcej przestrzeni między nimi. A najlepiej trzymać się z
dala od niego. Niech mówi, co ma do powiedzenia i znika.
– Wow, co tutaj się stało? – Oczy Harry'ego z okrąglały zabawnie, kiedy wyśliznął
się z samochodu i prawie biegiem pognał za znikającym za rogiem domu
Blake’iem.
– Nic, remont. – Mężczyzna rzucił mu szybkie spojrzenie przez ramię
lustrując jego obuwie i ubiór jednym szybkim spojrzeniem. Ostatecznie mogło
być. – Uważaj i niczego nie dotykaj. Patrz też pod nogi – zakomenderował sucho.
W końcu nie mógł pozwolić, aby coś się stało cennemu modelowi Ev. Wyjął notes i
rozejrzał się wokół. Musiał zaplanować pracę.
– Co my właściwie tutaj robimy? – Harry zapytał, na serio zainteresowany. Może,
jeśli pozna Blake'a lepiej, łatwiej będzie mu go zrozumieć, bo jak na razie,
facet był jak nieprzenikniona ściana obojętności. Przecież istniał cień szansy,
że okaże się być zwyczajnym palantem i jego zainteresowanie umrze śmiercią
naturalną.
Jasneee…
– Ty będziesz gadał, ja pracował – stwierdził Blake, jakby to powinno być
oczywiste. Spojrzał na niego też z kpiącym uśmieszkiem na pełnych różowych
wargach, nagle drwiąc z niego w żywe oczy. Harry z trudem oderwał spojrzenie.
Szczęściem od Boga, jego okulary zdążyły ściemnieć pod wpływem słońca i tamten
nie mógł dostrzec głodu w jego spojrzeniu.
– Masz coś przeciwko, żeby mi tak, choć po krótce opowiedzieć o tym, co
robisz? – zapytał, pod wpływem impulsu, nieśmiało Harry, wbijając drżące znowu
dłonie w kieszenie jeansów.
Blake zaskoczony tak szybko odwrócił w jego stronę głowę, że cudem tylko
nie skręcił sobie karku. Jego szare oczy podejrzliwie się zwęziły i Harry
zrobił wszystko, co możliwe, aby wyglądać jak najpoważniej i niegroźnie. Gdyby
wydał się zbyt chętny i zainteresowany, Blake uciekłby prawdopodobnie z
krzykiem. Albo pogoniłby go na kopach.
– To, co widzisz tutaj, to produkt uboczny powstawania tych wszystkich
wspaniałych domów – powiedział w końcu mężczyzna wzruszając lekko ramionami. –
Brudna prawda o pięknie. – Wskazał na pojemniki po farbach, kartony i inne
opakowania. – Mam umowę z kilkoma firmami remontowymi. Kiedy oni kończą,
wkraczam ja z moimi pracownicami i sprzątam po nich. – Zirytowany dopisał coś
do swojej i tak już nie krótkiej listy w notesie. Jego mina nie wróżyła nic
dobrego i Harry cieszył się, że tym razem nie jest skierowana na niego. – Ta
jednak właśnie firma zaczyna sobie pogrywać ze mną najwyraźniej.
– Och, tak?
– Tak. Zaczynają zostawiać po sobie coraz większy bajzel. Chyba za bardzo
się przyzwyczaili, że mają jakiegoś idiotę, co zajmie się ich gównem – wycedził
Blake kopiąc kupkę gruzu w kącie pod stertą folii. – Moja praca ma pewien
zakres, wbrew temu, co im się wydaje. Uprzątam śmieci, pojemniki, opakowania.
Sprzątam i myję to, co jest ubrudzone przypadkiem farbą i pyłem unoszącym się w
powietrzu. Moje dwie pracownice, myją okna i podłogi. – Wyjaśnił, kiedy już
przekleństwa przestały go dławić w gardle. Harry cierpliwie czekał, chodząc
wolno po ogrodzie i przyglądając się wszystkiemu z ciekawością. Po jaką cholerę
chciał to wiedzieć, Blake nie miał bladego pojęcia.
– A więc, to ty doprowadzasz miejsce budowy lub remontu do porządku, tak? –
zapytał cicho, nie chcąc drażnić większego mężczyzny bardziej.
– Tak. Gratulacje, pojąłeś za pierwszym razem. – Blake prychnął i ruszył do
domu, otwierając drzwi własnym zestawem kluczy. Wkurzony był sam na siebie, że
zachowywał się jak pryk, wyglądało jednak na to, że nie wiele może w tej
kwestii zrobić. Harry prowokował go poprzez oddychanie.
– Okeeej – Harry stanął w holu domu zaplatając przedramiona na piersi.
Cokolwiek by nie robił, tylko pogarszał sprawę. Najwyraźniej będzie musiał
odejść. Blake nie może wytrzymać na tym samym osiedlu, co on, mowy nie było,
aby chciał z nim pozować. A szkoda. Choć może lepiej, jego sercu przestanie
zagrażać poważne bezpieczeństwo. – Wróć do studia Evette i pomóż jej – wypalił,
zanim udało mu się skonstruować bardziej dyplomatyczną wersję.
Blake wychodzący właśnie z salonu przylegającego do holu potknął się klnąc.
– Cholera! – Wyprostował się na całą wysokość, stanął naprzeciwko Harry'ego
i również zaplótł ramiona na piersi defensywnym gestem.
Luźne ubranie nie krzywdziło jego wspaniałej sylwetki, w najmniejszym
stopniu, doprowadzając Harry'ego do rozpaczy. Z całą siłą swojej słabej woli
oderwał oczy od pięknych mięśni, pracujących pod ciemną skórą na potężnych
przedramionach Blake'a i wlepił spojrzenie w jego oczy. Nie polepszyło to
sytuacji ani o jotę, bo to były piękne oczy. Przenikliwe i lśniące wewnętrzną
siłą.
Uff…
– Evette cię potrzebuje. Wiem, że nie jest to dla żadnego z was łatwe, ale
potrzebujecie siebie nawzajem. Choćby, dlatego że jesteście przyjaciółmi –
zaczął szybko, bojąc się, że Blake nie wysłucha go do końca, jeśli zawaha się
choćby na sekundę. Oczy mężczyzny tylko spochmurniały. Piękne miękkie usta,
zmieniły się w wąską, białą kreskę, a żuchwa znów ruszyła w powolnym zagryzaniu
zębów. – Pomyśl, co ona teraz zrobi? Gdzie znajdzie zastępstwo? Co z okładką,
którą zrobiliśmy? Będzie musiała wszystko powtórzyć! Przecież się przyjaźnicie,
porozmawiajcie chociaż…
– Potrafię dogadać się z Ev! O to nie musisz się martwić. Pora jednak,
abyście oboje pogodzili się z faktem, że ja się zwyczajnie nie nadaję się do
tego! – Blake potrząsnął głową stanowczo. Miał dość tej rozmowy zanim jeszcze
się dobrze zaczęła. Harry nie mówił nic, nad czym sam nie zastanawiał się
jakieś sto razy. – Przecież to każdy głupi widzi. Nawet gdybym chciał jej
pomóc… nie mogę… – powiedział zgrzytając zębami.
Harry zacisnął dłonie w pięści, wściekły i rozczarowany, tak mocno, że jego
krótko przycięte paznokcie wbiły mu się w dłonie. Tego się najwyraźniej nie da zrobić
łatwą drogą.
– Nie chcesz czy nie możesz?
– A co to za różnica? Szkoda marnować czas mój i Ev. Twój również.
– Odejdę. Evette poszuka ci kogoś innego, skoro nie możesz pracować ze mną
– wymamrotał pod nosem Harry, spuszczając wzrok na ziemię. Ledwie mógł zmusić
usta do poruszenia się. Dlaczego to był trudniejsze niż nawet sam podejrzewał?
Blake zdrętwiał, lekko pochylając się w jego stronę, niepewny czy go uszy
nie mylą.
– Słucham?
– Odejdę.
Powietrze wokół nich znieruchomiało. Jak w ogłuszającej ciszy zabrzmiał
ironiczny syk wyrywający się z ust Blake'a.
– Och, więc ty myślisz, że to chodzi o ciebie? – zapytał, z drwiną
wpatrując się w Harry'ego i przyszpilając go do miejsca nieruchomym, zimnym
spojrzeniem. Nie potrafił zidentyfikować uczucia wypełniającego jego pierś, na
ciche stwierdzenie swojego towarzysza, więc tym bardziej się wściekł. Przecież
to był świetny pomysł. Wręcz zajebisty. Czemu więc miał ochotę potrząsnąć
Harrym? Biorąc się w garść zwalczył wszystkie irracjonalne uczucia mieszające
mu w głowie i z uporem maniaka złapał się rozsądku. – Nie pochlebiaj sobie – parsknął
mu prosto w twarz pochylając się nad nim jeszcze bardziej. Zaskoczona mina
mężczyzny i zranione spojrzenie było jak gorące piętno na jego skórze, ale
brnął dalej. – Ty nie masz z tym nic, absolutnie nic wspólnego.
Słowa cięły jak smagnięcie batem i Harry pod ich wpływem zrobił krok
wstecz. Szybko jednak zapanował nad sobą zaciskając pięści tak mocno, że
paznokcie wbiły mu się w dłonie, pozostawiając wewnątrz krwawe półksiężyce.
– Jasne. Znam takich jak ty – wypluł już na serio wkurzony. Pasywna, obojętna
twarz Blake’a doprowadzała go do szału. – Taki męski, taki macho. Jaja ze
stali. Za dobry dla reszty niedoskonałych ludzi! Szkoda, że wymiękasz jednak
przy jednym geju – stuknął palcem w szeroką pierś znajdującą się tuż przed
nim, a wolałby go zdzielić pięścią w arogancką twarz.
Oczy Blake’a zapłonęły wewnętrznym ogniem, kiedy właściwie naparł na niego
całym sobą. Harry stał jednak twardo nie ruszając się o milimetr. Zwyczajnie
wrósł w ziemię.
– Chyba pomyliłeś mnie z jednym ze swoich niedorobionych przyjaciół –
wymamrotał przez ciasno zaciśnięte zęby Blake, patrząc mu w oczy ostrzegawczo.
– Nic o mnie nie wiesz i mylisz się tak bardzo, że to aż śmieszne.
– Tak jak ty nic nie wiesz o mnie – odparował Harry buńczucznie, starając
się ukryć jak wielkie wrażenie robił na nim jego oponent i jak bardzo jego
kolana drżały, choćby z powodu samej bliskości w jakiej znajdowały się ich
ciała.
– I chcę, aby dokładnie tak pozostało! – Blake rozwiał wszelkie wątpliwości
Harry'ego jednym zdaniem.
Teraz to już było wyzwanie i Harry potraktował je personalnie.
– Twoje życie jest tak pasjonujące i ciekawe, że narzekasz na nadmiar
przyjaciół? A może wręcz przeciwnie? Jesteś odludkiem nieprzystosowanym do
życia w społeczeństwie?
Blake uśmiechnął się zimno i obojętnie, doprowadzając Harry'ego do szału.
– Jakby nie było to i tak nie twój interes.
– Dlaczego? Czego się boisz? Mnie? Bliskości? Że ci zacznie zależeć?
Przecież Evette musi cię cenić skoro jesteś jej przyjacielem i ufa ci
niesłychanie. Całe życie masz zamiar uciekać, chować się i udawać, że świat nie
istnieje? – zapytał z kpiną Harry, zadzierając podbródek. – Taki duży
chłopczyk, a boi się, że położę znów na nim moje brudne, pedalskie łapska!? –
wybuchnął, wściekły na brak reakcji swojego oponenta. Sam na siebie najbardziej.
Powinien był trzymać się od tego człowieka z daleka. Egoistyczny fiut!
Bez zastanowienia się czy czekania na reakcję ze strony zszokowanego
mężczyzny, stojącego chwilowo z rozdziawionymi ustami, odwrócił się na pięcie
wypadając na zewnątrz.
Jak ma do cholery teraz wrócić do domu? – Kołatało się w jego skołatanej
głowie. Ale ciśnienie krwi zagłuszało każdą jego rozsądną myśl. Nie wiedział
czy bardziej jest wściekły, rozczarowany czy zraniony.
– Nie tak prędko kolego! – Blake prawie wyrwał mu łokieć ze stawu, tak
mocno chwycił go i obrócił w miejscu, zanim jeszcze Harry miał możliwość zrobić
dwa kroki. Sekundę później praktycznie naskoczył na niego z twarzą oddaloną od
jego własnej o milimetry. Jego spojrzenie cięło niczym laser. – Jeśli to miała
być prowokacja, to słabo ci wyszła. Zakładasz bardzo wiele wnosząc na bardzo
słabych przesłankach. To może być bardzo niebezpieczne…
– Nie boję się ciebie – wysapał Harry. Niebezpieczny uśmiech Blake'a posłał
dreszcz po jego kręgosłupie, który zakończył wędrówkę w jego kroczu. To na
serio nie był odpowiedni moment, aby się ekscytować.
– Bardzo dobrze. W końcu z założenia będziemy trzymać się od siebie z
daleka.
– Ale ja nie chcę!
Nie było pewne, który z nich był bardziej zaskoczony tym niespodziewanym,
pełnym emocji stwierdzeniem, ale Harry zamierzał skorzystać z okazji, skoro i
tak już zrobił z siebie idiotę. Obrócił ich jednym szybkim skrętem ciała i
pchnął większego mężczyznę na ścianę tuż za nim. Blake nie zdołał zareagować na
czas. Głośne sapnięcie wyrwało mu się z ust wraz z wypchniętym z płuc
powietrzem, ale nie walczył z przypierającym go piersią Harrym.
– Chcę z tobą pozować. – Harry ujął Blake'a za kark i tym razem to on
zbliżył do niego twarz niebezpiecznie blisko. Nic nie mogło mu umknąć, gdy
świdrował go wzorkiem, unieruchamiając w miejscu. Źrenice mężczyzny rozszerzyły
się tak bardzo, że praktycznie pochłonęły jego tęczówki. Szczęka pracowała
niestrudzenie, kiedy zaciskał zęby do bólu. Harry skorzystał z jego zaskoczenia
i wyszeptał cicho, i dobitnie. – Chcę zrobić te okładki. Chcę, aby na zawsze
nas łączyły. Na zawsze będziesz moim Wojownikiem z którym nie mogę wygrać. Fascynujesz
mnie, sprawiasz, że chcę cię lepiej poznać. Ja już nie mogą tak zwyczajnie
wywalić cię ze swojego życia i udawać, że nie istniejesz. A ty możesz? Tak
szczerze i naprawdę?
Chmura okryła twarz Blake i serce Harry'ego zamarło. Nie miał jednak nic do
stracenia. Przecież jeśli Blake zdecyduje wykreślić go ze swojego życia i tak
go straci.
– Nie potrzebuję cię – wyzgrzytał Blake. Kogo jednak bardziej próbował
przekonać, Harry nie był pewien. Chciał jednak trzymać się nadziei i ją właśnie
wybrał.
– Skąd wiesz? Dlaczego zakładasz, że nic nie mogę wnieść do twojego życia?
Dlaczego nie bierzesz pod uwagę, że ja potrzebuję ciebie? – Potrząsnął większym
mężczyznom i Blake w końcu zacisnął dłonie na jego bluzie przyciągając go do
siebie jeszcze bliżej.
– Bo nie chcę. Rozumiesz. Wybieram nie myśleć o tym. Nie potrzebować.
Ludzie są do dupy. Zawodzą. Kłamią i ranią. Po co mam się narażać? Moje życie
jest idealne.
– A ja wybieram nie bać się, nie pozwolić się zastraszyć. Zaryzykować.
Wybieram żyć, zamiast umierać siedemdziesiąt lat na raty. Po co twoja cała
ciężka praca, poświęcenie, wysiłek jeśli nie jesteś w stanie… – głos Harry'ego
zadrżał i musiał przełknąć, aby wydusić słowa. Blake wwiercał mu się
spojrzeniem w czaszkę, jego szczęka znów pracowała i milczał jak grób, choć
Harry czuł się jakby zaciskał potężną pięść mu na gardle. – Nie jesteś w stanie
obdarzyć kogoś zaufaniem, uczuciem… miłością?
Niespodziewanie i gwałtownie Blake chwycił Harry'ego za przód koszuli, i
mnąc materiał w dłoniach, przyciągnął go do siebie, tak że znaleźli się nos w
nos.
– W prawdziwym życiu, miłość to wymówka. Seks to towar, a uczucia to ból.
Nikt, kto ma choć odrobinę zdrowego rozsądku nie godzi się dobrowolnie na to,
aby zostać użytym i wykorzystanym. A ty wręcz szukasz nie tam gdzie trzeba…
Harry parsknął, walcząc z nagle piekącymi go pod powiekami łzami.
– Bo jestem gejem? – zapytał zdławionym głosem. Blake na sekundę zerknął w
bok, kryjąc myśli pod powiekami. Jego usta otwarły się i natychmiast zacisnęły
w twardą linię, i nie dał się sprowokować do odpowiedzi. Jego przystojna twarz
wyglądała jak wyciosana w kamieniu. – Jestem mężczyzną jak każdy inny i pragnę
dokładnie tego samego, co każdy mężczyzna. Tylko żeby to dostać, czasem muszę
użerać się z jakimś wrednym, twardym fiutem…
Ponętne wargi mężczyzny drgnęły niespodziewanie w nieoczekiwanym przebłysku
poczucia humoru i Harry zachłysnął się powietrzem widząc błysk rozbawienia w chłodnych
zazwyczaj oczach Blake'a. Ten mężczyzna nie przestawał go zadziwiać. Oszałamiać
i kusić.
– Taak, mogę pojąć twój punkt widzenia. To fakt. Jestem wrednym fiutem i
nie… Nie chodziło o to, że jesteś gejem. – Kłamca,
kłamca. – Chodziło mi o to, że najwyraźniej wraz z Evette dostrzegacie we
mnie coś, czego tam nie ma.
– Pozwól mnie to ocenić. Chcę z tobą pracować. Daj mi szansę. Przyrzekam,
że nie będę czyhał na twoją cnotę.
Blake skrzywił się i potrząsnął głową starając się zapanować nad mętlikiem
w głowie.
– Nie o to chodzi! – Upierał się, choć kłamał przez zęby. Harry go
przytłaczał pewnością siebie i tym, że wydawał się, iż bez obaw mógłby sięgnąć
po to, czego zapragnął i Blake nie był pewien własnej reakcji, gdyby do tego
doszło.
Harry ryzykując więcej niż miał odwagę, położył dłonie na szczupłych
biodrach Blake'a i przycisnął go do siebie, uświadamiając większemu mężczyźnie,
że nadal ściskał jego bluzę w wręcz brutalnym uścisku, trzymając ich blisko
siebie. Nie dał mu czasu na reakcję tylko twardo spojrzał mu w oczy.
– Nie będę oszukiwał. Mógłbym próbować cię uwieść. Spowodować, że ciekawość
by cię kusiła, wręcz zżerała. Ludzki umysł jest wielką zagadką. Prowokacja
jednak zawsze działa. Ty w końcu też zacząłbyś się zastanawiać choćby
podświadomie. Wiem, że mógłbym cię… zaciekawić i podpuścić. Sprowokować twoją
męskość, wyzwać cię. Pokazać ci przyjemność, o której nie śniłeś, tak że
zapomniałbyś, że jestem mężczyzną, bo po prostu pragnąłbyś więcej i więcej… –
wyszeptał zdławionym, lekko zdyszanym głosem, czując jak jego podniecenie i
ekscytacja rosła. Nie chciał panować na sobą, choć ten jeden raz. Blake wciągnął
gwałtownie powietrze nosem, słuchając go jak zahipnotyzowany. Harry uśmiechnął
się smutno. – …ale nie zrobię tego. To by nie było fair dla mnie. Miałbyś
wymówkę, żeby mnie znienawidzić, bo to ja obudziłem w tobie dzikie żądze –
powiedział z powagą, wolno sunąc dłońmi po silnych plecach Blake'a, delikatnie
muskając ramiona, by w końcu zacisnąć ciepłe dłonie na nadgarstkach mężczyzny.
Przez moment Blake wyglądał jakby oczy miały mu wypaść z głowy, po czym nie
mogąc nad sobą zapanować, wybuchnął śmiechem, prawie zginając się w pół. Równie
wolno jak poprzednio Harry, ale skutecznie, ciągle się śmiejąc, Blake
wyswobodził się z uścisku dłoni Harry'ego i klepiąc go lekko po piersi zrobił
krok wstecz.
– Dzikie żądze, powiadasz? – Pokręcił głową lekko, ocierając kąciki oczu
kciukiem. – Cóż… – zakpił.
Harry nie myśląc pchnął Blake'a ponownie na ścianę i przyparł do muru.
– Ja nie żartuję…
Blake uniósł dłonie w geście poddania wcale nie walcząc. Robił co w jego
mocy, aby zapanować nad śmiechem, co najwyraźniej przychodziło mu bardzo
trudno.
– Och, ja wierzę, że mówisz poważnie – przytaknął Blake, opierając głowę o
ścianę i modląc się, aby odruchowo nie odepchnąć niższego mężczyzny. Inną opcją
było przyciągnąć go do siebie i objąć drocząc się jeszcze bardziej z
sfrustrowanym Harrym, a to byłoby szaleństwem. – Śmieję się, bo nie wierzę, że
ty wierzysz, że dałbyś radę mnie uwieść.
Urażony do żywego Harry syknął przez zęby, chwytając Blake'a za kark i
napierając na niego całym ciałem.
– Jeszcze byś się zdziwił – wyszeptał przysuwając do niego swoją twarz i
prowokacyjnie patrząc na jego usta. – Póki płynie w twoich żyłach krew –
przycisnął swoje budzące się do życia krocze do biodra Blake'a – wszystko jest
możliwe. – Przez ułamek sekundy wtulił twarz w szyję większego mężczyzny,
głęboko wciągając jego zapach. Westchnienie wymknęło mu się, sprawiając, że
Blake znieruchomiał niczym statua, a drobne włoski stanęły mu na karku. Ciepły
oddech owiał mu kark, kiedy Harry szeptał mu do ucha. – Wiesz o tym, prawda?
Walcząc z nagłym ściskiem w żołądku, Blake przełknął niespokojnie próbując
odsunąć biodra od Harry'ego i oderwać spojrzenie od jego języka prowokacyjnie
liżącego dolną wargę. Nie mógł znieść spojrzenia, skupionego na nim intensywnie
mężczyzny. Jakim cudem znalazł się nagle w tej dwuznacznej, niepokojącej
sytuacji nie miał pojęcia. Całe jego ciało wręcz wibrowało niespokojnie i czuł
jak panika zakrada się do jego umysłu wraz z ciepłem i siłą ciała Harry'ego.
Nawet jego zapach zdawał się wnikać mu pod ubranie.
Stanowczo i niezbyt delikatnie odepchnął od siebie Harry'ego. To już nie
było śmieszne.
Ten z krzywym uśmiechem odsunął się i skinął głową jakby wiedział coś, co
umknęło Blake’owi.
– Dobrze, że nie mam zamiaru tego robić – powiedział tylko obojętnie. – Nawet,
jeśli starczy ci odwagi, aby zaryzykować i zapozować ze mną do pozostałych
zdjęć, nic ci nie grozi. W moich ramionach jesteś bezpieczny.
Blake chciał zareagować, ale był jednocześnie wściekły i zaskoczony,
ostatecznie więc, praktycznie warcząc wymierzył w niego oskarżycielski palec.
– Nie pozwolę się zmanipulować w tak dziecinny sposób! Nie sprowokujesz
mnie, aby uzyskać to, co chcesz.
– Nie pochlebiaj sobie!
Otwierane z trzaskiem drzwi poderwały ich na miejscu. Blake poczuł jak cała
krew odpływa mu z twarzy, a nogi miękną w kolanach na widok, który ukazał się
jego oczom.
– Cóż, my tu mamy? Sprzeczka kochanków? – padło od drzwi, kiedy futrynę
wypełniły sylwetki dwóch postaci.
Blake czuł jak jego oczy rozszerzają się z niedowierzania. Suchy śmiech i
okrutnie wykrzywione gęby Lou i Bena zmaterializowały się przed nim jak koszmar
na jawie. Niedowierzanie zwyczajnie go sparaliżowało. Intruzi stali w drzwiach
z łyżkami do opon w dłoniach i szyderczym uśmiechem.
– Ben. To miała być przyjemność, dać nauczkę
Blake’owi-pieprzonemu-ideaowi-Rattisowi. Teraz to będzie rozkosz rozwalić łeb
jego jebanej dziwce na dodatek – rzucił niedbale Lou uderzając metalem o dłoń.
Blake poczuł jak jego krew zamarza w jego żyłach. Instynktownie stanął
zasłaniając sobą Harry'ego. Mężczyzna parsknął z irytacją szczypiąc go w tyłek
boleśnie i stając przy jego boku ze wściekłym sykiem.
– Nigdy więcej tego nie rób. Sam umiem o siebie się zatroszczyć.
– Harry!
– Och, nie kłóćcie się panienki. Kiedy skończymy z wami, nie
będziecie się musieli martwić o siebie nawzajem… (...)
CDN.
Kocham was i gorąco ściskam ♥
To jest smaczek? To jest męka, że nie ma ciągu dalszego. :DDDD O jejuńku, gorąco mi i nie wiem co jeszcze powiedzieć. Oni dwaj są dla siebie stworzeni. Cudowny, wprost genialny fragment. Idę czytać drugi raz.
OdpowiedzUsuńM.
Aaaa! Ta historia jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię, Akfa! <3
Nie mogę uwierzyć, że jedna osoba jest tak kreatywna. To cudowne! Ty jesteś cudowna!
Ale jak? Powtarzam JAK można kończyć w takim momencie??? Mam OGROMNĄ nadzieję na to, że cały rozdział 5. pojawi się w weekend.
Pozdrawiam gorąco :*
Desire
No w końcu wróciłaś :) O mało co jajka nie zniosłam z niecierpliwości kiedy wstawisz 5 rozdział. Tylko czemu nie cały :( kiedy reszta ???? i to w takim momencie nas zostawiłaś :(:(:( ech mam nadzieję, że niedługo wstawisz resztę bo już naprawdę nie mogę się doczekać.Może w weekend Ci się uda tak jak zaproponowała Desire;D Chyba oszaleję :) a tak ogólnie to bardzo się cieszę, że ślub szwagierki się udał i mam nadzieję, że bawiłaś się całą noc jak nie dłużej :P Szkoda tylko, że akurat trafiłaś w Polsce na taką pogodę. Coś nam słońce nie chce ładnie świecić. Może uda Ci się pojechać już na taki prawdziwy urlop w wakacje :) A co do fragmentu to jest super. W końcu coś zaczyna się bardziej między nimi dziać. Aż nie mogę się doczekać reszty. Heheheh Może zlitujesz się nad nami i już w drugim fragmencie 5 rozdziału coś się wydarzy między nimi ???? Wiesz nie to, że to jest jakaś aluzja. To prośba. No ok, aluzja też :P Więc co tu dużo pisać. Wiesz, że Cię uwielbiam. Pisałam to już we wcześniejszych komentarzach, tak jak i to,że jesteś świetna ale mogę to powtarzać w dzień i w nocy. Masz wielki talent i trzymaj się tego co tak świetnie robisz i co widać, że sprawia Ci przyjemność. Staraj się nie pracować tak ciężko. Dbaj o siebie. Życzę Ci oczywiście wszystkiego co najlepsze i weny.
OdpowiedzUsuńPodziwiam, pozdrawiam i całuję :*
Iza
I już?? Już koniec??? I to w takim momencie! Lubisz się nad nami znęcać :D Rozdział fantastyczny! Wreszcie Harry wydusił z siebie, co mu leży na sercu. Uwielbiam w Twoich opowiadaniach ten moment (w zasadzie taki dłuuuższy moment), kiedy jeden z bohaterów zaczyna odkrywać, że coś się dzieje, że nie bardzo wie, co ma zrobić z tą burzą uczuć, która rozpętuje się w jego duszy... Tą niepewność, bezradność i oczekiwanie. Och, Ty to tak pięknie umiesz opisać :) Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Oby nie tak długo jak na tę część rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPS. Uwielbiam Harry'ego! Widzę go jako niemal takiego aniołka... ;)
Alys
Cudowne cudo!
OdpowiedzUsuńAle zadręczasz nas takim czekaniem. Wiesz jak to ciężko przetrwać???
Rozdział nieziemski. Na prawdę! Uwielbiam Harry'ego! <3333
Dobrze, że w końcu powiedział co myśli o tej całej sytuacji i jak on się czuje. Blake powinien wziąć pod uwagę jego uczucia, a nie być takim zimnym fiutem. Podobało mi się, że chciał stanąć w obronie Harry'ego. To było na serio urocze.
Z niecierpliwością czekam na pojawienie się całego 5 rozdziału. Mam OGROMNĄ-WIELKĄ-NADZWYCZAJNĄ nadzieję, ze pojawi się on już dzisiaj.
Pozdrawiam gorąco <3
Anonimek
Kobieta która nie ma litość ...
OdpowiedzUsuńŹeby tak zostawić czytelnika...
To pod sadyzm można pociągną...
Zwyczajne znęcanie, a może nie takie zwyczajne tylko z premedytacją....
Co by nie mówić czy pisać to czuję niedosyt :-P
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam
Lalalulu;)
To miało nam zrobić smaka? Przecież teraz przez ten fragment to ciekawość mnie zabije na miejscu! Akfa, będziesz normalnie miała na sumieniu moją świętą cierpliwość.
OdpowiedzUsuńWdech, wydech, wdech, wydech...
Ok, już się trochę uspokoiłam, ale jak można dać nam taki króciutki fragmencik i torturować nas tak długim czekaniem? Jak, ja się pytam! xD
Mam PRZEOGROMNĄ nadzieję, że się jednak ulitujesz nad naszym losem i dodasz cały piąty rozdział już niebawem. (może tak dzisiaj? <3)
PODZIWIAM CIĘ I POZDRAWIAM :*
Ten fragment jest bardzo ciekawy. Pobudza wyobraznie i jednoczesnie trzyma w napieciu.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwoscia czekam na pojawienie sie calego piatego rozdzialu.
Goraco pozdrawiam
Ten fragment niesamowicie pobudza apetyt na więcej! Teraz jednak czuję się jak głodujący i spragniony człowiek na pustyni. Więc proszę Cię, Kochana nasza autorko, daj nam to czego potrzebujemy, aby zagłuszyć głód naszych umysłów. Twoje opowiadanie jest jak balsam na moje skołatane serce. Odrywa mnie od szarej rzeczywistości i wprowadza w niezwykle namiętny, pełen emocji i przeróżnych uczuć, świat. Wprowadza w moje życie tyle barw i namiętności, o jakiej nawet nie śniłam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoją twórczość i z niecierpliwością czekam na kontynuację Wziętego przez zaskoczenie oraz na wszystkie inne opowiadania, którymi masz zamiar się z nami podzielić.
Bardzo Cię podziwiam i składam pokłona dla Twej pracy.
Pozdrawiam gorąco- Desire :*
Mam nadzieje, ze niebawem pojawi sie caly piaty rozdzial.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Ja też czekam...
OdpowiedzUsuńAż chce się więcej i czekam na więcej z niecierpliwością. Pozdrawiam i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję wam moi kochani i mam nadzieję, że to co wstawiłam nasyci was choć na chwilkę. Będzie się działo nie macie się co obawiać. I tak, obiecuję, nie przestanę was dręczyć.
OdpowiedzUsuńKocham was i uwielbiam wasze komentarze.
Ściskam z całych sił ♥