środa, 21 listopada 2012

Budka z pocałunkami - Rozdział czwarty :)

rozdział niebetowany i nieedytowany, ale nie mogłam się doczekać, aby go wstawić 
za błędy z góry przepraszam
(od jutra znów pracuję na nocki)


Wszelkie Prawa Zastrzeżone
AkFa2012Anglia
Opowiadanie przeznaczone dla osób pełnoletnich






Rozdział czwarty


Kolejny szept docierający do jego uszu zmienił mu krew w żyłach w lód. Powinien już zacząć się przyzwyczajać, a mimo to nadal czuł jak ściska go w piersi. Mijając kolejną grupkę cicho chichoczących kobiet już po drodze, Cory zaczął żałować, że skusił się na szybki lunch w kafeterii firmy, zamiast całkiem zrezygnować z jedzenia. Był zbyt zajęty, aby wyjść gdzieś i nie chciał niepotrzebnie tracić czasu. Teraz pomysł z szybkim lunchem w przestronnej stołówce, w której zbierała się praktycznie cała firma, okazał się kiepski.
Mężczyźni mijający go w korytarzu lub na sali odwracali głowy udając, że go nie dostrzegają, ale kobiety nie miały takich skrupułów, wytykając go palcami i komentując całkiem bez żenady. Panowie najwyraźniej mają więcej instynktu samozachowawczego. Ich zachowanie choć z założenia miało być subtelniejsze nie bardzo różniło się od zachowania złośliwych plotkarek. Z tym, że gdzie one „plotkowały” oni zwyczajnie „wymieniali spostrzeżenia”. A głównym tematem z jakiegoś powodu stał się Cory i to co robił, czy czego raczej nie robił. Zresztą to było bez znaczenia, tak czy inaczej zawsze znalazł się dobry powód, aby zmieszać go z błotem.
Jak skostniały siedział przy stoliku starając się wmusić w siebie kanapkę, którą sobie zamówił. Jedzenie jednak z trudem przeciskało mu się przez zaciśnięte gardło, cały głód który odczuwał znikł jak ręką odjął. Równie dobrze mógłby jeść papier, a i tak smakowałby lepiej. Z opuszczoną głową kruszył chleb na małe kawałeczki i więcej w końcu kończyło na jego talerzu niż w ustach. Uciec jednak z podwiniętym ogonem nie było w jego stylu. Nie miał zamiaru dać się zaszczuć. Starał się więc odciąć od otaczającego go świata i ludzi, wpatrując ponuro w kubek kawy. Nie miał sił ani ochoty na konfrontację. Co zresztą miał powiedzieć tym wszystkim hienom żerującym na jego życiu?
Spierdalajcie! Możecie się cieszyć, bo jest mi zajebiście ciężko?
Taak, to by świetnie wyszło.
„– …a słyszałaś?
– … nie, no co ty!
– Mówię ci na serio…
– Ta ciota… pedał jeden… naszych facetów nam chce poderwać!
– To obrzydliwe.
– Wiem, wiem, ale mówię…
– Już nikt nie jest bezpieczny….
– … na dodatek w miejscu pracy…
– Możesz to sobie wyobrazić?
– A słyszałaś, że on… no wiesz…
– Nie, no co ty!”
Chciał zamknąć oczy i udawać, że wcale nie słyszy kąśliwych uwag.  Nie widzi dosadnych spojrzeń. Rzeczy których ostatnio dowiadywał się z plotek nawet sam o sobie wcześniej nie wiedział. Wiedzieli za to wszyscy inni…
Cory nawet nie do końca był pewien co się stało. W pierwszym tygodniu po nieszczęsnym pocałunku z Connorem sytuacja wydawała się rozchodzić po kościach i po za kilkoma uszczypliwymi uwagami i złośliwymi uśmieszkami, nikt nie dawał mu odczuć, że jego orientacja seksualna to taki problem. W ostatnim tygodniu jednak wszystko zaczęło się zmieniać.
Nie tylko próbował się otrząsnąć po ostatnim raczej namiętnym starciu z Connorem. Dodatkowo teraz musiał się zmierzyć z współpracownikami wytykającymi go palcami i zmieniającymi powoli jego życie w koszmar. Te szepty, te wykrzywione obrzydzeniem miny. Te wieczne podteksty cokolwiek by nie robił i czymkolwiek by się nie zajmował. Te podejrzenia kogo następnego będzie molestował. Te pytania czy już każdy teraz powinien się obawiać? Przecież nie wiadomo co mógł znów zrobić… Miał nieraz ochotę wywrzeszczeć im prosto w twarz jak bardzo ich nienawidził.
Nie robił jednak nic.
Zagryzał zęby i zabierał się za jeszcze więcej pracy. Aż do wyczerpania.
Dźwięk i wibracja telefonu komórkowego nagle przebijająca się do jego skołowanego umysłu praktycznie poderwały go na miejscu. Z obawą spojrzał na wyświetlacz.
Zdarzało mu się to coraz częściej. Trudno jednak już było mu określić czy bardziej bał się, że Connor zadzwoni… czy że nie odezwie się, jakby wcale nie istniał w jego poukładanym świecie. Jakby nie miał znaczenia…
– Cory? Gdzie jesteś? – Nolan nie tracił czasu na powitanie, tylko z miejsca przeszedł do rzeczy. Najwyraźniej znów był na misji.
– Mam przerwę na lunch… – odparł Cory zrezygnowanym tonem. Właściwie przyjazna twarz to było to czego potrzebował. Nie miał jednak siły żeby się do tego przyznać, nawet sam przed sobą. – Jestem w kafeterii…
– Okej. – Przyjaciel ucieszył się podejrzanie. – Nie ruszaj stamtąd swojego seksownego tyłka. Jestem w budynku, będę tam w minutę!
Rozłączył się zanim Cory miał szansę na jakąkolwiek odpowiedź. Lekko otępiały i oszołomiony przyjrzał się podejrzliwe odkładanej na stolik komórce. Minuta to było niewystarczająco długo, aby nastawić się psychicznie na spotkanie z żywiołowym przyjacielem.
A skoro Nolan powiedział, że  będzie za minutę, to pewnie będzie tu za pół minuty.
Jak zwykle elegancki w swoim popielatym garniturze Nolan Reed wpadł do kantyny z aroganckim uśmiechem na ponętnych ustach, bezczelnie mrugając na skuszone jego wyglądem kobiety, które praktycznie śliniły się na jego widok. Charyzmatyczny aż do bólu zawsze skupiał na sobie uwagę wszystkich. On jednak wlepił przekorne spojrzenie w Cory'ego i wręcz widać było, że coś knuje.
Zanim Cory nastawił się na to spotkanie psychicznie, Nolan zmaterializował się przy jego stoliku, chwycił go za kark i głośno cmoknął w rozdziawione ze zdumienia usta. Po czym z szerokim uśmiechem usiadł naprzeciwko niego.
– Chłopie słyszałem jakie wieści krążą po tej waszej zabawnej firmie na temat twojego romansu z Connorem! Ubaw po pachy! – zawołał, nie przejmując się nawet w najmniejszym stopniu tym, że praktycznie wszyscy w sali zaczęli im się przyglądać. – Ubawiłem się setnie wysłuchując tych bzdur! Pomyślałby kto, że tutaj pracują dorośli, wykształceni ludzie! Ha! Patrz jak pozory mylą!
Oczy Cory'ego z okrąglały tak bardzo, że wyglądał nieomalże komicznie.
–…eee…mmm… to znaczy… – wydukał cienkim głosikiem, drapiąc się po karku, zbyt zaskoczony, aby sformułować choć jedno inteligentne zdanie. – … ale no cóż, tego no…
Nolan jednak nie zamierzał dać sobie przerwać.
– Wiem, wiem. Ludzie są naprawdę zabawni. Te ploty, te wymysły. Jezu, kiedy oni dorosną? – zapytał rozglądając się bezczelnie po pomieszczeniu, zmuszając wielu do opuszczenia wzroku, kiedy napotkał ich ciekawskie spojrzenia. Pytanie jednak najwyraźniej było retoryczne, bo znów zwrócił się do siedzącego jak słup soli Cory’ego. – Ty wiesz co jest najlepsze w tym wszystkim? Te jęczące męskie hetero cipy. To po prostu komiczne, że ci tak zwani „prawdziwi mężczyźni” zachowują się tak żałośnie. Jak usłyszałem, że po kątach się żalą, że się boją o swoje kościste tyłki myślałem, że padnę ze śmiechu! – Rechot podążył za szokującym oświadczeniem Nolana. Cory czuł jak rumieńce uderzają mu na twarz.
– Co ty do cholery wyprawiasz? – wysyczał na wpół zażenowany, na wpół rozbawiony.
– Jezu, pomyślałby kto, że polecisz na takie sieroty jakie tu pracują! Nawet oka nie ma na czym zawiesić! – Uniósł ręce w geście poddania zanim Cory zdołał na niego naskoczyć. – Tak, tak wiem. Ale przyznaj sam, tylko Connor jest prawdziwym mężczyzną w tej formie.
– Nolan!
– No co? Tylko mi nie mów, że się przejmujesz tym głupim gadaniem? Przecież to nie twoja wina, że nawet heterycy lecą na ciebie! Jesteś seksowny, inteligentny i masz to coś, co sprawia, że każdy się na ciebie napala. Chyba nie ma się czym przejmować, skoro to nie twój problem…? – zapytał, unosząc do góry wyraźnie zarysowaną jasną brew, przyszpilając niższego mężczyznę w miejscu.
Cory uniósł dumnie podbródek odpowiadając mu równie twardym spojrzeniem.
– Nie. Mam w nosie to co mówią za moimi plecami. – Oświadczył stanowczo i spokojnie. – Dla mnie to bez znaczenia co myślą i co sobie wyobrażają na mój temat – dodał ze wzruszeniem ramion. – To było nieuniknione, że zacznie się gadanie i głupie wymysły. Szkoda, że niektórzy zapomnieli, że znają mnie już kilka dobrych lat. – Cory po raz pierwszy od kilku dni poczuł jak wraca jego pewność siebie i spokój. Zdał sobie sprawę z tego, że wszystko co powiedział jest prawdą.
Nigdy wcześniej nie przejmował się opinią innych, tylko o tym zapomniał.
Nolan wymusił na nim reakcję. Choć zrobił to nie tylko obcesowo, ale i w bardzo niekonwencjonalny sposób, ucierając przy okazji nosa podsłuchującym ich ludziom.
– No, mój drogi. Tak właśnie myślałem! – Mężczyzna wyszczerzył perfekcyjnie białe zęby w szerokim uśmiechu. Jego szare oczy błyszczały złośliwe, choć widać było w nich niewysłowiony smutek. Cory był mu wdzięczny, ale nie miał sił, aby się z tym zmierzyć. Zbyt wiele rzeczy działo się w jego życiu w tym momencie. Nolan choć był przyjacielem, to właśnie to zdawało się być głównym problem. Nie mogli być nikim więcej dla siebie.
– Dzięki za spotkanie. – Wstał wolno, z wdzięcznością uśmiechając się do swojego towarzysza. Czuł się jakby wielki ciężar spadł mu z ramion.  – Musimy się umówić na jakieś piwko. – Z wahaniem ucałował idealnie wygolony policzek towarzysza. Nie obchodziło go co powiedzą świadkowie jego zachowania. Miał zamiar być wreszcie sobą.
– Spoko skarbie! – Nolan bez żenady skradł kubek z kawą przyjaciela i z mrugnięciem oka pożegnał go wesoło. – Idź i bądź grzeczny, żadnego podrywania chłopców w godzinach pracy. Zdzwonimy się.
Śmiejąc się Cory odniósł tacę i ruszył z powrotem do biura. Miał w cholerę roboty.
Z tym, że nie czuł się już, jakby był tutaj za karę…


Nolan zdławił ciche westchnienie, na oślep wyciągając komórkę z kieszeni. Z trudem udało mu się oderwać spojrzenie od przystojnej, szczupłej sylwetki znikającej w drzwiach. Jedyną jego pociechą było to, że Cory odzyskał swój sprężysty krok, a jego ramiona były wyprostowane jak na dumnego mężczyznę przystało. Żałował, że nic nie może poradzić na zranione serce swojego przyjaciela i coraz głębsze bruzdy, wywołane stresem i smutkiem, odznaczające się na jego młodej twarzy.
Współczucie mieszało się w nim z wściekłością na Connora St. Charlesa.
Drań mógł mieć wszystko co najlepsze, a wyrzucał to bez zastanowienia.
– Słucham? – cierpki głos Connora wzdrygnął Nolana, szybko jednak nad sobą zapanował. Musiał zrobić co w jego mocy, aby pomóc Cory'emu, bez względu na to co kto sobie pomyśli.
Chciał mieć nadzieję, że i dla niego ktoś zrobiłby to samo.
– Z całą pewnością wiesz, że życie Cory'ego to koszmar w tym momencie i to nie tylko dlatego, że kocha twój durny tyłek jak szalony? – zapytał cicho i drętwo, nie dając właściwie czasu na odpowiedź zaskoczonemu mężczyźnie. – Jest szykanowany. Szydzą z jego uczuć do ciebie i plotkują o nim. Rzeczy które wymyślają są wręcz uwłaczające jego godności. Co zmierzasz z tym zrobić, bo zdajesz sobie sprawę z tego, że w  dużej mierze, to właśnie twoja zasługa?
Cisza zdawała się dzwonić mu w uszach, kiedy czekał wieczność na odpowiedź mężczyzny. Ostatecznie w momencie w którym właściwie chciał już się poddać St. Charles westchnął cicho.
– Zajmę się tym.
– O tak. Z całą pewnością się zajmiesz. – Przytaknął Nolan usłużnie, a w jego głosie przebrzmiewała  czysta stal. – Najlepiej jak go zaprosisz na randkę.
Rozłączył się zanim dodał coś czego by później żałował.

***


Telefon był przerywnikiem, którego potrzebował, aby odparować wściekłość jaka go powoli zalewała tak, że widział na czerwono. Inaczej w ciągu kilku najbliższych minut popełniłby krwawe morderstwo.
Z tym, że nie całkiem spodziewał się przebiegu rozmowy, którą odbył z Nolanem Reedem. Facet zaskoczył go tak bardzo, że nawet nie do końca był pewien na co się zgodził. Jedno było absolutnie pewne.
Wszystko ostatnio co działo się w jego życiu miało coś wspólnego z Corym Andrewsem. Ten mężczyzna okupował każdą wolną chwilę jego dnia. Nawet zawitał w jego marzeniach i fantazjach – cicho, sprawnie i niepostrzeżenie wkradając się w nie, jakby nie było sposobu na to, aby go powstrzymać. Rzadko kiedy już opuszczał jego myśli. Wzbudzał emocje i uczucia nad którymi Connor nie potrafił zapanować. Nie był nawet już pewien czy podołałby temu nawet gdyby wiedział jak.
… i owszem zdawał sobie sprawę z tego, że coś się działo w firmie. Nie do końca jednak wiedział o co chodziło. Jego reputacja i pozycja sprawiały, że nikt nie śmiał stawić mu czoła, a już tym bardziej kpić z niego prosto w oczy.
– Connor! Czy mógłbyś mnie nie ignorować? Musimy porozmawiać! Próbuje wytłumaczyć ci coś niezmiernie ważnego. Nie rozumiesz, że to dla twojego własnego dobra? – Margo zerwała się z fotela i stanęła w lekkim rozkroku naprzeciwko jego biurka z dłońmi wspartymi na biodrach. Praktycznie dyszała z furii.
Wolno i z namysłem Connor uniósł spojrzenie na piękną kobietę ciskającą w tym momencie w jego stronę błyskawice. Złość i irytacja powróciła w ciągu minuty wypierając wspomnienie o Corym. Choć nie umknął jego uwadze fakt, że porównał ich niemal automatycznie i ciepły, otwarty mężczyzna wydawał się być absolutnym kontrastem w stosunku do chłodnej, zdecydowanej Margo.
Jej zimny ton przypomniał mu dlaczego jeszcze przed pięcioma minutami był tak wściekły, że miał ochotę  skręcić kark nawiedzającej mu biuro kobiety.
– Nie wiem co ty tutaj jeszcze robisz? Chyba wyraziłem się jasno. Nie mamy o czym rozmawiać! – Cedząc słowa chłodno, zwrócił się do niej mając cichą nadzieję, że wreszcie zrozumie i wyjdzie. Ostatnie dziesięć minut jednak starał się jej pozbyć bez sukcesu, wysłuchując tyrady, która była dla niego nie tylko absurdalna, ale i nie na miejscu.
– Jak możesz? To co robisz jest nie tylko głupie, ale i krótkowzroczne. Gdybyś zaczął się ze mną umawiać, te wszystkie chore plotki o tobie i tym małym zboczeńcu umarłyby śmiercią naturalną – zawołała oburzona. Najwyraźniej nie mogła pojąć jak to się stało, że Connor nie chce skorzystać z jej hojnej propozycji. – Chcesz, aby do końca zniszczył ci reputację? Wiesz przecież, że raz nadszarpnięta dobra opinia już nigdy nie jest idealna. Ludzie nie będą traktować cię poważnie!
– Przesadzasz! Zwłaszcza, że swoją reputacją martwię się najmniej!
– Ty chyba nie pojmujesz, że już same podejrzenia wystarczą, aby niektórzy uwierzyli w najgorsze.
– Naprawdę – Connor westchnął tłumiąc irytację. – Bycie podejrzanym o to, że jest się gejem nie jest najgorszą rzeczą jaką może spotkać człowieka.
– Ty sobie chyba kpisz! – Kobieta aż naprostowała się jak struna. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że naprawdę łączy cię coś z tym… z tym… zboczeńcem!? To by było straszne! Konsekwencje tego… Boże!
– Wydaje mi się, że to nie jest twój problem – Connor zapanował nad sobą tylko ostatkiem swojej żelaznej woli. Nie bardzo wiedział o co chodziło Margo, ale jej wykalkulowane spojrzenie niemal go przerażało. Jedyną rzeczą jaką był zainteresowany to plotki o których wspomniała. A już szczególnie chciał wiedzieć ile z nich było jej autorstwa. – Wzrusza mnie niezmiernie twoja troska o moją osobę, ale nie jestem zainteresowany związkiem z tobą. Miałem wrażenie, że wyraziłem to całkiem dobitnie?
– Czy ty nie rozumiesz, że tym sposobem podsycasz spekulacje dotyczące twojej osoby i tego pedała?! – Prawie że wrzasnęła, już całkiem zniecierpliwiona oporem mężczyzny.
Connor poczuł jak poziom jego opanowania gwałtownie spada, a małe cętki tańczą mu przed oczyma, tak bardzo podskoczyło jego ciśnienie. Szczycił się jednak tym, że zwalczał swoje słabości… no może po za jedną… Corym… nie mniej jednak zdławił chęć mordu wypełniający jego czaszkę i uśmiechnął się zimno do zarumienionej, rozzłoszczonej kobiety.
– Tsk, tsk… – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Takie słowa w ustach pięknej damy? – zapytał z kpiną. – Ach, tak! Zapomniałem! Ty nawet koło damy nie stałaś! – zadrwił ironicznie, ciesząc się w duchu na widok ognistej czerwieni jaka zalała jej dekolt i twarz. Należało jej się utarcie nosa… i nie tylko, ale nie chciał zniżać się do jej poziomu. – Jeśli myślisz, że zdegradujesz Cory'ego Andrewsa bluzgając na niego wyzwiskami, i to jeszcze takich lotów, to się grubo mylisz. Próbowanie zniżenia go do własnego poziomu tylko pokazuje na jakim poziomie ty się znajdujesz! I nie, wcale nie uważam nagle, że wszystkie kobiety są nieatrakcyjne, niedobre, „be” i w ogóle fuj… po prostu ty taka jesteś! – Wręcz dziką satysfakcję odczuwał na widok jej szeroko rozdziawionych ze dziwienia ust.
Wstał zza biurka i chwytając ją dość obcesowo za łokieć, wyprowadził z biura, nie czekając na to aż się ocknie ze stuporu.
Widok Cory'ego właśnie w tym momencie, stojącego przy ladzie recepcji i odbierającego korespondencję, był jak szok elektryczny. Wszystkie uczucia zmieszały się w jedną wybuchową mieszankę. Był zmęczony, wściekły, napalony i zdezorientowany.
Nawet nie wiedział kiedy znalazł się tuż przez bladym, lekko zaskoczonym chłopakiem wbijając w niego spojrzenie. Ich ciała dzieliły centymetry.
Chłonął wzrokiem wszystko.
Jego lekko rozszerzone źrenice pochłaniające piękne niebieskie tęczówki, to jak szybko zostały przysłonięte firanką jasnych rzęs. Rozchylone w niemym pytaniu ponętnie różowe usta. Nerwowe oblizanie, najwyraźniej spierzchniętych nagle warg i to jak szybko opadała jego klatka piersiowa w urywanych oddechach. Nie umknęło mu jak Cory wręcz nieświadomie wychylił się w jego stronę. Nie rozumiał satysfakcji jaką odczuwał z powodu tego, że tak bardzo działa na mniejszego mężczyznę. Nie miał zamiaru nawet tego analizować.
– Mam nadzieję, że masz wolny wieczór…? – wychrypiał, nieprzyjemnie zaskoczony barwą własnego głosu. Brzmiał jak spragniony, rozpalony szaleniec. Oczy Cory’ego rozszerzyły się z zaskoczenia i przez nieznośnie długi moment milczał.
– Nie rób tego… – wymamrotał w końcu.
– Za późno na odwrót – odparł Connor, ze smutkiem uświadamiając sobie, że taka była właśnie prawda.
– To się źle skończy! – Cory obwiódł szybkim spojrzeniem nagle zatłoczony hol w którym znajdowała się recepcja. Jakim cudem jego kolana jeszcze nie ugięły się i nie padł na miejscu, z szoku jaki odczuwał, było dla niego niepojęte. Ludzie bezczelnie wpatrywali się w nich, z oniemiałą Margo na czele. Jej spojrzenie było mordercze.
Connor uśmiechnął się nagle zrelaksowany i rozluźniony z błyskiem w oku spoglądając na Cory'ego. Jedno jego spojrzenie obiecywało i piekło, i raj.
– Owszem, to skończy się źle… – przyznał cicho, patrząc w oczy Cory'ego stanowczo. – Ale czy to cię powstrzyma…?
Z trudem przełykając jęk rozpaczy Cory zamknął oczy.
– Nie… – wyszeptał jakby wbrew woli.
Radość niewspółmierna do ulgi jaką Connor odczuł została stłumiona, aby się nie przebić na zewnątrz, tylko latami praktyki. Szeroki uśmiech jeszcze tylko się powiększył.
– Więc jesteśmy umówieni na randkę. Będę o ósmej… – Oświadczył głośno i stanowczo. Chwycił swojego kochanka za kark i lekko ucałował w miękkie, gorące usta, po czym odwrócił się na pięcie i z rękami w kieszeniach, cicho pogwizdując ruszył do swojego gabinetu.
Cory bardziej słyszał mentalnie niż widział jak szczęki wszystkich zebranych na holu opadają z głośnym trzaskiem.
   Śmiałby się, ale obawiał się, że czysta histeria przebrzmiewałaby w tym śmiechu.

***

– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał Cory zamiast dzień dobry. Nie potrafił zdusić tego pytania, choć nie bardzo chciał znać odpowiedź. Nie mniej jednak nie opuszczało jego myśli od momentu w którym drzwi gabinetu zamknęły się za aroganckim, pewnym siebie mężczyzną.
– Bo chciałem… – odparł Connor bez mrugnięcia okiem, nie okazując nawet w najmniejszym stopniu zaskoczenia takim powitaniem.
Elegancki jak zwykle, tym razem postawił na luz. Jeansy, które powinny być nielegalne, tak seksownie na nim wyglądały, opinały mu szczupłe biodra i eksponowały długie nogi. Czarna koszula, rozpięta u góry kusiła widokiem silnej piersi i długiej kolumny opalonej szyi. Ciemne oprawa oczu i lekko zmierzwione włosy jeszcze tylko podkreślały tę jego trochę mroczną urodę. Poruszając się jak dziki kot na łowach, wywoływał w Corym dreszcz strachu i ekscytacji jednocześnie. Miał ochotę łasić się do niego i dotykać, nawet zanim jeszcze się przywitali
Schładzając swoje rozszalałe, nadpobudliwe libido, bo do tej pory pakowało go tylko i wyłącznie w kłopoty, spojrzał na mężczyznę uważnie, zamykając za nimi drzwi swojego mieszkania. Wspomnienia jak fala zalały jego umysł. Musiał wymierzyć sobie mentalnego kopa, aby się skoncentrować. Rzucenie Connora na podłogę i wylizanie od stóp do głów nie było w menu.
– Jakie masz więc plany?
– Możesz wybrać. – Oznajmił spokojnie Connor, konfrontując mężczyznę w przedpokoju, nie pozwalając mu uciec w głąb mieszkania. Bardzo skrupulatnie zlustrował też jego wygląd, najwyraźniej aprobując zwykłą białą podkoszulkę z długim rękawem i proste czarne spodnie. – Możemy iść do restauracji, możemy iść do kina… czy w inne wybrane przez ciebie miejsce… to będzie prawdziwa randka, nie miej co do tego żadnych wątpliwości! – Oświadczył stanowczo. – Ale wiedz jedno… w końcu wylądujemy w moim mieszkaniu. –  Wzruszył ramionami jakby to miało być od początku oczywiste. – Możemy więc od razu iść do mnie i przygotuję nam coś do jedzenia…
Przez dobrych pięć minut Cory stał mrugając w oszołomieniu, usiłując zmusić swoje walące z ekscytacji i strachu serce, aby nie próbowało sobie wywalczyć drogi na zewnątrz z jego piersi. W końcu przełykając z trudem przez zaciśnięte gardło powiedział cicho.
– Idziemy do ciebie. – Choćby już to za późno…
Pocałunek, który Connor wycisnął mu na ustach był tak pełen obietnic, że Cory przeraził się nie na żarty. Nie miał jednak czasu na analizę, bo starszy mężczyzna skierował go do drzwi mamrocząc z aprobatą.
– Jedyny słuszny wybór.
Droga minęła Cory'emu jak we śnie. Obaj milczeli, pogrążeni we własnych myślach, które mknęły przez ich głowy równie szybko jak światła aut na ciemnych ulicach. Cokolwiek miało się zdarzyć nie mogło wróżyć dla niego nic dobrego. Wiedział to. Czuł całym sercem, a jednak nie potrafił zrezygnować. Ochłapy były lepsze niż nic…
… i gardził sobą, że jest tak słabym człowiekiem.
Ale skoro już miał zamiar popełnić takie szaleństwo, to zamierzał czerpać z niego pełnymi garściami.
Mieszkanie było modne, nowoczesne i praktyczne jak sam właściciel. Dwa pokoje, sporych rozmiarów salon połączony z jadalnią i funkcjonalna kuchnia. Cory jednak zbyt był przerażony i spięty, aby podziwiać piękne reprodukcje na ścianach, czy aby docenić jak miękki, puszysty dywan pieścił jego  bose stopy.
Nie wiedział co robić. Jak się zachować. Co mówić.
Nie wiedział, co właściwie tam robił.
Connor jakby wyczuwając jego wahanie chwycił go za łokieć i skierował do środka apartamentu.
– Chcesz obejrzeć mieszkanie? – zapytał, kiedy Cory tylko potrząsnął głową, że nie, sam przytaknął jakby spodziewał się takiej odpowiedzi. – Na co masz ochotę? Mogę coś ugotować dla nas, choć nie przeczę, że moje umiejętności są raczej ograniczone. – Uśmiechnął się lekko sardonicznie do nadal milczącego, sztywno stojącego Cory'ego. – Za to świetnie zamawiam.
– Nie jestem głodny – wymamrotał w końcu mniejszy mężczyzna. – Chyba nie zdołam nic przełknąć – przyznał bez zażenowania.
Connor spojrzał na niego z uwagą, lekko przekrzywiając głowę. Wręcz widać było jak go analizuje.
– Czy to nie jest to czego chciałeś? – zapytał jakby szczerze zaskoczony.
Cory przymknął oczy, aby zwalczyć zawrót głowy. Aby zwalczyć łzy, które nie wiadomo skąd się brały. Był idiotą. Skończonym, żałosnym idiotom, który powinien wymierzyć sam sobie porządnego kopa.
Tak! Być tutaj z tobą, to jest to czego pragnę! Ale nie tak, po prostu nie tak…! – Chciał wrzasnąć, ale tylko żałosne kwilenie wyrwało się z jego ust.
– Bez względu na to co powiem, będzie to brzmiało melodramatycznie, ale prawda jest taka, że cokolwiek się dzieje między nami będzie okupione moim bólem – wyszeptał z zamkniętymi oczyma, nie opierając się, kiedy Connor przyciągnął go do swojego twardego, szczupłego ciała. Ciepło, które promieniowało z niego, było wręcz dech zapierające. Stali przy sobie, stykając się całymi ciałami, a jednak nie miało to nic wspólnego z objęciami. Cory drżał wewnątrz. – Chciałbym móc po prostu stąd wyjść i nie obawiać się, że do końca życia żałował bym tego…
– Zadziwiasz mnie – mruknął Connor zamyślonym tonem, a jego głęboki głos rezonował wręcz w klatce piersiowej Cory’ego. Instynktownie wsparł się na niej, niezachwianie wierząc w siłę zniewalającego go mężczyzny. Connor stał spokojnie i nieugięcie niczym mur, pozwalając mu czerpać z jego siły. – Nie wiem czy potrafię cię pojąć. Jest w tobie uczciwość, która sprawia ci najwyraźniej więcej bólu niż korzyści, a mimo to trzymasz się jej obiema garściami. Imponuje mi to, że nie udajesz, że nie wiesz po co tutaj jesteśmy. Zadziwia mnie twoja szczerość. Postrzeganie rzeczywistości bez zakłamania i obłudy…
– To mnie zabija. O tyle łatwej byłoby się oszukiwać. Iść z tobą do łóżka jeśli udałoby mi się cię tam zaciągnąć. Przelecieć tyle razy, abyśmy obaj chodzili śmiesznie przez tydzień, albo zwyczajnie padli nieprzytomnie i wyjść rano bez żalu, bez oczekiwań, bez oglądania się za siebie – odparł Cory wspierając głowę na piersi Connora. – Masz wszystko czego potrzebuję. Czego pragnę. A jednak nie mogę tego mieć. Szczucie mnie jest okrutne. Dlaczego to robisz?
– A dlaczego nie? Sam mnie poszczułeś. Chcę więcej. Co w tym dziwnego? – Wielka dłoń bez udziału jego myśli wylądowała na karku Cory'ego lekko masując napięte jak postronki mięśnie.
Opanowana, spokojna konwersacja wydawała się wręcz absurdem w porównaniu z burzą, która trawiła ich umysły. Pragnienia ich obu się ścierały. Co do tego nie było wątpliwości. Obaj jednak równie dobrze wiedzieli jak bardzo te pragnienia się różniły.
– Tylko na jak długo? – Cory zapytał odchylając się do tyłu i spoglądając na Connora po raz pierwszy. Jego spojrzenie było ostrożne i twarde. – Fascynacja nową zabawką szybko mija. A ja nie potrafię podchodzić do ciebie jak do jednorazowej przygody. Dla mnie to nigdy nie byłoby dość! Nie rozumiesz tego!?
– Myślałem, że już ustaliliśmy, że to nie jest zabawa! – Connor ze złością warknął w twarz swojego kochanka. Nienawidził kiedy ludzie przypisywali mu cechy czy zachowania, które nie miały nic wspólnego z jego charakterem. To co im się wydawało, bardzo często nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Nie wielu jednak zadawało sobie trud, aby się o tym przekonać. Zakładali, że go znają, a tak nie było.
Ujął twarz Cory'ego i pocałował go z całym gniewem, i rozczarowaniem jakie odczuwał. To była lepsza kara niż chęć potrząśnięcia nim i wybicia mu z głowy głupich pomysłów.
Kto powiedział, że dla niego jeden raz byłby wystarczający?
Miękkie wargi ustąpiły bez protestu pod naporem jego ust i języka. Choć Cory nie do końca się poddał, zaciskając ramiona na jego szyi jak imadło.
Starli się jak zwykle. Ciałami i umysłami. Wolą i pragnieniem. Pieszczota za pieszczotę. Dotyk za dotyk.
Głęboko liżąc i ssąc nawzajem swoje wargi. Mieszając swoje smaki. Oddechy ich splatane w jeden, utknęły w pół drogi między nimi, wręcz zapierając im dech w piersiach. Walczyli o to, kto komu sprawi więcej przyjemności, lgnąć do siebie desperacko i gwałtownie.
Gdyby nie moc Connora, obejmującego teraz Cory'ego z całych sił, mężczyzna chybaby upadł. W głowie wir myśli i pragnień kołatał się, i mieszał z potrzebą, aby wchłonąć Connora głębiej. Mocniej i szybciej. Chciał posmakować każdego skrawka wyśmienitej skóry swojego ukochanego. Chciał sprawdzić na ile mu pozwoli. Nie mógł jednak skupić się na niczym innym niż tylko na sprawnym języku w swoich ustach, odnajdujących każdy najskrytszy jego sekret. Na wargach nieustępliwych i twardych zniewalających go całkowicie. Nie wiedział kiedy wspiął się na palce, by choć lekko móc trzeć swoim boleśnie wzwiedzionym penisem o równie nabrzmiałe ciało w morderczo ciasnych jeansach Connora.
Jęk rozkoszy i pragnienia wdarł się do jego skołatanego umysłu. To on jęczał, garnąc się jak desperat do seksownego, umięśnionego ciała w swoich ramionach. Był uzależnionym, spragnionym kretynem. Miał zero oporów.
Mógłby się oddać tu i teraz Connorowi, bez względu na to ile by go to kosztowało…
Ta myśl podziałała na niego jak wiadro zimnej wody.
– Nie tak, nie w ten sposób… – wyszeptał zdławionym z pragnienia głosem, patrząc głęboko w oczy Connora. Znów rzucili się na siebie jak zwierzęta. Jak ostatnio. Jak przedostatnio. Następnego takiego razu nie przeżyłby. – Kochaj się ze mną, albo odejdź. Nie wykorzystuj mnie.
Connor zgrzytnął zębami.
– A ty nie wykorzystujesz mnie? – zapytał zaciskając pięści na koszulce Cory'ego. Miał ochotę nim potrząsnąć. Podniecenie dławiło go w gardle. Dźwięk słów „kochaj się ze mną” paraliżował. Nęcił.
– Nie… – Młodszy mężczyzna potrząsnął głową ze smutkiem. – Ja cię tylko kocham…
– Dlaczego? Jak możesz? – Connor odepchnął go i odszedł odwracając się do niego plecami. – Co o mnie tak naprawdę wiesz? Znasz mnie? Wiesz jakim człowiekiem jestem? Jak możesz? Skąd? Czy można kochać kogoś skoro nie wie się o tej osobie nic?
– Nie wiem! – wrzasnął Cory zaskoczony i zraniony. Wściekły i zrozpaczony jednocześnie. Z trudem nad sobą panował, a całe jego ciało drżało jak z nieprzemożnego zimna. Objął więc się rękami, z nerwów trąc ramiona. – Myślisz, że to ode mnie zależy? Nie wiem! Sam się nad tym zastanawiam – dodał sarkastycznie, podchodząc do Connora i odwracając go do siebie jednym szarpnięciem. – Myślałem, że już wyraziłem wystarczająco jasno i dobitnie, jak bardzo mnie nie cieszy emocjonalne uzależnienie od takiego oziębłego, bezemocjonalnego drania!
– A mimo to pragniesz tego bezemocjonalnego drania. Zadałeś sobie wiele trudu, aby mnie uwieść – Connor wcale nie pozostawał dłużny. Dawał tak dobrze jak brał. Miał ochotę zakończyć tę bezsensowną dyskusję. Najlepiej całując tego idiotę dopóki nie zapomniałby jak się nazywa. – Teraz jednak kiedy możesz mnie mieć, to nadal nie dość! – Śmiejąc się okrutnie i sarkastycznie zbliżył twarz do twarzy Cory'ego. – A myślałem, że miłość jest bezwarunkowa…
Gwiazdy wybuchły pod powiekami Cory'ego wraz z bólem w całym ciele. Chciał rzucić się na Connora. Chciał go uderzyć. Najlepiej wielokrotnie. Chciał całować. Zedrzeć ubranie.
Chciał wyjść… ale w zamian za to powiedział cicho:
– Może po prostu jestem egoistą? Zwykłym pazerniakiem? Może chcę wszystkiego? A może to tylko instynkt samozachowawczy? Nie chcę dać się zwyczajnie wykorzystać, bo ty masz ochotę na homoseksualny eksperyment zanim nie znajdziesz sobie Perfekcyjnej Pani Domu!
Ciche słowa odbijały się echem wśród eleganckich ścian. Tym bardziej więc wybuch śmiechu Connora był zaskakujący i przerażający.
– Ty wiesz… masz wiele założeń… choć nie za bardzo rozumiem skąd się biorą ich podstawy – wysapał ocierając załzawione oczy, łapiąc oddech po kilku chwilach nieopanowanego rechotu. Nie tylko arogancko się uśmiechał, ale i przyglądał Cory’emu jak jakiemuś obcemu zawiasku. – Mówisz tak jakby decyzja o tym z kim idę do łóżka była permanentna. Jakbym musiał wybrać raz na całe życie. A decyzja którą podejmę była wiążąca i nigdy więcej nie miałbym wyboru. Albo kobiety, albo mężczyźni. Nie mogę zmienić zdania w pół drogi. Muszę wybierać. – Znów spojrzał na Cory'ego z opanowaniem i chłodem. – Otóż, mylisz się. – Powaga z jaką wycedził kolejne słowa była zatrważająca. – Wybór należy do mnie tyle razy ile tylko mi się uwidzi. Nie podlega dyskusji czy osądowi.
– Wiem, nie to miałem na myśli…
– A co miałeś na myśli? To, że mam odwzajemnić twoje uczucia, bo tego pragniesz? Obiecać coś? Zobowiązać się choć właściwie nie wiem na co? – zakpił lekko Connor, choć nie pozwolił odsunąć się od siebie pobladłemu nagle Cory'emu. Przez długi moment mężczyźni mierzyli się wzorkiem starając się zapanować nad emocjami.
– Chciałbym po prostu, abyś uszanował moje pragnienia, moje uczucia… abyś zdawał sobie z nich sprawę… – Wyznanie kosztowało Cory'ego wiele więcej wysiłku niż podejrzewał. Konflikt rozumu, doznań i pragnień wysysał z niego wszystko.
Dlaczego? Dlaczego nie mógł przestać chcieć Connora tak bardzo?
Bo prawdą było, że przecież wcale go nie znał. Właściwie go nie lubił.
Tym razem to większy mężczyzna odchylając głowę do tyłu, zamknął oczy i wypuścił z sykiem powietrze z szerokiej piersi.
Jakiekolwiek decyzje podejmował stojąc nieruchomo i przytrzymując przy sobie Cory'ego, były wiążące.
I taka była prawda. Od tego co postanowi zależało życie ich obu, bo czy posuną się dalej, czy rozejdą, już nic nie będzie tak samo.
A więc wszystko się zmieni w każdej sytuacji i to bez dwóch zdań.
– Powiem szczerze. Pożądam cię jak głupi – oświadczył po raz kolejny tym swoim opanowanym, racjonalnym tonem Connor, obejmując jednocześnie Cory'ego i przytulając do siebie z całych sił. – Chciałbym znać racjonalne wytłumaczenie dla tego… – przerwał nagle. – Nie. Właściwie to bez znaczenia dlaczego cię tak bardzo pragnę. Pragnę cię i to jest fakt. Tak po prostu. Mógłbym ci nakłamać. Na ściemniać, aby zaciągnąć cię do łóżka, a rano wykopać, nie babrając się w zobowiązania, udawać, że nie wiem o co ci chodzi… – Mówił cicho, łapiąc swojego partnera za kark i wtulając w jego szyję twarz. Wręcz czuł na policzku jego szaleńczo walące tętno. Kusiło go, aby przytknąć tam usta i złagodzić chaotyczny puls. Musiał jednak coś wyjaśnić. – Nie chcę i nie mogę jednak tego zrobić. Chcę się jednak z tobą kochać. Nawet rozumiem dlaczego to ma swoją cenę.
– Po prostu nie mogę inaczej…
– Wiem i nawet mi to imponuje. Co mnie natomiast przeraża, to moja własna gotowość, aby ją ponieść… – Cisza trawiła ich przez długi moment, kiedy tylko i wyłącznie stali wtuleni w siebie, praktycznie z rozpaczą trzymając się nawzajem. W końcu Connor złożył kilka motylich pocałunków na policzkach, oczach i czole Cory'ego. – Chcę się z tobą kochać. Właściwie muszę. Wiem, że nie jestem wstanie się tego wyrzec. Nigdy nie przestałbym tego pragnąć. Prześladowałoby mnie to. Już zawsze bym się zastanawiał. Do końca życia bym żałował… – westchnął raczej nieszczęśliwie spoglądając Cory'emu w twarz. Szukając odpowiedzi na pytania, które nawet nie istniały. – Mam więc zamiar to zrobić, a rano złożę ci jedną obietnicę. Szczerą i prawdziwą, choć sam jeszcze nie wiem jaką, po za tym że będzie ostateczną. Jesteś na to wstanie przystać?
Oszołomienie trzymało ciało Cory'ego w odrętwieniu. Gorące usta muskające jego szyję trzymały go jednak w uwięzi skuteczniejszej niż jakiekolwiek kajdany. Niż jakiekolwiek pragnienia… Największy strach.
– Nie jestem w stanie powiedzieć nie… – wyszeptał, trąc policzkiem o lekko już zarośnięty policzek Connora. Wspiął się na palce, aby jeszcze ściślej przylgnąć do jego ciała. Pasowali do siebie idealnie.
– Jeśli to ma jakiekolwiek znaczenie – Connor wymamrotał w usta Cory'ego przytulając się jeszcze bardziej i znów spoglądając mu w zamglone oczy. – Jeśli to jakiekolwiek pocieszenie dla ciebie, to ja też nie jestem w stanie powiedzieć nie… nie umiem cię odesłać.
Protest Cory’ego został stłumiony kolejnym duszę konsumującym pocałunkiem. Słowa nie były już potrzebne. Wręcz mieszały.
Jutro potrafiło się zatroszczyć o siebie samo. 


Sypialnia Connora była męska, przestronna i skąpana w cieniach. Nocna lampka, którą nagle zapalił tuż przy ogromnym łóżku mężczyzna, zaskoczyła Cory'ego i wyrwała z mgły podniecenia, która zasnuwała jego umysł od chwili kiedy poddał się nieuniknionemu. Nawet nie wiedział jak się tam znaleźli. Ich ubrania z trudem trzymały się jeszcze ich ciał. Rozchełstane, poszarpane, powyciągane. Włosy Connora były zmierzwione jego łakomymi palcami, a usta miał opuchnięte od głodnych pocałunków. Czysta satysfakcja zalała pierś Cory'ego. Chciał więcej. Chciał słyszeć jak Connor jęczał z podniecenia. Jak wije się z pożądania.
Kiedy jednak stanęli naprzeciwko siebie, nagła niepewność zatrzymała jego dłonie w pół drogi do guzików porozpinanej częściowo koszuli ukochanego. Miał ochotę na tak wiele… a nie był pewien jak wiele było mu wolno. Jak daleko mógł się posunąć? Czy nie rozczaruje kochanka? Czy mu się spodoba? A jeśli zdecyduje, że to jednak nie to? Że nie może…
W końcu Connor do tej pory był hetero… a seks z mężczyzną był przecież… inny…
Connor jednak nie miał takich oporów. Nie wahał się. Nie zastanawiał. Zamierzał sięgnąć po wszystko. Z cechującą go pewnością siebie i zdecydowaniem wziął sprawy w swoje ręce.
W kilka chwil pozbawił Cory'ego bluzki ściągając mu ją przez głowę jednym szarpnięciem i uporał się z zamkiem jego czarnych spodni, jednym płynnym ruchem. Każdy odkryty skrawek skóry znalazł się pod skrupulatnym badaniem jego rąk, ust i rozpalonego wzroku. Lekkim muśnięciem przekrwionej erekcji Cory'ego odebrał mu dech. Zmienił w galaretkę kolana kochanka kilkoma pochłaniającymi pocałunkami i odebrał mu resztki rozsądku. Zanim Cory się połapał już leżał na łóżku nagi przykryty potężnym ciałem. Przygnieciony i zachwycony ciężarem cudownego ciała. Równie nagim i gorącym jak jego własne. Nawet nie zdołał się nacieszyć widokiem. A tak bardzo pragnął poznać jego wszystkie tajemnice.
Ich piersi starły się ze sobą, ich nogi splotły ściśle, a ręce wszczęły wędrówkę po najwrażliwszych zakamarkach ciała. A każde było teraz drażliwe i czułe. Twarde, wzwiedzione penisy cudownie stłamszone między ich ciałami, ociekały z podniecenia i pragnienia. Biodra same poruszały się rytmicznie próbując znaleźć rytm przynoszący im jeszcze więcej błogości. Connor zlizał mgiełkę potu na pokrytej gęsią skórką piersi swojego kochanka, przyprawiając go o palpitację serca, zanim jeszcze zdołał zarejestrować dotyk. Dreszcz spłynął do czubków palców jego stóp.
– Nareszcie… – wyrwało się ze schrypniętego gardła Cory'ego jak dziękczynna modlitwa. Umierający na pustyni z pragnienia, nie byłby bardziej wdzięczny za znalezienie oazy niż on, za dotyk ich ciał. Czuł jak Connor bezczelnie uśmiechnął się przyciskając usta do delikatnej skóry na jego szyi.
– To dopiero początek… – obiecał. Zsuwając się lekko i trąc ich spragnionymi ciałami Connor wpasował swoje szczupłe biodra między uda zachwyconego kochanka. Wolno i z namysłem obcałował lekko wystające obojczyki Cory'ego. Językiem zbadał zgłębienie w jego ramieniu i przyssał się do szyi. Czuł jak maleńkie różowe sutki mężczyzny twarde niczym kamyczki tarły o jego pierś. Odczuł wręcz fizyczny głód, aby znalazły się w jego ustach.
Wyssał więc drogę do każdego z nich liżąc fantazyjne znaki na szaleńczo opadającej piersi Cory'ego. Kontrast jego gorącego języka z lekko chłodną skórą sutków była zachwycająca. Jeszcze bardziej zachwycająca jednak była reakcja mężczyzny. Praktycznie wyprężył się, kiedy Connor przygryzł jeden z wrażliwych supełków. Kiedy zaczął go ssać Cory oszalał. Po chwili rozkosznych tortur wręcz błagał go o więcej.
– Boże słodki! Mmm… proszę cię! Błagam…och… – Drobne dłonie wplotły się we włosy Connora, kiedy Cory wił się zmysłowo cicho pojękując. Przytrzymywał go i przyciskał do siebie, a przecież już bliżej nie mogli się znaleźć. – Tak… tak… tak dobrze…
– Dokładnie tak. – Przytaknął większy mężczyzna znów go całując upojnie. Obejmując się jego ramionami i nogami. Wtulając się jeszcze głębiej w chętne ciało. – A będzie nawet lepiej… – I to była obietnica.
Pot zrosił ich ciała, a krew dudniła im w uszach. O oddech walczyli. Connor nie mógł się napatrzyć na blade ciało drżące i tańczące pod nim. Smukłe mięśnie napinały się i prężyły pod cienką skórą z każdym niespokojnym oddechem Cory'ego. Fascynowało go to. Chciał je zbadać. Wolno wodził więc dłońmi i ustami gdzie tylko mógł. Gdyby tylko żądza nie paliła go tam mocno… gdyby nie obawiał się, że będzie koniec za szybko…
Cory jednak miał własne pragnienia. Własne fantazje do zrealizowania. Przetoczył ich na bok korzystając z tego, że Connor zafascynowany ssał właśnie jego ucho przyprawiając go przy okazji o utratę tchu. Ciarki zimne i gorące na przemian obsypały całe jego ciało, podkurczając mu palce u stóp z rozkoszy. Walcząc ze słabością w sekundę znalazł się na niestawiającym oporu Connorze. Usiadł mu na biodrach łapiąc w garść ich twarde niczym stal członki i ściskając lekko.
Cokolwiek chciał powiedzieć Connor, zniknęło w jęku pełnym ekstazy. Przyjemność była wręcz obezwładniająca i Cory wystraszył się, że nie wytrzyma ani chwili dłużej. Rzucił się więc właściwie na Connora całując z całych sił. Nim ten jednak zdołał odpowiedzieć czy zaprotestować Cory już całował jego ramiona, sutki, żebra i drgający pod jego intensywnym dotykiem brzuch. Zlizał całą sól i pot w drodze po więcej. Pępek najwyraźniej był czułym miejscem jego ukochanego, bo Connor wił się na łóżku podkurczając kolana do góry pod atakiem ust Cory'ego. Zdesperowany i wygłodniały zsunął się miedzy jego uda wtulając twarz w krocze zaskoczonego mężczyzny. I choć lekko zesztywniały i przez moment spięty, Connor nie zaprotestował ani nie powstrzymał go. Uniósł się tylko na łokciach i obserwował jak Cory liże wolno i z zachwytem na twarzy najpierw jego pachwiny przyprawiając o drżenie całe jego ciało, to znów ssał skórę ud pokrytych ciemnymi włoskami.
– Boże słodki! – stłumiony jęk Connora był jak muzyka w uszach Cory'ego. Chciał słyszeć więcej. Patrząc mu w oczy z wyzwaniem wchłonął do ust ociekający preejakulatem czubek jego członka. Smak i zapach oszołomił go tak bardzo, że musiał przymknąć oczy z rozkoszy. Już zapomniał, że smak Connora był tak uzależniający. Chciał więcej. Chciał go całego. Zrobił więc co w jego mocy by wessać go głębiej, by zbadać językiem każdą pulsującą żyłę oplatającą jego cudownego penisa. Wodził wargami wzdłuż, wielokrotnie wracając do czubka. Ssał z całych sił, przełykając coraz więcej i więcej. Jego gardło choć z początku stawiało opór w końcu przegrało z głodem Cory'ego. Ostatecznie musiał unieruchomić tańczące niekontrolowanie biodra Connora, bo niemal dławił go przy głębokich pchnięciach. Cory niemiał nic przeciwko temu, ale chciał decydować o tempie. Chciał decydować o przyjemności którą dawał ukochanemu. Chciał delektować się jego cudownym penisem. ‘Stal pokryta aksamitem’ było chyba najtrafniejszym porównaniem, bo nic się nie równało z tym dziełem sztuki. Był zafascynowany i uzależniony. Nic jednak nie mogło równać się ze satysfakcją jaką odczuł gdy Connor odrzucił głowę do tyłu głośno i bez żenady jęcząc.
– Och, tak! Tak dobrze!... Ach, tak!…mmmm…  Jeszcze…
Cory jednak nie zamierzał zakończyć zabawy zbyt szybko. Chciał się nacieszyć chwilą. Kradnąc ostatnią śliską kroplę wylizując ją z szczelinki na czubku, szybko przesunął usta na skórę moszny, ssąc lekko każde z jąder osobno. Skurczone z podniecenia ściśle przylegały do ciała jego ukochanego. Dłońmi pieścił twardy napięty brzuch Connora bez przerwy pracującego pod każdym jego dotykiem, a ustami i językiem badał każdy najwrażliwszy zakamarek, w duszy trochę żałując, że Connor nie golił się tak jak on.
– Jedną chwileczkę skarbie! – Szybkim, sprawnym ruchem Connor złapał Cory'ego pod ramiona i wciągnął w górę swego ciała przysysając się do jego ust jak pijawka. Ich ciała same splotły się ze sobą. Mokra skóra skleiła nie pozwalając nawet promieniowi światła z lampki między nimi przemknąć. Dysząc ciężko Connor znów przetoczył ich i przyszpilił Cory'ego do łóżka patrząc rozpalonym wzrokiem w jego zarumienioną twarz. – Nie tak szybko… och… jesteś zdecydowanie za dobry w tym co robisz… – przyznał z lekko rozmarzonym wyrazem twarzy.  Oblizując opuchnięte usta uśmiechnął się do niego. – Twoje wargi powinny być zarejestrowane jako niebezpieczna broń… – wymamrotał jakby z wyrzutem, nie przeszkadzało mu to jednak, aby się do nich po raz kolejny przyssać.
– Mmmm…yhn…oooo… – Tylko wymknęło się Cory'emu. Szybko jednak poddał się i zamiast rozmawiać zaczął kolejną wędrówkę dłońmi po silnych, umięśnionych plecach Connora. Był urzeczony jak jego ciało pracowało. Jak perfekcyjna maszyna.
– Przez moment chciałem się zapomnieć. – Connor wymamrotał całując mu szyję. – Ale zbyt wiele przyjemności sprawiało ci dręczenie mnie, abym nie chciał sprawdzić na własnej skórze jak to jest…  – dodał prawie złowieszczo.
Cory zadrżał na całym ciele. Podniecenie było wręcz bolesne. Jeśli Connor go dotknie, będzie po imprezie.
– Kochanie…
– Cii… – Connor ucałował jego usta. Jego brodę i szyję. Znów wpasował się między jego uda i lekko docisnął biodra zgniatając ich przekrwione, spragnione ulgi członki. Rozkosz była oszałamiająca. – Chciałbym pobawić się twoim ciałem, ale nawet ja nie mogę czekać.
– Och!
– Mhm… Och! – wymamrotał liżąc sutki Cory'ego. – Pobawimy się później…
– Później? – Zaskrzeczał Cory z zaskoczenia. Zapomniał jednak o odpowiedzi, kiedy Connor sięgnął do szufladki stolika stojącego przy łóżku i wyciągnął prezerwatywy i żel.
O boże, o boże, o boże … – jak litania wirowało w głowie Cory'ego. Był przerażony. Nie dlatego, że to był pierwszy raz… bo nie był. Ale dlatego, że to był Connor!
– Nie bądź taki zaskoczony – mruknął jego przyjaciel uśmiechając się trochę demonicznie. – Potrafię posługiwać się Internetem…
Wszelkie myśli o tym, że Connor pomyślał o pójściu do łóżka z nim, na tyle poważnie, aby się przygotować, wyparowały z jego głowy, gdy mężczyzna klęknął na łóżku między jego szeroko rozrzuconymi udami, przyglądając mu się z płomieniem w oczach.


Ciało rozpostarte na jego bordowej pościeli lśniło bladością i nagością. Piękno w nim zawarte było absolutnie zniewalające. Smukłe mięśnie, gibkie ciało, szerokie ramiona i wąskie biodra. Perfekcja w formie. Idealne. Inne w stosunku do którego był przyzwyczajony. A jednak nie mniej porywające. Nie mniej przyprawiało go o zawrót głowy. Rozczochrane od przeczesywania jego własnymi palcami włosy kochanka, były najlepszym dowodem ich pasji. Blade policzki były zaróżowione od jego własnego zarostu, a ponętne usta obrzmiały od jego własnych zachłannych pocałunków. Pierś opadała mu w szaleńczych, krótkich oddechach. Choć widać było, że Cory stara się ukryć tak ekscytację jak i strach.
Tylko, że nie dało się skryć tego jak bardzo był podniecony. Wśród schludnie przyciętych blond włosów łonowych dumnie prężył się członek Cory'ego. Zaczerwieniony i lśniący, lekko chylący się ku małemu wklęsłemu pępkowi. Kusił widokiem i zapachem. Connor jednak już niczemu się nie dziwił. Chciał tylko czerpać czystą rozkosz, którą obiecywało rozpostarte tuż przed jego wygłodniałym wzrokiem ciało.
Bez wahania umieścił uda swojego mężczyzny na własnych, przyciągając rozpalone ciało do siebie jeszcze bliżej. Pazernie wręcz mu się przyglądając. Jedna pieszczota. Jeden dotyk, a Cory mamrotał z zachwytu. Ciche kwilenie wyrywało się z jego przygryzionych ust.
Zaciekawiony, zafascynowany przesunął palcami od obojczyków po biodra kochanka. Ustami podążając tuż zaraz tym samym szlakiem.
– Och… Connor! Jeszcze! Mmmm….tak…
Connor czuł się wszechmocny. Zwłaszcza kiedy patrzył na żywy dowód tego jak wielki wpływa ma na ciało swojego kochanka. A przecież Cory do tej pory właściwie nie robił nic tylko dostarczał mu przyjemności. Czystej, krew buzującej, umysł wstrząsającej rozkoszy.
Z głośnym trzaskiem otwierając tubkę z żelem dostrzegł jak Cory drgnął. Nie dając mu czasu na obawy. Na stres. Wsunął się jeszcze głębiej między jego kuszące miękką skórą uda. Miał zamiar zbadać ustami i językiem, każdy zakamarek, ale w tym momencie był w stanie myśleć tylko o jednym.
Do środka, do środka, do środka… – Chciał być po jądra głęboko w ciele tego cudownego mężczyzny. Namiętność i pożądanie które żarzyło się coraz silniej między nimi było jak płomień pochłaniający wszystko na swojej drodze. Miał zamiar dać się spalić.
Lekko, zaskakująco drżącą dłonią naniósł kroplę zimnego żelu na ciasno zaciśnięty odbyt Cory'ego. Denerwował się bardziej niż sam mógł uwierzyć. Seks analny nie był dla niego absolutną nowością, przecież również kobiety go uprawiały. Jego własna ciekawość prowadziła go w latach młodości na różne ścieżki. Stresowało go jednak pragnienie zapewnienia swojemu partnerowi równie wiele rozkoszy jaką sam otrzymywał.
Wolno synchronizując pieszczotę z pocałunkami próbował zapanować nad sobą. Długie dotknięcia i lekkie tarcie. Nacisk… kuszący i maleńkie kółeczka. Tarł o wolno rozluźniający się krąg mięśni, modląc się o silną wolę.
Do środka… do środka… do środka…
Gorąco ciała Cory'ego było oszałamiające. Jego usta zachłanne i dłonie niezaspokojone. Uda drżące i co rusz zaciskające się na pasie Connora… wszystko to razem odzierało go z opanowania. Sam był zaskoczony kiedy jego palec bez szczególnego oporu wsunął się do środka. Jak w tańcu oba ich ciała zaczęły się poruszać szukając tarcia i przyjemności.
– Już… już… juuużż… Connor… błagam cię – jęczał Cory szamocą się na poduszce. W uszach mu szumiało, kark zdrętwiał od dreszczy przenikających każdą komórkę jego ciała. Myślał, że oszaleje jeśli to podniecenie nie minie. Jeśli ukochany go nie weźmie.
Connor nie potrafił zignorować tak cudownego błagania. Wsunął drugi palec lekko obracając nimi w rozpalonym, rozkosznie ciasnym wnętrzu Cory'ego.
– Och… ach… tak… tak… taaak… – Cory mocniej zacisnął uda na pasie Connora. Miał wrażenie, że umiera.
– Jeszcze tylko moment… – To była obietnica. Samolubna i egoistyczna, ale już nie potrafił się powstrzymać. Wyswobadzając się z kleszczowego uścisku ud kochanka, Connor wycisnął sporą ilość żelu na drgający w spazmach odbyt i wsunął trzeci palec.
Młodszy mężczyzna zesztywniał jęcząc z bólu i zaskoczenia. Connor jednak nie zamierzał mu pozwolić cierpieć. Schylił się i wziął do ust jego członek połykając tak dużo jak tylko mógł. Kaszląc spróbował ponownie.
Cory zaskoczony gładząc go po głowie i szepcząc słowa zachęty niepostrzeżenie się zrelaksował. Connor jednak nabrał ochoty, aby odpłacić za zniewalające pieszczoty, których był odbiorcą wcześniej. Łącząc pieszczotę wewnątrz z pocałunkami i ssaniem na zewnątrz zmienił Cory'ego w rozedrgany nerw.
Mężczyzna jęczał, wił się i błagał prężąc biodra. To wpychał członek niemal w gardło Connora, to nabijał się na jego pracowite palce. Majaczył ciągnąc go za włosy i szamotał się jak w gorączce.
Connor obawiał się, że sam jego widok. Jego podniecenia. Jego pasji będzie po prostu za dużo. Jak najgorszy egoista wypuścił penisa Cory’ego z ust z obscenicznym siorbnięciem i błyskawicznie złapał prezerwatywę.
Chwilę później znów był na Corym przyciskając go do materaca całym ciężarem i unieruchamiając skutecznie, tylko folia z cichym szelestem opadła na podłogę. Pocałunek był walką i poddaniem. Krew buzowała im w żyłach. Sprężyła ciała i pulsowała w nabrzmiałych członkach. Każdy mięsień w ich ciałach napięty był jak postronki. Od karku po jądra prąd elektryczny kursował w ich wnętrzach.
– Mam nadzieję, że jesteś gotów skarbie, bo już nie mogę dłużej czekać… – wymamrotał przepraszającym tonem, wolno przyciskając okryty penis do lekko drżącego wejścia Cory'ego.
– O Boże! Tak… TAK! – Mężczyzna prawie wrzasnął, prężąc się i praktycznie nabijając na jego organ. – Proszę już! Aaach…aaaaaach….tak!
St. Charles trząsł się jak jeszcze nigdy starając się zapanować nad sobą. Mózg zasnuwała mu czerwona mgła i prawie łkał tak bardzo chciał być w kuszącym, ciasnym wnętrzu Cory’ego. Bał się jednak sprawić mu ból. Sama myśl o tym sprawiała, że centymetr po torturującym centymetrze wolno i ostrożnie zanurzał się w czystej rozkoszy.
Miał ochotę wyć z zachwytu.
Chciał wbić się i znaleźć ukojenie w płonącym wnętrzu swojego partnera… a jednak pomału i systematycznie kołysał biodrami, pogrążając się coraz głębiej.
– Connor… mój boże… ach… mmm,… agh… tak, tak, tak…
– Och, tak… – Przyznał mu rację z zachwytem.
Rytm szybko się znalazł. Mocny i szybki. Zbyt oszałamiający by mógł trwać. Jak w amoku objęci, spleceni całymi ciałami kochali się dążąc ku upojeniu. Wszystko w ich wnętrzach chciało eksplodować. Ich głowy, ich piersi, ich napięte do granic możliwości jądra. Byli ogłuszeni.
Kiedy Cory sięgnął po swój członek został ukarany ugryzieniem i jego drżąca dłoń została zamieniona gorącą garścią Connora.
To było za dużo. Trzy, cztery silne pieszczoty, szybkie muśnięcia i gwiazdy wybuchły mu pod powiekami. Gorąca, gęsta sperma wymalowała ich napięte twarde brzuchy… ale on nie mógł się martwić tym w tym momencie.
Zaledwie mógł oddychać. Bolesna przyjemność rozszarpała jego świadomość na maleńkie kawałeczki.
Żelazna obręcz zaciskająca się na penisie Connora sprowokowała jego orgazm. Cory z odrzuconą do tyłu głową, drżąc konwulsyjnie od szczytowania był przepiękny. I z takim widokiem pod powiekami Connor odpłynął we własne spełnienie. Zanurzony głęboko po granice możliwości w chętnym, cudownym ciele znalazł przyjemność, której jeszcze nigdy nie zaznał. Z każdym pulsem chciał zanurzyć się jeszcze głębiej, a to i tak nie wydawało się dość.
Wtulił cicho jęczącego Cory’ego w swoje ramiona poddając się dewastującym jego ciało uczuciom i czekał aż jego świat wróci z powrotem na tory.
Po minutach, a może godzinach powietrze zaczęło chłodzić ich spocone ciała. Oddychając wolno i ostrożnie, Connor wysunął się z wnętrza Cory'ego przytrzymując prezerwatywę.
Dwa jęki niezadowolenia i straty splotły się w jeden. Cory zarumieniony z anielskim, ale nieśmiałym uśmiechem chciał się podnieś, ale Connor całując go lekko pchnął go spowrotem na łóżko.
– Nigdzie się nie wybieraj – wymamrotał, lekko przy szczypując jego dolną wargę własnymi ustami. – Pozwól mi się wszystkim zająć.
Zniknął w drzwiach łazienki zanim wciąż oszołomiony Cory zdołał się pozbierać na tyle, aby odpowiedzieć. Kilka chwil później seksowny mężczyzna był z powrotem z ręczniczkiem nasączonym ciepłą wodą. Wolno i delikatnie zmył ślady z brzucha swojego partnera, a następnie usunął resztki żelu z jego pośladków i ud. Każde miejsce obdarzył również pocałunkiem. Nie całkiem nasycony. Nadal potrzebujący bliskości i dotyku.
Serce Cory’ego chciało wyrwać mu się z piersi. Nie tylko wzruszony i mile zaskoczony był troską ukochanego, ale przerażało go to, że bez trudu mógł się przyzwyczaić do takiego traktowania. Już nigdy nie będzie w stanie zadowolić się niczym mniej.
– Za dużo myślisz skarbie – Connor skarcił go lekko, opatulając ich szczelnie kołdrą. Bez zwracania uwagi na protest Cory’ego przytulił go do swojej klatki piersiowej i zarządził: spać!
Po długiej chwili ogłuszającej ciszą w której Connor zastanawiał się czy słychać było walenie jego serca, wymusił słowa, które echem odbijały się w jego głowie. Widział przecież oczy Cory’ego. Tęsknotę, żal, strach i nadzieję.
– Cory… mogę ci obiecać…


Nawet nie wiedział jakim cudem udało mu udawać, że zasnął. Ale jak mógł po tym co powiedział mu Connor? Wolno, na wdechu, z sercem w gardle wymknął się z zapraszającego, ciepłego łóżka i chwytając ubrania w garść wymknął się z pokoju. Za nic nie chciał obudzić Connora. Nie mógł. Nie był nawet w stanie obejrzeć się, aby na niego spojrzeć.
Musiał uciec. Musiał się ukryć…
Choć zdawał sobie sprawę z tego, że przerażające, zatrważające słowa Connora będą go ścigać wszędzie.
„Mogę ci obiecać… że będę wracał po więcej…” – wyszeptane cicho, z rezygnacją i ostatecznością – przerażało Cory'ego na śmierć.
Paraliżowało nadzieją…



14 komentarzy:

  1. Jaaaaakie gorące :)
    Uwielbiam plastyczność Twoich opisów, tę rozpaloną gorączkę, to chaotyczne podążanie do spełnienia, tempo, emocjonalność i pożądanie. Świetne! I chcę więcej!Mrrrr :)
    Przygotowujesz coś na święta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że znów się skusiłaś na kolejną część i bardzo się cieszę, że ci się spodobało :D
      Co do świąt jeszcze nie wiem, ale wszystko może być możliwe.
      Pozdrawiam serdecznie
      AkFa

      Usuń
  2. "po woli" na początku w zdaniu "Dodatkowo teraz musiał się zmierzyć z współpracownikami wytykającymi go palcami i zmieniającymi po woli jego życie w koszmar."

    "we drzwiach" to tam jak Nolan patrzy na Cory'ego

    "a już tym bardzie kpić z niego prosto w oczy." zjadłaś "j" :D

    "Od oddech walczyli." to jest coś chyba źle?

    A teraz o treści. Nie wiem, czy mam Cię zabić czy uściskać :D To jest tak genialne, że brak mi słów, ale nie kończy się w takim momencie :D Mam jakieś drgawki po przeczytaniu. Jesteś mistrzynią świata i nie mogę się doczekać następnej części :)

    ~Rainbow Unicorn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo za wytknięcie błędów. Zaoszczędziło mi to wiele czasu, który bym spędziła na ich poszukiwanie.

      Nie wiesz jak się cieszę, że ci się spodobała kolejna część... co dalej, zobaczymy.
      Pozdrawiam
      AkFa

      Usuń
  3. Mam ochotę tańczyć i śpiewać z powodu nowej części. Czytałam ją w nocy i teraz jeszcze raz. Musiałam po-napawać się rozdziałem, który po raz kolejny zaparł mi dech. Kocham go tak samo jak pozostałe części. :D
    Panowie zbliżają się do siebie i z każdą chwilą Connor wpada w uczucia, chociaż jeszcze o nich nie wie. Pragnie Cory'ego nie tylko swym ciałem, ale i sercem. Ich seks... Ojejku. Ty wiesz jak ja kocham Twoje opisy takich scen. Po prostu brak słów, żeby to opisać. Dla mnie erotyczne sceny opisujesz najlepiej ze wszystkich autorów jakich znam, w dodatku robisz to bardzo obrazowo i tak jak jest. Nie uciekasz od nazywania rzeczy po imieniu, takimi jakie one są. Włączasz w to niesamowite emocje, także robi się jeszcze bardziej gorąco. Sprawiasz, że wciąż mi mało. :D A samo to: "Do środka… do środka… do środka…" Pokazało wielką potrzebę Connora. Aż prąd po kręgosłupie przeszedł. No, cudnie, no. :DDDD

    Smutno się zrobiło gdy czytałam, jak ludzie traktują Cory'ego. Tyle lat go znają, a tu... Ewidentnie Margo jest głównym prowodyrem. Nienawidzę tej wiedźmy. Bardzo podobało mi się to jak Connor ją wyrzucił, a potem przy wszystkich podszedł do kochanka i zaprosił na randkę. Lubię, jak Connor nie może przestać myśleć o Corym i fantazjuje na jego temat. Już widzę, jak nocami śni o nim i budzi się twardy. Ach. Nie ukrywam, że bardzo mnie oni kręcą. :DD
    Szkoda mi Cory'ego, cierpi, boi się i najchętniej bym go przytuliła, kiedy ma ochotę płakać. Mam nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będzie płakał ze szczęścia. Należy mu się ono.

    "„Mogę ci obiecać… że będę wracał po więcej…” Z jednej strony daje to nadzieję, ale z drugiej to wyszło tak jakby Connor miał do niego wracać tylko po seks. A przecież Cory chce dużo więcej. Wierzę, że dostanie, bo samo to jak Connor zajął się nim po stosunku mówi jak wiele czuje. Gdyby był uczuciowo obojętny dla Connora, ten nie obmył by go, nie przytulił.
    Oczekiwałam, że obudzą się rano razem, ale chłopak uciekł. Już wyczekuję piątej części. :D To będzie ostatnia, czy jeszcze będą dwie?





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam czytać twoje komentarze. Dla nich samych warto pisać. Cieszę się, że ci znów się spodobało. To dla mnie bardzo ważne, że tak emocjonalnie podchodzisz do moich bohaterów. Dla ciebie są żywymi postaciami. A to mogę poczytać sobie za sukces pisarski.
      Nie wiem co będzie dalej, ale mam wrażenie, że na wszystko przyjdzie pora...
      Pozdrawiam bardzo gorąco i ściskam
      AkFa

      Usuń
    2. Są bardzo żywymi postaciami. Dla mnie każda postać żyje i dlatego tak bardzo wczuwam się w nich i nie raz przejmuje emocje. :D

      Usuń
  4. Twoje opowiadania oświetlają słońcem nawet najbardziej pochmurny dzień i noc. Wnoszą do mego życia romantyzm i wiele radości. A ta część chwilami refleksyjna i tak pokazała, że Cory nie jest Connorowi obojętny. :)
    Życzę czasu i weny na pisanie. :)

    Elis

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj:)
    Tak piękne, ze trudno nawet o słowa:)
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Elis i Planeta = nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, że wam się podobało i że tak wielkie wywarło na was wrażenie. Mam nadzieję, że będziecie wracać po więcej :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Jestem Twoją nową czytelniczką. Znalazłam tego bloga przez przypadek, czytając inne blogi.
    Jestem fanką yaoi od ponad roku, czytałam już wiele różnych opowiadań, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania!
    Uwielbiam Twój styl pisania i świetnie wykreowanych bohaterów. Nie wspominając już o scenach łóżkowych - gdy je czytam czuję to przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele! Ach! Uwielbiam!
    Cory i Connor są cudowni! Pasują do siebie idealnie i pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że Connor kiedyś odwzajemni uczucia Cory'ego, że zrozumie ile dla niego znaczy i w ogóle liczę na happy end, bo smutnego zakończenia tej historii nie przeżyję...Ogólnie nie lubię smutnych zakończeń, bo potem męczy mnie to miesiącami.
    Bardzo podoba mi się ogólna fabuła i pomysł z budką z pocałunkami. Opowiadanie się nie dłuży i bardzo przyjemnie się czyta ;)
    Pozostaje mi tylko czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział. Fajnie by też było przeczytać coś świątecznego Twojego autorstwa. Pozdrawiam i weny życzę! ;)

    PS: pozwoliłam dodać Twój blog do czytanych i polecanych przeze mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam cię bardzo serdecznie i cieszę się, że mogę cię powitać na swoim blogu. Mam nadzieję, że nie tylko moje książki, ale i opowiadania obecne i przyszłe znajdą miejsce w twoim sercu i kolekcji.
      Pozdrawiam bardzo serdecznie i już nie mogę doczekać się kolejnych komentarzy.
      AkFa

      Usuń
  8. Dziękuję za kolejną część, Agnieszko!
    Jak zwykle dynamicznie, romantycznie i erotycznie. To lubię w Twoich tekstach. Pozwolę sobie pochwalić zakończenie, bo w mojej opinii zdecydowanie lepsze niż poprzednie. Dające pewność, że rozdział piąty wkrótce nastąpi... :D
    Czekam zatem z niecierpliwością :)
    Weny i sił do pisania! :)

    Xavier

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny rozdział.
    Bardzo mi było przykro, jak czytałam w jaki sposób Traktują Cory'iego. Z drugiej strony bardzo mi żal tego, że Connor nie powiedział mu, że chce z nim być... tak w związku... Oj wiem wiem, jestem cholerą romantyczką, ale mam nadzieję, że Cory i Connor na końcu będą razem tak definitywnie. Bo jak na razie biedak się męczy.
    Z zapartym tchem czekam na kolejną część, znów będę przeżywać ten rozdział. No cóż, już tak mam.
    Pozdrawiam i nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń

I co sądzisz?