niedziela, 8 września 2013

Niespodzianka :)

Moją niespodzianką dla was jest Pierwszy rozdział 
Telefonu od serca ♥
Wiem, że wasze wyobraźnie szalały na całego, mam więc nadzieję, że nie poczujecie się rozczarowani. Miałam wiele próśb o Telefon, to też doszłam do wniosku, że może będziecie mieli ochotę poznać panów trochę lepiej! 
Enjoy.

PS. Wziętego wstawię tyle ile uda mi się napisać do 12 w nocy, bo o 3 pobudka do pracy, a muszę wmówić mojemu mózgowi, że spał :D





Telefon od serca


Short story
Wszelkie prawa zastrzeżone
AkFa

Rozdział pierwszy



Przecierając zaspane oczy, Radek ledwie uniknął potknięcia się o swój własny wózek ze sprzętem do sprzątania. Piękny by to był widok, gdyby wyłożył się jaki długi na opustoszałym korytarzu jak tona cegieł. Przynajmniej nikt by nie był świadkiem jego upokorzenia, choć znając jego szczęście niczego nie można było wykluczyć.

Miał nadzieję, że do tej pory zdoła się przyzwyczaić do wstawania o trzeciej w nocy, aby zacząć sprzątać biura o czwartej, ale po dwóch miesiącach nadal czuł, że nie ogarniał sytuacji. Jego mózg zwyczajnie walnął focha z przytupem i melodyjką, i zwyczajnie zaprotestował zapętlając się. Towarzyszyło temu dziwne odczucie od jakiegoś czasu. Miał wrażenie, że nic ostatnio innego nie robił jak tylko jechał do pracy w środku nocy – dzięki przysłudze kolegi, pracującego razem z nim – a potem znów jechał, i znów jechał, i tylko czasem drogę tarasowała im angielska słynna mgła. A to była mgła. Nieporównywalna do niczego innego. Samochód praktycznie się w nią wbijał.

Nadgodziny też nie pomagały oswoić mu się z nowym rozkładem dnia. Nie, żeby miał możliwość odmówienia. Był tylko biednym polaczkiem na emigracji starającym się coś osiągnąć w życiu, a to oznaczało ciężką pracę. Choć z drugiej strony nie tęsknił za krajem, gdzie większość życia akurat jemu towarzyszyły niedostatek i brak perspektyw.

Boże, potrzebował swojego energy drinka na maxa, bo zaczynał dramatyzować.

Tak więc, kiedy nie pracował, to spał albo się uczył. Wstawanie w nocy – czy to może było już rano? – całkowicie wywróciło jego życie do góry nogami. Niekiedy już nie był pewien czy już się wyspał, czy jeszcze nie położył się do łóżka jak wszyscy ludzie, aby odpocząć. Dni i noce zlały się w jedno.

Przełknął gorycz wraz z dobroczynnym, uspokajającym łykiem napoju. Po trzecim nawet odzyskał determinację, aby cieszyć się, że był gdzie był i że miał szansę na poprawienie swojego losu.

Z westchnieniem wyrzucając plastikowy kubek do kosza recyklingowego przeznaczonego dokładnie na ten cel, Radek wyciągnął rozpiskę z kieszeni swoich roboczych spodni i spojrzał na plan. Jeśli się uwinie z dodatkowymi zleceniami, będzie mógł zrobić swoje biura grubo przed czasem. Co wcale nie oznaczało, że mógł wyjść wcześniej. To tylko oznaczało, że będzie miał szansę odpocząć i może pouczyć się trochę do następnych egzaminów z angielskiego.

Sama myśl o tym sprawiała, że czysta determinacja paliła go w piersi.

Pomimo, że było już grubo po ósmej wieczorem w budynku było jeszcze kilku maruderów, kiedy pchał swój wózek wypełniony środkami czystości, przez korytarze i hale. Część się grzecznie witała z uprzejmym uśmiechem, część udawała, że w ogóle go nie dostrzega. Radek i tak był pod wrażeniem. Anglia miała wiele wad. Na serio. Zielona Wyspa nie była rajem, wbrew temu co się mogło ludziom wydawać, nie mniej ludzie tutaj różnili się diametralnie od jego rodaków.

Bez względu na to, jak komu było ciężko czy źle w życiu, praktycznie zawsze z uśmiechem mówił: All wright[1].  

I zawsze pytali jak on się ma.

Szczerze czy nieszczerze  –  na Radku wywierało to impresją. Wierzył z całych sił, iż takie pozytywne nastawienie ma wpływ na życie. Sam nieraz uśmiechał się do obcych ludzi jak idiota. Tak po prostu. A najlepsze było to, że nikt nie był zdumiony – ani podejrzliwy – tylko w większości przypadków odpowiadał tym samym.

Z dezaprobatą spojrzał na pełne kosze do recyklingu. Firma kurierska Fastex, dla której sprzątał biura była ogromna, a co za tym idzie bardzo dbała o wizerunek. Recykling i dbanie o środowisko było na liście jej priorytetów. Marek – kolega Radka i współlokator – miał je regularnie opróżniać. Niestety kosze na plastikowe kubki od kawy z automatu i pojemniki na kartony były przepełnione. Co oznaczało, że Marek jeszcze tam nie dotarł.

Nawet nie chciał się zastanawiać gdzie się znajdował jego nieodpowiedzialny współpracownik. To nie była jego sprawa, miał jednak niejasne przeczucie, że ich przełożony dobierze się im obu do tyłka, jeśli znów będzie skarga, że nie zostało posprzątane.  

Miał nadzieję, że jego zaginiony w akcji kolega, znajdzie czas przed końcem zmiany, aby popracować. Kłopoty to była ostatnia rzecz, której potrzebował. Zwyczajnie nie miał na to siły.

Miał za to masę roboty.

Zazwyczaj nie sprzątał toalet. Do jego obowiązków należało sprzątanie biur, pokoi konferencyjnych i aneksów kuchennych. Kiedy jednak ktoś nie zgłaszał się do pracy, a często to się zdarzało, Radek pracował na zastępstwo.

Toalety nie były takie złe, choć wcale nie lubił tego robić. Zwłaszcza krępowało go, kiedy musiał wchodzić do damskich łazienek. Największym problemem jednak nie było sprzątanie sanitariatów. Nie. Choć to było fuj i na dziesięć sposobów bleeeee, ale i tak maksymalny problem sprawiały mu lustra. Wielkie, ogromne lustra. I lśniące płyty, i kafelki, które trzeba było pucować aż po oczach dawał blask. Wysoki standard. A on miał go utrzymać.

Cieszył się niewymownie, że zastępstwo trwało tylko tydzień. Inaczej chyba by nie wyrobił.

Sprzątanie biur było za to okej. Kurz, biurka, zamiatanie/odkurzanie i mopowanie. Prościzna. Nie musiał sprzątać, jeśli leżały dokumenty, nie musiał dotykać osobistych rzeczy, jeśli było zebranie mógł pominąć dane biuro. Jak dla niego bomba.

Większość czasu szedł przez pomieszczenia jak automat. Ze słuchawkami w uszach, włączonymi lekcjami angielskiego, słówkami czy choćby muzyką, wędrował z jednego miejsca do drugiego, niejednokrotne klnąc na odległości, które musiał pokonać.

Hale gdzie przyjmowano czy przechowywano przesyłki były ogromne. Zresztą sama dyspozytornia nie była wcale mała, ale w gruncie rzeczy się nie dziwił. Tony pakunków przechodziły tamtędy, aby znaleźć swoją drogę do właścicieli. Wszędzie też było mnóstwo biur, w których siedziała niezliczona ilość pracowników. Za nic nie potrafił wywnioskować, co oni wszyscy tam robili. Przynajmniej byli bardzo grzeczni i kulturalni.

Z westchnieniem ulgi przykleił kartkę informującą o sprzątaniu na drzwiach ostatniej toalety i zabrał potrzebne rzeczy z wózka, zanim wszedł do środka. To był ostatni punkt na jego dodatkowym planie.

Wzdychając spojrzał na zegarek: dwunasta w nocy. To się uwinął. Nie ma co. Z drugiej strony był piątek i nikt mu nie przeszkadzał póki co. Nikt nie wbiegał do środka, nikt nie błagał, aby go wpuścić z powodu nagłej, nieodpartej potrzeby, ani nie siedział tam trzy godziny zmuszając go do czekania pod drzwiami jak wierny pies. Wszyscy marzyli o weekendzie, więc kto mógł prysnął tak szybko, że automatyczne drzwi nie nadążały się otwierać.

On miał weekend zawalony pracą. Czekało go fascynujące zadanie zwane deep cleaning[2] i floor stripping[3] – cokolwiek to miało znaczyć. Na pewno nie było zabawne.

Nie było też zabawne znaleźć Marka siedzącego na marmurowej płycie zlewów z nogami skrzyżowanymi w kostkach, ze słuchawkami na uszach i grającego na telefonie w Temple Run 2. Znowu.

Jakby nie miał zmartwień w tym życiu.

Cóż, to się może zmienić, kiedy Ian wywali go na zbity pysk z pracy.

– Zwariowałeś? – zapytał mimowolnie rozglądając się po obszernym, białym pomieszczeniu, jakby mogli zostać w każdej chwili podsłuchani. Co było absurdem, bo rozmawiali po polsku i łazienka była pusta.

Marek Kozłowski spojrzał na niego spod czarnej grzywki i wzruszył obojętnie ramionami. Jego chuda sylwetka i kościste ramiona wręcz przebijały spod t-shirtu z logo firmy Cleaning and Support System Briax, dla której pracowali. Obaj mieli takie same uniformy. Czarne bojówki z mnóstwem kieszeni, tego samego koloru koszulki i niebieskie kamizelki odblaskowe, aby nie zostać przejechanym przez wózki widłowe pracowicie przewożące palety z pakunkami.

– Marek nie możesz siedzieć całą swoja zmianę w kiblu! – Radek starał się pokonać irytację, ale i tak cisnął rzeczy, które trzymał w dłoniach na blat, koło nóg swojego znajomego trochę silniej niż to było konieczne.

Mężczyzna z cierpiętniczym westchnieniem wyciągnął jedną słuchawkę z ucha i wbił w niego chłodne spojrzenie szarych oczu. Z ciemną oprawą i długimi rzęsami wręcz odstawały w jego szczupłej twarzy. Radek czuł się nieraz wyblaknięty przy nim ze swoimi jasnoniebieskimi oczyma i krótkimi blond włosami. Zresztą, mimo że był wyższy i trochę tęższy nieraz czuł się przy pewnym siebie, przebojowym koledze jak jego cień. Dużo rozsądniejszy, poważniejszy cień. Choć obaj byli w tym samym wieku i znali się ze szkoły, do której uczęszczali w Polsce od dziecka.

– Przestań truć. Jest noc. Nikogo nie ma. Kto ma mnie tu przyłapać? – Marek oświadczył jakby to miało być dla Radka oczywiste i drażniło go, że musi mu tłumaczyć rzeczy ewidentne.

– No raczej wszyscy się skapną, kiedy zobaczą te nieposprzątane kosze na śmieci!

– Jeszcze mam trzy godziny, zdążę – rzucił Marek z aroganckim uśmieszkiem, znów wracając do gry.

Radek czasem miał go dość. Z drugiej strony nie był jego bratem, ojcem ani pracodawcą. Nie miał obowiązku się nim zajmować. Po za tym był dorosłym mężczyzną. Sam za siebie decydował.

Spychając dość drastycznie nogi Marka z blatu, wygnał go z łazienki.

– Idź się obijać gdzie indziej, ja chcę skończyć robotę. Zrobić sobie dłuuugą przerwę i zabrać się za biura – zakomenderował stanowczo. Nie miał sił, ani cierpliwości, żeby się z nim droczyć.

– Idę, idę! – Z ociąganiem, ale Marek pozbierał się w końcu, psiocząc pod nosem cały czas. – Facet mógłbyś czasem wyluzować!

– Starczy, że ty się luzujesz za nas obu. – Radek uciął stanowczo, nie mając ochoty na ponowne wałkowanie tematu o tym jakim był nudziarzem, bo nie chciał szlajać się po barach, podrywać nieznanych mu angielek i imprezować.

– Nara facet! – Marek miał podzielność uwagi kociaka z kłębkiem wełny i już po chwili fałszując opuścił łazienkę, całkowicie pochłonięty czymś innym.

– Nara… – wymamrotał Radek sarkastycznie, zabierając się za sprzątanie.



***







Spędzanie przerw w biurach było zabronione… no może nie całkiem zabronione, ale z całą pewnością niewskazane. W nocy jednak, kiedy budynek praktycznie straszył pustką, kto miał mu zwrócić uwagę, gdy na chwilę przysiadł na którymś z krzeseł?

Wiedział, że jeśli niczego nie będzie dotykał i nie wyciągnie telefonu, ze względu na restrykcyjny zakaz robienia zdjęć, to nikt mu nic nie będzie mógł zarzucić. Zresztą nie interesowały go sprawy firmy.

On był tylko panem przynieś-wynieś-pozamiataj.

Biura nie były wielkie. Właściwie jak większość pomieszczeń w angielskich budynkach. Były za to zapełnione zazwyczaj po brzegi. Tak wiec Mr Christopher Murrey miał biurko narożnikowe, dwa monitory na nim, stos dokumentów, wygodny fotel – na którym rozgościł się Radek na chwilę – i stół stojący w rogu z czterema czerwonymi krzesłami. Każde inne. Na jednej ze ścian znalazła miejsce nawet niewielka szafka na dokumenty. A to wszystko na przestrzeni może sześciu metrów kwadratowych.

Wpasowanie wszystkiego w jedno miejsce, można było uznać za talent.

Odkurzanie tam było gehenną.

Rozciągając swoja dość długą sylwetkę na małym meblu, Radek przeciągnął się i odchylając oparcie, ułożył się wygodnie na chwilę relaksu. Nawet nie był głodny. Wolał odpocząć. Każda chwila była cenna.

Przez moment rozglądał się po pomieszczeniu walcząc z opadającymi powiekami. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby zasnąć. Nie tylko było to surowo zabronione, ale też sprawiało, że czuł się jak kupka nieszczęścia zawsze po tym jak się obudził. Drzemka nie była warta zachodu.

Przeraźliwy, w ciszy nocy, dźwięk telefonu ożywającego na biurku, sprawił, że praktycznie wyskoczył ze skóry, a już przynajmniej z fotela.

Przez okamgnienie serce z zaskoczenia waliło mu tak głośno i mocno, że bał się czy mu nie wyskoczy gardłem. Nie znosił tego uczucia. W sekundę zimny pot oblał mu cały kark i drżącą ręką przetarł wilgotną skórę.

– Cholera – wymamrotał, oskarżycielsko spoglądając na dzwoniący aparat. Urządzenie jednak zadawało się kpić sobie z niego telefonując jeszcze przez moment.

Biorąc głęboki oddech, Radek ponownie odchylił się na fotelu próbując zapanować nad sobą. Prawie roześmiał się z własnej głupoty i z tego, że tak się wystraszył. Miał ochotę sprzedać kopniaka Markowi za wszystkie jego żarty na temat filmów, w których sprzątacze w opuszczonych budynkach ginęli, jako pierwsi.

Prawie się zrelaksował, gdy jego serce nagle ponownie stanęło mu w piersi.

Sekretarka kliknęła głośno i wrzeszczący mężczyzna zaczął litanię wyzwisk i pretensji tak kreatyną, że zszokowany Radek niemal się posikał. Cała krew uderzyła mu do głowy, gdy poderwał się na równe nogi i zaczął rozglądać dookoła w pierwszej chwili, spodziewając się, że jakiś maniak wyskoczy na niego z kąta.

W końcu przez szum w uszach zaczął docierać do niego głos bardzo wkurzonego mężczyzny, klnącego po angielsku.  

„Chris! Odbierz! Odbierz do cholery! Chris przysięgam, że ci dokopię ty zakłamany, oszukańczy draniu. Wiedziałem. Wiedziałem od początku ty świnio! Wiem, że mnie zdradzasz. Miałeś być w pracy. Inwentaryzacja! Zaginęła paczka – moja dupa. Jasne, ty załgany padalcu. Zdradziecki, puszczalski gnojku! Jak długo to trwa? Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? Co? A może chciałeś mnie pieprzyć i nadal udawać heteryka? Czerpać wszystko, co najlepsze z obu światów, ty niewyżyty, skończony palancie.  Z kim się puszczasz, ty zapluty kłamco?! Uduszę cię, urwę ci jaja i wsadzę w tyłek tak głęboko, że będziesz pluł spermą do końca życia! Nieee, to by było dla ciebie za dobre, ty lubisz jej smak! Tylko co by powiedzieli twoi cenni przyjaciele, na to, że nie masz w ogóle odruchu dławienia, a ssiesz fiuta jak odkurzacz!?(...)”

Mrugając tępo i stojąc z rozdziawioną gębą Radek mógł jedynie wpatrywać się w telefon, nie bardzo mogąc nadążyć za rozmówcą. Szok to było łagodne określenie na własną reakcję. Był prawie pewien, że oczy wychodziły mu z orbit.

Mężczyzna na drugim końcu, ostatecznie wydawał się zmęczony swoim rantem o niewierności, zdradzie i zakłamanych gejach. Jego głos wręcz zaczął drżeć pod koniec wywodu o tym, co zrobi panu Murrayowi. Od samego słuchania jądra Radka chciały wpełznąć mu do środka i schować się za wątrobą. Nie starczało mu wyobraźni, aby sobie wyobrazić, choć dziesiątą część gróźb, którymi ciskał nieznajomy. Nie był nawet pewien znaczenia niektórych słów. Podziw mieszał się w nim z obawą.

„Przysięgam, że pożałujesz, jeśli jeszcze kiedykolwiek pokażesz mi się na oczy. Mam dość. Nie jesteś tego wart. Gdybym mógł wykończyłbym cię…” Jęk żałosny i długi towarzyszył temu stwierdzeniu.”… ale pewnie będzie tak, że to ty wykończysz mnie.”  Mężczyzna zaczął mamrotać z rezygnacją, cała złość nagle go opuściła i Radek właściwie musiał się pochylić nad biurkiem, żeby rozumieć resztę. „Moje życie… jakie to ma zresztą znaczenie..?” – Chlipnięcie. ”Jak mogłeś mi to zrobić? Jesteś po prostu zimnym potworem. Wykorzystałeś mnie! Jak wielu innych jeszcze wyeksploatujesz i wyrzucisz jak wczorajszy śmieć?” Teraz to desperacja zaczynała przebijać z głosu nieznajomego. „Powinienem coś zrobić. Powstrzymać cię. Muszę… Inaczej to nie ma sensu, poświęcę się, żeby nikt inny nie cierpiał. Jestem zmuszony…”

Wszystkie najczarniejsze scenariusze znane ludzkości przemknęły przez głowę Radka jak błyskawica, porażając go całkowicie. Nawet nie wiedział, kiedy miał słuchawkę w dłoni. Po prostu usłyszał swój drżący głos, gdy krzyczał do telefonu.

– Proszę nie robić nic szalonego!

Co? – Mężczyzna praktycznie zadławił się z zaskoczenia, że ktoś jednak odpowiedział na jego wybuchowy telefon.

– Ja, ja… eee… proszę nie robić nic głupiego – powtórzył wolniej, z trudem przełykając ślinę w suchych nagle ustach. Co go napadło, żeby się wtrącić nie miał pojęcia, ale siła wyższa pchnęła go do tego szaleńczego gestu. To i głos matki, strofujący go, że zawsze trzeba pomagać ludziom w potrzebie. Zwłaszcza desperatom. – Ja wiem, że teraz jest pan wzburzony, ale powinien pan ochłonąć zanim zrobi coś nieodwracalnego. Ten drań nie jest tego wart!

Facet mógł mieć przecież myśli samobójcze albo coś. Chyba by sobie nie darował – też dzięki zasłudze swojej mamy – gdyby tamtemu coś się stało, a on by nawet nie spróbował zareagować.

Kto mówi? – Mężczyzna zapytał podejrzliwie. Po małej pauzie cała złość wróciła do niego z siłą huraganu, kiedy praktycznie rzucił się do gardła Radka przez telefon. – Jeśli jesteś nowym lowelasem Chrisa i właśnie siedzisz mu na kolanach ujeżdżając jego nic niewartego kutasa, to skopie wam dupę obu! Mam nadzieję, że ten drań nie robi sobie ze mnie żartów, posuwając cię na swoim biurku, kiedy ja czekam na niego w domu!

– Nie! Nie! To nie tak! Jestem tutaj sam. – Bardziej instynktownie, niż świadomie zaprzeczył Radek, praktycznie siadając z zaskoczenia. Zatkało go. Zwyczajnie brakło mu słów. Tego się nie spodziewał.

Nie kłam mi, mała dziwko! – Nieznajomy najwyraźniej był nastawiony na kopanie tyłków i zadawanie pytań później, bo szczere zaprzeczenie w ogóle go nie przekonało.

Ciśnienie Radka podskoczyło mu tak nagle, że zobaczył mroczki przed oczyma. Pomoc to jedno, dać sobie ubliżać i to w obcym języku, to już była całkiem inna para butów.

– Wypraszam sobie!

A co? Mam ci w nagrodę loda zrobić, bo się puszczasz z moim facetem?

– Ja tu pracuję! – wyzgrzytał, wkurzony nie na żarty Radek. – Nie mam nic wspólnego z… jak mu tam… – automatycznie zerknął na tabliczkę z nazwiskiem nad biurkiem –  Murrayem. Chciałem pomóc.

Och, ja się domyślam, że chciałeś tylko pomóc – sarkazm mężczyzny był tak ciężki, że wręcz zabawny.

– To pomyłka. Nie jestem nawet gejem! – Dlaczego poczuł się głupio zaprzeczając, Radek nie miał pojęcia, ale już było za późno na cofnięcie swoich słow. Mężczyzna wkurzył się jeszcze bardziej.

Och, to dobre. Nic nowego jednak. Przecież żaden z was nie jest! Wy tylko lubicie obciąganie i stymulację prostaty, ale generalnie to chcecie się rozmnażać i prowadzić NORMALNE życie!

– W życiu żadnego faceta nie dotknąłem! – Więcej nie wiadomo skąd się biorących usprawiedliwień, ale na tym etapie Radek przyznał się bez bicia, że nie miał żadnej kontroli nad tą niespodziewaną rozmową.

Ten drań wystarczy, że tylko pstryknie palcami, a kobiety i mężczyźni gną się dla niego w pasie… za łatwo to mu przychodzi. Ludzie są idiotami, bo łykają jego czar bez mrugnięcia okiem.

Nie tknąłbym tego faceta nawet metrowym kijem – rzucił Radek z całą stanowczością, w końcu widywał go, kiedy pracował i mógł to stwierdzić z absolutną pewnością. To był nadęty palant, który nigdy nie odsuwał się, kiedy Radek sprzątał wokół niego. – Nawet gdyby był ostatnim człowiekiem na ziemi!

Jego rozmówca najwyraźniej go nie słuchał, tylko nakręcał się coraz bardziej.

– Jak mogłem być taki głupi? Jak!? Mam ochotę go wykończyć, choćby po to, aby ukryć własne zażenowanie swoją naiwnością!

– Skoro mniej znaczy niż pył na pańskich butach, to czy warto sobie narobić kłopotów przez takiego typa? Facet, który zdradza i oszukuje chyba nie zasługuje na… żadną formę uczyć czy afektacji? – zapytał Radek ostrożnie, próbując wbić facetowi trochę sensu do głowy. Nie chciał mieć na swoich rękach żadnego morderstwa, a mężczyzna wydawał się wystarczająco przejęty, żeby zrobić coś szalonego. Fakt, że udzielał konsultacji gejowi jakoś nie zarejestrował się jego mózgu w tym momencie.

Krzykacz zawahał się lekko.

Kim jesteś, jeszcze raz? – zapytał spokojniej, jakby bardziej był skłonny wysłuchać odpowiedzi, choć Radek nie ufał mu ani za grosz. To mogła być cisza przed burzą.

– Nikim, po prostu pracuję tutaj. – Chyba nie musiał specyfikować, co robił? W teorii przecież nie skłamał. A nie czuł się w obowiązku usprawiedliwiać nieznajomemu, możliwe, że nie całkiem zrównoważonemu emocjonalnie, mężczyźnie.

Hmm… ale nie jesteś Anglikiem? Ten twój akcent…

Znów to samo.

– Jestem Polakiem.

Aaaa, to by wiele wyjaśniało… – Kiedy Radek nie skomentował tego raczej lakonicznego stwierdzenia, w końcu trzeba było uważać, bo ludzie różnie reagowali na emigrantów, mężczyzna dodał szybko. – Masz fajny sposób wysławiania się. Muszę to przyznać nawet, jeśli jestem wkurzony tak, że mam ochotę wyrwać Chrisowi jądra przez gardło!

– Eee, dziękuję… chyba.

Na krótką chwilę zapadła między nimi krępująca cisza. Nieznajomy wyraźnie próbował się uspokoić biorąc kilka głębokich oddechów i Radek po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, kim mógł być. Czy był jednym z pracowników w tej samej firmie? Biurowe romanse – podejrzewał, że nawet męsko-męskie – nie mogły się skończyć dobrze. Nie, żeby on osobiście miał jakiekolwiek doświadczenie.

Zresztą, co on tam mógł wiedzieć? Patrząc na Christophera Murraya w życiu by nie zgadł, że jest gejem. Gładki, przyczesany schludnie, w okularkach, typowy biurowy dron. Mężczyzna jak miliony innych, ani wyjątkowo przystojny, ani wysportowany, średniego wzrostu. Jakiś milion stereotypów śmigał mu po głowie, kiedy myślał o gejach, ale za puls na swoją korzyść poczytywał fakt, że przynajmniej zdawał sobie z nich sprawę, w przeciwieństwie do milionów innych Polaków.

W końcu jego rozmówca odchrząknął zażenowany.

Przepraszam. Poniosło mnie – zawahał się na chwilę, jakby rozważając jak daleko pociągnąć usprawiedliwienia, najwyraźniej jednak potrzebował wyżalić się, bo przełykając głośno ślinę, kontynuował cicho. – Gdyby odebrał, chciałem mu dać kolejną szansę… wyobrażasz to sobie?

Radek nie wyobrażał sobie w danym momencie niczego i jego mózg wręcz odmówił mu podsunięcia jakiejś stosownej odpowiedzi. W końcu odchrząknął, próbując zyskać na czasie. Nieznajomemu musiało to wystarczyć, bo kontynuował z rozżaleniem i zamyśleniem.

Wmawiałem sobie, że jeśli faktycznie jest w pracy, tak jak mi to wpierał, to zasługuje na wotum ufności. Nie mogę uwierzyć, jakim głupcem byłem…

– Eeee…

Wiem, wiem! – Padło szybkie zapewnienie ze słuchawki. – Nie musisz mi mówić. Nawet sam siebie nie podejrzewałem, że jestem takim desperatem! Ale to przez tego łajdaka. Łeb mu rozwalę!

– Myślałem, że ustaliliśmy już, że nie jest tego wart… – Radek raczej czuł się w obowiązku przypomnieć o tym, choć wcale się nie łudził, że faktycznie to coś da.

Boże, nawet sobie nie wyobrażasz…ughrr… Gładkie słówka, zapewnienia, obietnice. Powinienem przejrzeć go, bo nic, co brzmi tak dobrze, w tych czasach nie może być niczym więcej niż tylko łgarstwem i krętactwem. Chciał mi się dobrać do spodni i zrobił wszystko, co było konieczne, aby mu się to udało.

To bardzo radykalne przekonanie. – Protest cisnął mu się na usta praktycznie nieświadomie. Nie chciałby, aby kiedyś jego własne dobre intencje, każde słowo wręcz, były badane pod mikroskopem, tylko po to, aby być potem odrzucone, jako judzenie i kłamstwo. Sam też nie chciał podejrzewać każdego i analizować ludzkich motywów. Co za życie by go czekało?

– Życie nauczyło mnie właśnie tego. Przekonałem się na własnej skórze, więc doskonale wiem co mówię. Ciągle i wciąż okazuje się to samo. Jak mam wierzyć w coś innego? – Pytanie chyba było retoryczne, bo mężczyzna westchnął ciężko, starając się zwalczyć irytację i wyprzeć zranioną nutę ze swojego głosu. –  Nie powinienem ci jednak zawracać tym głowy! – Jakby nagle się ocknął i z zażenowaniem zaczął przepraszać. – Najpierw krzyczę na ciebie i ci ubliżam, nawet nie znając twojego imienia, a zaraz potem wylewam swoje żale. To po prostu niedopuszczalne. – Najwyraźniej bardzo się przejął swoją gafą towarzyską i Radek stłumił potrzebę przewrócenia oczami.

– Żaden problem – oświadczył stanowczo. Mieszkając w Anglii od kilku miesięcy, nauczył się, że nie obowiązuje tam inna odpowiedź.

Frustracja i desperacja wręcz biła ze słuchawki, i przykuwała go tym samym do urządzenia, przyciskanego w tym momencie do ucha.

Teraz czuję się jeszcze podlej. Wychodzi na to, że jestem nie tylko naiwnym, użalającym się nad sobą idiotą, ale i jakimś nieokrzesanym dzikusem!

Radek naprawdę był dumny z siebie, że nie parsknął śmiechem. Biedak, pewnie wówczas by się załamał.

– Proszę się tak nie przejmować. Każdemu może się zdarzyć – zażartował, aby rozluźnić atmosferę.

Jego rozmówca parsknął ironicznie, nie kryjąc wcale, co o tym myślał.

A tobie często się to zdarza?

 Tym razem to Radek parsknął.

– Jeszcze nie, ale przecież wszystko przede mną.

Po krótkiej pauzie nieznajomy odparł cicho.

Niee, mam nadzieję, że cię to nie spotka. – Po jeszcze momencie wahania, zapytał ledwie słyszalnie. – Jak masz na imię? Wiem, że zazwyczaj to samobójstwo wypowiadać obcojęzyczne imiona, tak są skomplikowane, ale chyba zaryzykuję…

Radek roześmiał się lekko. Cóż było w tym złego, aby zdradził swoje imię? Przecież raczej nie było prawdopodobne, że się spotkają.

– Mam na imię Radosław – powiedział z nutką wyzwania w głosie, a słysząc sapnięcie w słuchawce, musiał się roześmiać. – Wszyscy jednak nazywają mnie Radek.

Cóż… nie żebym był zaskoczony. Mówisz, Rej-deek? – zapytał, wypowiadając jego imię z zabawnym akcentem. Przynajmniej się starał.

– Prawie.

Kurczę. Rou-dek, Ri-dek, Re-tek, może Riddick? Powiedz, że Riddick, proszę. Jak w tym filmie, gdzie grał ten seksi aktor Van Diesel. – Mężczyzna otwarcie i z przyjemnością zamruczał zadowolony. – Przynajmniej coś przyjemnego by mnie spotkało, gdybym miał okazje poznać kogoś tak niesamowitego.

Nie do końca wiedząc czy czuć się zażenowany, obrażony czy rozbawiony, Radek roześmiał się. W końcu próby jego rozmówcy były pocieszne.

– Przykro mi cię rozczarowywać, ale nie Riddick i nie jestem nawet w przybliżeniu podobny do niego czy tak przystojny. – Skonsternowany swoim własnym zaskakującym komentarzem, odchrząknął szybko i zmienił temat. –  A jak ty masz na imię?

Nic ekscytującego. Po prostu Devon.

– Ha, i kto tu mówi o trudnej wymowie!

Próbuj. To po prostu DEV-en.

Dev-en… – spróbował Radek wolno i z zamyśleniem, podświadomie wyobrażając sobie osobę, do której należało takie… melodyjne imię.

Mężczyzna odchrząknął nagle, jakby zaschło mu w gardle. Atmosfera niewidzialnie zmieniła się, a powietrze zgęstniało jakoś.

Ekhm… poszło ci znacznie lepiej niż mnie… – mrucząc Devon, próbował brzmieć jak najbardziej normalnie, ale pewne napięcie przemknęło do Radka, zaskakując go.

Śmiejąc się Radek walczył z rumieńcem zalewającym mu policzki.

– Dziękuję. Myślę jednak, że to zasługa tego, iż uczę się angielskiego, a ty raczej nie znasz polskiego.

Teraz jestem zakłopotany – przyznał Devon, ale uśmiech przebijał się w jego głosie. – Szczerze mówić chyba brak mi zdolności do języków. Właściwie to podziwiam cię, że tak dobrze mówisz. Lepiej niż część z moich rodowitych znajomych. Niektórzy bywają… dość niedbali w wymowie, ale nazywają to akcentem – rzucił ironicznie.

Radek był pod wrażeniem szczerości nieznajomego.

– Cóż, nie powiem, żeby było łatwo, ale radzę sobie. Angielski uwielbiam i nie pamiętam, od kiedy mnie fascynował. Zawsze chciałem go umieć. Wszyscy są tutaj bardzo wyrozumiali i pomocni – powiedział bez zastanowienia, ale przeklął w duchu swoją głupotę. Niechciał rozmawiać o pracy. Po co rozwiewać złudzenia na swój temat? Przecież nie będzie sprzątaczem całe życie. To tylko droga do celu.

W takim razie jestem dumny ze swojego kraju – rzucił Devon żartobliwie. – Ale mam wyrzuty sumienia, bo właśnie uświadomiłeś mi, że w sumie jesteś w pracy… o pierwszej w nocy! Boże! Nie powinienem ci zawracać głowy swoimi żałosnymi problemami. Pewnie chciałbyś już iść do domu.

Rozczarowanie zakradło się do umysłu Radka na samą myśl o tym, że rozmowa w każdej chwili może się skończyć. Nawet nie był w stanie ogarnąć, dlaczego. Przecież, co go interesowały problemy jakiegoś faceta?

– Nie martw się tym. I tak muszę tu jeszcze posiedzieć, więc nigdzie mi się nie śpieszy – wydusił w końcu, nie bardzo chcąc wyjść na zbyt chętnego do rozmowy.

Serio? – Devon wydawał się bardziej ucieszony niż można by było podejrzewać.

– Powiedzmy, że mam jeszcze kilka rzeczy do… uporządkowania.

Och, to dobrze. Eee… nie dobrze, że musisz pracować w weekend, nie to miałem na myśli, ale dobrze, że się nie śpieszysz. – Trochę się plącząc Devon próbował brzmieć nonszalancko, ale ulga wyraźnie przebijała w jego głosie. W końcu poddał się. Najwyraźniej anonimowość dodawała mu odwagi. – A tam. Przyznam szczerze, że rozmowa z tobą zapobiega popadnięciu przeze mnie w depresję. Znam siebie. Siedziałbym teraz zastanawiając się, co ze mną jest nie tak? Czemu nic nie wychodzi z żadnego mojego związku? Gdzie popełniam błąd?

– Nie jestem pewien czy jestem w stanie pomóc… – zaczął Radek lekko przerażony.

Spokojnie. Nie oczekuję nawet, że będziesz odpowiadał na moje durne pytania – zapewnił go szybko i z całego serca Devon, najwyraźniej zmieszany. – Czasem po prostu słuchanie własnych wątpliwości na głos, pomaga posortować mi ich istotność.

– Wiem, co masz na myśli. Mnie zdarza się to cały czas. Po za tym, nie żebym nie chciał pomóc, wysłuchać czy doradzić. Po prostu w tym temacie jestem ignorantem, no i moje doświadczenia nie są wcale lepsze, nawet jeśli ograniczają się do pola damsko-męskiego. I można by rzec, że są zdecydowanie ubogie.

W takim razie to będzie bardzo ciekawa konwersacja… –  Devon rzucił nagle z chrapliwą nutką w głosie, stawiając wszystkie dzwonki alarmowe w ciele Radka na baczność. – Aż mam ochotę poigrać z twoim umysłem i skusić cię do nieprzyzwoitych wyznań. Może nawet podsunąć ci nowe obrazy, które nie pozwolą ci w nocy spać…

– Ogh… – jęknął Radek zszokowany. Sugestywny ton Devona nie pozostawiał złudzeń. – Dlaczego? – wydukał w końcu.

Bo ekscytacja, tajemnica i podniecenie czynią trudy życia wartymi wysiłku – odparł prosto Devon. Biorąc głęboki wdech, zapytał szczerze. – Masz ochotę na „rozmowę od serca” z nieznajomym?



                                                                  ***



Wytrzymać napięcie, oczekując odpowiedzi Riddicka – bo tak go w duszy nazywał od pierwszej chwili – okazało się trudniejsze niż Devonowi mogłoby się wydawać, kiedy wiedziony impulsem, zaproponował nieznajomemu prowokacyjną konwersacje.

W którym momencie zaczęło mu zależeć?

Spięty i zmęczony aż po samo centrum duszy, usiadł wyprostowany jak struna na swoim łóżku, mocno przyciskając telefon do ucha. Nerw nawalał w jego skroni tak mocno, że wydawało mu się, że może słyszeć jego pulsowanie, kiedy się odrobinę skupi. A nie chciał się koncentrować na tym, co spowodowało u niego taki rozdzierający ból głowy. Alternatywą rozmowy z nieznanym mężczyzną było powolne wślizgnięcie się w depresję. Nawet ryzyko tego, że zrobi z siebie idiotę przed którymś znajomym Chrisa, nie było wystarczającym powodem, żeby się wycofać. Niech się śmieją za jego plecami. Było mu wszystko jedno tym razem.

To, że było to absolutnie po za sferą bezpieczeństwa, w której trzymała go jego ostrożna natura, tylko popychało go do tego, aby pierwszy raz stawić czoła wyzwaniu. Chciał wreszcie zaryzykować i nie analizować wszystkiego na śmierć.

Jak mógł się przekonać niewiele dobrego przyniosło mu to do tej pory. Może czas było odpuścić sobie trochę? Bóg mu świadkiem, że związek z Chrisem, a raczej katastrofa jaką był, było ostatnią kroplą, która przelała kielich jego goryczy.

Nie wiem co powiedzieć – wymamrotał Radek cicho, ponownie przyciągając jego uwagę do siebie.

Sam jego głos był interesujący. Silny i opanowany. Na dodatek ten seksowny akcent. Jezu, mógłby go słuchać godzinami. To było po prostu szaleństwo. Niepewność i nieśmiałość, którą bez problemu wyłapywał w głosie nieznajomego tylko kusiły go jeszcze bardziej.

– Powiedz „tak”

Mężczyzna roześmiał się, na szczęście nie skomentował jego wieloznacznego stwierdzenia. Miał zaskakująco melodyjny głos, jakkolwiek w umyśle Devona był postawnym, wysokim mężczyzną. Choć, cóż on tam mógł wiedzieć, bazując na cudzym głosie? Wychodziło na to, że nie znał się na ludziach nawet, kiedy z nimi sypiał. Wywalając z furią swojego już ex kochanka z głowy Devon spróbował wciągnąć swojego rozmówcę w dyskusję. Zawsze istniała szansa, że będzie to na tyle interesująca konwersacja, że nieznajomy się nie rozłączy.

– Jak wyglądasz? – zapytał pod wpływem impulsu, choć w duszy tak naprawdę nie liczył na odpowiedź. Nawet sam nie był pewien czy on chciałby opisać siebie. Zbyt wiele człowiek czasem ujawniał mówiąc o sobie i swoim wyglądzie. Najczęściej nawet nieświadomie. Wszystkie kompleksy wyskakiwały jak króliki z kapelusza.

Och… czy ja wiem? – Zaskoczenie Radka pytaniem było niezawodnie wystarczające, żeby odpowiedzieć automatycznie. – Normalnie. Chyba… nie wiem… przeciętnie.

– Nie musisz mi mówić – zapewnił szybko Devon, choć miał nadzieję jak jasna cholera, że jego nowy znajomy nie skorzysta z jego oferty. – Chciałbym móc po prostu sobie ciebie wyobrazić.

Ogh… – Znów to seksowne sapnięcie Radka przepłynęło po linii wprost w ucho Devona, stawiając mu wszystkie włoski na karku.

Proszę – błagał w duchu. – Mów do mnie.

– Ja na przykład jestem tym zajebiście przystojnym brunetem o długich włosach. Wiesz ten wysportowany, lekko muskularny typ o seksownym zaroście, brązowych oczach i całuśnych ustach. – Musiał się roześmiać na głośne parsknięcia Riddicka. – Nie moja wina, że moje ciało to 5 stóp 8 cali[4] chodzącej pokusy…

Bladego pojęcia nie mam ile to jest. Wasze miary mnie przerastają. Ile to będzie w centymetrach?

– Bladego pojęcia nie mam – odparł Devon ze śmiechem, z jakiegoś powodu rozczarowany brakiem reakcji Radka na swój kreatywny opis. Chociaż właściwie nie wiedział czego się spodziewał. Nie, żeby miał o sobie aż tak wygórowane mniemanie, chciał po prostu rozbawić i może trochę sprowokować swojego rozmówcę. Nadać rozmowie lekkiego tonu.

Obawiam się, że ja nie jestem tak imponujący.

– Och, psujesz całą zabawę. Daj mnie ocenić – nadąsał się lekko Devon.

Okeej, cóż mogę o sobie powiedzieć… – zaczął Radek z zamyśleniem. W wyobraźni Devon niemal widział jak patrzy po sobie, aby znaleźć słowa, które najlepiej by go oddały. Można było praktycznie wyczuć jak analizował każde słowo, aby nie wyjść ani na zbyt aroganckiego, ani zbyt zahamowanego. – Mam metr osiemdziesiąt i jeszcze nie zdarzyło mi się, aby ludzie uznali, że posiadam jakiś nieodparty urok. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Mam takie po prostu niebieskie oczy i krótkie blond włosy, które nigdy się nie układają dopóki nie nastroszę ich na czubku. Przynajmniej wydaje się, że tak miało być od samego początku, a nie, że zwyczajnie nie jestem w stanie ich okiełznać… – zachichotał cicho rozbawiony własnym stwierdzeniem. – Ćwiczę, więc chyba mam dość atletyczną sylwetkę. Nie zwracałem jednak na to nigdy szczególnej uwagi. – Po małej pauzie z westchnieniem zakończył swój wywód. – To chyba wszystko, co mi przychodzi do głowy. Nie wiem tylko czy dzięki takiemu opisowi dasz radę sobie mnie wyobrazić…

– Och, o to wcale nie musisz się martwić – rzucił Devon z przekonaniem. Jego głowę już wypełniały setki obrazów. Z trudem umiał się powstrzymać przez zadaniem miliona pytań. Wątpił czy Riddick przyjąłby spokojnie gdyby zapytał go, czy jego usta są miękkie i pełne albo gdyby chciał wiedzieć, czy ma piękną, gładką klatkę piersiową. Być może przyjdzie na to odpowiedni moment. – Mam bardzo, bardzo bogatą wyobraźnię.

W słuchawce zapanowała chwila ciszy, która przyśpieszyła bicie serca Devona. Modlił się, żeby nie okazało się, iż wystraszył chłopaka.

Mnie za to brak wyobraźni jakiejkolwiek. Można by powiedzieć, że jestem dość przyziemny… – wymamrotał w końcu Radek z cichym westchnieniem. Ciche skrzypnięcie fotela w tle dało Devonowi pewność, że mężczyzna w końcu zrelaksował się i wygodnie siadając wciągnął się w dyskusję.

– Może zwyczajnie nikt jeszcze nie pobudził twojej wyobraźni?

Tak myślisz? – Uśmiech przebijał przez słowa Radka.

Najwyraźniej nie tak łatwo było go podpuścić. Chęć poznania i ekscytacja tylko jeszcze podskoczyły u Devona. Wyzwanie, to było to czego potrzebował.

– Możemy łatwo się przekonać…

Przystojny, seksowny i pewny siebie… – zakpił lekko mężczyzna. – Twoje życie musi być bardzo interesujące i bogate. – Reflektując się nagle Radek przeklął pod nosem. W końcu rozmawiali, bo życie Devona wcale nie było takie cudowne w tym momencie. – Przepraszam…

Devon przełknął głośno żałując, że Radek przypomniał mu powód, dla którego w ogóle dzwonił w środku nocy. Podejmując szybką decyzję wymustrował pogodny ton.

– Nie ma sprawy. Umówmy się po prostu, że nie rozmawiamy o naszych byłych ani o problemach, ani o zdradach i chęci mordu, okej?

Jestem za! – odparł szybko Riddick z wyraźną ulgą w głosie.

– Wszystko inne podlega dyskusji tak długo jak będzie szczerze do bólu i bez owijania w bawełnę.

Rozumiem.

– Na pewno? Jesteś gotów pogadać na każdy temat?

Tak długo jak ty jesteś, ja również. O czym w takim razie będziemy rozmawiać?

– Jak to, o czym? O tym, o czym rozmawiają wszyscy mężczyźni – zachichotał Devon diabelsko. – O seksie…

Ogh

– Przerażony?

Powinienem być?

– Może… to zależy.

Czuję, że nie powinienem pytać, od czego, ale co tam. Od czego to zależy?

Tłumiąc dreszczyk ekscytacji Devon uśmiechnął się diabelsko. Ten chłopak miał kręgosłup ze stali.

– Od tego ile masz odwagi…

Prowokacja…hmm – mruknął Radek z zamyśleniem, trochę rozbawiony. – To zbyt proste, aby dać się na to złapać… ale z drugiej strony. Ciekawość by mnie wykończyła. Dawaj.

– Nie chcę cię od razu straszyć, więc zacznijmy powolutku.

Jeśli tak lubisz… – wtrącił Radek prowokacyjnie, a w piersi Devona coś drgnęło. Wychodziło na to, że jego przeświadczenie, iż to on kieruje rozmową było bardzo złudne. Riddick wydawał się być coraz ciekawszym człowiekiem z sekundy na sekundę.

Śmiejąc się cicho Devon położył się na łóżku rozciągając napięte mięśnie. Po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że może się zrelaksować.

– Lubię na wiele sposobów – powiedział do słuchawki, starając się nadać swojemu głosowi seksowne brzmienie. Nie bardzo wierzył, że coś to da, ale było mu wszystko jedno. Chciał przeżyć coś ekscytującego. To była jego szansa. – Kocham wolno, uwielbiam szybko, czasem potrzebuję ostro, namiętnie i długo. Chyba nie ma takiej opcji, która nie przemknęłaby mi przez myśl choć raz. Wiele wprowadziłem w życie… wiele jeszcze zamierzam wprowadzić. – Zaskoczony, że tak łatwo przyszło mu przyznanie się do targających nim pasji, spróbował ponownie zwolnić tempo. On i ta jego ostrożność. – Masz kogoś? – Błagam, powiedz, że nie. 

Zaskoczony Radek wciągnął szybki oddech. Najwyraźniej nie spodziewał się aż tak osobistych pytań. Noc, anonimowość rozmowy i surrealistyczność całej sytuacji najwyraźniej sprawiła, że poczuł się na tyle bezpiecznie by odpowiedzieć.

Nie, nie mam. Od bardzo dawna zresztą.

– Och, czyli żadnych erotycznych eskapad, namiętnych nocy wypełnionych seksem i pasją? Ani też romantycznych wieczorów? – Devon brzmiał na absurdalnie zadowolonego.

Niestety nie – parsknął Radek ironicznie.

– Oww… nie brzmisz zbyt przekonywująco.

Jak już wspominałem, związki nie wychodzą mi najlepiej. A urabianie sobie rąk po łokcie na serio nie pomaga prowadzić życia wypełnionego ogniem. Szybkie numerki z kolei nie są absolutnie w moim stylu.

– Co pozostaje w takim razie między nieudanymi związkami, a niechęcią do szybkich numerków? – zapytał Devon cicho, całkiem nie potrafiąc opanować ciekawości.

Radek roześmiał się, choć w tym śmiechu przebijał cynizm.

Ręka. Zostaje ręka.

Zanim zdołał się powstrzymać Devon wybuchnął śmiechem, nagle czując jakby znaczny ciężar został zdjęty z jego piersi. Riddick miał najwyraźniej sposób na to, aby do niego dotrzeć w najprostszy sposób.

– Nie wiem czy bardziej mnie rozbraja twoja szczerość czy prowokuje – przyznał, próbując się opanować. Nie było to łatwe zwłaszcza, że słyszał jak i on chichocze pod nosem.

Chyba każda opcja jest dobra – rzucił Radek całkiem zadowolony z siebie. Po sekundzie wahana dodał cicho. – Czy i ja mogę zadawać ci pytania?

Devon miał ochotę pokręcić głową. Facet był niemożliwy.

– Byłbym bardzo rozczarowany gdybyś nie chciał.

Mężczyzna wahał się przez długi moment, kilkakrotnie zmieniając zdanie czy zapytać o to co go ciekawiło i jak sformułować pytanie. Devon nie chciał go popędzać, milczał więc czekając cierpliwie. Zaufanie między nimi wisiało na cienkiej niteczce. Każdy nacisk mógłby je zniszczyć. Zawsze mógł skłamać, jeśli kwestia mu się nie spodoba, choć generalnie był nastawiony na bolesną szczerość.

– To jest nasza szansa, żeby porozmawiać o wszystkim tym, o czym większość ludzi generalnie nie ma albo odwagi, albo sposobności… – Zasugerował spokojnie, mając nadzieję, że skusi tym swojego rozmówcę. Wielu ludzi pragnie mieć możliwość pozwolenia sobie na absolutną szczerość. Nie wielu jednak ma szansę.

Nie wiem czy powinienem zadawać ci tak osobiste pytania… nawet nie wiem czemu mi to przyszło do głowy… – Radek miał wyraźnie problem z wyartykułowaniem swoich myśli, to też szybko zamilkł ponownie. Ewidentnie już żałując, że otworzył usta.

Trochę rozczarowany, lekko zirytowany Devon postanowił sam pchnąć rozmowę w kierunku, w którym mu się wydawało Radek podąża. Większość ludzi jąkała się zazwyczaj w jego towarzystwie, gdy tylko jeden temat był poruszany.

– Powiedz mi, tylko szczerze – zagadnął cicho, ale stanowczo. – Nie masz nic przeciwko temu, że jestem gejem?

Ogh! – Kolejne sapnięcie Riddicka powędrowało wzdłuż zakończeń nerwowych Devona i musiał na chwilę zamknąć oczy, aby zwalczyć niepokój. Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, że wstrzymał oddech w oczekiwaniu na odpowiedź mężczyzny. Może powinien był trzymać język za zębami i nie prowokować konfrontacji? Radek jednak westchnął ciężko i Devon miał wrażenie, że słyszy jak przeczesuje dłonią włosy. –  Trudno mi teraz tak naprawdę nawet wymyślić, czemu miałbym mieć coś przeciwko temu? Po za tym, że to nie moja sprawa, to nie pojmuję, jaką miałoby dla mnie sprawiać różnicę, z kim chodzisz do łóżka…

Hamując głupawy uśmiech, który chciał wypłynąć Devonowi na usta, mruknął cicho.

– Nawet jeśli chciałbym właśnie ciebie zaciągnąć do tego łóżka? – zapytał prowokująco.

Radek zachichotał cicho, a kolejna fala dreszczy przepłynęła Devonowi po ramionach i piersi, spływając mu wprost z ucha w dół ciała.

Mógłbyś próbować… – odparł mężczyzna pewnie i stanowczo z niemałą dozą wyzwania w głosie.

– Uważasz, że nie dałbym rady? – Męskie ego Devona potrzebowało lekkiego podbudowania po wszystkim, co go spotkało, więc łyknął prowokację chłopaka bez mrugnięcia okiem.

Och, mógłbym się założyć, że na pewno byś się postarał

– Racja jak cholera…

– … ale podejrzewam, że respektowałbyś, gdybym powiedział nie… – dodał Radek z powagą, która wytrąciła Devona z równowagi na krótką chwilę. Ostatecznie mógł tylko wykrztusić:

– Racja jak cholera.

Kolejna chwila ciszy wkradła się między nich i żaden nie wiedział jak kontynuować. Poważne rozmowy zabijały całą ekscytację polemiką, ale z drugiej strony, dwóch nieznajomych miało bardzo niewiele wspólnego gruntu.

Odchrząkując cicho, Devon zagadnął ostatecznie jako pierwszy.

– Myślałeś kiedyś o tym? O byciu z mężczyzną? – zapytał całkowicie wyłączając filtr mózg-usta. Chciał wiedzieć wszystko, co działo się w głowie chłopaka. Może choćby po to, żeby przez chwilę nie być we własnej.

Śmiech Riddicka był tym razem lekko wymuszony i cierpki. Nie wahał się jednak z odpowiedzią.

Szczerze mówiąc wydaje mi się, że ostatnimi czasy chyba każdy mężczyzna w Polsce o tym pomyślał choćby przez moment, choćby raz. Wiele rzeczy dzieje się tam w tym momencie w tym temacie i każdy na jakimś etapie choćby w głowie skonfrontował się z takimi myślami. Przykro jednak mi przyznać, że jak na razie wielu ludzi tam reaguje na samą taką sugestię agresją i homofobią. Choć ja osobiście myślę, że to w dużej mierze strach…

Wszystko pięknie i dobrze – pomyślał Devon – ale, czy ty myślałeś o byciu z facetem? Zapytał jednak o coś całkiem innego.

– A ty boisz się?

Chwila zastanowienia Riddicka świadczyła o tym, że na poważnie myślał o jego pytaniu i samo to spowodowało, że Devon polubił go jeszcze trochę bardziej.

Trochę… – zaczął z wahaniem mężczyzna, jakby próbując właściwie dobrać słowa do tego co zamierzał przekazać i jednocześnie nie posyłać mylnych sygnałów.

Serce Devona lekko drgnęło w jego piersi. Właściwie spłynęło mu do brzucha. Pytał jednak, nie mógł więc narzekać, że odpowiedź mu się nie podobała.

– Czyli brałeś pod uwagę taką opcję?

Może nie konkretnie samo pójście do łóżka z facetem… ale chciałem sam zweryfikować, to co próbowali wytłumaczyć wszystkim działacze na rzecz GLBT

– A mianowicie? – Devon był jednocześnie ciekawy i ostrożny.

Że każdy ma prawo do miłości i każdy związek jest dobry.

– Brzmi jak regułka na szczęście – sceptycyzm Devona sączył się w każdym słowie. – I do jakich wniosków doszedłeś? – Bał się pytać, tym bardziej wziął się w garść i zmusił usta do wyartykułowania słów.

Że nie pociąga mnie żaden z moich znajomych, przyjaciół ani mężczyzn, których do tej pory spotkałem

– Och! – Tym razem to Devon sapnął cicho. Nie miał pojęcia jak miał się odnieść do tego stwierdzenia. Jego wyobraźnia robiła nadgodziny, próbując nie wymyślać wszelkich możliwych optymistycznych znaczeń słów Riddicka. Ciężko mu jednak było z jego niedosytem szczęścia i nadziei. – Gdybyś jednak spotkał takiego, który by cię pociągał…?

Martwiłbym się o jego męskie klejnoty, kiedy zaszłaby taka potrzeba, nie prędzej – odparł spokojnie Radek, próbując nadać swemu głosowi pewne, szczere brzmienie.

– Czyli… czyli… że…? – Tym razem to Devon się zaciął, próbują na serio nie wzbudzać w sobie zbyt wielkiego entuzjazmu. Przejechał się już tyle razy na ludziach, że wystarczyło mu na dziesięć wcieleń.

To znaczy, że nie wykluczam żadnej możliwości…



***

Ogromne, palące rumieńce zalewały całą twarz Radka i był absolutnie pewien, że na tym etapie zażenowania praktycznie świecił w ciemnościach. Co go podkusiło, aby zdradzić to wszystko obcemu mężczyźnie? Co go podkusiło do cholery, żeby dawać takie nie do końca przemyślane odpowiedzi?!

Ludzie! Nieprzemyślane, jak nieprzemyślane, ale cholernie na wyrost. Teraz będzie musiał spieniężyć czeki, które wystawiła jego niewyparzona gęba. Co on sobie do cholery myślał?

Na serio. Powinien zadzwonić do szefa, powiedzieć, że jest chory – najwyraźniej poważnie – i iść do domu spać. Bo przecież normalnie nie był tak szalony, żeby imponować jakiemuś wirtualnemu nieznajomemu! Nie mniej nie więcej, tylko swoim pseudo-homoseksualnym zainteresowaniem, które najwyraźniej w sobie rozwinął podczas szalonej konwersacji z obcym facetem!

Hej, jesteś tam? – zapytał niepewnie Devon, brzmiąc na poły wystraszony, na poły pełen nadziei.

– Oczywiście – zapewnił go szybko Radek, niczego bardziej nie pragnąc niż walnąć czołem o biurko tej zdradzieckiej świni Murraya. Co on do cholery wyprawiał?

Przez moment myślałem, że się rozłączyłeś – w głosie Devona rozbrzmiewała taka ulga, że Radek poczuł się niekomfortowo.

– Jeśli się na to zdecyduję, najpierw cię uprzedzę. – Nie potrzeba było Einsteina żeby wiedzieć, że w tym momencie Devon nie tolerowałby kręcenia i kłamstwa. Miał też pewnie po wyżej dziurek w nosie bycia wystawianym do wiatru.

Dlaczego miałbyś brać pod uwagę moje… uczucia? – zapytał Devon podejrzliwie i Radek musiał się uśmiechnąć.

– Bo jesteś nieznajomym – odparł prosto.

I to przemawia na moją korzyść?

– Zdecydowanie. Póki co masz u mnie same plusy, bo daję ci kredyt zaufania, którego nie daję nikomu innemu. Ale na tym chyba ma polegać ta nasza szalona rozmowa. – Ton Radka nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że był poważny jak atak serca. – Masz czystą kartę. Po prostu nie zjeb tego.

Wow.

– No wow. Albo wszystko, albo nic… Nie zawiodę twojego zaufania. Nie mam powodu. Wierzę, że i ty nie zawiedziesz mojego. Dziś jestem tutaj dla ciebie. – Niech go diabli, jeśli to nie zabrzmiało jak propozycja. I to taka, która zwierała w sobie mnóstwo obietnic i jeszcze więcej niewiadomych.

Ale przecież żyje się tylko raz.

Nawet, jeśli poczujesz się niekomfortowo? – Devon najwyraźniej nie potrafił tak łatwo przełknąć jego zapewnień. Nie żeby Radek tak naprawdę się dziwił.

– Nie potrafię sobie wyobrazić, co by mogło to spowodować, ale próbuj – roześmiał się na swój własny zadziorny ton. Jezu, nagle kręgosłup wyhodował, czy co?

Okej, wyzwanie przyjęte – odparł Devon takim tonem, że gęsie skórka pokryła całe ciało Radka. Miał wrażenie, że właśnie umówił się z diabłem na randkę.

Na randkę przez telefon z kusicielem, który postawił sobie za punkt honoru wywrzeć na nim wrażenie.

Przerażony, niczego więcej nie chciał, niż przekonać się jak tajemniczy Devon to osiągnie.

Coś było z nim absolutnie nie w porządku.

Czy teraz jesteś gotów zdradzić mi pytanie, które cię dręczyło wcześniej? – Lekko prowokacyjnie, ale dużą dozą humoru zapytał w końcu Devon. Chyba nie do końca się spodziewał, że Riddick zdobędzie się na absolutną szczerość, ale facet przecież może marzyć.

– Byłeś kiedyś z kobietą? – palnął Radek jednak bez wahania ani zastanowienia.

Devon roześmiał się cicho.

Nawet z kilkoma.

– Myślałem, że jesteś gejem.

Bo jestem

– Więc dlaczego? Jak?

Bo chciałem ukryć to, że jestem gejem, bo przez moment myślałem, że to może być niezły ubaw. Może nawet byłem ciekaw i chciałem się przekonać jak to jest.

– Ponoć geje… no wiesz… nie czują pociągu do płci przeciwnej.

Z zasady tak jest. – Przyznał Devon spokojnie. – Ale nie zapominaj, że geje to mężczyźni. Seks to prawie imperatyw dla niektórych z nich. Można sobie wręcz wmówić, że się kogoś pragnie. Zwłaszcza, jeśli to jest bezpieczniejsze, prostsze wyjście z sytuacji. To brak prawdziwej satysfakcji i spełnienia jest problemem w takich sytuacjach, a nie brak erekcji. Większość zdrowych mężczyzn nie ma problemu z osiągnięciem tego. Nawet się żenią uciekając przed mordęgą życia, jako napiętnowany homoseksualista. Tylko, po co się męczyć na dłuższą metę?

– Przejebane – zaklął Radek pod nosem po polsku, próbując ogarnąć psychicznie taką trudną sytuację.

Co?

– Powiedziałem, że to jest do kitu.  – Zreflektował się szybko. – Czyli nie było ci dobrze?

Było niewystarczająco dobrze. Brakowało mi silnych ramion, mięśni, potężnego ciała, które by mnie przyparło do łóżka całym ciężarem i unieruchomiło. Pragnąłbym tego, ale jednocześnie chciałbym móc posiąść go z równą siłą. Po prostu brakowało mi penisa.

Radek nie wiedział czy się śmiać, czy spalić z zawstydzenia. Obraz długowłosego, rozczochranego Devona, na tyle na ile mógł go sobie wyobrazić, przyszpilonego przez jego większą sylwetkę do łóżka, zmaterializował się w jego głowie tak gwałtownie, że prawie upuścił telefon. Jego ciało entuzjastycznie odpowiedziało, na ten wyimaginowany obraz, szokując go jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że praktycznie był pewien, iż Devon opierałby się, choćby dla zasady walcząc o dominację.

Ile siły potrzebowałby, żeby go unieruchomić? Czy był naprawdę talki wysportowany jak twierdził?

Całe ciało napięło mu się na samo wyobraźnie tego jak starliby się w przepychance.

Odchrząkując kilkukrotnie, Radek wymamrotał cicho do ucha Devona:

– To będzie długa noc…

– Liczę na to – odparł jego nowy przyjaciel, śmiejąc się zmysłowo do słuchawki.

Cały świat Radka zmniejszył się nagle do tego małego urządzenia ciasno przyciśniętego do jego ucha.





[1] Wszystko dobrze.

[2] Głębokie oczyszczanie

[3] Zdzieranie warstwy brudu z podłóg chemikaliami


[4] Około 1,76 cm



Wzięty przez zaskoczenie   - nową część znajdziecie tutaj 


8 komentarzy:

  1. O jeju! Już kocham to opowiadanie! :D jest wspaniałe :D pisz dalej, mam nadzieję, że weny Ci nie zabraknie :)
    Pozdrawiam!
    Lonely boy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooch, ale zrobiłaś mi cudowny prezent imieninowy! :D Wspaniały!
    Chłopaki sobie pogadają. To będzie dłuuuga noc ;) Chyba też polubię Radka mimo jego imienia ;) Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
    Mam też nadzieję, że uda Ci się napisać i wrzucić Wziętego... Ale wprost nie mogę naciskać jak napisałaś, że do 12 piszesz, by o 3 już wstać :o Kobieto, tytanie pracy! Podziwiam, ale raczej nie zazdroszczę ;)
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę tyle weny byś potrafiła pisać oba opowiadania równocześnie !! <3
    mhm.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, że potrafisz mnie nakręcić każdym Twoim tekstem. Podoba mi się sytuacja w jakiej obaj się znaleźli. Nie znają się, nie widzą i potrafią się otworzyć, wiele nieznajomemu wyznać. Pytanie co będzie jak się spotkają. :DDD
    A to zdanie "Masz ochotę na „rozmowę od serca” z nieznajomym?" wywołało u mnie dreszcze. Jeszcze wyobraziłam sobie ten głos Devona... Ach, ale jazda. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Normalnie kocham Cię! <3
    Cudowna niespodzianka i dziękuję Ci za nią z całego serducha. To opowiadanie jest niesamowite. I mówię to w pełni świadoma tego, że poznałam dopiero malutki fragmencik. Już podbiło moje serce, ponieważ jest inne niż wszystkie opowiadania, które mam przyjemność czytać. Nie spotkałam się jeszcze nigdy z tak kreatywnym pomysłem na rozwinięcie romansu. Ta tajemnica jest niezwykle pociągająca, a jak pobudza zmysły. Ty nawet sobie nie wyobrażasz jakie mi teraz myśli do głowy przychodzą.
    Bardzo mi się podoba ten tekst. Devon i Radek mają już zarezerwowane miejsce w moim sercu (razem ze wszystkimi innymi bohaterami, których wykreowałaś we wszystkich swoich opowiadaniach).
    Ta historia, przyznam szczerze niezwykle mnie zastanawia. Teraz nie będę mogła się na niczym skupić, bo będę rozmyślać jak potoczą się losy tej uroczej dwójki! Jestem Ci niezwykle wdzięczna! Dziękuję za tą przemiłą niespodziankę, jeszcze raz, ale zapewne nie ostatni :)
    Pozdrawiam gorąco~ Desire :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na kolejny rozdział. Ten jest genialny!

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurcze, superaśne. Fantastyczny teks, z resztą jak wszystkie twoje. Uwielbiam i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Pochłonęłam i mam niedosyt. Miałam wrażenie jakbym była obserwatorem. Moja wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Życzę weny i pisaj mi tam :) Pozdrawiam cieplutko. Asia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, przyznaję się bez bicia: Też kocham Radka i Devona - ale przyznaję mogę być nie obiektywna :D

    OdpowiedzUsuń

I co sądzisz?