Narazie zamieszczam je tu, choć pewnie jak będzie okładka przeniosę je. Za wszelkie błędy przepraszam. Znikną jak odeśpię dwie noce pisania
Enjoy, czekam na komentarze :D
Mój chłopak jest gejem
AkFa
wszelkie prawa zastrzeżone
1
– Możesz w
to uwierzyć? – Kyle pociągnął długi łyk ze swojej butelki z piwem. – Czasem już
miałem wrażenie, że się nie doczekam. Od poniedziałku zaczynamy pracę!
W
zatłoczonym przez byłych i obecnych studentów przy uniwersyteckim barze, zaledwie
dało się rozmawiać, ale Matt, jego brat Bryan i Kyle, chcieli po raz ostatni
pożegnać się z przyjaciółmi. Większość z nich wyjeżdżała na wakacje, albo do
pracy, szukając szczęścia po za ich małym miastem. Wszyscy mieli świadomość, że z większością pewnie
już nigdy się nie zobaczą.
Kyle i Matt
jednak mieli zamiar zostać i zdeterminowani byli związać swoja przyszłość z ich
miasteczkiem. Szczególnie, że Kyle nigdy w życiu nie zostawiłby Bryana, który
nadal miał jeszcze kilka lat nauki przed sobą. Zresztą mieli już swoje plany i
wiedzieli czego chcą. Matt mógł tylko się cieszyć, bo i jemu nieśpieszno było
wyjeżdżać. Tutaj miał wszystko czego mógłby pragnąć i widział dla siebie
możliwości, których nie dostrzegali inni młodzi ludzie. I dobrze. Więcej opcji dla
niego.
Kyle rozparł
się wygodnie w brązowym skórzanym boksie, przyglądając się ludziom bez przerwy
kręcących się po lokalu. Boksy, stoliki i wysoki bar były zatłoczone, ale Matt
wcale się nie dziwił. Tak tutaj zawsze było w sobotnie wieczory. Nawet boks,
który zajmowali był ich ulubionym. Znajomi podchodzili, aby zamienić kilka słów
i szli dalej, za co Matt był im wdzięczny. Chciał spędzić trochę czasu z Kylem
i miał lekkie wyrzuty sumienia, że przez ostatni tydzień go unikał. Kyle był
zajęty swoim drugim przyjacielem Redem, a Bryan nigdy nie odstępował jego boku,
żadnego z nich więc nie widział i miał zamiar to nadrobić.
Bryan jak
zwykle siedział wtulony w bok Kyla i parsknął pod nosem cicho.
– Co ja mam
powiedzieć? Chciałbym mieć już studia za sobą. Mam wrażenie, że czas w ogóle
nie mija. Wierzyć mi się nie chce, że wy już możecie robić co chcecie i żyć jak
chcecie.
Matt
obrzucił przyjaciela i swojego brata przelotnym spojrzeniem, wzruszając
ramionami.
– Ach tam,
nie pleć bzdur. Mamuśka z tatą będą cię utrzymywać. Gotować ci i sponsorować.
To na serio nie jest wielki powód do narzekania. My z Kylem teraz musimy wziąć
się za siebie i zacząć życie na własny rachunek. W końcu ostatnie lata
harowaliśmy, żeby wreszcie znaleźć się tu i teraz. Jedyne czego mi będzie brak
to sportu, ale za studiami nie będę tęsknił – odparł spokojnie, starając się
ukryć podekscytowanie w głosie. Od poniedziałku miał się zacząć początek reszty
jego życia i decyzje jakie będzie podejmował od tej pory będą szły na jego
własne konto. Szczerze mówiąc był posrany ze strachu. – To nasz ostatni weekend
przed rozpoczęciem odpowiedzialnego, dorosłego życia, musimy go więc dobrze
wykorzystać! – Z uśmiechem wzniósł niby–toast unosząc własną butelkę piwa w
kierunku towarzyszy. Kyle wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i odpowiedział
toastem.
– Mówiąc o
dorosłości i odpowiedzialności… – Bryan zaczął wolno, rzucając zaniepokojone
spojrzenie swojemu mężczyźnie, ten jednak skinął mu głową uspokajająco. – Mamy
dla ciebie niespodziankę. Chcieliśmy ci powiedzieć wcześniej, ale po pierwsze
nic nie było pewne, a po drugie mógłbyś chcieć nas odwieść od tego pomysłu…
Matt zmrużył
oczy ostrzegawczo. Instynkt z miejsca podpowiedział mu, że nie będzie mu się
podobało to, co chcą mu powiedzieć. Ich pomysły zazwyczaj były rewolucyjne i
miały nie mały impet na jego własne życie. Przyzwyczaił się jednak do tego i
zazwyczaj był w stanie dostosować. Zazwyczaj…
– Witam
panów! – Ciepły, wesoły głos przebił się przez gwar i stłumiony dźwięk muzyki,
wbijając w rozmowę. Wysoka, szczupła postać zjawiła się jak znikąd przy ich
boksie, radośnie się witając i wymieniając uściski dłoni z Kylem i Bryanem.
Matt
zdrętwiał, bojąc się nawet spojrzeć w kierunku nowo przybyłego. Przez moment
miał ochotę zamknąć oczy i znaleźć się gdziekolwiek tylko nie tu. Pobożne
życzenia nigdy jednak nie działają, kiedy człowiek ich najbardziej potrzebuje.
Donatello
Red Garett był jego przekleństwem i unikanie go sprawiało mu niemało kłopotu,
nie żeby się nie starał. Zwłaszcza, że mężczyzna był najlepszym przyjacielem z
dzieciństwa Kyla i bez pardonu wwalcował w ich życie. Potrzeba było niemało
kreatywności, aby móc uniknąć spotkań z tym człowiekiem. Czasem jednak, żadne
kombinacje nie pomagały. Tak jak tego dnia najwyraźniej. Choć pewnie powinien
był się domyślić, że Kyle i Bryan, mały zdrajca, zaproszą swojego przyjaciela.
Kyle z
Bryanem nie mieli jednak takich oporów witając się z gościem radośnie i
zapraszając go do ich boksu. Z trudem zmusił się do podania ręki Donowi. Pod
uważnym spojrzeniem i wielkim uśmiechem skierowanym centralnie na niego, czuł
jak ciśnienie mu skacze.
– Matty rusz
tyłek i posuń się Redowi – zakomenderował Bryan uśmiechając się jak idiota.
Matt miał ochotę rzucić się przez mały stolik na niego i poddusić go własną
białą podkoszulką.
Nie miał
jednak wyboru, bo mężczyzna już przysunął się do niego czekając na jego ruch z
tym swoim zaraźliwym, przeraźliwie radosnym uśmiechem. Zielone oczy błysnęły
spod ciemnorudych, długich rzęs, kiedy przypatrywał mu się uważnie. Matt odwrócił
spojrzenie i przełykając przekleństwa posunął się pod ścianę, praktycznie
przyklejając się do niej. Nie mógł i nie chciał reagować w żaden sposób, bo nie
chciał dawać braciszkowi i przyjacielowi więcej amunicji do dręczenia go. Już
miał za sobą o kilka krępujących rozmów za dużo.
– Wychodzi
na to, że właściwie mamy dla ciebie dwie niespodzianki – oświadczył Kyle
radośnie, całując Bryana przelotnie w usta i masując jego kark lekko swoją
wielką dłonią. Jego długie palce wplotły się w blond włosy jego brata, pewnie
usiłując rozluźnić jego napięte z nerwów mięśnie.
Matt wbił w
nich na wpół przerażone, na wpół ostrożne spojrzenie. Nie miał pojęcia czym
mógłby się stresować Bryan, więc pomysły jakie przychodziły mu do głowy były
zatrważające. W duszy już czuł, że będzie musiał skopać tyłek Kylowi.
– Chyba nie
chcę wiedzieć – wymamrotał, skinąwszy ręką na mijającą ich kelnerkę. – A
przynajmniej możecie poczekać, aż się odpowiednio znieczulę? – zapytał z
nadzieją, ignorując cichy śmiech siedzącego przy nim mężczyzny.
– Poczekaj
Matty… – Red powstrzymał go, kładąc mu dłoń na nadgarstku na kilka sekund. Jeśli wyczuł jak ten się wzdrygnął nie dał
tego po sobie poznać. Po prostu obdarzył go kolejnym olśniewającym uśmiechem.
Matt zagryzł zęby, żeby nic nie palnąć. – Będzie fair jeśli to ja zamówię
kolejną kolejkę. – Nie czekał na odpowiedź tylko sam przywołał kelnerkę po raz
drugi. – Można powiedzieć, że świętujemy…
–
Świętujemy? – Matt nieświadomie potarł nadgarstek, na którym nadal czuł ciepło
szczupłej dłoni, dotykającej go przed chwilą.
Miał ochotę
wrzeszczeć, zażądać, aby Donatello nie dotykał go więcej, ale wiedział, że nie
mógł. Musiał zachowywać się zimno i obojętnie. Nie mógł pozwolić, aby któremuś
z towarzyszących mu mężczyzn przyszło do głowy coś głupiego. Wystarczy, że jemu
przychodziło. Otrząsnął się, czując zimny dreszcz strachu spływający po jego
plecach. Chciał wyjść z baru. Nagle ochota na imprezowanie przeszła mu
całkowicie. Kyle jednak nigdy by mu na to nie pozwolił. Nie bez dogłębnych i
zawiłych tłumaczeń. A tych nie mógł udzielić.
Nie umiał
udzielić.
– Okej,
powiem to, bo chyba nie wytrzymam. – Bryan oświadczył dzielnie, przełykając
ślinę nerwowo. Złapał Kyle’a za rękę i pochylając się nad stołem, wbił
spojrzenie w brata. Widać było jak żyłka pulsuje mu na szyi w dzikim tempie.
Matt poczuł jak serce załomotało mu w piersi. Teraz i on był zdenerwowany.
– Dobra
gadaj, bo mnie zaczynasz wkurzać! – zażądał, spoglądając to na jednego, to na
drugiego mężczyznę. Cokolwiek wykombinowali, nie mogło to być nic dobrego.
Wątpił jednak, że oni będą pytać go o pozwolenie. Bardziej prawdopodobne było
to, że zwyczajnie mają zamiar oświadczyć mu swoje kolejne szaleństwo. Miał
nadzieję, że nie będzie ich musiał za to ukatrupić.
– Zamierzam
wprowadzić się do Kyla i Reda, bo zamierzają wynająć wspólne mieszkanie! –
Bryan wyrecytował jednym tchem, nie dając szans na odpowiedź Mattowi, którego i
tak zatkało całkowicie. – Red został przyjęty do waszej firmy i będzie z wami
pracował! Powiedz, czy to nie wspaniale? – zawołał entuzjastycznie, oczekując
reakcji brata z zapartym tchem.
Trzy pary
oczu przeniosło wyczekujące spojrzenie na Matta.
Nie wiedział
kiedy, ale krew pulsująca mu w uszach praktycznie zagłuszyła ostatnie pytanie
jego brata. Otoczenie zniknęło nagle i jedyne co mógł zrobić, to wpatrywać się
w siedzące przed nim osoby. Bryan szczupły blondyn, kurczowo obejmował swojego
przystojnego, barczystego chłopaka. Kyle wykorzystujący swoje długie ręce i
szerokie ramiona, przytulał do siebie zarumienionego, zmartwionego ukochanego.
Nic nie mówili. Bezapelacyjnie wszystko co mieli do powiedzenia, zostało
powiedziane.
Matt nie
mógł myśleć logicznie, miał wrażenie, że nawet nie mógł normalnie oddychać.
Jego oczy same powędrowały do siedzącego tuż przy nim, zdecydowanie za blisko
jak na jego gust, Dona. Błyszczące oczy o niesamowitej barwie, wpatrywały się w
niego ze smutkiem i lekkim niepokojem. Ciemno rude włosy opadały mu na blade
czoło i wiły się na karku, i uszach w modnej niedbałej fryzurze. Wysokie kości
policzkowe i nasadę nosa miał obsypane złocistymi piegami, a pełne różowe usta
po raz pierwszy nie były wygięte w uśmiechu.
Matt nie
potrafił zmobilizować się, aby się odezwać.
Co ten Bryan
sobie myślał? Chciał wyprowadzić się z domu? Tak po prostu? Chciał zamieszkać
ze swoim narzeczonym w tak młodym wieku? Jak on to sobie wyobrażał? Było go
stać na utrzymanie z dorywczej pracy? A Kyle uznał to za świetny pomysł? I
czemu do cholery zaproponował wynajęcie wspólnego mieszkania Donowi, a nie
jemu? Donowi ze wszystkich ludzi!
Zazdrość i
złość przerzedziły trochę smog w jego głowie i zwolniły natłok pytań buzujących
mu w mózgu. Pobudzony do życia, wbił ponownie spojrzenie w swojego najlepszego
przyjaciela. Lekki rumieniec pokrywał opaloną twarz Kyle’a, ale mężczyzna nie spuścił
spojrzenia. Najwyraźniej miał jakąś setkę dobrych wymówek i usprawiedliwień.
Zbyt dobrze Matt go znał, aby tego nie wiedzieć. To tylko pogłębiło w jego
duszy uczucie zdrady i gniewu. Bez słowa spojrzał na swojego brata. Bryan
siedział wyprostowany i blady czekając w dalszym ciągu na jego reakcję. Matt
nie wiedział czego się po nim spodziewali, ale ponad wszelką wątpliwość
podejrzewali go o jakiś wybuch czy fochy.
O nieee… ich
niedoczekanie.
Z trudem i
praktycznie boleśnie, wymusił uśmiech starając się spojrzeć na towarzyszącą mu
trójkę jak najniewinniej i najobojętniej. Ocenzurował to co cisnęło mu się na
usta i chwytając butelkę z piwem wzniósł toast.
– Cóż, nie
wiem komu pogratulować najpierw. Mieszkanie, przeprowadzka, nowy nabytek dla
naszej nowo powstałej firmy… wiele przegapiłem – parsknął ironicznie, starając
się zmusić do lżejszego tonu. Mdłości sprawiały jednak, że praktycznie miał
ochotę zwymiotować wcześniej wypite piwo. Nagły ból głowy rozsadzał mu czaszkę
od środka. Musiał wielokrotnie przełknąć, aby móc kontynuować. Jedyną jego
pociechą były zaskoczone miny jego przyjaciół. – Gdzie ja byłem jak mnie nie
było? – zapytał z fałszywym uśmieszkiem, mającym zneutralizować jego cierpki
ton. Zauważył jednak, że Kyle wzdrygnął się robiąc bolesną minę. W tym momencie
miał to jednak głęboko w nosie.
– To moja
wina… – wtrącił Don nagle. Z poważną miną odwrócił się do Matta i spojrzał mu w
oczy zdecydowanie.
Matt
odpowiedział mu twardym, zimnym spojrzeniem. Mógł się założyć, że to właśnie
była jego wina i z radością miał zamiar go winić.
– Red
potrzebował pracy i miejsca do mieszkania, a my potrzebujemy dobrego speca od
reklamy – dodał Kyle, kiedy krepująca i przedłużająca się cisza zaczęła stawać
się trudna do zniesienia. Jego głos był opanowany i stanowczy, i Matt wiedział,
że najwyraźniej ten temat nie podlega dyskusji. On był zwyczajnie informowany.
– Mój ojciec sprawdził go i podjął decyzję, że Red nada się idealnie. Ja będę
projektował i budował, ty stworzysz najwspanialsze grafiki i wizualizacje, a
Red je rozreklamuje.
– Widziałem
jego projekty! Są po prostu genialne! – wtrącił entuzjastycznie Bryan, ale Matt
go zignorował milcząc nadal i wpatrując się w swojego przyjaciela. Kyle
kontynuował spokojnie, przytulając swojego ukochanego i rzucając Mattowi lekko
złe spojrzenie. Don zaczął wiercić się niespokojnie przy jego boku.
– Kiedy
okazało się, że ten wielki trzypokojowy dom, zaraz po drugiej stronie ulicy,
naprzeciwko naszej firmy stoi pusty, zaczęliśmy się zastanawiać. Red nie mógłby
go wynająć sam, bo był za drogi i za duży. A ja już od dawna myślałem o
wyprowadzce z domu…
–
Rozmawiałem z mamą i choć nie była zachwycona, to stwierdziła, że wybór należy
do mnie – dodał Bryan stanowczo. Najwyraźniej również on zdecydował.
Szkoda
tylko, że żaden z nich nie wspomniał o swoich planach nawet słowem. Żaden nie
zapytał go o zdanie ani nie pofatygował się uprzedzić o takiej ewentualności.
Złość wypalała dziurę w jego mózgu, nie mniej jednak Matt wymusił szeroki
uśmiech. Nonszalancko napił się piwa i wzruszył szerokimi ramionami.
– Cóż,
wygląda na to, że już wszystko macie zaplanowane i wszystko układa się zgodnie
z planem – stwierdził niedbale. Musiał spuścić wzrok na blat sosnowego stolika,
bo obawiał się, że Kyle wyczyta prawdę w jego oczach. Zbyt dobrze się znali…
choć właściwie już nie był tego tak do końca pewien.
– Nie jesteś
zły? – Bryan wyrwał się z pytaniem, najwyraźniej dręczącym ich wszystkich.
Matt
parsknął śmiechem, tym razem szczerym. Gorycz i smutek utonęły w barowym barze,
a przynajmniej miał taką nadzieję.
– Skąd
podobny pomysł? – zapytał niewinnie, wpatrując się w brata. – Nie mam pojęcia
dlaczego miałbym być zły? Przecież to wasza sprawa i wasze decyzje. Mnie one
nie dotyczą… – Najwyraźniej.
Żaden z
mężczyzn nie miał dobrej odpowiedzi, ale Matt wcale nie był zaskoczony. Było mu
źle, był wściekły i miał ochotę stamtąd wyjść, ale prędzej dałby sobie jaja na
sucho ogolić, niż przyznać się do tego co czuje.
Musiał więc
udawać, że cieszy się, iż za jego plecami jego przyjaciel podjął życiową
decyzję, że zamieszka z jego bratem i swoim przyjacielem, nawet nie zastanawiając
się czy i on chciałby z nimi mieszkać. Będzie musiał udawać ilekroć ich
odwiedzi, że nie ma nic przeciwko Redowi, którego już nie będzie mógł unikać.
Ani spotykając się z bratem, ani nawet w pracy nie będzie już miał spokoju.
Nigdzie już nie będzie bezpieczny i nawet nie ma możliwości, aby wytłumaczyć to
wszystko swojemu jedynemu przyjacielowi.
Miał ochotę
przywalić komuś. Najlepiej wielokrotnie. Zamiast tego zmusił się do pytania.
– Kiedy
przeprowadzka? Potrzebujecie pomocy?
Niechybnie
nie tego spodziewali się po nim, bo po raz kolejny po prostu zagapili się na
niego. Kiedy jednak pewnie i spokojnie odparł ich spojrzenia, najpierw Bryan,
później Kyle spuścił wzrok na stół. Don nerwowo bawił się etykietką na butelce,
co rusz spoglądając na niego jakby chciał coś powiedzieć, ale się bał.
I słusznie.
Matt nie był w pokojowym nastroju, zbyt był jednak uparty, żeby dać się
sprowokować.
– Nie
prędzej niż w kolejny weekend jesteśmy w stanie spakować się i zacząć przewozić
rzeczy. Twój tata pożyczy nam pickupa. – Matt prawie bezboleśnie przełknął
uwagę Kyla. – Od poniedziałku zanim się wdrożymy w pracy, nie będziemy mieli
czasu – dodał tonem wyjaśnienia.
Kyle
zdecydował się w końcu przejąć inicjatywę i nadać ich rozmowie jakiś sens. Czuł
wściekłość swojego przyjaciela i nawet nie był zaskoczony. Właściwie się tego
spodziewał. Nie potrafił jednak tak do końca czuć się winny. Jakiekolwiek
animozje miał Matt z Redem, najwyższa pora coś z tym zrobić, bo odbijało się to
na ich przyjaźni i Kyle czuł się jak w potrzasku. Wiecznie rozdarty między
nimi.
– Umowę o
wynajem macie w takim razie podpisaną?
– Tak, dziś
ją odebrałem i możemy wprowadzać się w każdej chwili. Dom jest nasz… – odparł Donatello,
znów skubiąc naklejkę. Z głębokim westchnieniem spojrzał na Matta
opróżniającego kolejne piwo. – Zamieszkaj z nami – palnął, blednąc natychmiast.
Nie miał zamiaru powiedzieć tego na głos!
Kyle i Bryan
jęknęli.
Matt
zachłysnął się, plując z impetem na siedzącego naprzeciwko niego Kyla. Płyn
dostał się do jego płuc i intensywny kaszel wstrząsnął całym jego ciałem. Był
właściwie wdzięczny, bo mimo łez spływających mu po policzkach i trudności z
wzięciem oddechu, to przynajmniej zwolniony był z odpowiedzi. Żałował
tylko, że Don zaczął klepać go po plecach. Myśli jak tornado rozszalały się
w jego głowie.
Kyle
podskoczył z zaskoczenia i popatrzył na swoją piękną niebieską koszulę. Opluty
piwem wyglądał bardzo interesująco. Bryan z jakiegoś nie do końca logicznego
powodu, uznał to za bardzo śmieszne i rechocząc jak idiota, zaczął wycierać
swojego ukochanego, czyniąc więcej spustoszenia niż korzyści. Mężczyzna w końcu
odsunął go od siebie i wstając od stolika spojrzał na Matta.
– W
porządku? Przeżyjesz?
Matt
potaknął uspokajając się w końcu i ocierając zapłakaną od kaszlu twarz.
Zasygnalizował też swojemu towarzyszowi, że zdecydowanie może przestać go
poklepywać. Donatello, były koszykarz, miał wielkie, silne dłonie i wiedział
jak je użyć, praktycznie odbijając mu płuca.
– Chodź,
pomożesz mi to wyczyścić. – Uspokojony Kyle pociągnął zaskoczonego Bryana do
męskiej łazienki. Mniejszy mężczyzna potykając się o nogę od stolika
pośpieszył, żeby dogonić długonogiego partnera.
Matt stłumił
przekleństwo. Robił co mógł, żeby uniknąć przebywania z Donem sam na sam.
Mężczyzna najwyraźniej chyba musiał to wyczuć, bo powiedział ze smutkiem.
–
Przepraszam… – Machnął nieskoordynowanie ręką, jakby miał na myśli wszystko na
raz i nie do końca był pewien jak to wyrazić. – Nie chciałem cię
zaskoczyć, ale naprawdę wydaje mi się, że to byłby świetny pomysł gdybyś zajął
trzecią sypialnię – kontynuował uważnie obserwując nadal zaczerwienionego lekko
Matta. – Wiem, że zanim Kyle związał się z twoim bratem myśleliście o tym, żeby
razem wynająć dom. Plany trochę się zmieniły, ale nie chcę wchodzić wam w
paradę.
Tak,
oczywiście, że nie chciał… tyle tylko, że wchodził!
Matt
dyskretnie rozejrzał się po sali w poszukiwaniu wymówki, żeby zniknąć i uniknąć
tej rozmowy. Niestety każdy był zajęty własnymi sprawami, a Kylowi i Bryanowi
najwyraźniej się nie spieszyło. Z ciężkim westchnieniem spojrzał na siedzącego
przy nim mężczyznę. Był przystojny, miły i wesoły, i maltretował go
psychicznie. Dręczył urokiem i szczerozłotym sercem. Cholerny ideał.
– To było
lata temu. Wszystko się zmieniło i nie ma co trzymać się na siłę starych planów
– powiedział udając obojętność, nie przerwał też kontaktu wzrokowego z Donem.
Małe zielone światełko błysnęło i zniknęło w tych ekspresyjnych oczach i tylko
dlatego, że Matt tak uważnie mu się przyglądał udało mu się je dostrzec. Nawet
nie chciał się zastanawiać nad tym, co to znaczy.
– Kyle i
Bryan uważają, że to świetny pomysł… – Don dodał szybko, starając się zabrzmieć
jak najbardziej przekonująco. – Moglibyśmy być wszyscy razem. Mieszkając i
pracując.
Matt wściekł
się tylko jeszcze bardziej.
– Widzę, że
wszystko już przedyskutowaliście… – rzucił sarkastycznie wstając i wyszarpując
garść pieniędzy z kieszeni. Nie licząc rzucił je na stół. Don również poderwał
się na nogi, nie ośmielił się jednak powstrzymać Matta przed wyjściem z boksu,
bo mężczyzna miał minę buldożera i gotów był przejść po nim. Nie mniej wyszedł
za nim na ciemny, opustoszały parking.
– Matt
zaczekaj! – zawołał. Kiedy jednak został zignorowany, złapał wysokiego
mężczyznę za przedramię zatrzymując go w miejscu. Niewiele centymetrów różniło
ich jeśli chodziło o wzrost i Red był prawdopodobnie o dwa lub trzy centymetry
wyższy, ale Matt był muskularniejszy i silniejszy. Zamiótłby nim chodnik, nawet
się nie pocąc.
Zawsze
ciepłe brązowe oczy, tym razem mogłyby ciąć stal spojrzeniem.
– Matt,
proszę cię pogadajmy.
– Nie
rozumiem skąd ta nagła potrzeba – Matt parsknął ironicznie wyszarpując rękę z
uścisku Dona. – Jakoś do tej pory żaden z was się nie kłopotał, żeby zapytać
mnie o zdanie. Nie kłopoczcie się i teraz.
– To nie
tak! – Don zaprzeczył, nie pozwalając się wyminąć ani zbyć. Stał murem.
– A jak?
– Kyle
chciałby żebyśmy mieszkali wszyscy razem. Ostatnio wcale już się z nim nie
spotykasz – zawołał Don z wyrzutem.
Matt
powstrzymał cisnący mu się na usta komentarz, Don jednak nie był idiotą.
– Wiem, że
chodzi o mnie… – powiedział badawczo spoglądając na niego. – Nie wiem dlaczego
mnie tak bardzo nie lubisz, ale… – odchrząknął nerwowo – …ale, może jakbyś miał
okazję mnie lepiej poznać, to mógłbyś tolerować moją przyjaźń z Kylem i
Bryanem…
To wszystko
było koszmarne! Nic, co Matt chciałby powiedzieć nie mogło wydobyć się z jego
gardła. Miał wrażenie, że go dusi, choć i tak nie pozwoliłby słowom ulecieć.
Mógł tylko patrzeć w bladą, lekko piegowatą twarz Donatello i zagryzać zęby do
bólu. Musiał się opanować i zachować z rozwagą, inaczej ośmieszy się i
wzbudzi podejrzenia.
– Nie
pochlebiaj sobie. To nie ma nic wspólnego z tobą. – Wymusił ostatecznie
najspokojniejszą odpowiedź na jaką mógł się zdobyć. Złość niemal w nim wrzała,
więc był z siebie dumny.
Don jednak
zdawał się nie kupować jego aktu. Jego oczy dostrzegały więcej niż Matt chciał
zdradzić.
– Więc
wprowadź się do nas i udowodnij, że to nie chodzi o mnie – rzucił z wyzwaniem
i prowokacją w głosie. Zmniejszył też dystans między nimi, stając z Mattem
pierś w pierś.
Stając
prosto jak struna mężczyzna roześmiał się udając, że serce nie podeszło mu do
gardła.
– To chyba
najsłabsza prowokacja jaką mogłeś wymyślić – powiedział sarkastycznie nie
ustępując pola. Nawet nie był pewien w którym momencie Don zepchnął go w cień
pod boczną ścianę baru. Nie był jednak tchórzem. Nie zamierzał zrejterować. –
Niczego nie muszę ci udowadniać. Wynajęliście sobie we troje dom. Super!
Wprowadźcie się tam i poudawajcie dom, lub wróćcie do studenckiego trybu życia.
Mnie jest wszystko jedno. Ja nie zamierzam brać w tym udziału!
– Proszę
cię, Matt! – Don nie zamierzał ustąpić ani się poddać. Chciał mieć swoją szansę
z tym wspaniałym, przystojnym mężczyzną i nie było siły na tej ziemi, która by
go zniechęciła. – Daj mi… nam szansę. Nikt nie chciał cię wkurzyć. Wszystko
potoczyło się błyskawicznie. Od chwili kiedy wpadliśmy na ten pomysł do jego
realizacji był tydzień. Właściwie to wszystko, to był jeden wielki fuks…
– No to
super – przerwał mu Matt zimno. Nie był skłonny odpuścić, przynajmniej jeszcze
nie teraz. Nie chciał być przegadany i ugłaskany. Zwłaszcza przez Dona. Chciał
się trzymać od niego z daleka.
– Dlaczego taki
jesteś?
– Nie mam
pojęcia o co ci chodzi – Matt odparł sarkastycznie. Kusiło go, aby odepchnąć od
siebie zbyt blisko, jak dla jego komfortu psychicznego, stojącego mężczyznę.
Nie zrobił tego jednak. Nie umiał się zmusić. Wdzięczny był za otaczającą ich
ciemność, bo nie musiał patrzeć w te zbyt mądre oczy.
– Doskonale
wiesz o czym mówię… – mruknął Red ze smutkiem. – Wiem też, że zdajesz sobie
sprawę z tego, że…
– Matt? Red?
– Kyle wypadł z drzwi baru rozglądając się za nimi. Najwyraźniej jednak nie był
w stanie dostrzec ich w ciemnościach, bo lampy parkingowe skierowane były w
drugą stronę. Matt wykorzystał to, aby minąć Dona i zwiać.
– Kyle, boli
mnie głowa. Spadam do domu. – Właściwie nie dał czasu żadnemu z mężczyzn, aby
zareagował tylko oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu i ruszył do swojego
samochodu.
W tylnym
lusterku jeszcze przez moment, widział dwie stojące blisko siebie na ciemnym
parkingu postacie i ten widok na nowo wzbudziły w jego sercu zazdrość, i
wściekłość.
Wściekłość,
bo już nie był pewien o co był zazdrosny.
***
Matt wpadł
do swojego pokoju trzaskając drzwiami i ignorując wołanie swojej matki. Był
zbyt wściekły, żeby teraz z nią rozmawiać. Ani ona, ani ojciec nawet się nie
zachłysnęli na temat wyprowadzki Bryana. To było nie fair! Miał prawo wiedzieć.
Upokorzony i
wściekły rozejrzał się po swoim pokoju. Spędził w nim swoje szczęśliwe
dzieciństwo i był jego azylem od zawsze. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że
był już dorosłym mężczyzną i czas był najwyższy, aby się wyprowadzić. W jego
umyśle kiełkowało kilka planów i pomysłów. W większej lub mniejszej mierze
powiązanych z Kylem i Bryanem. Nie wyobrażał sobie jednak zamieszkać pod tym
samym dachem co Donatello Garrett.
Po prostu
nie mógł!
Ten
mężczyzna prześladował jego myśli. Nic właściwie nie robiąc wywierał na jego
psychikę presję, której nie chciał i na którą się nie godził. Przez niego czuł się zagrożony i przyparty do
muru.
Kiedy Kyle
wyznał mu, że jest biseksualny, i że kocha jego brata, Matt poczuł się jakby
świat nagiął się tuż przed jego oczami. Wszystkie pytania, wątpliwości co do
własnej seksualności i ciekawość, natychmiast brutalnie i skutecznie zdusił w
sobie. Nie godząc się na to, aby bezsensowna chęć poznania czegoś nowego i
niespodziewanego, spaczyła jego poglądy.
Był hetero i
koniec! Nie miał co do tego wątpliwości.
Donatello
jednak swoim otwartym zachowaniem, poglądami i pewnością siebie, zachwiał na
powrót jego z trudem odzyskaną równowagę. Bryan przez pewien czas borykał się
ze świadomością, że jest gejem. Sporo też się z tego powodu wycierpiał. Matt
niejednokrotnie żałował, że jego brat jest gejem i tyle musi z tego powodu
zaznać bólu i upokorzenia. Gdyby to od niego zależało, sto razy bardziej
wolałby, żeby Bryan był hetero.
Don jednak
wydawał się czuć świetnie z tym, że jest gejem. Nie ukrywał tego ani nigdy nic
nie robił sobie z uwag, wyzwisk czy upokarzających pytań. Szybko i jakby
naturalnie wkomponował się w życie miasteczka i ich własne.
Zawsze miły,
kulturalny i zabawny świetnie czuł się we własnej skórze i nikomu nie pozwalał
zachwiać tej równowagi. Nie ukrywał też, że leci na niego. Od pierwszej chwili
przyznał się do atrakcji jaką odczuwał, i że chętnie dowiedziałby się gdzie ich
to zaprowadzi. Był uroczy, przyjacielski i flirtował z nim bezczelnie. Nigdy
jednak nie dał mu żadnego pretekstu, aby wybić mu te jego śnieżnobiałe ząbki.
Zawsze był pieprzonym perfekcyjnym dżentelmenem i Matt nie wiedział co z tym
zrobić.
Kiedy
Donatello przy ich pierwszym spotkaniu zaprosił go na randkę, Matt był zszokowany
do tego stopnia, że właściwie nie pamiętał co odpowiedział. Krew buzowała mu w
głowie i jedynie co był w stanie zrobić, to gapić się na śmiałego,
bezpośredniego mężczyznę jak idiota.
Bryan głupią
uwagą o zdeklarowanym heteryku rozładował napięcie, ale od tamtej pory Matt nie
potrafił się zrelaksować w towarzystwie przyjaciela Kyla i już właściwie
zaczynało mu brakować pomysłów na wymówki. Wiarygodnych pomysłów, w każdym bądź
razie.
Co tylko
przyprawiało go o jeszcze większą furię. Miał nadzieję, że pracując wraz z
Kylem w nowym dziale firmy jego ojca, będzie miał okazję na nowo odzyskać
przyjaciela. Że tam będzie miał szansę spędzać z nim więcej czasu. Samotność
powoli zaczynała go dobijać. Nie tylko nie miał już Kyla dla siebie, ale w
efekcie stracił i brata.
Donatello
Garrett był wszystkiemu winny. Po jaką cholerę się sprowadzał i wszystko
niszczył!?
Nie miał
odpowiedzi na to dziecinne pytanie i nie miał nawet z kim pogadać o tym. Gorycz
na nowo dławiła go, kiedy ze złością wyciszył telefon i w bokserkach wpełzł pod
kołdrę. Ten dzień miał się skończyć całkowicie inaczej.
2
– Dobra,
gadaj! – Kyle nie zamierzał owijać w bawełnę i patyczkować się z Mattem. Zbyt
wiele lat się znali, żeby teraz krążyć wokół tematu na paluszkach. Między
innymi dlatego byli takimi dobrymi przyjaciółmi, bo mogli polegać na swojej
szczerości.
– Nie ma o
czym. – Tym razem nic nie było wstanie zmusić Matta do zdradzenia jego
wewnętrznych demonów i myśli. A już szczególnie Kyle nie mógł stać się jego
powiernikiem, bo sam był częścią problemu.
– Przestań
pieprzyć! – Mężczyzna cisnął w niego piłką do kosza. Już nie trenowali jak
kiedyś, nadal jednak lubili sport i kosz na tyłach domu rodziców Kyla był
świetnym miejscem do upuszczenia trochę pary. Był też na tyle odosobniony, że nie
było obaw, iż ktoś ich podsłucha.
Matt bez
problemu złapał piłką, choć uderzenie nie było najdelikatniejsze. Przekozłował
ją kilka metrów i rzucił do kosza pudłując. Litania przekleństw popłynęła z
jego ust.
– Matt nie
odpuszczę ci! To już za długo trwa! Przyjmij to jak facet na klatę i powiedz o
co chodzi – Kyle zabrał piłkę i zamiast kontynuować grę zastąpił drogę
przyjacielowi. Jego spocona, lekko zaczerwieniona twarz była zdeterminowana i
twarda. Matt parsknął ironicznie.
– Nie chcę
gadać. Nie wiem o co ci chodzi.
– Wiem, że
jesteś wściekły o całą tę sprawę z wynajmem domu…
– Nieee… no
co ty! – przerwał mu Matt podchodząc nonszalancko do ławeczki i wycierając się
ręcznikiem, odwrócił się do Kyla plecami. Nie mógł nawet na niego patrzeć, żeby
nie wywrzeszczeć mu frustracji w twarz. – Ja też wam się nie spowiadałem, kiedy
zleciłem agencji nieruchomości znaleźć dla siebie kawalerkę w centrum, czemu wy
mielibyście mi się tłumaczyć? – Wymyślił na poczekaniu. Dlaczego tak się
zachowywał, sam nie wiedział.
Kyle z
wściekłością cisnął piłką, trafiając do kosza za trzy punkty. Żaden z nich
jednak nie myślał już o grze. Jak taran ruszył do ławeczki i chwycił butelkę
wody mineralnej, zaciskając na niej pięść.
– Matt,
czemu to robisz? – zapytał przez zaciśnięte zęby. – Red powiedział ci, że
chcemy zamieszkać wszyscy razem!
– Taaa… Red…
– wymknęło się Mattowi i przełykając jęk, ruszył, aby położyć się na trawniku.
Miał tej rozmowy dość, nie zamierzał jednak uciekać jak wystraszony królik.
Kyle sokolim wzrokiem śledził każdy jego krok.
– O niego
chodzi prawda? – zapytał bezpośrednio. Matt nie potrafiłby mu skłamać prosto w
twarz, więc milczał, doprowadzając go do szewskiej pasji. – Co ci ten człowiek
kiedykolwiek zrobił, że nie jesteś w stanie go strawić? Przecież chyba do
cholery nie jesteś zazdrosny o naszą przyjaźń? – sondował wściekły.
Matt
przewrócił oczyma.
– Przestań.
Nie ośmieszaj się – parsknął ironicznie. Podłożył ramiona pod głowę i zapatrzył
się w bezchmurne niebo nad głową. Letnie słońce jeszcze nie paliło, ale to była
tylko kwestia kilku godzin. – Nie wiem czemu się mnie czepiasz.
Kyle klęknął
tuż przy nim obserwując jego twarz uważnie.
– Bo
ostatnimi tygodniami zachowujesz się jak palant! Myślisz, że jestem idiotą i
nie widzę jaką masz minę ilekroć Red się zjawi? Praktycznie przestałeś się ze
mną spotykać. A jeśli już, to upewniasz się, że go nie ma.
Matt zbladł
pod opalenizną. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że był tak przewidywalny.
Upokorzenie zmieniło się w głaz na jego piersi. Nie potrafił spojrzeć przyjacielowi
w oczy. Po raz setny zastanowił się, czy powinien porozmawiać z nim na ten
temat. Nie potrafił się jednak zmusić.
– Po prostu
nie odpowiada mi jego towarzystwo. Kyle zrozum, że nie musimy lubić tych samych
osób! – Zauważył dość kostycznym tonem, siadając. – Ty go lubisz. Spoko.
Spędziliście razem dzieciństwo. Znasz jego matkę i tak dalej. Nie mówię, że nie
masz się z nim przyjaźnić. Nie znaczy to jednak, że ja muszę z tego powodu się
z nim zaprzyjaźniać. – Kyle wybałuszył na niego oczy, jakby pierwszy raz w
życiu go widział. Matt drgnął lekko zażenowany, ciągnął jednak. – Ty jesteś
moim przyjacielem i to mi wystarczy.
Zerwał się
na równe nogi i otrzepał spodenki. Czekał go jeszcze dziesięciominutowy bieg do
domu.
– A teraz
wybacz, ale jestem umówiony na randkę. – Odwrócił się na pięcie, żeby odejść,
ale Kyle najwyraźniej jeszcze z nim nie skończył.
– O tym też
chciałem porozmawiać.
– O czym tu
gadać? – zapytał Matt coraz bardziej zirytowany.
– Odkąd
zacząłem umawiać się z Bryanem, ty zaliczyłeś więcej panienek, niż przez
ostatnie dziesięć lat! O co z tym wszystkim chodzi? – Bezpośredniość pytania
zaskoczyła Matta tak, że przez moment nie wiedział co odpowiedzieć.
– To już
chyba na serio nie twoja sprawa! – oświadczył stanowczo, żałując po raz pierwszy,
że spotkał się z przyjacielem. – Naprawdę trochę przeginasz!
– Nie, Matt
– Kyle pokręcił głową ze smutkiem. – To ty przeginasz. Jeśli nie jesteś pewien
własnej seksualności nie odbijaj swoich obaw na tych dziewczynach! One nie
zasługują sobie na to, żebyś traktował je jak zabawki.
Wielkie
pięści Matta zacisnęły się, ale nie zrobił z nich użytku, za to z
niedowierzaniem patrzył na swojego towarzysza od dziecięcych lat. Jeśli ktoś go
znał, to właśnie on. Jeśli ktoś mógł dostrzec co się z nim działo, to właśnie
Kyle. I przez to Matt czuł się zdradzony nie tylko przez swój własny umysł, ale
i przez przyjaciela, który powinien go wspierać!
– Chyba coś
ci się pomyliło. Nie mam cienia wątpliwości, że spotkam tę jedną jedyną
kobietę, z którą stworzę rodzinę – powiedział cicho, martwym tonem. Jego twarz
była bezemocjonalną maską. – Ty zwłaszcza powinieneś wiedzieć, że o niczym
innym nie marzę jak o złożeniu rodziny pewnego dnia. Na razie szukam i chcę
sobie poszaleć, zanim zdecyduję się na obowiązki. Nic nikomu nie obiecuję, a
żadna z nich jak na razie nie okazała się tym czego szukam.
Kyle
skrzywił się na jego słowa, z rezygnacją kręcąc głową.
– Możesz się
oszukiwać do woli – oświadczył w końcu. – Nie licz jednak, że ja jako twój
przyjaciel, będę cię oszukiwał. Strach to nie jest usprawiedliwienie, żeby
ranić ludzi.
Matt wybiegł
z domu Kyla nie odwracając się za siebie. Ostanie słowa przyjaciela nie
opuszczały go bez względu na to, jak szybko biegł.
***
Donatello
zamknął okienko rozmowy w Skypie i westchnął ciężko. Kyle nie powiedział tego
otwarcie, ale wyraźnie martwił się o przyjaciela i Don czuł się w pewien sposób
za to odpowiedzialny.
Szybko
zrozumiał, że Matt trzyma się od nich z daleka przez niego. Nie potrzeba do
tego być Einsteinem. Czytał między wierszami wypowiedzi Kyla, uwagi Bryana i
spojrzenia jakimi próbował zamordować go mężczyzna. Nie wiedział jednak co
zrobić.
Matt to
spełnienie jego wszystkich marzeń.
Wysoki,
postawny brunet o aksamitnych czekoladowo–brązowych oczach. Jedno spojrzenie i
Donatello był załatwiony. Gdyby mógł i gdyby nie setki osób na stadionie, na
którym Matt zdobył decydujący punkt w ostatnim meczu w sezonie, to chyba padłby
tam na kolana i mu się oświadczył.
Było jak w
bajkach. Motylki, spocone dłonie, drżące kolana i zaschnięte usta. Miał ochotę
skakać z radości, że wreszcie poznał kogoś takiego i jednocześnie łkać z
rozpaczy, kiedy się okazało, że Matt jest hetero.
Załamany
zdecydował, że przynajmniej się zaprzyjaźnią. Niestety te piękne oczy o ciepłym
spojrzeniu za każdym razem zmieniały się w lód ilekroć były skierowane na
niego. Obojętnie jak bardzo się starał i jak poprawnie, i grzecznie się
zachowywał. Matt zapałał do niego z miejsca nienawiścią i Don nic nie mógł na
to poradzić.
Masując
nieświadomie pierś, w której jego serce biło boleśnie na wspomnienie mężczyzny,
w którym się zakochał jak szczeniak, Don podszedł do okna, aby wyjrzeć na
gród. Jego matka i ciotka siedziały pod wielkim parasolem słuchając muzyki z
radia i czytając książki. Z jednej strony cieszył się, że się tutaj
sprowadzili, z drugiej żałował tego, że kiedykolwiek spotkał Matta Tomsona.
Nie wiedział
już co robić. Nie mógł zrezygnować z mieszkania z Kylem i Bryanem. Dom ciotki
był zwyczajnie za mały dla nich wszystkich. Mirabel czuła się skrępowana, a i
on nie czuł się komfortowo pod bacznym spojrzeniem cioci. Kobieta w
przeciwieństwie do jego matki, która zaakceptowała go bez słowa, miała
nadzieję, że Don się jeszcze ‘nawróci’. Musi po prostu spotkać odpowiednią
kobietę i dorosnąć do założenia rodziny. Miał już dość tłumaczenia, że to iż
zamierza związać się z mężczyzną wcale nie oznacza, że nie będzie miał rodziny.
Zamierzał założyć rodzinę, kiedy spotka tego Jedynego.
Jego Jedyny
jednak nie chciał go. Właściwie wybierał świadomie nie chcieć go i Don nie miał
prawa mieć do niego żalu…
Rozsądek to
czasami taki cierń w tyłku i Red nie znosił tego cichego, aczkolwiek
upierdliwego głosiku powstrzymującego go przed robieniem wspaniałych, szalonych
rzeczy.
Teraz też
wiedział, że musi coś zrobić, zanim przyjaźń Matta, Kyla i jego się rozleci,
ale masa wątpliwość zalewała jego umysł. Dodatkowo mały, słodki Bryan który bez
mrugnięcia okiem podbił jego serce jak brat, którego nigdy nie miał, znajdował
się między młotem a kowadłem. Jeśli Matt nie zmieni swojego nastawienia, ktoś
będzie musiał odejść…
… i w duszy
wiedział, kto by to był.
Wyciągnął
komórkę i zadzwonił. Bryan, romantyczna dusza i miękkie serce, z całą pewnością
mu pomoże.
Coś musiało
się zdarzyć w ich życiu, zanim będzie za późno i Don był zdecydowany, aby
w efekcie tego wszyscy „żyli długo i szczęśliwie”. Nawet jeśli musiałby
uwieść jednego upartego durnia.
***
Park o
dziewiątej wieczorem z założenia miał być opustoszały, ale nigdy nie był. Matt
obrał sobie więc taką trasę do biegania, że wiedział jak omijać z daleka
obściskujące się po krzakach parki i podejrzanych typków. Nie bał się biegać
sam. Wręcz lekki dreszczyk niepokoju sprawiał, że jego krew krążyła mu w żyłach
wartko, a jego serce biło szybciej. Ścieżki wiodły wokół dość dużego terenu i w
wielu miejscach się przecinały. Wszystkie jednak prowadziły do środka, gdzie
znajdowało się stylizowane małe sztuczne jeziorko. Co roku pływały po nim
skuszone darmowym dokarmianiem dzikie kaczki. Deptaki i ławki oświetlone były
lampami. Dalsze zakamarki parku były zostawione naturze i wielkie krzewy, i
drzewa rozrosły się całkiem mocno.
Głuchy
tętent stóp odbijający się w wieczornej ciszy był dla Matta uspakajający i
lekko hipnotyzujący. Przyzwyczaił się do biegania dwa razy w tygodniu i robił
to nawet zimą. Zdecydowanie jednak wolał lato i przyjemne chłodne wieczory.
Wsłuchany we własne kroki praktycznie nie zwracał uwagi na otoczenia, a z
każdym przebiegniętym kilometrem wydawało mu się, że nabierał rozpędu i
rytmiki.
Kiedy jednak
samotna postać wyrosła tuż przed nim, z trudem wyhamował piszcząc jak
dziewczynka. Impet bezmyślnego biegu sprawił, że odbił się o twardą pierś i
upadł na tyłek z jękiem i przekleństwami.
Zły i
wystraszony spojrzał w górę długich, pokrytych lekkim rudym włosem nóg. Sportowe
spodenki były opuszczone nisko na szczupłych biodrach, w pasie szara bluza
zawiązana za rękawy podkreślała jego wąski pas, a ciemny podkoszulek skrywał
muskularną choć szczupłą klatkę piersiową. Białe zęby błysnęły w półmroku,
kiedy Don pochylił się nad nim z wyciągniętą dłonią, żeby pomóc mu wstać.
– Nie
powinieneś biegać sam – mruknął niezrażony, kiedy Matt wściekły odtrącił rękę i
zerwał się na równe nogi. – Mogłem być jakimś maniakalnym mordercą, albo łotrem
czyhającym na twoją…
– Nie noszę
ze sobą wartościowych rzeczy ani pieniędzy!
– …cnotę. –
Dokończył Don nieustępliwie. Matt zachłysnął się oddechem i z dłońmi agresywnie
wspartymi na biodrach naskoczył na niego.
– Co ty tu
do cholery robisz?
– Szukam
cię.
– Po jaką
cholerę? – zapytał zaskoczony mężczyzna.
– Musimy
pogadać – odparł Don spokojnie, wskazując białą altanę na środku jeziorka.
Matt
prychnął, omijając go szerokim łukiem i całkowicie lekceważąc go.
– Nie, nie
musimy!
Dan
błyskawicznie stanął mu na drodze.
– Owszem
musimy i porozmawiamy. – Oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu, niezrażony
piorunującym spojrzeniem swojego przeciwnika. – Możesz iść dobrowolnie i
poświęcić mi kilka minut swojego cennego czasu, a możemy to zrobić trudniejszym
sposobem… – powiedział pochylając się niebezpiecznie blisko twarzy Matta. –
…ale wtedy będziesz musiał sobie wywalczyć drogę po moim ciele… Wierz mi. Nie
mam nic przeciwko temu.
Praktycznie
parsknął śmiechem widząc jak Matt odskoczył jak oparzony. Jego podejrzenia
nabierały coraz głębszego sensu. Miał zamiar użyć każdego triku jaki tylko
znał, aby wymusić na Matt’cie współpracę.
Wściekły
biegacz przeczesał spocone włosy dłonią, krzywiąc się, kiedy otarcia
spowodowane upadkiem zapiekły go. Jego ciało gwałtownie stygło i jego rozgrzane
biegiem mięśnie protestowały. Zdawał sobie jednak sprawę, że Don był
zdeterminowany, i rozmowa której się śmiertelnie obawiał miała odbyć się o
jakieś sto lat za wcześnie. Nie był na nią gotów i nigdy nie będzie.
Słowa Kyla
buzowały jednak w jego głowie nie opuszczając go ani na krok.
Czy
faktycznie chciał być wrednym palantem resztę swojego życia?
Powstrzymał
się, aby nie zdzielić przystojnej twarzy rozciągniętej w triumfalnym uśmiechu,
kiedy mijał zadowolonego z jego kapitulacji mężczyznę i ruszył do altanki. Nie
chciał ryzykować, że ściągną na siebie niepotrzebną uwagę. Ażurowe plecionki
boków wcale nie zapewniały prywatności, ale Matt wcale nie był pewien czy
chciałby znaleźć się z Donatello sam na sam, odcięty od świata.
Raptownie
stał się świadom otaczającego go mroku, zbyt głośnego nagle cykania świerszczy,
intensywnego zapachu wody i klaustrofobicznie małej altanki. Ledwie stanął na
jej środku, a już miał ochotę z niej wybiec. Don jednak nie dał mu takiej
możliwości, bo stanął w wąskim wejściu i zdecydowany był go nie wypuścić dopóki
nie porozmawiają. Matt cieszył się, że zaledwie mogą się dostrzec w
zapadających ciemnościach. Potarł ramiona w nerwowym geście, ale miał nadzieję,
że jego towarzysz pomyśli, że zimno mu po biegu. W pobliżu wody zawsze było
chłodniej.
– Masz – Don
jednym szybkim ruchem odwiązał bluzę i podał mu ją, wcale nie zdziwiony, że
mężczyzna nie chciał jej jednak przyjąć.
– Nie
potrzebuję. Wystarczy, że się będziesz streszczał i będę mógł wrócić do domu –
stwierdził zimno. Don syknął niezadowolony, robiąc krok w jego stronę.
– Czy choć
raz nie możesz się nie sprzeczać i zrobić to, o co cię proszę? – warknął w
twarz zaskoczonego Matta. – Zabiłoby cię, gdybyś choć raz zachował się
przyjaźnie?
Matt nie był
w stanie odpowiedzieć. Wyszarpnął za to bluzę z jego rąk i włożył na siebie
dwoma impulsywnymi, wzburzonymi ruchami z głośnym zgrzytem zapinając zamek.
Zapach Donatello, świeży i piżmowy, z miejsca uderzył mu do głowy i otulił jak
rozgrzana ciepłem ciała właściciela materia.
Musiał zrobić krok wstecz, oblizując nagle suche usta, aby zwiększyć
między nimi fizyczny i psychiczny dystans.
Wiedział, po
prostu wiedział, że to był zły pomysł.
Donatello
uśmiechnął się łagodnie, ale pozwolił mu zachować tą niewielką odległość. Nie
chciał go całkiem zniechęcić, tylko oswoić.
– Dobra o
czym chcesz gadać? – zapytał Matt starając się zachować spokój. Obiecał sobie,
że zachowa się jak dorosły, rozsądny mężczyzna, którym był. Bo był, prawda?
– O nas. To
proste.
Niby prosto
brzmiało, ale dla Matta nie było proste nawet w najmniejszym stopniu. Nie
chciał słyszeć co Don miał do powiedzenia, a mimo to, czekał na kolejne słowa
obserwując przyglądającego mu się mężczyznę.
– Tak dłużej
nie może być – Don kontynuował cicho. – Ja nie wyjadę. Nie mogę, nawet gdybym
chciał, a nie jestem wcale pewien czy chcę. Moja matka jeszcze przez jakiś czas
mnie potrzebuje. Zaledwie kilka miesięcy minęło od śmierci mojego ojca. Nie
mogę jej zostawić, mimo że ma teraz przy swoim boku ciotkę. Zresztą co bym jej
powiedział? – Matt drgnął słysząc gorycz w głosie swojego towarzysza, ale
nie zdołał nic wtrącić, bo Donatello pokręcił głową nadal mówiąc. –
Zobowiązałem się do zamieszkania z Kylem i Bryanem, bo żadnego z nas nie stać
na wynajem tego domu indywidualnie. W domu ciotki nie ma dla mnie miejsca, więc
i tak muszę się wyprowadzić. Kyle rozważał zrezygnowanie z przeprowadzki, ale
teraz czuje się zobowiązany w stosunku do mnie. Wszyscy trzej stoimy przed
dylematem, nie wiedząc co robić i nie chcąc cię urazić…
– Nie
rozumiem, o co to zamieszanie – Matt wtrącił w końcu. Nie podobało mu się to,
że wina jakimś cudem spadła na niego, skoro to oni kombinowali za jego plecami.
– Czym się przejmujecie? Z tego co się orientuję to wasze plany są już
sfinalizowane, a wy macie wszystko ustalone! Co ja mam z tym wspólnego?
– Bo nam
zależy na tobie! – zawołał Don z irytacją. Owijanie w bawełnę jeszcze nigdy nie
przyniosło nic dobrego, a on nie miał ani ochoty, ani siły się bawić. Okrągłe z
zaskoczenia brązowe oczy były komiczne. – Tak właśnie jest. Co tak się na mnie
gapisz? Nam wszystkim zależy na tobie, ale ty zachowujesz się jak nadęty
palant. Rozumiem, że nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia, co też jest
bardzo zastanawiające. Nie rozumiem jednak dlaczego traktujesz nagle Kyla jak
obcego? Karzesz go za przyjaźń ze mną?
– Bredzisz!
– zaprzeczył Matt spinając się wewnętrznie. Może faktycznie swoją frustrację
odbijał na swoim przyjacielu i bracie, ale z całą pewnością nie zamierzał się
do tego przyznać.
– Rozwalasz
swoją przyjaźń, zdajesz sobie z tego sprawę? – Don zignorował go całkowicie
i nadal napierał. – I wygląda na to, że robisz to ze strachu przede mną! –
oświadczył arogancko. Mógł zgadywać, w końcu trafi.
Nie
spodziewał się jednak ataku. Dopiero kiedy poczuł jak jego plecy uderzają o
filar altanki, odbierając mu dech, zareagował przytrzymując atakującego go
wściekłego mężczyznę.
Matt miał
ochotę go zabić. Chciał wepchnąć mu te słowa z powrotem do gardła wraz z tymi
ślicznymi ząbkami. Zamiast jednak zdzielić przystojną twarz tuż przed sobą,
syknął z trudem nad sobą panując.
– Nie boję
się ciebie i nie wiem skąd ten poroniony pomysł zrodził się w twojej głowie.
– I to
pewnie dlatego, że nic do mnie nie czujesz, teraz chcesz mi dołożyć? – Don
zapytał lekko sapiąc. Niewielka odległość między ich ciałami, prowokowała i
jego, i Matta. Chciał się znaleźć jeszcze bliżej.
Matt
zamachnął się i chciał uderzyć roześmianą arogancko twarz. Nie zdołał jednak,
bo Donatello spodziewając się uderzenia, zablokował cios. Sekundę później
zmienił ich pozycję i to on przypierał Matta do filaru. Wiedział doskonale, że
jego przewaga polega tylko i wyłącznie na zaskoczeniu, zamierzał je jednak
wykorzystać do maksimum.
– Uprawiałem
zapasy przez prawie dziesięć lat – mruknął prowokująco w znajdującą się od
niego o pięć centymetrów zaczerwienioną z wściekłości twarz. Ich oczy starły
się w ostrym spojrzeniu. Praktycznie czuli swój oddech na twarzy. – O niczym
innym nie marzę, niż tylko o tym, aby potarzać się z tobą po ziemi.
– Jesteś
chory! – Matt odepchnął go z całej siły i obaj się zatoczyli. – Trzymaj się ode
mnie z daleka! – Znów pchnął Reda i mężczyzna ponownie uderzył plecami,
tym razem o przeciwległą ściankę, jęcząc z bólu.
– Możesz
udawać, ale ja wiem, że na mnie lecisz… – wydyszał mimo to. Co miał do
stracenia? Przynajmniej przestanie być ignorowany.
Brunet
zaklął zaciskając pięści i patrząc na niego, jakby na poważnie rozważał
bijatykę. Zdrowy rozsądek jednak zwyciężył. Niestety.
– Nie lecę
na facetów. Nie jestem tobą zainteresowany, bo nie jestem taki jak Bryan i
Kyle.
Don
wyprostował się i wyprężył swoją imponującą sylwetkę, jakby oceniając
promieniujący przez jego całe ciało ból.
– A co jest
z nami nie w porządku? – zapytał z wyzwaniem. – Co jest nie w porządku w pragnięciu
innego mężczyzny?
Matt
ponownie zacisnął pięści, ale ukrył je krzyżując ramiona na piersi i stając w
rozkroku, nie dając się sprowokować.
– Nie to
miałem na myśli i dobrze o tym wiesz!
– Nie, nie
wiem. Nie znam cię wystarczająco dobrze. I nie dostrzegam też mężczyzny,
którego z uwielbieniem opisują Bryan i Kyle.
– Robiąc jeden duży krok znalazł się nos w nos ze swoim oponentem. Matt
nawet nie drgnął. – Czy to tylko ja wzbudzam w tobie najgorsze instynkty? –
zapytał cicho.
Oczekiwał
kolejnego wybuchu czy złości, nie spodziewał się jednak tego, że Matt spuści
oczy i nie odpowie. Naiwne serce Dona drgnęło z nadzieją i żadna brutalna perswazja nie pomogła.
– Matt,
dlaczego nie zamieszkasz z nami? Podaj mi jeden naprawdę dobry powód i
odpuszczę. – Don właściwie zażądał, a nie poprosił. Miał dość gierek. – Jeśli
skłamiesz lub wykręcisz się jakąś bzdurą to zmuszę cię do zamieszkania z nami i
wymuszę na tobie prawdę. Zdobądź się choć raz na szczerość. Bądź mężczyzną.
Jeśli wolisz kłamać, to będzie oznaczało tylko tyle, że jesteś najgorszym
przypadkiem ‘wyparcia’ jaki znam.
W ciszy
ciemnej altanki milczenie zawisło między dwoma stojącymi postaciami nieruchomo.
Głowa Matta
wirowała od myśli i pytań. Instynkt ostrzegał go przed kolejnym krokiem, bo
może okazać się w jego życiu decydującym. Z drugiej jednak strony miał wreszcie
możliwość podzielić się z kimś swoimi wątpliwościami. Może to właśnie Donatello
był do tego odpowiednią osobą? Faktycznie musiał coś zrobić, zanim jego
dotychczasowe, perfekcyjnie poukładane życie przesypie mu się między palcami
jak piasek.
Don
wyczuwając wahanie i niepewność Matta odezwał się spokojnie i cicho, wkładając
w swoje słowa całe swoje serce i duszę.
– Możesz mi
zaufać, bo nigdy nie zraniłbym ani ciebie, ani twoich bliskich celowo. Jesteś
dla mnie wyjątkową osobą i wcale nie boję się do tego przyznać. Chcę mieć
szansę… aby cię poznać… aby… Nie mam zamiaru cię skrzywdzić… Za bardzo mi na
tobie zależy…
Matt drgnął
wyrwany z letargu. Strach i niepewność zjeżyły mu włoski na karku. Donatello
znów go kusił. Oferował nęcące rzeczy i wizje tym swoim hipnotyzującym ciepłym
barytonem. Dawał do rozpatrzenia nowe opcje i możliwości. Odkrywał świat inny
od tego, w którym do tej pory Matt trzymał się sztywnych przekonań. W jego
ustach to brzmiało jakby każdy wybór był dobry.
A on tego
nie chciał. Chciał się trzymać swoich przekonań. Chciał wierzyć, że ma rację,
że nic nie musi udowadniać ani sobie, ani Donatello.
Z wymuszonym
uśmiechem spojrzał na swojego nowego przyjaciela.
– Wiesz co,
masz rację. Byłem idiotą. Wprowadzę się
z wami i będę za siebie płacił po równo. – Wzruszył ramionami obojętnie, kiedy
szok odbił się na twarzy Reda. – To było małostkowe wściekać się o to, że Kyle
najpierw tobie zaproponował wspólne mieszkanie, a nie mnie. Przecież to jest
szansa, na którą liczyliśmy.
Ruszył do
wyjścia nie oglądając się za siebie.
– Matt! –
zawołał zaskoczony i zbity z tropu Don. Nie potrafił rozgryźć tego człowieka i
w tym momencie miał na serio ochotę mu przyłożyć. Kiedy zawołany spojrzał na
niego przez ramię z niecierpliwą miną, wypalił stawiając wszystko na jedną
kartę. – A co z nami?
Matt zrobił
wielkie oczy, sarkastycznie się uśmiechając.
– Nie ma
czegoś takiego jak MY. Jestem hetero i zamierzam się ożenić. Sorry naprawdę,
ale nie interesujesz mnie… – Z większą powagą dodał, nie patrząc w oczy Donowi.
– Możemy jednak się przyjaźnić…
Nagle
przypomniało mu się o bluzie, więc odwrócił się do wnętrza altanki i przez
moment szamotał z zamkiem, traktując to jako wymówkę, aby nie musieć patrzeć w
twarz stojącego cicho mężczyzny. Kiedy wreszcie udało mu się pokonać oporne
zapinanie i chciał zdjąć bluzę, Don znalazł się przy nim w mgnieniu oka i
złapał go za poły. Pchnął go na futrynę drzwi i pocałował, forsując sobie drogę
do jego ust językiem, jednym silnym, stanowczym ruchem.
Matt
zdrętwiał, zachłystując się powietrzem. Niedowierzanie i szok sparaliżowało go.
Jego mózg jedyne na czym mógł się skoncentrować to gorący język i słodycz
wypełniającą jego usta. Don całował go głęboko i mocno właściwie nie dając
szans na reakcje. Całym ciałem przypierał go do twardego drewna i Matt mógł
myśleć tylko o tym, ile siły w wielkich dłoniach posiadał zniewalający go
mężczyzna. Zapach znów wypełniał jego zmysły, a niepowtarzalny smak już na
zawsze utożsamiany przez Matta z Donatello, wywoływał u niego ślinotok. Jego
usta uległy rozchylając się coraz bardziej, a język żył własnym życiem,
odpowiadając na uwodzicielski taniec. Miał ochotę jednocześnie przyciągnąć Dona
do siebie jeszcze bardziej i odepchnąć. Nie zrobił nic, pozwalając się całować
do utraty tchu i równowagi. Śliski, giętki organ wypełniał nie tylko jego usta,
ale i umysł. Każde muśnięcie, każda pieszczota przyprawiała go o zawrót głowy.
Nie mógł ani myśleć, ani zaprotestować.
Nie mógł nawet sobie przypomnieć dlaczego miałby się opierać. Całe jego
ciało wibrowało od nagromadzonych emocji.
Wielki wzwód
wbity w jego brzuch oderwał w końcu jego myśli od maltretujących jego usta miękkich, ale nieustępliwych warg.
Ze stłumionym w gardle jękiem naparł na twardą muskularną pierś. Podobny dźwięk
zawibrował pod jego palcami. Don jeszcze mocniej przycisnął do niego usta i
wypchnął biodra wbijając swojego twardego penisa w jego własne pobudzone ciało.
Przytulił go z całych sił, unieruchamiając na ułamek sekundy i pogłębiając
pocałunek.
Równie
szybko i niespodziewanie wypuścił chwiejącego się Matta z uchwytu, i odsunął
się od niego. Jego zielone oczy pałały w świetle księżyca, a opuchnięte usta
lśniły.
– Teraz
możemy się przyjaźnić… – wyszeptał ochrypłym z pożądania głosem. Odwrócił się
na pięcie i biegiem rzucił się w stronę brzegu. Parę sekund później zniknął
między drzewami, równie niespodziewanie jak się pojawił.
Matt zjechał
po futrynie siadając na podłodze. Drżące nogi nie były w stanie go utrzymać.
Był rozpalony, napalony i wściekły.
I chciało mu
się płakać.
3
– Mathew
Tomson, słucham? – rzucił już rutynowo w słuchawkę telefonu stojącego na jego
biurku.
Sterty
prospektów, projektów i planów przesypywały się na wielkim blacie. Z trudem
potrafił się skoncentrować na swojej pracy, przekładając je bez jakiegoś
większego planu z miejsca na miejsce. Ustawicznie dzwoniący telefon też nie
pomagał. Drugi tydzień mijał odkąd zaczął pracować, a on nadal czuł się jakby
tonął. Żaden jego projekt graficzny nie wydawał mu się wystarczająco dobry, a
natchnienie go opuściło.
– Hej, Matty
to ja Bryan. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale zbliża się pora lunchu
i zastanawialiśmy się z chłopakami, czy wpadłbyś do nas coś zjeść? – Matt
skrzywił się słysząc lekko zaniepokojony głos brata, wyrzucającego słowa jak z
karabinu maszynowego, jakby obawiał się, że nie dane mu będzie dokończyć
zdanie.
Czyżby był
ostatnio takim dupkiem nie do życia?
Kyla i Dona
nie widywał wbrew temu co im się wydawało, kiedy podejmowali pracę w tej samej
firmie. Zadeklarowana przeprowadzka zawisła bez ostatecznych ustaleń i dla
Matta na „świętego Nigdy” i tak byłoby za wcześnie. Zdawał sobie jednak sprawę
z tego, że nie uda mu się wiecznie unikać spotkania z bratem i jego
przyjacielem. Dona również nie może unikać do końca życia, dając mu tylko
jakieś głupie wyobrażenia. Musiał stawić czoła rzeczywistości i przestać się
ośmieszać.
– Hej, to
brzmi świetnie – odparł zbyt pogodnym tonem. Zerknął na wielki stylowy zegar na
ścianie i przekalkulował swoje obowiązki. – Daj mi jeszcze dziesięć minut i
będę u was. Zamawiacie coś, czy któryś z was pokusił się o gotowanie? – zapytał
starając się brzmieć lekko i wesoło. Jego brat najwyraźniej miał problem z
kupieniem jego nagle przyjaznego nastawienia, bo milczał zaskoczony. – Halo?
– Eee… my…
zamawiamy. Chińszczyzna jest dziś w menu… – wydukał w końcu młodszy mężczyzna.
– Masz ochotę na coś szczególnego?
– Nie, to co
zwykle będzie dobrze. Może jakieś dodatkowe sajgonki?
Bryan
roześmiał się w końcu z zadowoleniem.
– Spoko. Nie
ma problemu! Wszyscy je uwielbiamy, więc nie masz się co martwić, że zabraknie.
– Dobrze. Ja
tylko dokończę to co robiłem i już jestem u was. – Matt pożegnał się szybko,
zanim rozmowa się przeciągnęła, a on zdołał odwieść samego siebie od tej
wizyty. Cieszył się też, że jego brat nie przyczepił się do jego
przejęzyczenia.
Donatello,
ten drań, oczywiście powiedział im o pochopnej decyzji, jaką podjął o
wprowadzeniu się do nich. Oficjalnie więc to był również jego dom. Jego
gościnne podwoje tylko czekały na niego.
Sfrustrowany
i podminowany, opadł na oparcie swojego skórzanego czarnego fotela, wplatając
dłonie w swoje niedawno schludnie przycięte, brązowe włosy. Kółka pod wpływem
jego ciężaru odjechały kawałek, ale Matt nawet tego nie zauważył. Jego
wyobraźnie już tworzyła w jego głowie dziesiątki scenariuszy czekającego go
spotkania.
Tutaj,
zamknięty za drzwiami eleganckiego, schludnego gabinetu czuł się pewnie. Tam
jednak czekał na niego jego spostrzegawczy, przenikliwy przyjaciel, wścibski
brat i… Donatello doprowadzający go do szewskiej pasji.
Sam nie był
pewien jak udawało mu się przez dwa tygodnie spławiać ich przez telefon, ale
już dłużej tak nie mógł. Pracowali razem i prędzej czy później będą
współpracować na różnymi projektami wspólnie, będzie więc musiał to jakoś
przeżyć. Z Kylem poradzi sobie… jakoś…
Nie był
tylko pewien czy poradzi sobie z Donatellem Garettem.
Szybkim
kliknięciem w kilka klawiszy zapisał i zabezpieczył projekt swojej grafiki i
wstał od zawalonego biurka. Powinien to wszystko powkładać do wielkiego regału
stojącego pod białą ścianą, ale doszedł do wniosku, że to da mu jeszcze jeden
pretekst, aby skrócić lunch.
Na swoją, w
dalszym ciągu perfekcyjnie białą koszulę, wrzucił ciemnoszarą marynarkę i
poprawił srebrzysty, modny krawat. Nadal jeszcze nie przyzwyczaił się do
swojego zawodowego, poważnego wyglądu. Czasem, tak jak teraz, czuł się jak mały
chłopiec przebrany za dorosłego mężczyznę.
Obrzucił
gabinet ostatnim spojrzeniem, zadowolony, że wszystko wydawało się być na swoim
miejscu. Tylko ogromne okno sprawiało, że biało–granatowe pomieszczenie nie
przytłaczało go. Inaczej w tym dwa na dwa metry pokoiku walczyłby z klaustrofobią.
Zamykając za sobą drzwi praktycznie wzdrygnął się widząc swoje nazwisko na
wytłaczanej czarnej tabliczce.
GRAFIK
MULTIMEDIALNY
Mathew
Tomson
***
Dom był
piękny. Już przechodząc przez dość ruchliwą ulicę Matt widział furtkę i szeroką
bramę na podjazd. Wysoki płot otaczał całą posesję, a dość wysokie drzewa
przysłaniały duże okna z przodu. Bladożółta elewacja komponowała się z wiecznie zielonymi krzewami
posadzonymi przed domem w równych rządkach. Żwirowa ścieżka przyjemnie
zgrzytała pod jego stopami, kiedy z każdym krokiem zbliżał się coraz
bardziej do domu. Brązowe drzwi otwarły się zanim jeszcze zdołał wejść na
schodki wąskiego ganku.
– O! –
zawołał uradowany widokiem brata Bryan. – Myślałem, że to dostawca jedzenia!
Matt
uśmiechnął się lekko.
– Tacy
głodni jesteście, że czekasz pod drzwiami? – zapytał trochę złośliwie. Mógł się
założyć, że czekał na niego, nie do końca wierząc, że przyjdzie.
Lekkie
ukłucie żalu w piersi, sprawiło, że po raz setny przeklął własną głupotę. Jeden
pocałunek nie powinien rozdzielić go z najbliższymi.
Wszedł
pewnie na niewielki korytarz, z którego rozchodziły się dwie pary drzwi na
boki. Wąska drewniana klatka schodowa wiodła na piętro, a kilka metrów dalej na
wprost widać było przejście do kuchni.
Bryan z
radością zatarł dłonie.
– Chodź,
chodź. Może jak się rozejrzysz to w końcu ruszysz tyłek i się wprowadzisz! –
zawołał zanim jeszcze zdołali dojść do końca korytarza.
Kyle, który
w tym momencie wyszedł z kuchni przewrócił oczami, obejmując swojego ukochanego
i przyciągając go lekko do swojego boku, cmoknął w uśmiechnięte usta.
– Ty chcesz
go namówić czy przerazić? – zapytał żartobliwie, klepiąc lekko jędrny pośladek
swojego mężczyzny. – Wreszcie dotarłeś! – podał Mattowi dłoń na powitanie i
wprowadził go do jasnej, przestronnej kuchni.
Białe meble
nie były najnowsze, ale czyste i funkcjonalne. Kilka kubków stało na suszarce,
a na stojącym po środku pomieszczenia sporym stole walały się gazety.
Sześć identycznych krzesełek stało ustawione wokół mebla. Szaro–grafitowe kafelki
na podłodze atrakcyjnie współgrały z intensywnie, niemal raziście
zielonymi ścianami. Szereg małych okien nad blatem ze zlewem wychodziły
najwyraźniej na dość duży ogród.
Matt musiał
przyznać, że był w stanie wyobrazić sobie picie porannej kawy przy tym
stole, codziennie rano przed wyjściem do
pracy, w towarzystwie swoich przyjaciół.
Dzwonek do
drzwi przerwał mu kontemplacje i szybkie kroki na schodach niemal go
zaskoczyły.
– Ja
odbiorę! – wydarł się Red już otwierając drzwi z impetem.
Matt miał nadzieję,
że był przygotowany psychicznie na to spotkanie. Wmówił sobie, że zwyczajnie
przywita się i zachowa jakby nic nigdy się nie stało. Był całkowicie
przekonany, że jest w stanie to zrobić, bo nic takiego się nie stało i nie
zamierzał wracać do tego nawet w myślach. Wychodziło jednak na to, że mylił się
totalnie.
Praktycznie
bez słowa dał się posadzić rozentuzjazmowanemu Bryanowi przy stole i tylko mógł
patrzeć na otaczających go mężczyzn. Kyle w drogich modnych jeansach i
niebieskiej koszuli wyglądał jednocześnie na luzie i elegancko. W firmie
swojego ojca mógł sobie pozwolić na luz, na który Matt nie miał śmiałości.
Bryan wolny
od wszelkich obowiązków i korzystający z wakacji, nosił sportowe spodenki,
adidasy i podkoszulek z nadrukiem rockowego zespołu. Pomijając nieuczesane
blond włosy, wyglądał tak jak zawsze.
Za to
Donatello dźwigający rozsiewające przyjemne zapachy pudełka wyglądał wspaniale.
Nie miał na sobie marynarki, która najwyraźniej wisiała powieszona na oparciu
jednego z krzesełek, ale granatowa koszula w cieniutkie białe paseczki idealnie
podkreślała jego smukłą sylwetkę sportowca. Czarne garniturowe spodnie
podkreślały długość jego nóg. Ciemno rude włosy miał lekko wzburzone i miękko
wiły się wokół jego szczupłej twarzy. Praktycznie nie można było rozpoznać w
nim wyluzowanego żartownisia i imprezowicza. Matt zawstydzony oderwał od niego
oczy, kiedy mężczyzna uśmiechnął się do niego serdecznie.
Milion pytań
wykwitło w jego umyśle w ułamku sekundy i równie szybko je zdusił.
Będzie
grzeczny, miły, serdeczny i… obojętny.
– Pomóc wam?
– zapytał lekko ochryple, odkaszlując zdziwiony nagłą suchością w gardle.
Kyle
krzątający się wraz z Bryanem po kuchni i wchodzący mu bardziej w drogę niż
pomagający, roześmiał się kręcąc głową.
– Wybacz bracie,
ale na razie możesz co najwyżej liczyć na szklankę, widelec i serwetkę w tym
domu – odparł ze śmiechem Bryan, przyjmując od Reda część pudełek. – Nie udało
mi się jeszcze zmusić żadnego z panów do zakupów i coraz poważniej rozpatruję
poproszenie, którejś z naszych mam o pomoc, bo tak na dobrą sprawę nie ma na
czym w tym domu jeść.
Matt
wyszczerzył zęby w uśmiechu. Mógł się tego spodziewać, że ten dom bez kobiecego
nadzoru długo nie postoi. Właściwie był w szoku, że jego matka jeszcze nie
wparowała tutaj z chęcią pomocy.
Jak dobrze
naoliwiona maszyna mężczyźni zakrzątnęli się i pięć minut później wszyscy
siedli do jedzenia. Don najwyraźniej miał zamiar zachowywać się jak na
kulturalnego człowieka przystało, bo usiadł jak najdalej od Matta się dało. Jeśli
Kyle lub Bryan wyczuł napięcie przy stole nie dali po sobie tego poznać.
Szybko jęki
i pełne zachwytu westchnienia wypełniły ciszę w kuchni. Każdy zabrał się za
jedzenie jakby głodowali od tygodni. Jego przyjaciel od czasu do czasu
podkradał nawet co pyszniejsze kawałki kurczaka na słodko–kwaśno z pudełka
Bryana. Góra sajgonek również znikała w mgnieniu oka. Matt nawet nie zdawał
sobie sprawy jaki głodny był. Apetyt nie dopisywał mu ostatnio, ale nie miał
ochoty się nad tym zastanawiać. Wolał złożyć to na karb stresu przed podjęciem
swojej pierwszej pracy.
Teraz więc
mruknął z rozkoszą pochłaniając swój smażony ryż z krewetkami. Po prostu
rozpływał mu się w ustach. Aromatyczny, pikantny i gorący. Dokładnie tak jak
lubił. Całkowicie oddał się przyjemności jedzenia w towarzystwie swoich
bliskich.
Tylko
przypadek sprawił, że kontem oka dostrzegł jak Donatello w pewnym momencie
znieruchomiał. Zanim zdołał się powstrzymać zerknął w kierunku mężczyzny.
Rudzielec zatrzymał się z pałeczkami w pół drogi nad pudełkiem. Rozpromienionym
wzrokiem wpatrywał mu się w usta i Matt odczuł to intensywne spojrzenie na
własnych wargach jak intymny dotyk. Siłą woli stłumił potrzebę, aby się
oblizać. Udało mu się to tylko dlatego, że język przyschnął mu do podniebienia,
na samo wspomnienie przyjemności, jaką sprawił mu ostatnim razem bliski kontakt
z wpatrującym się w niego mężczyzną.
Po drugiej
próbie, odchrząknął wreszcie mając nadzieję, że wyrwie siebie i zapatrzonego
Dona z transu. Wszystkie małe włoski stały na całym jego ciele jak
naelektryzowane, a jedzenie w żołądku zwiększyło objętość dwukrotnie. Nie
wierzył, aby był w stanie przełknąć choćby jeszcze jeden kęs. Z niepokojem
spojrzał też na swojego przyjaciela i brata, zastanawiając się z niemałą paniką
czy cokolwiek zauważyli.
Mężczyźni
jednak nadal pakowali jedzenie do ust. Nie wiele już zostało ich przerwy na
lunch, więc się właściwie nie dziwił, że Kyle chce się najeść przed powrotem do
pracy. Matt zdusił westchnienie ulgi. Stanowczo i z udanym zapałem wrócił do
swojego jedzenia ostentacyjnie ignorując Dona.
Bryan z
jękiem odepchnął od siebie prawie puste pudełko i odchylił się na oparcie
krzesełka, poklepując się po brzuchu.
– Nie dam
rady zjeść ani odrobiny więcej – powiedział bekając cicho. Kyle i Don
roześmiali się, a Matt miał ochotę trzepnąć go w potylice.
– Nic się
nie martw skarbie – powiedział Kyle przysuwając sobie jego pudełko. – Nic się
nie zmarnuje.
– Wiesz, że
teraz prowadząc siedzący tryb życia musisz uważać na to, żeby nie upaść się jak
prosiak? – Matt zdecydował się na przerwanie ciszy, głupim gadaniem, bo
zaczynała doprowadzać go do szaleństwa. Krytycznym spojrzeniem zmierzył
perfekcyjną sylwetkę swojego przyjaciela, wymownie unosząc brew. Kyle
wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– Spokojnie.
Twój brat już się postara o wystarczającą ilość ćwiczeń dla mnie – mruknął
wymownie poruszając brwiami. – Właściwie muszę być dokarmiany, aby nadążyć za
jego niewyżytym libido.
– Taak, to
fakt. – Wtrącił Red złośliwie, ściągając na siebie spojrzenie Matta. Całkiem
nieumyślnie… – Wiem coś o tym… – powiedział znów wpatrując się w niego
wymownie. – Właściwie ja i połowa sąsiedztwa. Ciesz się, że mój pokój leży
między twoim i ich…
Matt poczuł
jak gorący, intensywny rumieniec zalewa jego twarz po korzonki włosów. Obrazy
nagle wypełniające jego umysł były poplątane, na wpół przerażająca, a na wpół
podniecające.
Trójka
mężczyzn roześmiała się widząc jego zgorszoną minę. Bryan zaczął się
niespokojnie kręcić, bawiąc się swoimi pałeczkami.
– Matt, mam
nadzieję, że nie zmieniłeś zdania… – zaczął cicho, a wielka dłoń Kyla
powędrowała automatycznie do jego karku, w uspokajającym geście. Przełykając
widocznie ślinę, Bryan spojrzał na Dona, Kyla i w końcu na niego. – Red
powiedział, że się dogadaliście i wprowadzisz się do nas… ale to było już dwa
tygodnie temu… – przypomniał mu z wyrzutem, patrząc na niego niemal błagalnie.
Tym razem to
Matt musiał przełknąć ślinę nerwowo. Z gulą rosnącą w gardle wymusił uśmiech.
– Nie, nie
zmieniłem zdania. Nie wiedziałem tylko, że mam wyznaczony jakiś termin
ostateczny… – zażartował sucho. Kyle rzucił mu ironiczne spojrzenie, ale
powstrzymał się na szczęście od komentarzy. – Pakowałem się, szykowałem do
podjęcia pracy. Musiałem sprawdzić kilka rzeczy… normalka. Nie śpieszyło mi się
po prostu – stwierdził tak przekonująco, że praktycznie sam sobie uwierzył.
Kyle i Don
parsknęli pod nosem, ale Bryan, dobra dusza, połknął przynętę, haczyk i spławik
za pierwszym podejściem.
– Aaa… no to
super! Możesz wprowadzić się w weekend! – zawołał zacierając ręce z radością. –
Pokój już jest przygotowany. Gdybyś wpadł wieczorem to oprowadziłbym cię po
całym domu!
Matt poczuł
jak blednie.
– W weekend?
– pisnął bardzo niemęsko. – Randkę mam! – palnął pierwszą rzecz, która przyszła
mu na myśl.
Donatello
zerwał się od stołu z głośnym zgrzytem odsuwając krzesełko. Bez spojrzenia za
siebie czy słowa pożegnania, cisnął swoje pudełko do kosza na śmieci pod zlewem
i wyszedł.
Matt uznał,
że jeśli do tej pory nie miał randki, to teraz się o nią postara. Miny Kyla i zaskoczenia
Bryana nawet nie chciał interpretować.
***
Dźwigając
kolejny karton z rzeczami na piętro do swojego nowego pokoju, Matt nadal
intensywnie się zastanawiał nad tym, co poszło z jego randką poprzedniego
wieczoru nie tak.
Rachel była
piękna i inteligenta. Z przyjemnością spędzili wieczór na tańcach i parę
drinków naprawdę pomogło zacieśnić ich relacje. Śliczne, apetycznie zaokrąglone
ciało wiło się w tańcu pod jej cieniutką czarną sukienką, budząc najdalsze
zakamarki wyobraźni Matta. Tańczyła jak nimfa. Nuciła jak anioł. Śmiała się
perliście i inteligentnie odpowiadała na pytania. Kilka tańców, po których znał
właściwie wszystkie tajemnice jej ciała i zastanawiał się, czy nie zaciągnąć
jej do jakiegoś ciemnego kąta. Uznał jednak, że taka fantastyczna dziewczyna
zasługuje na coś więcej niż szybki numerek. Kilka kolejnych drinków postanowili
więc wypić u niej. Mieszkała sama już od roku i umiała o siebie zadbać. Matt
zachowywał się jak skończony dżentelmen. Nawet kiedy ich namiętne pocałunki
zaczynały nabierać temperatury, nie mógł się zmusić, aby posunąć się dalej.
Rach była rozluźniona, chętna i po wielkim wrażeniem jego szarmanckiego
zachowania. W minutę miałby ją rozebraną i gorącą… a jednak nic z tego nie
wyszło…
Był
napalony. Był podniecony… i jego umysł wypełniało wspomnienie gorących,
szerokich ust pewnego rudzielca. Matt był wściekły, kiedy uświadomił sobie, że
w myślach porównuje miękkość piersi Rach i twardość mięśni klatki piersiowej
Dona. Był zawiedziony, że kobieta była o kilkanaście centymetrów niższa i jej
ramiona nie wystarczająco mocno go oplatały…
Uciekł, jak
spłoszony szczeniak ze swojej pierwszej randki. Nie miał pojęcia co się z nim
działo, ale był przeświadczony, że to wszystko była wina Donatella.
Po bezsennej
nocy uznał w końcu, że potrzebuje po prostu trochę więcej czasu, aby zapomnieć
ten jeden absolutnie błędny pocałunek. Potem wróci do reszty swojego
przewidywalnego, normalnego życia.
Ze zmęczenia
jęknął, odstawiając na zagraconej już podłodze w swoim pokoju karton. Rąbkiem czarnej
koszulki otarł spoconą twarz. Było upalnie i miał ochotę się rozebrać,
stchórzył jednak na widok nagiej piersi pomagającego mu w przeprowadzce Reda.
Jak to się stało, że tylko oni dwaj zostali w domu, nie miał pojęcia. Kiedy
mężczyzna wszedł do jego pokoju z kolejną torbą i kartonem pod pachą, szybko
odwrócił się do niego plecami, udając że przygląda się wnętrzu.
Szczerze
mówiąc nie było na co patrzeć. Wielkie łóżko stało na środku pokoju, jedyne
okno znajdowało się za wezgłowiem. Ściany o bezosobowym beżowym kolorze
komponowały się z brązowym dywanem i białymi wbudowanymi półkami na książki po
lewej stronie. Na prawo znajdowały się drzwi do łazienki, którą najwyraźniej
miał dzielić z Donem i zasuwana szafa na ubrania. Wystrój całego pokoju ograniczał
się do granatowych żaluzji i białych zasłon u dołu przyozdobionych kilkoma
pasami granatu o różnych grubościach. No i teraz oczywiście wszędzie walały się
jego rzeczy. Na niepościelonym łóżku spoczywały jego ubrania ‘robocze’
zabezpieczone pokrowcami. Na niewielkim stoliku nocnym leżał jego telefon i
laptop. Reszta była porozstawiana gdzie popadnie.
– Gdzie to
chcesz? – Don zapytał wskazując na rzeczy pod pachą.
Na boku
pudła widniał napis „ostrożnie”. Matt od razu poznał pismo matki i skrzywił się
lekko. Był bardzo ciekaw co tam zapakowała. Nie chcąc się przyglądać
półnagiemu, spoconemu mężczyźnie stojącemu z szerokim, zadowolonym uśmiechem na
twarzy, wzruszył ramionami obojętnie i odwracając się wskazał na łóżko.
– Połóż to
gdzieś tam.
– To już
wszystko – oświadczył mężczyzna odkładając swój ładunek i znów stając w polu
widzenia Matta.
Cholera to
nieprawda, że rudzi się nie opalają!
Smukłe
mięśnie prężyły się pod złocistą skórą, wprawiając w taniec maleńkie piegi,
kiedy Donatello się poruszał. Matt wziął głęboki uspokajający oddech.
– Mówiłeś,
że kiedy Kyle z Bryanem wracają? – zapytał. Don roześmiał się.
– To, że
zapytasz piąty raz nie zmieni faktu, że będą w domu dopiero za kilka godzin –
stwierdził kpiąco, zaplatając ramiona na piersi i tylko przyciągając spojrzenie
Matta. – Tłumaczyłem ci. W pierwszą niedzielę miesiąca idą na obiad do rodziców
Kyla. W drugą do twoich rodziców. Trzecią spędzamy razem, a ostatnią jak kto
chce.
– Mogli
sobie darować i pomóc mi w rozpakowywaniu – oburzył się Matt. Perspektywa kilku
godzin spędzonych z Donem sam na sam, przerażała go i nawet już nie miał siły
udawać przed sobą, że tak nie jest. – Przecież sami mnie poganiali.
Don znów
wyszczerzył zęby w kpiącym uśmiechu wyraźnie bawiąc się jego skrępowaniem.
– Gdybyś
wprowadził się wczoraj zamiast iść na randkę… – powiedział z naciskiem. – To
pomagalibyśmy ci we czterech. A tak to masz tylko mnie…
Mathew już
nie był pewien czy to jego wyobraźnia czy ton Dona sprawił, że ciche
stwierdzenie zabrzmiało dwuznacznie. Wiedział jednak, że coraz trudniej było mu
oddychać w towarzystwie swojego pomocnika.
– W takim
razie nie stój tylko zabieraj się za wieszanie ubrań, albo rozpakowywanie
książek – zakomenderował chłodno twardo patrząc w błyszczące jak szmaragdy
oczy. Nie miał zamiaru dać się zmanipulować! Kiedy Don zrobił krok w jego
stronę, on zrobił automatycznie krok wstecz potykając się o pudło. – Ja idę
przynieść nam piwo – wyjąkał praktycznie uciekając.
Upokarzający,
bo przyjemny śmiech jego nowego przyjaciela spłynął mu w raz z dreszczem po
plecach.
***
Donatello
stłumił uśmiech na widok wracającego ze zdeterminowaną miną Matta. Facet musiał
w kuchni ochłonąć, bo mierzył go teraz spokojnym, opanowanym spojrzeniem,
podając mu oszronioną butelkę jego ulubionego belgijskiego piwa.
– Za twoją
przeprowadzkę! – Zaproponował spontanicznie toast, wyciągając butelkę w stronę
stojącego obok niego mężczyzny.
Matt
przyjrzał mu się podejrzliwie, ale stuknął lekko szkłem o szkło.
– Dzięki –
odmruknął, jakby szukając co jeszcze dodać i nic nie przychodziło mu do głowy.
W końcu odchylił głowę do tyłu i pociągnął długi łyk chłodnego piwa. Skroplony
szron z butelki przepłynął między jego długimi palcami i jedna samotna kropelka
spłynęła w dół po jego wyraźnie zarysowanym podbródku i długiej szyi.
Donatello
tylko jakimś nieludzkim wysiłkiem powstrzymał się przed wylizaniem drogi jaką
sobie znalazła na lekko zarośniętej piersi. Sam musiał wziąć kilka
orzeźwiających łyków, aby uspokoić swój gwałtownie przyśpieszający puls.
Gdyby Matt
wiedział, podejrzewał choćby jakie pomysły, jakie pragnienia wykiełkowały w
głowie Dona to wiałby gdzie pieprz rośnie. Sama świadomość, że byli razem
sprawiała, że przez cały czas chodził w pół wzwodzie. Teraz też niezbyt
dyskretnie poprawił swój niereformowalny organ w luźnych spodenkach. Matt
spuścił wzrok śledząc ruch jego ręki, równie szybko jednak go poderwał i
odwracając się na pięcie wpadł na stojący za nim karton.
Działając na
czystym instynkcie Don oplótł wąski pas Matta wolnym ramieniem i przyciągnął
klnącego mężczyznę do piersi. Był wielki, był muskularny, a i tak pasował w
jego ramionach idealnie. Matt spiął się łapiąc równowagę. Donatello praktycznie
mógł wyczuć jak bicie jego szaleńczo walącego serce odbija się w jego brzuchu. Skorzystał z okazji i przybliżając usta do
ucha swojego ukochanego szepnął.
– Spokojnie…
jeśli się połamiesz, będę musiał sam rozpakować wszystkie twoje rzeczy. –
Musnął ustami zbyt delikatnie jego zgrabne ucho. – A wtedy chciałbym nagrodę…
Matt jak
oparzony odskoczył od niego praktycznie przeskakując karton, o który się
wcześniej potknął.
– Nic się
nie martw. Nic mi nie grozi – rzucił cierpko, patrząc na niego jak na wroga
publicznego numer jeden. Don roześmiał się. Szybko opadająca klatka piersiowa
Matta i gorące rumieńce widoczne nawet pod jego opalenizną mówiły całkiem inną
historię niż jego ponętne usta.
– Jak
uważasz – wzruszył ramieniem. Nie chcąc drażnić bardziej poddenerwowanego
przyjaciela schylił się i podniósł sprawcę całego zamieszania. – Widzisz, na
znak dobrej woli rozpakuję tego zawalidrogę.
Matt
parsknął pod nosem coś niecenzuralnego i zabrał się za chowanie swoich ubrań.
Nie miał ich wcale tak wiele, jak mu się wydawało, kiedy je w pośpiechu pakował
poprzedniego dnia z rana. Przecież powiedział Bryanowi, że już się spakował.
Nie chciał, aby się wydało jego niewinne kłamstewko. Skończył szybko i
niechętnie musiał przejść na drugą stronę pokoju, aby pomóc rozpakowującemu
jego książki, płyty i inne klamoty Donowi. Nie uśmiechało mu się to, ale nie
miał wyboru.
Don jak
zwykle nie mógł powstrzymać cisnącego się na jego usta uśmiechu ilekroć Matt
znajdował się od niego na wyciągnięcie ręki. Ten facet po prostu wyzwalał w nim
wszystkie najlepsze instynkty. Chciał się o niego troszczyć, budzić przy jego
boku i sprawiać mu przyjemność.
Miał też
zamiar przekonać tego uparciucha, że to naprawdę był dobry pomysł. Jak w tańcu
zaczęli poruszać się przy wielkiej do sufitu półce. Matt starał trzymać się jak
najdalej od niego, Don starał się wykorzystać każdą sposobność, żeby się o niego
otrzeć czy dotknąć.
Wściekle
pulsująca żyłka na jego pokrytym niewielkim zarostem podbródku świadczyła o
tym, że jeszcze trochę i jego mężczyzna wybuchnie. Red bardzo przyjemnie
wspominał poprzedni wybuch. To z zimnym, opanowanym Mattem miał problem.
Nie
spodziewał się jednak tego, że zirytowany brunet podejdzie do niego
niespodziewanie i pchnie go z całych sił.
– Don, wiem
co robisz! – krzyknął Matt zaskakując go jeszcze bardziej. Jak bóg zemsty
stanął przed nim i dłońmi opartymi na biodrach wbił w niego spojrzenie
brązowych oczu tak ostre, że śmiało mogło rywalizować z samurajską kataną. –
Przestań! Nie rozumiesz, że ja tego nie chcę?!
Don
wyprostował się, pokonując swoje pierwsze zaskoczenia.
– To nie
prawda! Chcesz i dlatego jesteś taki wściekły – stwierdził spokojnie, choć nie
czuł go ani trochę. Czuł za to, że to była bardzo ważna, może i decydująca
rozmowa.
– Nic nie
rozumiesz! Ja nie chcę CHCIEĆ! – wydarł się. Donatello zdębiał parząc na niego
z niedowierzaniem. Matt jednym ruchem zdarł z siebie ciasną koszulkę i wytarł
nią zaczerwienioną twarz. Nie pozwolił pozbierać myśli swojemu przyjacielowi. –
Nie rozumiesz, że jeśli pójdę z tobą do łóżka, to zrobię to z wyrachowania? Z
czystej ciekawości? Kiedy pojmiesz, że ja chcę normalnego domu i rodziny. To
między nami skończy się tylko źle!
Garett po
raz pierwszy w życiu czuł jak złość i rozpacz dławią go jednocześnie. Sam
pchnął w szeroką pierś postawnego mężczyzny obiema rękami, aż ten potknął się robiąc krok do tyłu.
– Czemu do
jasnej cholery myślisz, że ja nadaję się tylko do seksu? – zapytał z goryczą,
praktycznie stając nos w nos z Mattem. – Dlaczego nie przyszło ci do głowy, że
możesz kiedyś założyć rodzinę z kimś takim jak ja! – wskazał na siebie
kciukiem. – W czym do cholery jestem gorszy? – dodał ze zgorzknieniem.
Matt zbladł,
w jego oczach odbiło się całe mnóstwo emocji. Jego usta otwierały się i
zamykały zanim udało mu się sformułować jakieś zdanie. W końcu ogarnął się
patrząc na Dona jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
– Nigdy nie
myślałem, że jest realne założenie prawdziwej rodziny między dwoma mężczyznami
– przyznał, krzywiąc się na własne słowa.
Don pokręcił
głową ze smutkiem.
– No
właśnie… nie myślałeś… – szepnął głosem przepełnionym bólem. Odwrócił się na
pięcie chcąc jak najszybciej odejść, zanim zrobi lub powie coś jeszcze bardziej
upokarzającego.
Tym razem to Matt jednak zatrzymał go, mocno
chwytając za przedramię i siłą przytrzymując w miejscu. Wszystkie mięśnie
napięły się w ich spoconych ciałach. Przez pełną napięcia chwilę patrzyli na
siebie jakby rozważając między bójką, a namiętnym seksem. W końcu Matt opuścił
powieki przysłaniając swoje pociemniałe, może z emocji, może z pragnienia oczy.
– Myślałem i
to bardzie wiele – powiedział twardo. – Nic innego nie robiłem jak tylko
myślałem od momentu, kiedy cię spotkałem. I dlatego wiem, że między nami się to
nie uda. Owszem poszedłbym z tobą do łóżka. Nie będę dłużej oszukiwał, że nie.
Zrobiłbym to jednak ze złych pobudek. Chciałbym sprawdzić jak to jest mieć pod
sobą dorównującego mi siłą mężczyznę. Chciałbym przekonać się czy obrazy, które
podsuwa mi wyobraźnia są realne i jak to jest posmakować ciebie… – Wymieniał
żarliwie, lustrując z pożądaniem półnagą sylwetkę Donatella. – Nie mógłbym ci
jednak obiecać… że po wszystkim nie odszedłbym ze słowami „sorry, to jednak nie
dla mnie”…
Don sapnął
zszokowany. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego. Matt był twardym
bezkompromisowym człowiekiem. Rozszyfrowanie go wydawało się po prostu
nierealne.
– Tego nie
wiesz! – zaprotestował myśląc intensywnie. Nie wiedział już sam, czy jest gotów
narazić swoje serce na kolejny cios. Z drugiej strony, czy wybaczy sobie, że
nigdy nie dali sobie szansy?
– Wiem za
to, że wiele wysiłku kosztowałoby mnie podjęcie decyzji o tak poważnym związku
jak Kyla i Bryana. Nie wiem czy byłbym w stanie zadeklarować się na stałe. –
Oświadczył Matt stanowczo. Nie chciał żadnych niedomówień ani domysłów.
Wytrzymał badawcze spojrzenie jakim obdarzył go Don. Mężczyzna oszacował go,
ocenił i przekalkulował ryzyko i korzyści. W końcu chwytając Matta za ramiona
zaczął pchać go w stronę łóżka.
– Masz
rację! – stwierdził zimno. – Wypieprzmy tę niezdrową fascynację z siebie wraz z
potem i spermą, i każdy będzie układał sobie życie według pragnień i potrzeb.
Matt padł na
łóżko bez protestu
– A co jak
to nie pomoże? – zapytał obserwując idącego do ich wspólnej łazienki Reda.
– Będziemy
próbowali aż pomoże – odparł znikając w drugim pomieszczeniu na moment.
4
Donatello
nie mógł uwierzyć, że zamierzał to zrobić. Kierowany goryczą i złością.
Brak
protestu Matta przeważył jednak szalę w jego zranionym sercu. Bezmyślnie,
unikając patrzenia na siebie w lustrze chwycił z szuflady pudełko prezerwatyw i
nową tubkę żelu. Biorąc pod uwagę fakt jak często masturbował się myśląc o leżącym
i czekającym na niego mężczyźnie ta w jego nocnej szafce była już prawie pusta.
Wrócił i
dech zaparło mu w piersi. Matt wyciągnięty z rękami pod głową wpatrywał się
w każdy jego krok. Jego naga pierś lśniła lekko, a brązowe włosy na jego
brzuchu i piersi lekko zmatowiały zmieniając się w drobne kędziorki. Miał
ochotę zlizać z niego każdą kropelkę słonego potu.
Z krzywym
uśmiechem rzucił na umięśniony, płaski brzuch swego przyszłego kochanka swoje
znaleziska. Mężczyzna wzdrygnął się w pierwszym momencie, ale po chwili wziął
tubkę z żelem do ręki i obrzucił ją pobieżnym spojrzeniem, unosząc pytająco
brew.
– Och,
możesz mieć pewność skarbie, że całkiem szybko się przekonasz o jego zastosowaniu
– powiedział Don ściągając buty i spodenki. Sam widok jego ukochanego
rozciągniętego na łóżku sprawił, że jego członek już był w pół drogi do
radosnego zasalutowania w sufit. Matt odrzucił tubkę i spojrzał na jego
nagie ciało, wolno sunąc od dołu do góry tymi swoimi pięknymi oczyma. Don
pozwolił dreszczowi spłynąć po jego ciele.
Z drapieżnym
uśmiechem uwinął się ze zdjęciem adidasów Matta, a za nimi poleciały jego
obcięte na wysokości łydki stare jeansy. Ciasne czarne bokserki tylko pobudziły
jego wyobraźnię pięknie podkreślając sporych rozmiarów wzgórek między silnymi,
obsypanymi drobnymi włoskami udami.
Nie mogąc
już dłużej wytrzymać napięcia, Don wpełzł na gorące, seksowne ciało. Z ulgą
wplótł dłonie w chłodne, jedwabiste pasma brązowych włosów Matta. Mgnienie oka
później przygniatając go całym swoim ciałem, przypił się do doprowadzających go
już od tak dawna do szaleństwa ust.
Nie, nie
było inaczej niż poprzednim razem. Jego nadzieja, że może się oszukiwał, albo
jego nadpobudliwa wyobraźnia wyidealizowała ich pierwszy pocałunek, prysła jak
mydlana bańka. Wojna języków rozpaliła jego krew i poczyniła spustoszenie w
głowie. Ssał i lizał na przemian z pomrukami wymykającymi się z jego ust. Im
głębiej zanurzał się w odurzające usta Matta tym bardziej pragnął. Silne mocne
dłonie sunące po jego plecach, barkach i szyi tylko jeszcze bardziej podniecały
go. Nawet nie zauważył, a Matt przetoczył ich splecione w namiętnym uścisku
ciała i oplótł jego nogi własnymi. Lekko szorstkie włoski, zmieniły jego skórę
w jeden wrażliwy nerw. Ich jęki i pomruki zlały się w jedną nieustającą prośbę
o więcej,
Dłonie
błądziły w poszukiwaniu najdelikatniejszych, najwrażliwszych miejsc. Tam gdzie
nie mogły dotrzeć, wędrowały ich głodne usta. Biodra same prężyły się, aby
wezbrane erekcje znalazły więcej rozkosznego tarcia. Mokre ślady znaczyły ich skórę
w tajemnicze wzory.
Matt nie
czekał biernie na instrukcje. Jego zęby, jego usta znaczyły rozpalone szlaki na
szyi, karku i szczęce Dona. Jedna dłonią uchwycił szczupłe biodro swojego
partnera i praktycznie sprasował ich ciała. Tańcząc i wijąc się na łóżku jak w
erotycznym transie.
Don czuł jak
jego serce próbuje wybić sobie drogę na zewnątrz przez jego pulsujący członek.
Jeśli nie zwolnią będzie po zabawie znacznie szybciej niż by chciał.
– Mam więcej
doświadczenia, więc pozwolę ci dobrać się do mojego tyłka jako pierwszemu –
wysapał odrywając na chwile usta Matta od siebie. Źrenice mężczyzny były tak rozszerzone,
że jego lekko nieprzytomne oczy wyglądały jakby były czarne. Donatello uśmiechał
się z zadowoleniem i dumą. – Licz się jednak z tym, że potem moja kolej –
oświadczył kategorycznie, całując Matta prawie brutalnie.
Mężczyzna
nie był chyba w stanie odmówić sobie przyjemności pocałunku, bo tylko mruknął
na znak zgody i wrócił do bezlitośnie przerwanego, przyjemnego zajęcia. Don
wycałował sobie drogę do ciemnych napiętych sutków swojego kochanka i zaczął je
lekko ssać. Ciała Matta wyprężyło się jak porażone prądem, a zachęcający
pomruk, tylko zmotywował go do działania.
– Dobrze? –
zapytał przygryzając jeden z nabrzmiałych supełków. Matt potaknął
entuzjastycznie wplatając dłoń w włosy Dona i kierując jego usta do drugiego,
zaniedbanego jego zdaniem sutka. Mężczyzna był tylko i wyłącznie szczęśliwy
mogąc spełnić jego żądanie.
Jego dłonie
również nie próżnowały. Z niecierpliwością i entuzjazmem uchwycił słusznych rozmiarów
członek Matta i zaczął go mierzyć i ważyć w dłoni. Sunął po napiętej atłasowej
skórze i kciukiem masował przekrwiony czubek. Śliskie krople traktował jak
nagrodę i zachętę. Z zachwytem zważył w dłoni masywne jądra ukryte w opiętej
ściśle kędzierzawej mosznie, wijącego się pod jego dotykiem ukochanego.
– Donny! –
jęknął rozkładając uda szerzej. – Zabijasz mnie!
Błyskawicznym
ruchem Donatello zsunął się w dół łapiąc w rozpalone usta przekrwiony prawie
bordowy penis Matta, odbierając mu dech i rozum. Zassał się lekko, delektując
się smakiem ukochanego, nie zdołał się jednak nacieszyć, bo jego dłoń natrafiła
na to czego szukała. Z żalem wypuścił zdobycz z ust, składając jeszcze czuły
pocałunek na koniec. Miał założoną na niego prezerwatywę w rekordowym tempie,
zanim Matt zdołał w jakikolwiek sposób zareagować. Chciałby móc sobie je
odpuścić, ale statystyki AIDS i HIV jak neon świeciły w jego umyśle.
Może jeśli
kiedyś… może…
– Donny! –
Matt zniecierpliwiony i napalony podciągnął go do góry, porywając w kolejny
oszałamiający pocałunek. Tylko brak tlenu zdołał ich rozdzielić. – Słuchaj seksi,
ty mi daj teraz przyśpieszony kurs z seksu analnego, bo nie wytrzymam zbyt
długo. Zawsze chciałem to zrobić, ale nie było chętnych…
Był więcej
niż entuzjastycznym nauczycielem. Wycisnął trochę żelu na palce Matta i
skierował we właściwe miejsce. Przy pierwszym kontakcie z zimną substancją jego
mięśnie napięły się, ale jego kochanek był bardzo pojętny. Delikatnie i
stanowczo zaczął wmasowywać nawilżacz w jego odbyt. Przy każdym kolejnym
muśnięciu dociskając trochę mocniej. Wśród pocałunków, szeptów i pieszczot Dan
nawet nie był pewien, kiedy czubek palca Matta znalazł się w jego wnętrzu. Niedosyt
i pożądanie popędzały go, ale ostrożność zwyciężyła.
– Dodaj
trochę żelu i spróbuj delikatnie wsunąć kolejny palec – wysapał, lekko się prężąc
i instynktownie poruszając biodrami. Matt mimo iż zafascynowany torturowaniem
jego sutków ustami, mruknął sygnalizując, że słucha. – …poruszaj nimi, aż
poczujesz, że bez problemu możesz dodać kolejny palec…ooo…och…tak…
– Mmmm…
dobrze seksi. – Jak ekspert wypieścił swoją drogę do wnętrza Dana, praktycznie drżącego
niekontrolowanie i mamroczącego z rozkoszy, kiedy już z nim skończył i trzy
dość grube palce znalazły swoje miejsce. Przypadkowe potarcie jego prostaty
sprawiło, że zobaczył gwiazdy.
– Matt,
kochanie! Już… już błagam cię… jestem gotów…
Matt nie
potrzebował dodatkowej zachęty. Instynktownie wpasował swoje szczupłe biodra
między uda Dona i uniósł jego kolana jak najwyżej Wspaniały ciężar ciała,
spoconego rozpalonego mężczyzny na nim, wzmógł i tak jego wyśrubowane podniecenie.
Kiedy Matt zdołał pokryć prezerwatywę dodatkową ilością żelu, to lekko
nieprzytomny mężczyzna nie wiedział, ale był mu wdzięczny. Dla niego to był już
ponad rok od ostatniego razu. Zaufał jednak ukochanemu i poddał się jego
osądowi. Całując każdy nagi skrawek skóry, który mógł dosięgnąć ustami i
obejmując barczyste ramiona, miał kotwicę której mógł się trzymać w umykającej
mu rzeczywistości. Matt wolno, ale stanowczo wsunął się do jego wnętrza.
– Boże! –
jęknął Don, lekko spinając się w obronnym odruchu. Pieczenie i przyjemność
walczyły o lepsze miejsce w jego głowie. Znajome mu już uczucie rozpierania
było tylko interludium przed ogłuszającą rozkoszą.
– Wszystko
ok? – Matt znieruchomiał na wpół przerażony. Gdyby teraz miał sobie przerwać
chyba by się zabił. Nie miał zamiaru jednak skrzywdzić swojego kochanka. Obsypał
zaczerwienione policzki lekkimi pocałunkami, czekając aż mężczyzna pod nim złapie
oddech.
– Daj mi
moment – poprosił zduszonym głosem,
przyciągając jego głowę i kradnąc dla siebie pocałunek. Kiedy zakończyli
pieszczotę języków, a ich smaki zmieszały się i obaj nie byli już oddzielnymi
bytami, ich ciała same złapały rytm i
wolno poruszały się. Instynkt zawsze zwycięża. Pożądanie kieruje się własnymi
prawami.
Matt jedną
ręką uniósł wyżej nogę Dona trzymając pod kolanem i pchnął chcąc się znaleźć
jak najgłębiej, napawając się ciasnotą i gorączką wijącego się pod nim
mężczyzny. Zmiana kąta wyrwała ochrypły okrzyk zachwytu z gardła Donatello.
Wzdłuż kręgosłupa popłynął mu prąd, rezonując w jego pulsującej żądzą
czaszce. Obaj z każdą sekundą pragnęli mocniej, i szybciej. Matt
w rozgorączkowanym zapale przyszczypnął małe blade sutki Dana wyrywając mu
kolejny jęk z gardła. Nie zatrzymał się jednak tylko badał dalej jego
nadwrażliwe ciało, cały czas przyśpieszając pchnięcia bioder, mamrocząc z
zachwytu. Pragnienie wypełniło im mózgi czerwoną mgłą. Każde kolejne pchnięcie
było głębsze od poprzedniego i tylko jeszcze perfekcyjnej pieściło jego
prostatę. Nawet na moment dłoń Matta się nie zawahała, chwytając śliski, twardy
niczym stal członek swojego partnera, zaciskając na niej palce. Obaj jęknęli,
bo Don z przyjemności naprężył całe ciało i zacisnął pośladki.
– Jesteś jak
wypełniona aksamitnym płomieniem pięść – wymamrotał w ucho Donatella. Coraz bardziej
i szybciej przybliżał się do orgazmu, i chciał go zabrać ze sobą. Zacisnął więc
zęby na delikatnym płatku, a dłoń na pulsującym penisie. Zgrał pieszczotę
wewnątrz z dotykiem na zewnątrz, narzucając im prawie karne tępo.
To było dla
Dana jak ostatnie przeważające pchnięcie po za krawędź. Orgazm zmienił jego
ciało w odsłonięty nerw ekstazy. Żar wypełnił jego brzuch i jądra, a w głowie
wybuchła mu feeria barw. Puls za pulsem wstążki srebrzystego nasienia
wymalowały ich napięte brzuchy. Konwulsyjna pieszczota na uwięzionym w jego
wnętrzu członku pociągnęła Matta w jego własny ekstatyczny klimaks. Z drżeniem
i jękiem spletli swoja ciała w ciasny kokon wypełniony przyjemnością. Wśród
pocałunków i z trudem łapanych oddechów nie było miejsca na rzeczywistość.
Przynajmniej
dopóki nie wrócili na ziemię. Ich stygnące ciała zaczęły się kleić od
parującego potu i schnącej spermy więc, oderwali się od siebie padając na
chłodną pościel z głośnym westchnieniem. Matt szybko i bez ceregieli pozbył się
zawiązanej prezerwatywy wrzucając ją do małego kosza przy łóżku.
– Twój tyłek
nadal jest mój – wymamrotał Don z trudem łapiąc oddech. Matt jęknął, ale ani
nie potwierdził, ani nie zaprzeczył słowom swojego kochanka. Zapytał w zamian
na to:
– Często to
robiłeś?
Don zerknął
w jego kierunku, próbując wywnioskować co miał na myśli. W końcu
z westchnieniem odpowiedział, nie widząc sensu w ukrywaniu swojej
przeszłości.
– Poszalałem
będąc nastolatkiem. Kiedy okazało się, że większość gejów w moim wieku
zachowuje się jak umierający z głodu przy stole jedz–ile–możesz–i– jeszcze–trochę–więcej– na–zapas – rzucił
ironicznie, dodając na widok zdziwionej i lekko zafascynowanej miny swojego
kochanka. – To się nudzi wbrew pozorom po jakimś czasie. Jak książka
telefoniczna: dużo numerów i żadnej prawdziwej akcji.
– Czemu mam
wrażenie, że to nie cała historia? – Matt odwrócił się w jego stronę i zaczął
chyba nieświadomie wodzić mu palcem po mapie piegów na piersi. Don niepewnie
schylił się, żeby skraść pocałunek. A może trzy? W końcu jego spokojnie leżący
na udzie członek zaczął się interesować możliwościami na rundę drugą i Matt się
wycofał.
– Robiłem
dwa podejścia do prawdziwego związku z nadzieją na happy end – przyznał patrząc
ukochanemu w oczy. – Za pierwszym razem mój partner jeszcze nie wyrósł ze
stołowania się w bufecie, a jak kiepsko się dzielę, a za drugim… – zaczął
i zamilkł zbierając się w sobie, aby kontynuować. Teraz to bardziej wściekłość
niż ból buzowała w jego ciele. Palce Matta delikatnie głaskające jego policzek,
wcale jakoś nie pomagały. Kontynuował jednak z uporem. – Za drugim razem mój
partner chciał mieć wszystko. Życie perfekcyjne. Dom, idealną drugą połówkę, dzieci,
dobrą pracę, świetną reputację i… romans ze mną. Szkoda, że poinformował mnie o
tym jak już oświadczył się swojej pięknej narzeczonej. Przeliczył się jednak z
jednym. Ja przy moim wzroście i ego nie nadaję się na czyjś Dirty Little
Secret.
Brązowe oczy
Matta rozszerzyły się lekko z zaskoczenia i przez moment mrugał nie wiedząc co
powiedzieć lub jak zareagować. Zrobił więc coś w zamian. Przyszpilił Dona do
łóżka i pocałował go z wszystkim tym co nie chciało przejść przez jego
usta.
Dysząc i
sapiąc oderwali się od siebie. Gorączka osłabiała ich i zaschnięty pot
sprawiał, że ich skóra była podrażniona i swędziała. Donatello uśmiechnął się z
niebezpiecznym błyskiem w oku.
– Idę wziąć
prysznic. Zaczekasz? Czy zamierzasz uciec? – zapytał żartobliwie, ale oddech
utkwił mu w gardle w oczekiwaniu na odpowiedź. Matt zagryzł wargi i chowając
oczy pod na wpół opuszczonymi powiekami odparł:
– Obawiam
się, że dla mnie nie istnieje już żadna droga ucieczki…
Don ukrył
radosny uśmiech otwierając dla ukochanego okno w pokoju, w nadziei na choć
lekki podmuch chłodnego powietrza i zaszył się w łazience nucąc.
***
– To nie tak
jak myślicie! – zawołał Matt bezmyślnie. – Donny miał sprawdzić czy nie
zasnąłem czekając na prysznic.
Donatello zdrętwiał
z ręką na klamce od drzwi łazienki. Trzy pary oczu skierowały się na niego, lustrując
jego ociekającą wodą pierś i mokre włosy. Dwie pary brwi podjechały prawie do
połowy czoła, kiedy Kyle i Bryan spojrzeli na jego owinięte ręcznikiem biodra.
On patrzył
tylko na krwiście zaczerwionego Matta, nadal leżącego w łóżku z prześcieradłem
przerzuconym przez jego nagie biodra. Nie mógł znieś winy i wstydu, które się
odbiły w jeszcze nie dawno wypełnionych namiętnością oczach.
Odrywając z
trudem oczy przeniósł martwe spojenie na swojego przyjaciela i jego partnera.
– Tak… to
nie tak jak myślicie.
Wyszedł z
pokoju zamykając za sobą drzwi przeraźliwie cicho.
Kyle
spojrzał na Matta z wyrzutem i rozczarowaniem, ten jednak nie zamierzał ugiąć
się. Już miał przerąbane. Jego mózg odmawiał współpracy, a on nie potrafił
zmobilizować się do jakiegokolwiek inteligentnego działania. Z nerwów miał
ochotę zwymiotować.
Leżał nagi,
spocony po intensywnej rundzie najlepszego seksu w jego życiu, przesłonięty
rąbkiem prześcieradła. Po mimo uchylonego okna, o które stukała poluzowana
żaluzja, jego sypialnia przesiąknięta była gęstymi oparami seksu i podniecenia.
On nadal jednak gotów był upierać się, że Kyle i Bryan, którzy przyszli pomóc w
rozpakowywaniu nie widzą, tego co ich oczy im podpowiadają.
Brat Matta
podrapał się po karku z podejrzanym błyskiem w oku.
– Skończyłeś
się rozpakowywać i postanowiłeś uciąć sobie popołudniową drzemkę? – zapytał
tonem takiego niedowierzania, że Matt poczuł rumieńce pokrywające jego twarz,
szyję i pierś. – … nago?
Mężczyzna
podniósł się z łóżka z wściekłością, szczelnie owijając się prześcieradłem. Z ostrzegawczym
błyskiem w oku wyminął stojących w jego drzwiach przyjaciół.
– A ty to w
taki upał, to kładziesz się do łóżka najpewniej w czapce i szaliku? – warknął
zamykając za sobą drzwi do łazienki.
Miał
nadzieję, jak jasna cholera, że zimny prysznic zmyje z niego upokorzenie i
wstyd zżerający go z powodu bólu jaki sprawił Donatello jednym
nieprzemyślanym zdaniem.
***
Jeszcze
nigdy w życiu nie czuł się tak zagubiony i bezradny. Jego plany, wyobrażenia
i marzenia zmieniały się w jego głowie jak w kalejdoskopie. Niczym stop
klapki z filmu, który nie powstał, przesuwały się przed jego oczami obrazy.
Zamiast pięknej jak Rachel kobiety, u swego
boku widział huśtającego ich syna w parku szczupłego rudzielca. Śmiech i
szczekanie odbijało się echem, kiedy razem wyprowadzali na spacer psa. Czuł
wielką ciepłą dłoń Donatello oplatającą jego palce. Widział siebie zmywającego
naczynia i zerkającego do salonu w poszukiwaniu powodu wybuchów radości i
śmiechów. To długie, umięśnione ciało wyciągnięte na dywanie było polem zabawy
dla ich dziecka. Oczami wyobraźni widział ich leżących na kanapie i
oglądających telewizję. Koleżeńskie żarty i docinki w restauracji, kiedy spotykać
będą przyjaciół. I silne ramiona podtrzymujące go ilekroć życie stawałoby się
zbyt trudne, aby udźwignąć je samemu…
Miał ochotę
wyć z bólu, kiedy obrazy rozmyły się pod jego powiekami, przez szczypiące łzy,
na które sobie nie zasłużył.
Matt nawet
nie wiedział, że można wymyślić tak wiele kreatywnych sposobów na unikanie
drugiej osoby mieszkając w tym samym domu. Donatello jednak opanował to do
perfekcji. Miły, grzeczny i serdeczny dla nich wszystkich, był w ciągłym biegu.
Ilekroć Matt chciał przyszpilić go i porozmawiać Don miał tysiąc
wiarygodnych usprawiedliwień i wymówek.
Właśnie
wchodził się przebrać przed wyjściem na siłownie, właśnie wychodził do pracy,
do mamy, z wizytą do kolegi. Odebrać pranie z pralni, pomóc znajomym w
malowaniu… O każdej porze dnia, każdego dnia ostatniego tygodnia musiał być
gdzieś…
Gdzieś z
dala od Matta.
Nigdy w
życiu nie podejrzewałby, że to będzie takie przykre i bolesne. Skończyły się
żarty i zaraźliwa wesołość Donatella. Kyle i Bryan nie mówili nic, ale ich
oczy coraz częściej przenosiły się z jednego na drugiego z wyczekiwaniem i
niezadowoleniem. Matt jednak nie potrafił się zmusić do usprawiedliwień. Nawet nie
był pewien co powiedziałby Donny’emu gdyby tam ten dał mu szansę.
– Gotowy? –
Bryan zapukał w futrynę drzwi wsuwając głowę do jego pokoju i patrząc na niego
z wyczekiwaniem. Matt chwycił portfel i komórkę z nocnej szafki i skinął mu
głową.
Właściwie
się cieszył, że idą do ich rodziców na niedzielny obiad. Musiał z kimś
porozmawiać o tym co się działo z nim i tym jednym razem nie sądził, aby Kyle
się do tego nadawał.
Don
oczywiście grzecznie, acz stanowczo się wykręcił. Ruszyli więc samochodem Kyla w absolutnej
ciszy.
Matce Matta
Soni wystarczył tylko jeden rzut oka na jego twarz. Z szerokim uśmiechem
i powitalnymi uściskami zagoniła wszystkich do jadalni, gdzie pan domu właśnie
nakrywał do stołu.
– Dobrze moi
mili – Sonia klasnęła w dłonie. – Bryan i Kyle pomagają nosić jedzenie i sprzątać
ze stołu, ty Matt pomożesz mi zmywać. – Prośba w jej głosie tak naprawdę była
poleceniem pokrytym stalą. Żaden z nich nie śmiał zaprotestować, nawet Matt,
który zdawał sobie sprawę z tego, że to oznacza przesłuchanie trzeciego
stopnia.
– Tato, ty
to masz dobrze – zawołał Bryan żartobliwie kierując się do kuchni. – Tobie
uchodzi na sucho samo nakrywanie do stołu!
Mężczyzna
roześmiał się parząc na niego z błyskiem w oku.
– Ktoś musi
w tym domu rządzić, prawda?
– Słyszałam!
– doleciał ich z kuchni wrzask gospodyni.
– No
przecież mówię o tobie! – odkrzyknął jej mąż mrugając okiem do swoich gości.
– Przestań!
Wiem co robisz! – Sonia krzyknęła ponownie ze śmiechem.
Wszyscy
roześmiali się i Matt poczuł ulgę po raz pierwszy od wielu dni.
Dania
znikały ze stołu w zastraszającym tempie. Puree ziemniaczane, słodki groszek, sałatka,
pieczeń i ciemny sos były docenione głośnymi pomrukami uwielbienia i cichymi
komentarzami. Stukot sztućców o talerze był komfortujący, a przekomarzania przy
stole relaksujące.
– Mamo czy
mnie się wydaje, czy to szarlotka tak pachnie? – zapytał Bryan odpychając od
siebie talerz z lekkim westchnieniem i rozglądając się za czymś jeszcze do
jedzenia.
Kobieta
uśmiechnęła się aprobująco.
– Tak, twój
ojciec mnie namówił – przyznała. – Im szybciej się uwiniecie ze sprzątaniem ze
stołu, tym szybciej dostaniecie deser!
Kyle i Bryan
wręcz zerwali się z krzesełek. Pięć minut później Matt musiał odgonić ich
łapska, żeby nie zwinęli i jego talerza z niedokończonym jedzeniem.
– Dalej
Matt! – popędził go ojciec z uśmiechem, ale stanowczym spojrzeniem. Może nie
był tak spostrzegawczy jak jego matka, ale nie był głupcem i znał swoich synów.
Nawet kiedy się nie wtrącał, to mogli mieć pewność, że stał za nimi murem. – Idź
pomóc matce, a Kyle w tym czasie opowie mi o projekcie mostu, który robi dla
sąsiedniego miasta.
Trudno było
polemizować z tym łagodnym, ale stanowczym poleceniem. Matt wymusił uśmiech na
pożytek trzech towarzyszących mu mężczyzn i zabierając swoje naczynia zniknął
za drzwiami kuchni.
Matka Matta
obdarzyła go uśmiechem i wskazując wielkim nożem zmywarkę zakomenderowała:
– Włóż to kochanie
od razu do mycia, dobrze?
– Tak. Znam
dryl mamo – Matt przewrócił oczami.
Niepokój
sprawiał, że wręcz czuł wyczekiwanie w powietrzu. Zawsze ciepła, przytulna
kuchnia matki tym razem nie pomagała na gulę lodu w jego gardle.
Sonia Tomson
była cierpliwa. Pokroiła szarlotkę, naszykowała kubki do kawy i włączyła
ekspres, cały czas podśmiechując się pod nosem i nucąc.
– Nie chcę o
tym gadać! – palnął w końcu Matt nie wytrzymując. Z złością zaczął zeskrobywać
odpadki z talerzy i wciskać je dość brutalnie do zmywarki. Jego matka tylko rzuciła mu karcące
spojrzenie.
– Tym
bardziej powinieneś – oświadczyła sucho. – Zabicie mojej zastawy stołowej na
pewno nie pomoże.
Matt
wykrzywił twarz niezadowolony, czując się jak skarcone dziecko.
– To nie
takie proste…
– A kiedy
jest? – prowokowała go z niewinną miną.
– Zakochałem
się…
– I dlaczego
to brzmi jakby to była najgorsza rzecz jaka mogła cię spotkać w życiu? –
zapytała szczerze zaskoczona. – Ta osoba nie odwzajemnia twoich uczuć?
– Nie –
zaprzeczył automatycznie Matt czerwieniąc się po korzonki włosów. – To nie o to
chodzi!
– A więc o
co?
Wściekły i
rozkojarzony wytarł dłonie w kuchenną ściereczkę ciskając ją na blat. Z złością
spojrzał na swoja piękną matkę.
– O to, że
ja nie chce być w nim zakochany! – warknął.
Jeśli
spodziewał się szoku czy zaskoczenia ze strony swojej matki, to srodze się
zawiódł. Wściekłość w jej ekspresyjnych szarych oczach zszokowała go jednak
niepomiernie.
Stanęła
wyprostowana na całą swoją niewielką długość i z rękami wspartymi na krągłych
biodrach zgromiła go wzrokiem.
– Co z tobą
jest nie tak? – zapytała. – Nie sądziłam, ze wychowałam głupich synów!
– Mamo! Ja
chcę tego co masz ty i tata. Normalności i rodziny.
– Do tego
trzeba być normalnym, ty idioto – palnęła go w muskularne ramię. – Odrzucając uczucia,
w pogoni za jakąś wydumaną mrzonką, kiedy szczęście masz pod nosem, to szczyt
debilizmu.
– Ale to
jest mężczyzna – odparował nie chcąc ustąpić, ale też nie potrafiąc
wyartykułować swoich prawdziwych obaw i wątpliwości. – To nie miało być tak!
Kobieta
uniosła swoje perfekcyjnie wydepilowane jasne brwi ze zdziwieniem.
– A ja
myślałam cały czas, że ty chciałeś po prostu być szczęśliwy z kimś kto będzie
cię kochał – powiedziała ze smutkiem. – Najwyraźniej się myliłam.
Matt usiadł
ciężko przy kuchennym stole. Dławiło go w gardle i trzęsły mu się dłonie.
Wszystko co zjadł ciążyło mu w żołądku niczym ołów. Spojrzał na patrzącą na
niego wyczekująco matkę.
– Nie
spodziewałem się… nie wiedziałem… nawet miłość Kyla i Bryana nie przygotowała
mnie na to… to wszystko – przyznał z zamyśleniem. – Miało być całkiem inaczej.
Z ciężkim
westchnieniem jego matka podeszła do niego, przeczesując jego gęste, ciemne
włosy w pocieszającym, pełnym uczuć geście.
– Inaczej przekłada się u ciebie na gorzej?
Matt
potrząsnął głową w zaprzeczeniu i obejmując ją ramieniem w pasie w tulił się w
jej brzuch.
– Nie ufam
sobie. Boję się, że stchórzę i skrzywdzę go jeszcze bardziej…
– Każdy się
boi z tego czy innego powodu, ale tylko tchórze nie próbują.
– Nawet nie
wiem czy mi wybaczy, to jak go potraktowałem.
– Jeśli mu
zależy to wybaczy, jeśli nie wybaczy, twój problem sam się rozwiąże –
stwierdziła twardo i bezkompromisowo. Matt uśmiechnął się pod nosem. – Dobre,
pomysłowe czołganie i całowanie po tyłku, też nie może zaszkodzić – dodała
ze śmiechem.
Matt
zaczerwienił się. Jego własna wyobraźnia była jego największym wrogiem. Matka
ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy.
– My mówimy
o Redzie, prawda? – zapytała stanowczo. Rumieńce na twarzy jej syna tylko jeszcze
się pogłębiły, dzielnie jednak potaknął.
– Taak.
Uwierzysz? Zakochałem się w Donatello…
Sonia Tomson
ucałowała go w czoło z uczuciem i szerokim uśmiechem.
– Wiem!
Tylko ty jeden zwracasz się do niego po imieniu.
Tanecznym
krokiem znów nucąc podeszła do ekspresu nalewając aromatycznej kawy do kubków.
Matt nabrał powietrza do płuc.
– Mamo? – zapytał,
czekając aż na niego spojrzy. – Co ludzie powiedzą? Dwóch twoich synów związało
się z mężczyznami.
– Dwóch
moich synów wybrało szczęście – oświadczyła twardo. – Mogą mi tylko zazdrościć.
Posyłając mu
pocałunek w powietrzu, chwyciła talerz z ciastem i ruszyła do jadalni.
– Panowie! –
wrzasnęła. – Jesteśmy mi winni po piątce!
Matt
zdębiał. Poderwał się od stołu gapiąc się na stojącą w progu kobietę.
– Plotkowaliście
o mnie za moimi plecami? – zapytał z niedowierzaniem.
– No ba! – Zniknęła
za drzwiami mrugając do niego łobuzersko.
***
– Dobra!
Jaki masz plan? – Bryan nawet nie czekał aż zamkną się za nimi drzwi ich domu i
już przystąpił do ataku, wpychając opierającego się brata do kuchni.
Matt zbladł.
Nie był jeszcze gotów na jakikolwiek krok ani nie wiedział co robić, żeby
stworzyć sobie choć maleńką szansę u Donatello. Po minach swoich współlokatorów
wnioskował jednak, że wyboru nie ma.
– Nie mam
planu – przyznał niemrawo.
– To lepiej
jakiś szybko wymyśl albo ci dokopie – obwieścił Kyle śmiertelnie poważnie.
– Ale co mam
zrobić? Donny mi nie daruje!
– Donny? –
zapytał Bryan podchwytliwie szczerząc zęby jak kretyn. Matt miał ochotę
trzepnąć samego siebie.
– Daruj
sobie, proszę cię! Ja tu mam naprawdę poważny problem. Ten facet nawet nie daje
mi szans, abym go przeprosił. Jak mam przekonać go, że traktuję go poważnie i
chcę, aby dał mi szansę żeby to udowodnić!?
– Zaproś go
na randkę – stwierdził Kyle ze wzruszeniem ramion, jakby to miało być
oczywiste. W końcu sam tak zdobył serce Bryana.
Matt wybałuszył
na niego oczy. Tysiąc opcji i myśli przeleciały mu przez umysł jak błyskawica. Z
trudem przełknął dławiącą go gule w gardle i parząc na nich bezradnie
zwerbalizował swoją największą obawę.
– A co jak
się nie zgodzi?
– Nie
dowiesz się jeśli się nie zapytasz – padło chrapliwe stwierdzenie od drzwi. Donatello
zaspany, rozczochrany i seksowny stał wsparty o framugę drzwi kuchennych, z
ramionami ciasno zaplecionymi na piersi. Bez koszulki, w bokserkach wyglądał
jak grzech na dwóch nogach.
Cała trójka
podskoczyła zaskoczona.
Matt chciwie
i ze strachem spijał jego widok jak uzależniony idiota, którym był. Na drżących
nogach podszedł do nieruchomo czekającego mężczyzny.
– Czy
zgodzisz się, abym wziął cię na randkę? – zapytał ochryple gwałtownie
przełykając. Don wbił w niego swoje krystalicznie zielone oczy.
– Tak –
odparł po prostu.
Matt zachwycony
i praktycznie na rauszu od zalewającej go ulgi, chwycił szczupłą twarz w dłonie
i obsypał ją drobnymi pocałunkami. Chichot za plecami ochłodził go trochę, ale
i tak musiał skraść siarczystego całusa z tych kuszących ust.
– Czekaj na
mnie o dziewiątej, dobrze? – spytał entuzjastycznie, z zapartym tchem.
Don skinął
tylko głową poważnie nie komentując później pory.
Matt nie
czekał już dłużej tylko wypadł z domu, planując gorączkowo.
***
Donatello nie
nastawiał się absolutnie na nic decydując się na randkę z Mattem. Po prostu
chciał dać sobie samemu jeszcze jedną szansę. Jak zakochany idiota nie
przestawał się łudzić, że może jeszcze coś z tego będzie. Że może Matt obdarzy
go szczerym uczuciem i pokocha, bo dostrzeże jakim wartościowym człowiekiem
jest.
Randka,
którą zorganizował dla nich Matt wprawiła jego umysł w całkowity szok.
Gruby koc
wyścielał podłogę altanki na jeziorku w parku, w którym pocałował go pierwszy
raz. Jedna samotna, gruba świeca stała na wąskiej ławeczce przymocowanej
wewnątrz, rozpraszając gęstniejący mrok. Obok stał sześciopak piwa i taca
przekąsek kupionych w delikatesach.
Zamiast słów,
przeprosin i rozmów były głodne pocałunki i zachłanne pieszczoty. Matt zamierzał
chyba doprowadzić go do szaleństwa i wybłagać przebaczenie wielbiąc jego ciało.
Jego dłonie były chciwe i niecierpliwie. Koszulka już dawno leżała gdzieś w kącie, a
teraz praktycznie zdzierał z niego jego jeansy.
– Ktoś nas
może przyłapać – zaprotestował niezbyt przekonywująco Don, zachłystując się
powietrzem, kiedy wilgotne gorące usta znalazły jego wrażliwy sutek.
– To co? – odmruknął
Matt, zdejmując swoje ubranie w kilku zdecydowanych ruchach. – Najwyżej uciekną
z krzykiem.
–
Zwariowałeś… – stwierdził patrząc z fascynacją jak blask świecy malował na
pięknym ciele jego kochanka kuszące cienie.
– Na twoim
punkcie – przyznał prostolinijnie Matt liżąc wilgotną ścieżkę w dół jego piersi
i brzucha. Zatrzymał się dopiero kiedy jego język dosięgnął czubka jego
przekrwionego, twardego członka i zaczął go lizać jak lizaka. Głośny, głuchy
jęk wyrwał się Donatello z gardła. Jak w transie wplótł palce w czekoladowe,
gęste włosy i patrzył zahipnotyzowany na sprytny język torturujący go
niewprawnymi, ale entuzjastycznymi pieszczotami.
– To nie
potrwa długo – ostrzegł lojalnie. Matt spojrzał na niego rozpalonym wzrokiem.
– O nie,
jestem ci winien mój dziewiczy tyłek – zaprotestował stanowczo, choć z sercem walącym
mu niespokojnie w gardle.
– Matt – Donatello
klęknął tuż przy nim. – Nie musisz…
– Wiem, że
nie muszę. Problem z tym, że chcę tego tak cholernie bardzo, że będę błagał
jeśli sobie zażyczysz.
Zszokowany Don
nie umiał przetworzyć w pierwszym momencie jego słów. Dopiero chłód naciąganej
na jego rozpalonego do czerwoności penisa prezerwatywy przywrócił go do
rzeczywistości.
– Jak to
zrobimy? – zapytał Matt ochrypłym głosem wręczając mu tubkę z żelem. Don nie
potrafił zaprotestować ponownie, choć pewnie powinien.
– Klęknij przede
mną – zakomenderował, obejmując Matta w pasie i przyciągając jego plecy do
swojej piersi. Kolanami rozszerzyły mu nogi przyciągając jeszcze bliżej do
siebie. Jego członek łkając radośnie grubymi kroplami, otarł się między
pośladkami jego partnera. Obaj mężczyźni mruknęli z aprobatą.
Od tego
momentu już nie było drogi powrotu. Każda pieszczota jaką kiedykolwiek pragnął
użyć na swoim mężczyźnie zmieniła się w rzeczywistość. Masował, lizał, ssał i
pieścił potężne ciało swego kochanka. Jego usta znalazły czuły punkt Matta na
karku i zadręczały go podniecającymi pocałunkami. Jego dłonie ugniatały prężne
mięśnie jego piersi, brzuch i pośladków. W końcu rozpalony tak bardzo, że obawiał
się, że straci panowanie nad sobą, ujął piękny członek, jęczącego Matta w jedną
dłoń, a palcami drugiej ręki zaczął podstępnie wkradać się do jego wnętrza.
– O Jezu! –
wymamrotał nieprzytomnie Matt, poruszając biodrami i nabijając się na dręczący
go palec. – Nie możemy tego przyspieszyć? – zapytał z nadzieją sięgając do tyły
i przyciągając go do siebie za szczupłe biodra.
– Nie,
kochanie – Don używając więcej żelu wślizgnął drugi palec w jego drgający i zaciskający
się odbyt. – Bolało by jak jasna cholera!
– Oooch! – Matt
odrzucił głowę do tyłu kładąc ją na ramieniu Dona. – Donny? Czy to źle, że ja
lubię jak tak trochę piecze?
Don chwycił
opuchnięte usta w gorący, namiętny pocałunek, przyprawiając ich obu o zawrót
głowy. Wystarczyło to aby rozkojarzyć Matta i wsunąć trzeci palec do jego
rozpłomienionego, ciasnego wnętrza.
– Nie
kochanie… absolutnie nie.
Nie mogąc
czekać już ani trochę dłużej popchnął Matta lekko do przodu i przyłożył czubek
penisa do lśniącego, drgającego niecierpliwie otworu.
– Jesteś
tego pewien kochanie? – zapytał dając jeszcze jedną szansę Mattowi na ucieczkę,
jego przyjaciel parsknął tylko, wyraźnie zniecierpliwiony i oburzony
opóźnieniem.
– Rusz
tyłek, bo jak będzie moja kolej też będę cię tak szczuł – zażądał ochryple,
wypychając biodra do tyłu, próbując się nabić na jego pulsujący organ.
Obaj syknęli,
kiedy cała żołądź minęła pierwszy okrąg mięśni. Dla Donatello to był od tego
momentu szum, rozkosz w czystej postaci i krew buzująca w jego lędźwiach. Jak w transie
patrzył na piękne muskularne pośladki pracujące przy każdym jego pchnięciu. Nie
wyobrażał sobie piękniejszego widoku niż swój członek znikający w pięknym ciele
swojego ukochanego.
Orgazm pełznął
wzdłuż jego kręgosłupa, kurcząc jego jądra w zastraszającym tempie,
Mocno i intensywnie
zaczął pieścić śliski członek Matta. Obejmował go z całych sił, chyba nawet
odbierając mu oddech. Matt jednak nie protestował. Jak mantrę za to powtarzał.
– Tak, tak,
tak, tak, tak…
– Już! – zażądał
wbijając się po jądra w swojego mężczyznę. Gorąca sperma wypełniła jego garść w
tym samym momencie co on wypełnił swojego kochanka.
Z głośnym
krzykiem ich ciała naprężyły się, a ich umysły odpłynęły z nadwrażliwych od
przeżywanej rozkoszy ciał.
Dopiero po
chwili Don otrząsnął się na tyle by zorientować się, że praktycznie miażdżył Matta
w swoich ramionach. Serce mężczyzny waliło tak mocno w jego piersi, że czuł je
pod dłońmi. Fale rozkoszy przepływały nadal przez ich ciała, a chłód wody
studził ich spoconą skórę. Matt położył mu głowę na ramieniu i z cichym jękiem,
pocałował jego policzek.
– Donny… –
wyszeptał ochryple. – Daj mi szansę,
abym był twoim Happy Endem…
Przez moment
paraliż unieruchomił ciało Dona, a jego serce zgubiło rytm. Wiedział jednak, że
mogła być tylko jedna odpowiedź.
– Bez ciebie
kochanie, nie będę miał żadnego Happy Endu.
Matt wypuścił
z sykiem wstrzymywane powietrze. Rzucił ich na koc i obcałował swojego mężczyznę
śmiejąc się radośnie.
– Dziękuję –
szeptał między pocałunkami.
AkFa
Strasznie się cieszę z Twojego nowego opowiadania... zaglądam na tą stronę regularnie i z niecierpliwością oczekuję tego co napiszesz. Co mogę dodać - kocham Twoje opowiadania maja w sobie coś magicznego i pozytywnego mimo wszystko - Oby tak dalej nie zabrakło Ci weny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za piękny komplement i zapraszam jak najczęściej! :) Weny mi nie brak, ale godzin w dobie :D
UsuńPozdrawiam i czekam na wrażenia z nowego opowiadania.
To było na wpół romantyczne i na wpół zabawne. Z początku to się śmiałam, kiedy Matt wspominał jak kombinował, żeby nie spotkać Dona. Później też było kilka sytuacji zabawnych.
OdpowiedzUsuńBrat i przyjaciel chcieli mu zrobić niespodziankę ze wspólnym zamieszkaniem, a on się zdenerwował i poczuł odsunięty. Z tym że to on się odsuwał i to dlatego, że coś do Reda poczuł. Usilnie odpychał od siebie tego mężczyznę, a los i tak z niego zadrwił. :D
Red jest uroczy. Smutno mi było, jak cierpi, ale wiedziałam, że długo Matt nie może się mu opierać. Sama bym mu się nie oparła. I Don chciał stworzyć związek, rodzinę... Aż teraz przypomniało mi się to marzenie Matta, jak widział w wyobraźni swojego rudzielca z ich synem. Rozczuliłam się widząc teraz ten obrazek w głowie. Jeszcze dać im małą córeczkę i obraz się dopełnia. Mijają lata, a oni ciągle razem.
Dobra, bo siedzę i myślę o nich wiele lat później, zamiast pisać dalej.
Uwielbiam rodziców Matta i Bryana. Tacy rodzice powinni być. Nie wyrzucać z domu syna, bo jest gejem. Tylko chcieć dla niego szczęścia. Niech będzie z kim chce, byle był kochany i kochał. Bo życie bez miłości w pustym związku, jaki by Matt stworzył z kobietą, by go tylko zniszczyło.
W ogóle jak zawsze seks świetny, pocałunki sprawiają, że mam gęsią skórkę, a scena w altanie ta pierwsza, jak się szarpali bardzo mi się podobała. Dokładnie w głowie widziałam tą sytuację, jakbym oglądała film. Natomiast sama końcówka opowiadania słodka. Taka jaka powinna być. Kocham szczęśliwe zakończenia. Ewentualnie mogłoby być nieszczęśliwe, ale pod warunkiem, że byłaby kolejna część. Na przykład spotykają się po kilku latach. Jeden z nich jest żonaty... (przerywam, bo zaraz wpadnę na jakiś pomysł i zechcę go realizować, a na razie nie chcę nic nowego pisać):D
Co jeszcze chciałam powiedzieć? Hmmm... Samo to, że napisałaś "Mój chłopak jest gejem" w dwie noce i tak się dla nas poświeciłaś (pisanie jest przyjemne, ale ciężka to praca wbrew pozorom) sprawia, że mam ochotę wybudować Ci ołtarzyk. Zresztą głównie za twoje opowiadania. Za tą romantyczność i piękne historie, jakimi się z nami dzielisz. I zawsze będę Ci wdzięczna, że postanowiłaś pisać po polsku. Inaczej nigdy bym się, i nie tylko ja, nie zapoznała z Twoimi tworami. Powinno być więcej takich opowiadań po polsku. :D
Życzę Ci dużo weny oraz czasu. Niech doba ma 48 godzin. :D
Dziękuję ci, dla samego czytania twoich komentarzy warto pisać! Nieraz kiedy piszę sama mam w głowie te sceny jak film :) zawsze byłam przekonania, że jeśli nie jestem w stanie czegoś sobie wyobrazić, to nie będę w stanie tego przekonująco napisać :P
UsuńPrzyznam, że jestem pazerna w swoich pracach. Ja chcę tam mieś wszystko! Co prawda nie kiedy nie da się, ale to nie oznacza, że nie będę się starać.
Nie chcę żeby ludzie patrzyli na moje opowiadania przez pryzmat własnego życia, chcę żeby patrzyli na swoje życie przez pryzmat moich książek.
Chcę, aby każdy chciał więcej, mocniej i nie zadowalał się byle czym.
Jeśli chodzi o rodziców; cóż, to proste :D moi czytelnicy kiedyś będą lub już nawet są rodzicami i być może, moje opowiadanie da im do myślenia ;)
Dziękuję, że czytasz moje opowiadania
Pozdrawiam cieplutko
jednym slowem: wow! w dwa dni napisac ponad czterdzieci stron to jest cos! jestes wielka! powinnas byc wzorem dla tych ktorzy tez pisza (na pewno juz jestes) :D
OdpowiedzUsuńMatt zarobil u mnie kilka ujemnych punktow. jak mogl tak bezczelnie wyprzec sie mojego 'malego' kochanego Dona :< a Red tez za szybko mu wybaczyl. powinien dac mu do wiwatu i pozwodzic go troche.
rozwalily mnie zaklady chlopakow i rodzicow hehe o ile dobrze pamietam to w pierwszej czesci tez wygrala mamunia. wzbogacila sie kobieta :D no i Matt i Bryan maja wspanialych rodzicow. widac ze zawsze moga na nich liczyc. zawsze beda ich wspierac. kazdy chcialby miec takich rodzicow.
planujesz cos jeszcze o nich skrobnac? cos typu 'dwadziescia lat pozniej'? :D
duzoduzo weny i wlasnie zeby dobra trwala 48 godzin albo i dluzej! pozdrawiam Jessica Jung :)
Z pisaniem jest tak, że czasem musisz pisać i nic nawet sen nie jest w stanie stanąć ci na drodze. Zastanawiam się jak to się stało, ale przez długi czas nie miałam pomysłu na historię tych panów. Z doświadczenia wiem, że wymyślanie na siłę nic nie da (no może po za stekiem bzdur) Kiedy więc ostatecznie zaczęłam pisać, nie mogłam przestać i pomysły same mi się sypały. Właściwie nie nadążałam za nimi :P
UsuńJest pewna możliwość, że jeszcze coś się dla nich kryje w przyszłości :D Chcę, aby moje prace miały sens i znaczenie. Biorąc więc pod uwagę sytuację par jednopłciowych w Polsce odnośnie adopcji dzieci, pewnie napiszę coś na ten temat. Ale to w przyszłości...
Muszę też koniecznie nadmienić, że bez twojej pomocy w betowaniu, moje prace nie byłyby takie dobre!
Dziękuję i pozdrawiam cieplutko!
"powinnas byc wzorem dla tych ktorzy tez pisza (na pewno juz jestes)" Dla mnie jest. :D
OdpowiedzUsuńA co do zakładów, to jedna osoba wrzuciła mi raz link z Demotywatorów: http://demotywatory.pl/3867309/Rodzice
To jest chyba jeden z najlepszych komplementów jakie mogłam otrzymać!
UsuńDziękuję ci niezmiernie bardzo
Buźka dla was obu :*
Ja zgadzam się z Luaną! ^^ Super piszesz i mam nadzieję, że będzie więcej :) Chciałabym żeby twoje opowiadania wydrukowało jedno z wydawnictw. Wielu ludzi zmieniłoby wtedy nastawienie do osób homo i wielu innych, miłość to miłość. :) Czekam na następne twoje wypociny! ^^ WENY!
Usuńps: Ja tutaj wchodzę codziennie nawet po 2 razy! XD U mnie to mania jak się nabiorę na bloga! ^^ Czytam opowiadania wielu osób i BARDZO TRUDNO byłoby mi powiedzieć które jest najlepsze! ;) Wszystkie coś w sobie mają. Blog Luany, Ay, Yasna, obseji i wielu innych w którym jesteś TY! ;) WENY !! ^^
Pracuję nad drukiem moich ebooków. Cierpliwości więc :D I dziękuję, że mnie zaliczasz do ulubieńców. Może inni twoi znajomi też się skuszą.
UsuńJa zapraszam z całego serca.
Mam nadzieję, że wszystkie moje opowiadania ci się spodobają równie mocno.
Pozdrawiam cieplutko :)
Wszystkich nie czytałam, ale się biorę do roboty jak tylko będę miała chwilę wolną. ;)
UsuńZgadzam się, że Red za szybko wybaczył i mógł potrzymać Matta w niepewności, ale sam był spragniony bycia z nim i nie pewnie nie chciał się męczyć.
OdpowiedzUsuńKolejne bardzo dobre opowiadanie. Wciągasz czytelnika w tekst od początku do końca.
Nie przestawaj pisać, bo jesteś w tym coraz lepsza. :)
Ella
Wiesz, karzesz wówczas nie tylko ukochaną osobę, ale i siebie :D Chciał szansy więc i sam ją musiał dać :D
UsuńDziękuję i mam nadzieję, że kolejne również ci przypadną do gustu ;)
Zapraszam i pozdrawiam
AkFa
Trafiłam do Ciebie wczoraj i powiem jedno: Dziękuję Ci kobieto za wprowadzenie do mego życia tyle romantyzmu, iskier, nadziei i uśmiechu. Czytając Twoje opowiadania czuję, nadzieję, że świat może być dobry i mój brat w końcu po serii nieudanych związków z chłopakami znajdzie swoje szczęście, a nasi rodzice kiedyż go zaakceptują tak jak ja to zrobiłam.
OdpowiedzUsuńMarzena.
Piszę moje opowiadania, bo sama żyję przekonaniem, że świat MOŻE być lepszy. Wszystko zależy od nas samych...
UsuńJa również cieszę się, że do mnie trafiłaś i że moje opowiadania sprawiły, że poczułaś się lepiej. Mam nadzieję, że i brat się skusi na nie.
Jesteś wspaniałą osobą skoro zaakceptowałaś go takim jakim jest i jeśli nawet wasi rodzice nie będą w stanie tego zrobić, jest pewne, że ty i może kiedyś twoje dzieci będę lepszymi, bardziej świadomymi rodzicami.
Pozdrawiam cię bardzo serdecznie. Mam nadzieję, że będziesz wpadać tutaj regularnie.
AkFa
Dopiero teraz przeczytałam to opowiadanie z powodu braku czasu, ale poświęcam chwilkę na pozostawienie po sobie komentarza, żebyś wiedziała, że jestem i czytam :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest bardzo pozytywnie nakręcające. Zabawne sytuacje tylko je jeszcze bardziej podkreślają i sprawiają, że staje się bardziej wyraziste. To kiedy Matt unika Donatello jest przekomiczne. Wszystkie jego wykręcania...Ach! Potem z kolei Don unika Matta. Wymyśla te wszystkie wymówki i sprawia, że się prawie w ogóle nie widują. To było na prawdę zabawne.
Moment, w którym Matt w końcu uświadamia sobie jak bardzo jest zakochany w Redzie i to jak bardzo go skrzywdził był cudowny. Rozmowa z mamą w kuchni, no i... kolejny zakład :D CUDO!!!
Przy końcówce miałam ochot śmiać się i jednocześnie płakać ze wzruszenia i szczęścia. Twoje opowiadania pokazują, że świat mógłby być lepszy gdyby tylko ludzie chcieli go zmieniać na lepsze.
Reasumując, myślę, że to opowiadanie zapadnie mi w pamięć, ponieważ jest niesamowite! Uwielbiam Twoich bohaterów i to jak różni są, a mimo to potrafią się świetnie dogadywać i zakochiwać w sobie! <3
Nic lepszego po prostu nie jest możliwe :)
Pozostaje mi tylko POGRATULOWAĆ pomysłów. Życzyć mnóstwo weny i czasu na samodoskonalenie się i dalsze pisanie.
Pozdrawiam- Desire :*