piątek, 25 maja 2012

Frustracja...

Jestem troszkę sfrustrowana... ale cóż, jak to się mówi: życie.
Postanowiłam więc sfrustrować też troszkę moich czytelników :D
Ale po kolei...
Nie wiem właściwie czy powinnam się tu żalić, ale nie powiem byłam dziś trochę zaskoczona. Z drugiej strony ten blog powstał właśnie z myślą o tym, że będę się dzieliła z moimi czytelnikami moją przygodą z pisaniem. 
A jak wiadomo to nie tylko przyjemność! Chyba więc powinnam pisać tak o dobrym jak i o złym. 
Ach, może przesadzam...
Sami oceńcie.
Jak wam pewnie wiadomo, jakiś czas temu prosiłam o głosowanie na mojego ebooka, bo bierze udział w konkursie na ebooka miesiąca...
I wyglądało na to, że kilkoro (85 osób) się skusiło na fragment (który jest prawie połową ebooka) i paru (20) na głosowanie na mnie.Długi czas byłam pierwsza! Co oczywiście bardzo mnie cieszyło. Przecież chyba dziwne nie jest. 
Jak to wiadomo w konkursach bywa sytuacja się zmienia płynnie. Wiadomo nie jestem sama. Przez ostatni chyba tydzień (konkurs się zbliża do końca o ile się orientuję) ranking się zmieniał. Normalne.
Co prawda, ja się przykładałam do promocji mojego ebooka, w końcu zależy mi na nim i na mojej pracy, prawda? Więc ciągle uaktualniam linki na Facebooku, Google+ i Twitterze. Rozsyłam zaproszenia i tak dalej... wiadomo podstawy promocji, zresztą zgodnie z radami Wydaje.pl. Tak więc wciąż jeszcze się zdarza, że ktoś głosuje. Dziś jednak chyba ktoś doszedł do wniosku, że oszukuję i że zawyżam sobie głosy. Plus dostałam dwie złe recenzje i złą ocenę, aby obniżyć mi główną ocenę.
Cóż....
Nie wiem co myśleć?
 No i stąd moja frustracja!
Ale, co tam :D 

Żebym nie była sama w tej frustracji, prezentuję wam - chyba jedyne opowiadanie, które miałam zamiar napisać bez szczęśliwego zakończenia!
Mój virtualny przyjaciel zaprotestował jednak stanowczo, domagając się Happy Endu! :D
A wy jak myślicie?

Budka z pocałunkami
Bez happy endu?
By AkFa
Wszelkie Prawa Zastrzeżone©AkFaAnglia2012

Cory przygładził włosy po raz setny, upewnił się, że jego idealnie wyprasowana biała koszulka była schludnie wsunięta za pasek jego nowych, ekstraciasnych jeansów i wytarł spocone dłonie o nogawki. Lekko drżącą dłonią pogładził małe, śliczne bileciki leżące na stoliku przed nim.
To był jego wóz albo przewóz.
Sama myśl o nich przyprawiała go o dygot serca i prawie bolesny wzwód. Musiał być opanowany, aby móc zrealizować swoje marzenie. Podniecenie wcale w tym nie pomagało, zalewając jego głowę obrazami i rojeniami. Był zdeterminowany i stanowczy. Nieważne, jak bardzo mdliło go z nerwów. Jak bardzo drżały mu kolana i jak chaotycznie waliło jego serce. Nic go nie mogło powstrzymać. Nic.
Nawet dławiący go w gardle strach.
Przez mały momencik jeszcze pozwolił sobie na zamknięcie oczu i przełknięcie obaw przez boleśnie ściśniętą krtań. Bał się tak bardzo, że chciało mu się płakać i wymiotować jednocześnie, ale nie dość, żeby się poddać, zanim jeszcze zrobił to, czego pragnął najbardziej na świecie. Musiał znów sobie powtórzyć, że ze sobą już nie walczył. Z sobą już wygrał. Teraz był tylko i wyłącznie skazany na walkę z innymi.
A tej się nie obawiał.
Był śliczny. Tak bardzo, jak to działało na jego niekorzyść czasami, tak bardzo miał zamiar tym razem wykorzystać to, aby zyskać przewagę. Może nie każdemu by się podobał, ale większość ludzi i tak czuła w jakiś dziwny sposób pociąg do niego. Delikatna, szczupła budowa ciała. Niebieskie oczy, ocienione firanką jasnych, długich rzęs i pełne różowe usta. Czego tu nie lubić? Blond grzywka modnie przycięta, aby zawadiacko opadać na jego wysokie czoło. Kosmyki, rozjaśnione i lekkie, okalały jego szczupłą twarz. Ciasnymi, dopasowanymi ubraniami podkreślił wszystkie swoje walory i choć nie był w żaden sposób standardowo przystojny, to właśnie fakt, że nic tak naprawdę nie dało mu się zarzucić, było największym atutem Cory’ego.
Długi, wolny oddech i wypuszczenie z sykiem powietrza było jego ostatnim przyznaniem się do słabości. Od tego momentu nie czuł nic, tylko i wyłącznie pewność siebie i stanowczość.
Był gotów.
Och, jak cholernie bardzo był gotów. Gdyby był gotów jeszcze tylko odrobinę bardziej, nie mógłby chodzić bez uszkodzenia sobie czegoś istotnego w tych ciasnych jeansach. Istniało też pewne ryzyko, że nie wpuściliby go do parku z tak obscenicznym wzwodem.
Tylko spokojnie…
Ludzie roześmiani i na wpół pijani omijali go, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, kiedy zdecydowanym, spokojnym krokiem zmierzał do celu. Każdy bawił się, jak tylko mógł, bez umiaru. W końcu znalezienie się tutaj kosztowało ich niemałe pieniądze. Każdy z nich chciał uchodzić za wspaniałomyślnego filantropa. Darczyńcę o złotym sercu. Prześcigali się w swojej dobroci, kiedy w rzeczywistości walczyli z przyjaciółmi i współpracownikami, bo żaden z nich nie chciał się okazać gorszy. Szkoda tylko, że żaden z nich nie myślał o faktycznym celu tej imprezy, i że połowa zebranych datków szła na zapłacenie za ich niewybredne zabawy i umiłowanie do drogich trunków i jedzenia. Nikt lepiej niż Cory o tym nie wiedział. Sam był jednym z organizatorów.
Nie przyniosło mu to popularności, o nie. Jego sugestie, aby ograniczyć wydatki do minimum, spotkały się z złośliwymi komentarzami i śmiechem.
Cory parsknął ironicznie pod nosem. Co go obchodziło zdanie tych nadętych bufonów? Sto metrów od niego znajdowała się jego nagroda. Za poświęcenie i ciężką pracę. Za dobre serce zdeptane przez ludzi, którzy nigdy nie powinni mieć władzy, aby to zrobić, ale i tak to robili.
Jego pięść samoistnie zacisnęła się na bilecikach. Pięć małych kwadracików, a zawierały w sobie jego pragnienia i marzenia. Władzę, której pewnie nigdy wcześniej i już nigdy później, nie będzie miał.
Ale to nic. Ten jeden raz wystarczy.
Im bliżej podchodził, tym ciszej wokół niego się stawało. Muzyka cichła, gwar i śmiech zlewały się z otoczeniem. Słońce zachodzące za linią drzew zabierało cienie. Gdyby ktoś z boku na niego patrzył, niewątpliwie pomyślałby, że jest maniakiem. Pewnie był. Zanim jednak zdecydował się na swój szaleńczy krok upewnił się, że wygra. Nie było wiele możliwości, aby nie dostał tego, czego chciał. Nie miał wyrzutów sumienia. Przecież ludzie, którzy go otaczali, robili dokładnie to samo co on. Brali to, czego chcieli. A jeśli nie mogli tego wziąć, sprawiali, że było im to ofiarowane.
Cory rozejrzał się i ocenił, ile kobiet stało w kolejce do budki tuż przed nim. Tylko trzy, ale wszystkie te, które odeszły, nadal stały w pobliżu, chichocząc i podśmiechując się. Ich oczu praktycznie nie odrywały się od osoby stojącej wewnątrz. Cory wcale im się nie dziwił. Sam miał ten sam problem.
Connor St. Charles był osobowością samą w sobie. Klasycznie przystojny, klasycznie elegancki, nieziemsko pewny siebie. Uchodził za mężczyznę, który brał, co chciał, nieczęsto schodząc z swojego piedestału i nie bardzo przejmując się maluczkimi. Oziębły i wyniosły, trzymał ludzi na wyciągnięcie ręki. Wzmagało to tylko pragnienie i pożądanie tłumów kobiet, wiecznie plączących się wokół niego. Jeśli coś dało się powiedzieć o nim z całą pewnością, to tylko to, że był oddany pracy. Wręcz do przesady. Każdy zaszczycony jego uwagą powinien czuć się szczęściarzem.
Jednym z największych osiągnięć Cory’ego było zmuszenie właśnie jego do stania w Budce z Pocałunkami.
Nie było łatwo, och nie. Nie było jednak opcji, aby Cory nie wygrał. Ich firma była w tym roku odpowiedzialna za organizację właśnie tej imprezy charytatywnej. Nowy odział onkologiczny w lokalnym szpitalu był bardzo bliski sercu ich szefa, który stracił żonę z powodu raka. To nadało całkiem nowego kierunku i znaczenia życiu człowieka poświęcającemu się do tej pory swojej pracy. Wielka rana w jego sercu miała być zaleczona właśnie akcją wspomagającą walkę z potworem, który zabrał jego ukochaną żonę.
Connor, posłuszny i najefektywniejszy pracownik firmy, nie miał wyboru, jak tylko się zgodzić. Przecież powinien dawać przykład. Wspierać tak szczytny cel. A poza tym, Connor nie był skłonny uginać się przed wyzwaniem, którym Cory uczynił to właśnie zadanie.
Jeden bilecik wart był stu dolarów. Pocałunek miał trwać minimum trzydzieści sekund, maksimum minutę. Connor nie mógł odmówić pocałunku osobie z bilecikiem. Osobie…. Czy raczej powinno się powiedzieć: kobiecie z bilecikiem.
Z założenia miało bowiem chodzić o kobiety…
A przynajmniej Cory pozwalał wierzyć wszystkim, że tylko kobiety miały kupować bileciki.
Och, kobiety kupowały i to jeszcze jak. W pewnym momencie zaistniała nawet obawa, że ich może nie wystarczać.
Cory jednak upewnił się, aby dla niego nie zabrakło. Jego było pięć pierwszych, choć niespodziankę dla Connora zostawił na koniec. Za dziesięć minut budka miała być zamknięta. A wtedy Connor wyjdzie z niej i zniknie bez słowa, zabierając jedyną szansę i nadzieję Cory’ego ze sobą.
Z walącym sercem Cory oblizał nagle mrowiące go wargi. Mimo że wcale nie było pewne, iż Connor go pocałuje, to nadal nie zmieniało to faktu, że jego ciało żyło tylko jedną myślą. Poczuć wąskie wargi, szerokich ust Connora na jego. Im bliżej było momentu, w którym Cory miał stanąć w drzwiach budki, tym spokojniejszy się stawał.
 Teraz lub nigdy.
Osiem minut. Ostatnia kobieta wyszła z głupawym uśmiechem na ustach. Oczy błyszczące i policzki zarumienione. Jej dwie przyjaciółki chwyciły ją za ręce, chichocząc jak maniaczki i ciągnąc na bok. Cory zignorował ich gorączkowe słowa i zdeterminowany stanął w drzwiach.
Żył, aby właśnie w tym momencie znaleźć się konkretnie w tym miejscu.
Tak bardzo jak Connora nie znosił i z trudem tolerował, tak bardzo był w nim zakochany. Życie z konfliktem w sercu było koszmarem na jawie. Niewiele mogło ten stan pogorszyć.
Mężczyzna stracił swój idealny wygląd. Jego policzki pokrywał lekki zarost po całym dniu spędzonym w ciasnym, upalnym pomieszczeniu. Idealna fryzura była rozczochrana setkami palców chciwie w nie wplatanych przez kobiety, które chciały wydobyć dla siebie jak najwięcej z pocałunku. Już dawno temu stracił krawat i nawet dwa pierwsze guziki jego śnieżnobiałej koszuli były rozpięte pod szyją. Wyglądał na zmęczonego i rozchełstanego, co pogłębiało cienie pod jego niebieskimi oczyma. Cory nie był pewien, czy kiedykolwiek widział go bez marynarki. Jak uzależniony chciwiec spijał widok przed swoimi oczyma. Bez zażenowania, bez udawania. Nie kryjąc się po raz pierwszy. Szerokie ramiona mężczyzny teraz były opuszczone i lekko przygarbione, a mimo to kryły w sobie siłę. Przez cienką koszulkę widać było, jak pracuje jego biceps, kiedy zrezygnowanym ruchem przeczesał czarne, elegancko przycięte włosy.
Nawet nie spojrzał w kierunku wejścia, stojąc prawie w zrezygnowanej pozie z wielkimi dłońmi wspartymi na szczupłych biodrach, kiedy Cory tam wszedł.
– Zostało tylko kilka minut, muszę się napić, więc… – Connor zaczął ponurym zniecierpliwionym tonem, odwracając się w stronę intruza i zamarł. Przez wieczność trwającą kilka sekund mężczyźni mierzyli się ponurym spojrzeniem. – Andrews, co ty tutaj robisz? – pytanie brzmiało jak świst bata. Mężczyzna często nie miał do niego cierpliwości, najczęściej nawet nie czekając, aż młodszy mężczyzna otworzy usta.
Cory nawet nie mrugnął powieką. Z zimnym spojrzeniem i aroganckim uśmieszkiem wyciągnął przed siebie dłoń, na której leżały zmiętoszone lekko, bileciki.
Oczy Connora przez chwilę wbijały się w niego jak stalowe ostrza, by wolno przesunąć się na wyciągniętą rękę. Cory widział jak wolno się rozszerzają z niedowierzaniem, zmieniając chłodny wyraz na totalny szok. Wielki znak zapytania wyskoczył biedakowi na czole. Cory śmiałby się na widok jego miny, gdyby nie obawiał się, że to tylko przyśpieszy kopanie jego tyłka.
– Moja kolej.
Szef Public Relations stracił całe swoje sławne opanowanie i podskoczył jak oparzony, nieadekwatnie do spokojnego tonu Cory’ego.
– Zwariowałeś? – Connor zapiszczał i zaskoczony własnym głosem, odchrząknął. Potrząsając głową z podejrzliwością, rozejrzał się nerwowo i z niedowierzaniem wokół nich. To jakiś żart był?
– Nie możesz mi odmówić. – Cory odparł tak spokojnie, jak tylko mógł. Niewiele czasu pozostało. Za parę minut Connor wyjdzie stąd i nic już nie da się zrobić. – Mam bilety.
– Są przeznaczone dla kobiet! – To było śmieszne, co ten idiota sobie wyobrażał?
– Umowa mówi, że nie możesz odmówić pocałunku osobie z biletem! Każdy bilecik to pocałunek. Nie możesz mi odmówić. Mam bilety! – Cory stanął przed małą rozdzielającą ich ladą. – Na kolejne pięć minut jesteś mój. – Bez ceregieli, chwycił przód koszuli Connora i przyciągnął zaskoczonego mężczyznę do siebie. Tylko kilka centymetrów wzrostu dzieliło ich na niekorzyść Cory’ego, teraz jednak nie miało to znaczenia. Determinacja dawała mu siłę i przewagę, której potrzebował. Szybkim sprawnym ruchem wepchnął bilety za kołnierz Connora. Ten zszokowany, odepchnął go lekko, jednocześnie starając się wyszarpnąć papierki zza koszuli, jakby go paliły. Z trudem umiał połapać się w sytuacji.
Arogancki, drwiący uśmieszek Cory’ego tylko spienił go bardziej. Zaskoczony i wytrącony z równowagi Connor zaklął cicho pod nosem.
Nie będzie robił z siebie idioty przy tym palancie.
Biorąc głęboki wdech, Connor pozbierał się wewnętrznie i przybrał swoje opanowanie i obojętność jak zbroję. Zawsze działało… do tej pory.
– Nie całuję mężczyzn! – stwierdził, rzucając bileciki pod nogi Cory’ego. Spojrzenie jasnoniebieskich oczu podążyło za nimi wolno, co sprawiło, że nagle wydało się Connorowi, iż opadają w zwolnionym tempie. Spojone i chłodne oczy Cory’ego nie opuściły ich lotu nawet na jedno mrugnięcie oka, błysk w nich pojawił się i zniknął równie szybko, posyłając dreszcz niepokoju po plecach Connora.
– Nie masz wyboru – padała zimna odpowiedź, nie pozostawiająca pola do dyskusji. – Zapłaciłem za pięć pocałunków i musisz mi je dać. Wybór nie należy do ciebie. – Właśnie tak, spokojnie i stanowczo. Jeszcze tylko pięć i pół minuty zostało. Właśnie minęło trzydzieści sekund jego cennego czasu.
Connor wyglądał, jakby miał wybuchnąć. Złością czy śmiechem, trudno było powiedzieć. Jego przystojna twarz mieniła się od emocji.
– Nie masz o czym marzyć. Zapłacę za twoje bilety – oświadczył z mocą, wpatrując się w stojącego naprzeciwko niego mężczyznę z niedowierzaniem. Tylko totalne zaskoczenie sytuacją sprawiło, że nie potrafił odnaleźć się w tych okolicznościach. – Chryste, nawet potrójnie, jeśli będzie trzeba.  – Connor miał nadzieję, że jego obrzydzenie było wystarczające i oczywiste. Wolał się jednak upewnić. – Nie całuję mężczyzn!
– Dlaczego? – Cory zapytał spokojnie z lekkim wyzwaniem w głosie. Szczupłe ramiona zaplótł na piersi, jego twarz miała być nieczytelna, ale wydawała się smutna. Jego cenny czas uciekał…
Connor myślał przez sekundę, że się przesłyszał. Jak mógł ten idiota zadać mu tak niedorzeczne pytanie?
– Co z tobą jest nie tak, Andrews? Nie lecę na facetów. Nie czuję żadnego pociągu do nich. To chyba oczywiste! Nie mam zamiaru więc całować żadnego! – Phi, kretyn.
Cory obrzucił go długim, pogardliwym spojrzeniem.
– Jesteś tchórzem… Nawet nie jestem pewien, czy mam być zaskoczony – powiedział, zanim wkurzony Connor zdołał otworzyć usta. – Pocałowałeś setkę kobiet, których nie znasz, na które nie lecisz, pewnie niektórych nawet nie lubisz, a mimo to twoja arogancja i męskie ego nie pozwoliło ci pokazać im drzwi. Kiedy masz pocałować mnie… pękasz…
Connor w ułamku sekundy był po drugiej stronie lady i potrząsał nim lekko. Cory przełknął serce, które raptownie znalazło się w jego gardle. Nie miał zamiaru się poddać. Sama bliskość tego człowieka zapierała mu dech w piersiach. To było takie niesprawiedliwe…
– Nie jestem tchórzem, ty mały, pokręcony…
– Więc mnie pocałuj… pięć razy – Cory roześmiał mu się w twarz z wyzwaniem w oczach.  – Tracisz mój cenny czas…
– Za chwilę ci…. – Connor zacisnął pięści na jego koszuli, praktycznie rozdarty pomiędzy zdrowym rozsądkiem a pragnieniem zdzielenia siostrzeńca swojego szefa w zęby.
– Zgodzę się na jeden pięciominutowy… – Cory złapał twarz Connora w zadziwiająco mocny uścisk, nie pozwalając mężczyźnie, aby odwrócił twarz, skutecznie zmuszając go do patrzenia w jego oczy.  – Boisz się?
– Czego? – parsknięcie Connora wyrwało mu się, zanim zdołał zbesztać się za chwycenie przynęty. Obaj dyszeli sobie w twarz. Z tym, że Cory wcale nie wyglądał na tak przejętego, jak powinien być.
– Jaką opinię wystawi twojemu pocałunkowi … inny mężczyzna?
– To ja decyduję o najlepszym pocałunku – Connor zmarszczył brwi lekko zagubiony. Całkiem zapomniał o tej cholernej kolacji z osobą, którą miał mianować zwycięzcą „Najlepszego pocałunku”.
– Więc całuj… kupiłem twoje pocałunki!
Bez sensu, bez sensu, bez sensu… co on sobie wyobrażał? Nie mógł tego zrobić, a tamten nawet nie powinien pomyśleć, że taka opcja istniała! Tylko dlaczego nie? Bo nie podniecają go mężczyźni… nie całuje się kogoś, do kogo nie odczuwa się pociągu… tamte całowane przez niego kobiety też nie pociągały go… – myśli jak tajfun przelatywały przez głowę Connora. Cory nadal arogancko patrzył w jego oczy. Zdawało się, że widzi wszystko, co działo się w jego głowie. Każdą niedorzeczną myśl, każde bezsensowne pytanie, nie mające miejsca w jego umyśle. Śmiejąc się z niego w duszy i drwiąc, podpuszczając jednocześnie. Nie miał zamiaru na to pozwolić.
Przytknął zaciśnięte wargi do miękkich, gorących ust Cory’ego, zanim jeszcze tak naprawdę zdecydował, co chce zrobić. Przecież to tylko cholerny pocałunek… nic więcej. Zatknięcie dwóch części ciała…
Niemałą satysfakcję dało Connor’owi zaskoczone sapnięcie i szok w oczach dręczącego go mężczyzny. Cory jednak za długo czekał na ten moment, za wiele razy sobie go wyobrażał, aby teraz nie skorzystać z okazji. To była jego jedyna szansa.
Byli tak blisko, że można było wyczuć ciepły oddech na ich twarzach. Rozgrzane ciała i pot mieszał w ich zmysłach. Cory stłumił jęk, głęboko w gardle. Językiem spróbował sforsować drogę do wnętrza ust Connora, mężczyzna jednak uparcie zaciskał wargi, szydząc z Cory’ego spojrzeniem. Nie myśląc wiele, Cory zacisnął palce we włosach Connora i brutalnie pociągnął. Mógł zrozumieć te wszystkie kobiety przed nim. Chciał posmakować tego mężczyzny i miał zamiar właśnie to zrobić. Jęk bólu i zdumienia sprawił, że Connor rozchylił usta, wciągając gwałtownie powietrze. Cory już tam był.
Wepchnął język w usta Connora tak głęboko, że przez chwilę myślał, czy nie zadławi mężczyzny. Nie chciał jednak ryzykować, aby ten go ugryzł. Pieszcząc i liżąc wnętrze gorących, wilgotnych ust Connora, nie dawał mu takiej możliwości. Na drżących nogach walczył z pożądaniem i smakiem zalewającym jego zmysły. Muskał gorącą pieczarę ust mężczyzny, zagubiony w rozkoszy i szukający wyjścia, tylko po to, aby wrócić po więcej.
Jego oddech utkwił gdzieś po środku jego piersi i nie było możliwości, aby chciał opuścić jego ciało. Całował Connora. Lizał go i pieścił! Praktycznie ślinił się w jego usta. Był tak smakowity. Pikantny i słodki jednocześnie. Cory był uzależniony i z smutkiem musiał przyjąć to do wiadomości. Nie mógł się jednak zagubić w pocałunku, bo Connor szamotał się i wyrywał, nie zważając na to, jak boleśnie były zaciśnięte pięści Cory’ego na jego włosach.
Osłabły z braku tchu uwolnił w końcu rozgniecione jego ustami, wargi Connora. Pozwolił jednak na niewielką odległość między ich twarzami, nie chcąc ryzykować, że tamten skorzysta z okazji, aby zwiać. Z determinacją patrzył w oczy dyszącego, wściekłego mężczyzny. Nawet nie pozwolił mu dojść do słowa.
– Jeszcze cztery – wyszeptał gorączkowo i przypił się do warg tamtego mimo protestów i parsknięć. Pieścił i lizał słodkie wypukłości i niewielkie wgłębienia, wcale tym razem jednak nie starając się dostać do środka.
Musiało zaskoczyć to Connora, bo jęknął sfrustrowany, nastawiony na walkę. Nie miał jednak z kim walczyć, chyba że ze samym sobą. Jego wielkie pięści, zaciśnięte brutalnie, praktycznie wyrwały dziury w koszulce na piersi Cory’ego.
Miał zamiar go odepchnąć! Naprawdę miał!
Cory jednak ssał jego usta jak odkurzacz, rozpraszając go językiem i przygryzaniem jego warg. Posyłając dreszcze niepokoju i zdziwienia przez jego ciało. Myśli nie chciały zostać w jego głowie, nawet kiedy bardzo chciał pamiętać o tym, że nie powinien pozwalać Cory’emu się całować.
Zwariowany, debilny, napastujący go desperat… Bezmyślnie i ze złością Connor przygryzł dolną wargę Cory’ego, mszcząc się na nim i na własnym nieposłusznym ciele i umyśle. Za mocno.
Jęk bólu i gorąca, słodka ciecz rozdzieliła tym razem mężczyzn. Cory zaskoczony, lekko zamroczony i nieprzytomny od ich pocałunków, polizał swoją dolną zranioną do krwi wargę.
– Jeszcze trzy – wymamrotał, smakując swoją krew zmieszaną z smakiem Connora. Jeśli był wściekły lub wystraszony, nie dał po sobie tego poznać. Okazało się za to, że nagle był dwa razy mocniej zdeterminowany. Wypuścił z dłoni włosy Connora i szybkim, sprawnym ruchem oderwał jego dłonie od swojej koszulki. Sekundę później praktycznie rozrywając delikatną materię na piersi opierającego mu się mężczyzny, trzymając za materiał, pchnął go na kontuar za jego plecami i przyparł całym ciałem. Wyładowanie elektrostatyczne między ich ciałami wprawiło Cory’ego w słodką wibrację. Jego bolesna, przekrwiona erekcja znalazła sobie słodkie miejsce, aby wpasować się w udo Connora.
„Co do cholery...” Connora utonęło w kolejnym duszą wstrząsającym pocałunku. Prawie brutalnym i domagającym się uległości. Zniewalający, śliski język Cory’ego nie brał jeńców. Żądał poddania się w każdym muśnięciu i pieszczocie.
O nie… Connor nie ulegał… nigdy. On brał, co chciał…
Zmiana sił nastąpiła tak szybko, że żaden z nich nie wiedział, jak to się stało. Connor już nie odpychał Cory’ego od siebie, tylko raczej zgniatał szczuplejsze, mniejsze ciało mężczyzny w swoich ramionach.
Mógł i chciał pokazać draniowi co nieco na temat całowania.
Każdy milimetr dwóch rozpalonych ciał przylegał do siebie idealnie. Cory czuł zawrót głowy. Czuł się zagubiony, pomimo iż Connor niemal boleśnie trzymał go uziemionego w swoich ramionach. Miał ochotę trzeć, jęczeć i znaleźć się jeszcze bliżej gorącego, muskularnego ciała Connora. Każda mijająca sekunda zabierała mu przyjemność pieszczących go twardych ust Connora. Ich języki walczyły o prawo do ust przeciwnika i władzę nad uległym.
Chciał więcej, chciał głębiej. Boleśnie podniecony praktycznie jęknął z rozpaczą, kiedy mężczyzna stanowczo oderwał usta od niego, unosząc głowę.
Stalowe oczy pałały gorączką i Cory był pewien, że nienawiścią.
To dobrze. Nienawiść to było znacznie więcej niż obojętność, na którą liczył… Z którą się liczył.
– Dwa ostatnie… – Connor wysyczał przez zaciśnięte zęby. Jego oczy przypominały małe szparki wypełnione płynną stalą. Jego twarz była zarumieniona i Cory bez poczucia winy oszukiwał się, że to był efekt podniecenia. Ciężki oddech mężczyzny owiewał twarz Cory’ego, ale też sprawiał, że ich ciała ocierały się o siebie, przyprawiając go o falę podniecenia. Jeśli tylko przycisnąłby biodra do duszącego wściekłością Connora, ten nie miałby wątpliwości, jaki wpływa ma na jego ciało ten wymuszony pocałunek. Connor jednak miał własny plan i karę dla Cory’ego. – Dwa ostatnie. Naciesz się nimi, póki możesz… Może nawet czegoś się nauczysz od prawdziwego mężczyzny – dodał z ironicznym, okrutnym uśmieszkiem, wprawiającym kolana Cory’ego w drżenie. Nie wiedział, czy uciekać, czy poddać i jęczeć z rozkosznej udręki. Mężczyźni przez nieskończoność stali w kleszczowym uścisku zmieniającym każdy oddech w torturę.
Serce praktycznie chciało wyrwać się na wolność przez boleśnie ściśnięte żebra Cory’ego. Nadzieja, jego największy, najzacieklej zwalczany wróg, zakradła się do duszy młodszego mężczyzny. Zanim jednak zdołał nawet przeanalizować słowa Connora, gorące domagające się posłuszeństwa usta mężczyzny złapały go w spiralę pożądania i rozkoszy.
Każde muśnięcie tych twardych, bezlitosnych warg zmieniało go w rozedrganą, rozchwianą potrzebę, rozpierającą się w każdej komórce jego ciała. Lgnął do Connora i trzymał z całych sił. Nie przyszło mu nawet na myśl, aby się opierać czy protestować, kiedy był pozbawiany tchu językiem w swoim gardle, czy kiedy prawie siniaczące mu biodra dłonie zaciskały się na nim boleśnie.
Łkanie umarło w krtani Cory’ego, zanim znalazło drogę na zewnątrz, ale Connor nadal mógł je posmakować. Tak jak lekko-metaliczny posmak krwi wyciśniętej ze zranionej przez niego wargi. Delikatny posmak kawy został wylizany już przy pierwszym pocałunku, niestety tylko wzmógł pragnienie Connora na więcej…
Na więcej kawy…
Z całą cholerną pewnością chodziło o kawę.
Nie miał zamiaru czerpać przyjemności z tego oszukańczego, wymuszonego pocałunku. To było logicznie, że coś czuł… nie był trupem. Pocałunek miał za zadanie działać… jakoś…
Tamte kobiety… po prostu go nudziły… nic więcej. Normalnie podniecałyby go… choć trochę. W minimalnym stopniu.
Cory Andrews nie zasłużył sobie na ten przywilej!
Connor zignorował swój coraz większy wzwód i z całą stanowczością zignorował ogromny pulsujący wzwód Andrews’a wbijający się w jego udo. Nie będzie się ocierał o drania jak zwierzę w rui.
Nie pozwoli też na to jemu. Znów zmiażdżył szczupłe biodra, unieruchamiając je. Nie mógł jednak skoncentrować się na wszystkim na raz.
Silne ramiona zaciśnięte na jego szyi więziły go. Niezmordowany język korzystał z każdej okazji, aby wedrzeć się do wnętrza jego ust, odbierając mu oddech, a wąskie biodra przypierały go we wszystkich właściwych miejscach. Cory konsumował go i pochłaniał, nie dając odporu jego zmysłom. Nawet już nie wiedział, którego z nich serce wali tak głośno, że echem odbijało się w jego głowie.
Musiał się  uwolnić!
Zdecydowany zakończyć pocałunek, Connor wylizał wnętrze ust Cory’ego… tak na finał oczywiście.
Zbadał podniebienie ponownie, tuż przed samym końcem…
Wessał wilgotny pracowity mięsień do własnych ust, żeby zaraz zakończyć to, co robili. Naprawdę postanowił, że dość tej zabawy jego zmysłami. Koniec i kropka.
Tylko Cory nie słuchał jego cichego polecenia. Niemy rozkaz, aby zabrał swoje wilgotne i opuchnięte usta, i trzymał przy sobie, pozostał bez odpowiedzi.
Czy nie wiedział, że może zrobić z mniejszym, szczuplejszym ciałem jego uwodziciela, co tylko chciał? Mógł go odepchnąć w każdej chwili. Skrzywdzić. Odebrać tę odrobinę władzy nad pocałunkiem, którą mu dał.
Wydusić oddech jednym uściskiem.
Miał nawet taki zamiar, kiedy go objął. Na serio. Właśnie dlatego trzymał go w ramionach tak kurczowo. Z tym, że ośmiornicowate ramiona Cory’ego również trzymały go w kleszczowym uścisku. Z desperacją.
Zadziwiało go to i ciekawiło. Nigdy jeszcze nikt nie pożądał go tak rozpaczliwie. Trzeba było przyznać, że podziwiałby odwagę mężczyzny, gdyby nie był taki wściekły na bezczelność, z jaką założył, że dostanie to, czego chciał…
Eee….
Z językiem głęboko w swoim gardle, uwodzącym go, dręczącym i podniecającym, Connor odczuł potrzebę, aby po raz pierwszy w życiu się zarumienić. Cory dostał dokładnie to, czego chciał… I pozostawało Connorowi mieć tylko nadzieję, że pocałunek był jedyną rzeczą, której mężczyzna pragnął.
– Czy już zdecydowałeś, z kim udasz się na kolację…? – radosny głos, wysokiej blondynki z optymizmem wpadającej do budki, rozdzielił zasapanych, podnieconych mężczyzn. – CO tutaj się dzieje? – wydarła się wściekła. Kiedy jednak za jej plecami pokazały się kolejne osoby, ostentacyjnie zakryła dłońmi usta, zszokowana.
Connor z Corym spojrzeli na nią nieprzytomnie, stojąc w swoich objęciach jak zamurowani. Zbyt szybko zakończony pocałunek pozostawił ich w niedosycie i złości.
Przez cały ten czas, wlekący się dla oszołomionego Cory’ego, mężczyzna czekał z bólem w sercu na moment, kiedy zostanie odepchnięty. Wyzwany, może nawet oskarżony o napaść. Sponiewierany i obrażony.
To miało się wydarzyć w każdej sekundzie.
Już … z pewnością teraz…
Dlaczego więc jego ramiona nadal oplatały szyję sztywno stojącego Connora, to nie miał pojęcia. Nie miał pojęcia o niczym. Co robić? Jak się zachować? Co powiedzieć?
Pustka i cisza w jego głowie paraliżowała go, pozostawiając bezwolnym obserwatorem całej sytuacji. Jak wiele by sobie nie wyobrażał możliwości rozwoju sytuacji, przyłapanie przez osoby trzecie i ich ingerencja, nie przyszła mu na myśl.
– Connor, co ty robisz? – pytanie jak nieprzyjemny zgrzyt odbiło się o cienkie ścianki budki. To był ten rodzaj dźwięku, od którego człowiekowi spływał zimny pot po plecach. Blondynka, pretendująca na stanowisko kolejnej kochanki Connora, nagle poczuła się zagrożona. W jej wersji bajki to miał wybrać na romantyczną kolację we dwoje. Miał paść ofiarą jej czaru i powabu.
W tej chwili jednak, jego zamglony wzrok i opuchnięte wargi świadczyły o tym, że była ostatnią osobą na jego myśli. Ten mały, niewydarzony drań dorwał się do niego i położył na nim swoje obrzydliwe łapska.
Najwyraźniej trzeba było przypomnieć Connorowi, że preferował kobiece wdzięki i krągłości.
Na sztywnych nogach podeszła do mężczyzn i spróbowała ich rozdzielić. Trudno było jednak cokolwiek osiągnąć, kiedy obaj jak na rozkaz zacisnęli ramiona na sobie.
– Nie rób scen – syknęła do Cory’ego i znów łapiąc szczuplejszego mężczyznę za przedramię, szarpnęła go, odrywając od Connora. Tym razem rozdzieliła ich i Cory, pozbawiony wsparcia, zachwiał się na miękkich nogach. Cały otaczający go świat uderzył w niego z impetem.
Śmiech, niedwuznaczne komentarze i tłok we wejściu do budki sprowadziły go na ziemię z hukiem. Nawet nie miał szans.
Nie miał nagle odwagi, aby spojrzeć na zapędzonego w róg Connora. Musiał stamtąd wyjść… natychmiast, inaczej rozpadnie się na oczach tych wszystkich ludzi.
Zebrani wokół nich mieli jednak zbyt dobrą zabawę ich kosztem. Nie mieli ochoty pozbawić się tak przedniej rozrywki. Zwłaszcza z udziałem wyniosłego Connora St. Charlesa. Zablokowali wyjście, wyzywając Cory’ego, aby zrobił scenę i uciekł jak wystraszony chłopczyk.
– Oww… nie odchodź. Chcemy wiedzieć, kto wygrał… Wszyscy czekaliśmy na moment, w którym St. Charles wybierze najlepszy pocałunek …
Komentarze padały na prawo i lewo, ale Cory nie miał pojęcia, kto je wypowiada, bo okrutny śmiech tych ludzi zmroził go do szpiku kości. Przed jego oczyma twarze tańczyły, przyprawiając go o zawrót głowy. Wróciło wszystko… ze zdwojoną mocą.
Strach, drżenie, obawy, wątpliwości…
Co tutaj robił? Co on sobie wyobrażał?
– Cory wygrał! 
Ni z tego, ni z owego nagle przy jego boku zjawił się Connor. Pozbierany, zimny i opanowany. Nawet włosy miał przygładzone. Blondynka niemal wpadła na jego plecy, nie odstępując go na krok.
– Co?
– CO?
– COO?
Najwyraźniej wszyscy chcieli poznać odpowiedź na to pytanie, z Corym włącznie. Mina mężczyzny była jednak nieprzenikniona. Tylko nieugięte spojrzenie, ostrzegło Cory’ego, że czegokolwiek  by oczekiwał, to się rozczaruje. Właśnie nadszedł moment zapłaty za jego szaleństwo. Bez ceregieli czy słowa wyjaśnienia Connor chwycił Cory’ego za przedramię i ruszył do wyjścia.
Tym razem nikt nie ośmielił się zablokować przejścia. Odeszli, ignorując przyciszone komentarze, niedowierzające szepty kobiet i podśmiewanie się mężczyzn.
Prowadzony za rękaw jak niegrzeczny chłopiec, Cory pozwolił się wyprowadzić z gąszczu ciekawskich ludzi. Cokolwiek Connor zamierzał, nie mogło być dobre. Szkoda tylko, że nie brał pod uwagę tego, że właśnie tego dnia i w tym właśnie momencie władza nie należała do niego.
- Gdzie mnie ciągniesz? – zapytał cicho i spokojnie. Wyraźnie drgająca z wściekłości żyłka na brodzie Connora wcale nie robiła na nim wrażenia… no może odczuwał nieprzepartą ochotę, aby ją polizać…
- Idziemy na pracowicie przez ciebie zapracowaną kolację. – Connor wycedził przez zęby, zimno spoglądając na niego z góry. – Pogadamy sobie…
Cory stanął, wyszarpnął przedramię z niemal bolesnego uścisku i zmierzył mężczyznę ironicznym spojrzeniem.
- Nie.
Odszedł, zanim Connor zdołał sformułować jakikolwiek protest czy obiekcje. Cory nie miał mu nic do powiedzenia. Dostał dokładnie to, po co przyszedł. Nie było o czym dyskutować.


Connor stał jak wbity w ziemię, ziejąc zimnym ogniem nienawiści i wściekłości. Czuł jak całe jego ciało wibruje z tłumionego gniewu.
Co gorsze, wcale nie był taki zły z powodu pierwszego w swoim życiu pocałunku homoseksualnego, na dodatek w tłumie jego współpracowników i znajomych.
Nie, jego do apopleksji doprowadzały oddalające się od niego, szczupłe plecy Cory’ego Andrewsa. Bez mrugnięcia okiem, bez czekania na dyspozycje, drań odwrócił się na pięcie i odszedł od niego, zostawiając go stojącego w środku tłumu jak idiotę. Miał nieprzepartą ochotę podążyć za tym małym… i sprowadzić do poziomu. Pokazać kto tu rządzi. Udowodnić…
Blond pirania wyczuwając krew, jak na zawołanie była przy jego boku. Jej sztucznie naciągniętą twarz, szpecił grymas wymuszonego uśmiechu. Connor na serio nie miał w tym momencie natchnienia i cierpliwości, aby się z nią użerać.
- Nie teraz Margo. – Uciął wszelką paplaninę i pytania, zimno i skutecznie. Bez emocjonalnie rozejrzał się po najbliżej stojących osobach i zdecydowanym skinieniem przywołał do siebie nieopodal stojącą młodą, nieśmiałą sekretarkę. Nie pamiętał jej imienia, ale pamiętał, że praktycznie uciekła, kiedy zaledwie musnął jej usta własnymi. Miała dziś szczęście, wygrała.
Uczucie, że zabiera na kolację nagrodę pocieszenia, zamiast tego czego naprawdę chciał, zdusił w sobie brutalnie, wyrzucając z myśli, zanim jeszcze zdołało się zagnieździć. Jeszcze bardziej wściekając się na siebie, wdziewając kolejną warstwę arogancji i oziębłości, złapał kobietę za łokieć i zwracając się do otaczającego go w dalszym czasie tłumu, oświadczył.
- Przedstawienie skończone…
Odszedł z oszołomioną, krwiście zaczerwienioną sekretarką, ignorując absolutnie całe otoczenie i parskającą, jak wściekła kocica, Margo. Mógł się założyć, że wbijała w dłonie swoje polakierowane pazury z wściekłości…



To opowiadanko było chwilą natchnienia już jakiś czas temu. Może przerodzi się w coś wyjątkowego...
Pozdrawiam  
PS. Dla chętnych kopia ebooka w pdf z autografem :)

19 komentarzy:

  1. Nie wolno Ci skończyć w takim miejscu. Proszę dokończ. I powtórzę za Twoim kolegą, dalsza część powinna być zakończona Happy Endem.

    Dodam jeszcze, że współczuję takiego obiegu w konkursie na e-booka miesiąca, widać ktoś bardzo złośliwy Ci to zafundował.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo za komentarz. Miło mi zawsze je dostawać. Przyznam, że dodaje mi to natchnienia.
    W chwili obecnej mam dwa pomysły na to jak zakończyć to opowiadanie :) Zobaczymy co z tego wyniknie..., ale będzie ciekawie to na pewno!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. jak to dostałaś dwie negatywne recenzje?? ludzie chyba nie potrafią czytać i doceniać talentu innych!!

    mam pytanie: czemu Twoi bohaterowie maja "zagraniczne" imiona? nie może być Janusz, Marek, Paweł itd?

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    bardzo dziękuję i niezmiernie mi miło, że uważasz, że mam talent! Mam nadzieję, że ebook, który wygrałeś ci się podoba (sorry, że zapomniałam dosłać ten drugi :( naprawię to)
    Przyznam, że są przynajmniej dwa główne powody dla których używam imion obcobrzmiących. Zaczynałam pisać z myślą, że będę wydawać po angielsku i polskie imiona sytuowałyby ich w Polskiej rzeczywistości, a z osobistych pobudek,jeszcze nie jestem w stanie pisać o Polsce.
    Po za tym kocham egzotyczne imiona, jestem kosmopolitanką w duszy i nie lubię granic :)
    Pozdawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. za objaśnienia dziękuje:)

    a o tym, że masz talent i jakie wrażenie zrobiło na mnie Twoje opowiadanie, które wygrałem, opisałem w swoim blogu. Zamieściłem nawet link do głosowania:)

    pzdr Kosmopolitko:)

    OdpowiedzUsuń
  6. he he he - wiem że kosmopolitka, ale i tak za każdym razem piszę 'kosmopolitanka' nawet sama nie wiem czemu. To pewnie siła złych przyzwyczajeń!
    A na bloga lecę zobaczyć, co napisałeś!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś. Ja również będę Cię czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, to ja bardzo się cieszę!
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej. Nie rozumiem jak można kończyć w najlepszym momencie ;) Uwielbiam szczęśliwe zakończenia i nie wyobrażam sobie tu innego. I z chęcią chciała bym dostać kopię ze szczęśliwym zakończeniem na pdf to bym sobie wgrała na Kindla ;)
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam, super, że ci się podobało. Pracuję na zakończeniem, choć trudno mi powiedzieć kiedy uda mi się dokończyć.( 2-3 tyg) Mam kilka WiP w tym momencie ;)
    Z przyjemnością wyślę kopie pdf, kiedy będzie cała.
    Pozdrawiam i zapraszam do przeczytania innych moich opowiadań.
    AkFa

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej. Dzięki za link do siebie. :D Zanim zacznę coś czytać muszę się połapać co i jak, bo jak wchodzę do działu opowiadania to zawsze wywala mnie na sam dół strony, aż do gadżetów "obserwatorzy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, super że zajrzałaś.
      Mnie też niestety cały czas wywala w dół strony, ale wystarczy przesunąć stronę w górę pobocznym paskiem, lub myszką. Niestety nie wiem dlaczego tak się dzieje.

      Mam nadzieję, że opowiadania się spodobają i napiszesz co sądzisz.
      Pozdrawiam :)
      AkFa

      Usuń
    2. Zdecydowanie napiszę. :D Mam pytanie Twoje opowiadania są w częściach i będziesz dodawał dalej czy są to jednoczęściówki?

      Usuń
  12. Nie, zdecydowana większość jest zamieszczona jako całość na raz. To jedno to taki przedsmak, bo zamierzam je dokończyć. Reszta jest zakończona z wyjątkiem "Mój chłopak nie jest gejem" i "Mój chłopak nie jest gejem...nadal", ponieważ powstanie kolejna część o Mattcie i Donattelo pt: " Mój chłopak jest gejem" :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam Budkę z Pocałunkami. I na usta ciśnie mi się WOW. To było ekstra. Podziwiam odwagę Cory'ego. Ja bym uciekła tuz przed wejściem, a on wszedł i nie ustąpił. Pocałunek, a raczej pocałunki, były gorące. Ten opór Connor'a jak najbardziej zrozumiały. Przecież jest heteroseksualny, a tu jakiś facet, którego z dodatku nie lubi, daje mu bileciki. Właśnie kto powiedział, że takie coś jest tylko dla kobiet, jeżeli w budce znajduje się mężczyzna i na odwrót. Każdemu kto ma bilet należy się nagroda. A co do nagrody, To Corry z niej zrezygnował i miał rację. dostał to po co przyszedł. Nie brał udział w konkursie, a co mu po kolacji z kimś kto go nie lubi, gardzi nim. Przecież za jakiś czas może mieć znacznie więcej. W każdym razie taką mam nadzieję. ::D
    Czekam na dalsza część i oczywiście nie tylko na jedną. Lubię czytać długi opowiadania, a Ty trafiłaś w, mój spragniony męsko męskich związków, gust. :D
    Postaram się w ciągu najbliższych dni przeczytać resztę. Już wypisałam sobie tytuły. O ile się nie mylę, to jest właśnie seria, o której wyżej wspomniałaś i czekam na ciąg dalszy, lubię zakończone opowiadania, oraz "Nie stój. Całuj" i "Po prostu przyjaciele". :D

    Wyłapałam kilka drobnych błędów.
    "Tylko trzy, ale wszystkie te, które odeszły, nadal stały w pobliżu, chichocząc i podśmiechując się." Co do "podśmiechując" to chyba bardziej powinno być "podśmiewając"
    "Na sztywnych nogach podeszła do mężczyzn i spróbowała ich rozdzielić. Trudo było jednak cokolwiek osiągnąć, kiedy obaj jak na rozkaz zacisnęli ramiona na sobie." W "Trudno" zabrakło "n"
    "Bezemocjonalnie" To chyba powinno być osobno Bez emocjonalnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki za podpowiedź! To pomaga wyłapać mi to, co do tej pory umknęło mi przy sprawdzaniu.

    Cieszę się bardzo, że opowiadanie ci się tak bardzo podobało. Mam nadzieję, że reszta również przypadnie ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Boskie, cudowne, przewspaniałe opowiadania. Wszystkie mają swój urok. Dla mnie jedyną wadą jest to, że są tak krótkie. I czekam też na wyciskacze łez kończące się Happy Endem. I widać, że lubisz z domniemanych hetero robić homo. Kocham Cię za to. :)

    Czy "Budka z pocałunkami" będzie miała ciąg dalszy? Ja chcę Cory'ego i Connora razem. Pragnę ich seksu.

    Karu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Karu, cieszę się, że opowiadania ci się podobają. Mam nadzieję, że napiszesz więcej komentarzy, za które z góry dziekuję :)

      Tak, Cory przyszpily Connora, tak że biedak nie będzie wiedział co go trafiło ;) Postaram się pośpieszyć :D
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. To idealnie. Będę czekać na drugą cześć. :)
      Karu

      Usuń

I co sądzisz?